W poszukiwaniu muzycznych odpowiedników (playlista 16)

Zaległości to moja specjalność, ale mam nadzieję, że ich pełne uporu nadrabianie też stało się już znakiem firmowym Polifonii. Raz jeszcze w środę, ale i pod tym względem już wychodzę na prostą. Tym razem proponuję 7 nowych nagrań z aż 8 wydawnictw (nietypowo – wyjaśnienie na końcu notki), z przewodnim motywem poszukiwania odpowiedników, którym zamierzam kupić Waszą uwagę – choćby do pierwszego fragmentu muzycznego, bo po urlopie mam tony znakomitych nagrań na wszelkiego rodzaju nośnikach dźwiękowych. Zacznijmy tak:

XYLOURIS WHITE Daphne 5’07” z albumu:
XYLOURIS WHITE Mother, Bella Union 2018, 7/10 Jeśli jeszcze nie wiecie, kto to George Xylouris – to taki grecki Adam Strug. Śpiewając i grając na lutni, tu i ówdzie coś uwspółcześni, ale ogólnie z charyzmą czerpie z prastarej tradycji pieśni. Tyle że w tym wypadku jeszcze dłuższej. Bo tak już jest, że niektórzy mają dłuższe – tradycje rzecz jasna. Jim White, jego kompan (ich poprzednią duetową płytę pod szyldem Xylouris White już opisywałem), był z kolei członkiem Dirty Three. To perkusista o dużej wyobraźni, którą – mam wrażenie – prezentuje tu lepiej niż poprzednio (choćby w Achilles Heel), bo Mother to album nieco bardziej powściągliwy, subtelny, refleksyjny, przestrzenny. Od folkowych fragmentów niepostrzeżenie przechodzi jednak do mocnych, dysonansowych, snuje opowieść bez presji, bez pośpiechu, największe wrażenie robiąc w Call and Response czy końcowym Lullaby, gdzie (podobnie jak na początku płyty) nieco poszerzona paleta instrumentalna poszerza nagle harmonię, jak gdyby wprowadzała dodatkowy kolor. Już dla takiej jednej chwili warto posłuchać.

THE LIMIÑANAS feat. ANTON NEWCOMBE Istanbul Is Sleepy 3’52” z albumu:
THE LIMIÑANAS Shadow People, Because 2018, 7/10 Maksimum tego, co można uzyskać we wtórnej dość konwencji. Sympatyczne francuskie trio, a dziś już duet The Limiñanas robi bowiem świetny jakościowo przegląd przez różne rejony psychodelii, wraz z grupą przyjaciół, których pojawienie się sygnalizuje zmiany stylistyczne. Anton Newcombe z Brian Jonestown Massacre pcha grupę w stronę wyniosłego, narkotycznego i chłodnego grania w stylu The Velvet Underground, Emmanuelle Seigner – w rejony Spiritualized, a utwór z Bertrandem Belinem to psychodelia francuska spod znaku Gainsbourga, podszyta poetyckością chanson. Wreszcie The Gift z Peterem Hookiem to hołd dla New Order, a Pink Flamingos – dla Pink Floyd. Końcowe De la part des copains to psychodelia z rejonów Americany i soundtracków Morricone. Wszystko przepysznie zrealizowane, choć – jak wspomniałem na wstępie – szklanego sufitu naśladownictwa nie przebije.

MOON DUO Jukebox Babe 6’24” z singla:
MOON DUO Jukebox Babe/No Fun, Moon Duo 2018, 7/10 Nie zdarzyło mi się jeszcze w tych zestawieniach nagrań prezentować singli, ale okazja jest świetna, bo to jeden z pierwszych singli nowego roku, które do mnie dotarły i mnie zaciekawiły. A przy tym Moon Duo to przecież amerykański odpowiednik opisywanego wyżej duetu The Limiñanas. Także ich interesuje przede wszystkim język retro i psychodelii, przy czym na tym wydawnictwie nie ukrywają ambicji ani przez moment – chodzi o muzyczne hołdy dla nieżyjącego Alana Vegi i jego Suicide (utwór numer jeden) oraz dla The Stooges (utwór No Fun, skomponowany na 70. rocznicę urodzin Iggy’ego Popa). Producentem obu nagrań jest Sonic Boom, więc brzmieniowo bez zarzutu dwa dolary (plus podatek dla nabywcy europejskiego) wysupłać warto. Chyba że ktoś woli posłuchać sobie we współczesnym jukeboxie, czyli w streamingu.

FIRST AID KIT Fireworks 4’35” z albumu:
FIRST AID KIT Ruins, Columbia 2018, 6/10 Kibicuję dwóm szwedzkim siostrom od początku i tu muszę zanotować lekki spadek formy. Wokale są wyprodukowane jak jeszcze nigdy – podkreślam: wyprodukowane, początki FAK to po prostu swobodne śpiewanie niczym przy ognisku – a piosenki nieco gorsze niż na poprzedniej, koncernowej już, płycie Stay Gold. Niesamowity finał w Nothing Has To Be True w stylu najlepszych utworów Joni Mitchell albo Emmylou Harris, ale z potężną instrumentalną kodą, pozwala jednak podróż przez mielizny tego albumu zakończyć z podziwem, jaki towarzyszył poprzednim płytom. Wklejam stylowe wideo do piosenki Fireworks, które lepiej oddaje albumową średnią.

