Jak nie słuchać
Słuchanie w podróży to nic miłego: wcześniej czy później trzeba porzucić dotychczasowe obyczaje związane z ulubionymi głośnikami i użyć słuchawek. Co więcej, trzeba użyć smartfona. Do pewnego momentu woziłem jeszcze osobny odtwarzacz, ale w pewnym momencie telefon zaczął oferować większe możliwości, więc przestałem inwestować w cokolwiek innego niż telefon – nie będę tu reklamował marki, choć zestawienia z łatwością znajdziecie – z możliwie dobrym układem audio obsługującym formaty audio wysokiej rozdzielczości i jeszcze z wzmacniaczem słuchawkowym o powiększonej mocy. I wszystko pięknie, ale ile się musiałem nawyłączać, żeby posłuchać nowej płyty tUnE-yArDs.
Czwarty album Merrill Garbus to niezły pretekst do tego, żeby powalczyć z dużym dźwiękiem. Jak zwykle sporo się tu opiera na niższych częstotliwościach – wprawdzie pozapętlane perkusyjne linie bywają nieco lżejsze niż poprzednio, to basista Nate Brenner, już jako pełnoprawny członek tUnE-yArDs (projekt oficjalnie powiększył się do rozmiarów duetu), szaleje często na pierwszym planie, a bywa, że z harmoniami wokalnymi Garbus robi to już spory tłok w aranżacji. I Can Feel You Creep Into My Private Life nie jest pod żadnym względem albumem minimalistycznym. Jest tu trochę z przyjemnej natarczywości Animal Collective, nieco mniej przyjemnej natarczywości Vampire Weekend, przebojowej wyrazistości Moloko, ale też – o dziwo – znajdzie się moment zabawnie bliski Red Hot Chili Peppers (linia refrenu Coast to Coast). Nadmiar ekspresji towarzyszy nadmiernie – zdaniem niektórych, dla mnie w normie – zaangażowanym społecznie tekstom, kreującym nowy obraz lewicowego (a jakże) politycznego zaangażowania – tekst i muzyka najlepiej splatają się w utworze Colonizer, choć dobrze jeszcze w robiącym świetne wrażenie końcowym Free. Do czego dochodzi spory ładunek nieskrępowanej zabawy. Muzyka tUnE-yArDs jest trochę jak egzaltowana koleżanka – nie byłoby bez niej dobrej imprezy, choć czasem na dalszą metę trudno byłoby z nią wytrzymać.
I tu właśnie pojawia się aspekt hi-fi. Słuchanie tej płyty raz za razem może być trochę wyczerpujące, a smartfon okazał się mieć fabrycznie włączony specjalny system opracowany wspólnie z laboratorium Dolby, czyli coś, co dobrze brzmi głównie na papierze – w rzeczywistości jest typowym podbiciem niskich i wysokich tonów, tym rodzajem wspomagania, które sprawi, że pięć minut z muzyką wyda się objawieniem, ale już godzina – katorgą. Szczególnie gdy mamy do czynienia z dzisiejszymi płytami, które mają spektakularnie brzmieć z założenia.
Żeby powyłączać funkcje owego systemu trzeba spędzić ze smartfonem ładnych parę minut – za to po drodze dowiedzieć się można, że został opracowany przede wszystkim z myślą o ludziach słuchających przez głośnik w komórce. A właściwie DWA głośniki, bo geniusz konstruktorów urządzenia kazał im stworzyć z niego monofoniczny system dwudrożny. W praktyce jest to taki sam dramat jak system z jednym głośnikiem, ale w opisie na pewno zyskuje. Podobnie jak jeszcze jeden system, który musiałem po drodze wyłączyć – ten, który dostosowuje odsłuchiwany materiał (a w moim wieku: poziom utraty słuchu) do naszego słuchu. Co znów sprowadza się do tego, żeby niskie i wysokie tony zaprezentować odpowiednio głośniej. Lepiej więc powyłączać wszystkie systemy polepszające dźwięk, po czym na koniec wyłączyć jeszcze zabezpieczenie przed zbyt głośnym słuchaniem – tak żeby móc tego dźwięku podanego bardziej bezpośrednio posłuchać z odpowiednią mocą. Choć w wypadku nowego tUnE-yArDs nawet to nie daje gwarancji zadowolenia.
A podróż – dziękuję, niczego sobie. Być może wrażenia z niej po prostu przyćmiły te muzyczne. Ale na tym dziś poprzestanę, bo nie chcę, żeby stało się to, co przeczuwa Merrill Garbus w tytule swojej nowej płyty.
TUNE-YARDS I Can Feel You Creep Into My Private Life, 4AD 2018, 6-7/10