WE WILL FAIL Night 5’12” z epki:
WE WILL FAIL Schadenfreude, Refined Productions 2018, 8/10 Skoro już zająłem się dziś mniejszymi płytami, muszę wspomnieć o epce We Will Fail, która inauguruje właśnie (jako DL i 12″ w 350 egz.) działalność nowego labela Refined Productions. Labeli ci u nas dostatek, ale jeśli każdy miałby się inaugurować równie udanym wydawnictwem, to poproszę więcej. Oba nagrania czołowej polskiej producentki rozumnego – nazwijmy to, żeby nie powielać amerykańskich sformułowań – techno pną się do góry w przenikliwych arpeggiach i wydają się nie tylko najmocniejsze, najmniej schowane w abstrakcji, ale zarazem najbardziej udane w całym jej dorobku. Dwa remiksy utworu Night zdecydowanie na korzyść tego pierwszego. Wersja autorstwa Ziúr, berlińskiej „vis-a-vis” We Will Fail, artystki nagrywającej dla Planet Mu, zdążyła już narobić trochę zamieszania w sieci. Druga, autorstwa Eomaca z Irlandii, jest – jak na jedynego mężczyznę w zestawieniu – najdelikatniejsza, ale zarazem jako jedyna niczego tu emocjonalnie nie buduje, więc tym razem można było bez parytetów zamknąć sprawę w kobiecym gronie.

DUY GEBORD Dowsing 7’11” z kasety:
DUY GEBORD ʤ, Pointless Geometry 2018, 7/10 Z aż trzech pięknie wydanych kasetowych nowości Pointless Geometry wybrałem na razie nowy materiał Radka Sirko. Dlatego, że wydaje się najsensowniejszym kolejnym krokiem po przesłuchaniu epki We Will Fail, ale też dlatego, że to chyba najbardziej przystępny zestaw tego artysty, jaki słyszałem, wchodzący ze słuchaczem w grę pełną sprytu – od chłodnych, regularnych beatów z atrakcyjnie zmieniającym się drugim planem, przez bardzo przewrotne w podejściu do melodii Hating All Music, przechodzi perfidnie niepostrzeżenie do finałowej kąpieli w noisie. Duy Gebord rozsadza konwencje, wodzi słuchacza za nos, jak się wydaje z pełną świadomością i w sposób, który sprawia najwyraźniej przyjemność i wodzącemu, i wodzonemu. I bez żadnych dopowiedzeń na temat odpowiedników. A w kolejce już nowe nagrania m.in. Fischerle i Jakuba Lemiszewskiego.

SUN RA Nice Work If You Can Get It (G. Gershwin) 1’45” z albumu:
SUN RA Plays Gershwin, Enterplanetary Koncepts 2017/Sun Ra Bandcamp 2018, 7-8/10
SUN RA AND HENRY DUMAS The Ankh and the Ark, IKEF 2001/Sun Ra Bandcamp 2018, 4/10 Dzisiejszy przegląd zakończę w nieco innej stylistyce – dwoma kolejnymi wydawnictwami Sun Ra z niekończącej się serii cyfrowych wznowień (co miesiąc pojawiają się nowe) publikowanych na bandcampowym profilu, który ktoś prowadzi w imieniu nieżyjącego od wielu lat artysty. W styczniu ukazała się kompilacja prezentująca aranżacje utworów Gershwina, jakie zdarzało się grać Sun Ra. Zrealizowane w ciągu niemal 40 lat, różnią się diametralnie, tak podejściem, jak i jakością nagrań. Część z nich balansuje na pograniczu słuchalności, inne to pięknie, choć prosto zrealizowane archiwalia. Są rzeczy niepublikowane poza tym zestawieniem – choćby skrócone podejście do słynnej Rhapsody in Blue, mamy tu dwie wersje ‚S Wonderful, w tym ta z Hattie Randolph przed mikrofonem. Ja jednak z największą przyjemnością wróciłem do dwóch króciutkich, ale znakomitych wersji nagranych z męską grupą wokalną The Nu Sounds, z którą Sun Ra zarejestrował więcej amerykańskich standardów. Za to drugie styczniowe wydawnictwo – reedycja rozmowy prowadzonej z Sun Ra przez afroamerykańskiego aktywistę i poetę Henry’ego Dumasa. Rzecz dotyczy głównie kwestii kształtującej się tożsamości artystycznej pianisty i aranżera, a do tego kwestii duchowości i sztuki. Wyjątkowo łatwiej i przyjemniej będzie prześledzić najważniejsze wątki na piśmie, słuchając jakichś innych nagrań Sun Ra Arkestra. Dlatego nie załączam nagrania z drugiej z płyt. To jest to wyjaśnienie, które sygnalizowałem na początku – mam nadzieję, że powyższe nagrania sprawiły, że już zapomnieliście, o co w ogóle chodziło. Bo zasadniczo właśnie o taki efekt w tym wszystkim chodzi. Przychodzicie po wyjaśnienie, a wychodzicie z choćby jedną płytą, której nie znaliście wcześniej.