Lekko, łatwo, przyjemnie, choć nie zawsze naraz (playlista 15)

Dzisiejszy zestaw prosto z krótkiego urlopu, więc odpowiednio krótszy i zasadniczo lżejszy w charakterze. A do tego wyjątkowo spóźniony – w środę, a nie we wtorek. Ledwie 40 minut, 6 nagrań i 6 wydanych w ostatnich dniach nowych albumów – może nie całkiem wielkich, ale interesujących. Ciąg dalszy wkrótce, chociaż tu, gdzie jestem, mało czasu pozostaje na słuchanie muzyki.

POLA RISE Fear 4’13” [z albumu:]
POLA RISE Anywhere But Here, Warner 2018, 6-7/10 Słusznie przełożona na nowy rok premiera dobrze zapowiadającej się wokalistki, choć wchodzącej na nieco już zmęczoną electropopową część rynku. Zmęczoną, bo trudno produkcją przebić ostatnie nagrania Kari, witalnością – The Dumplings, a bezpośredniością – śpiewane po polsku piosenki Bovskiej. Jest w tym na pewno wizja i konsekwencja – mimo udziału różnych producentów (m.in. Manoid, Robot Koch, Jan Pęczak) płyta jest spójna. Dość sterylne rytmy, barwy tradycyjnych instrumentów w charakterze uzupełnienia, wysokie partie wokalne śpiewane po angielsku – a zarazem stylistycznie po skandynawsku – z paroma chwytliwymi refrenami (szczególnie Highway, jako drugi wybrałbym OhOH – co ciekawe żadnego nie ma na liście piosenek promujących album) i paroma momentami, gdy udało się stworzyć naprawdę wyjątkowy nastrój (Fear). Kariera The Dumplings potwierdza, że w tych rejonach bez wyczucia melodii nie ma mowy, znaczna część tej płyty hołduje jednak myśleniu pętlami i składaniem kompozycji z klocków – bardzo nowoczesnych brzmieniowo, ale utrzymanych na jednostajnym poziomie, mało dynamicznych (jak pierwszy na płycie Go Slow). W sumie to wszystko dobrze rokuje, choć – żeby wykorzystać polski szlagier – jest bardziej nadzieją na przyszły rok niż gwiazdą w ciemności.

SHAME One Rizla 3’34” [z albumu:]
SHAME Songs of Praise, Dead Oceans 2018, 7/10 Nudne jest to, że znowu mocny rockowy sygnał startowy w nowym roku daje zespół z Londynu. Odświeżające jest to, jak na tej postpunkowej – ale nagranej z ewidentnie komercyjnymi ambicjami – płycie gitarzyści bawią się wspólnym graniem. Zachrypnięty Charlie Steen wydaje się niezłym frontmanem, choć przy okazji tej dziesiątki utworów trochę się chowa za gitarowymi aranżami. Materiał robi z kolei wrażenie dopracowanego – od znanego wcześniej Tasteless, które premierę miało jeszcze w ubiegłym roku, po znakomity One Rizla. W końcówce tracą energię, ale może to moje zmęczenie – w każdym razie włącznie z długawym finałowym Angie bywa już odrobinę rozczarowująco.

CHRISTIAN KLEINE City Nights 5’56” [z albumu:]
CHRISTIAN KLEINE Electronic Music from the Lost World 1998-2001, ASIP 6/10 Jeśli chcecie zapytać, czym się różniły dla mnie nagrania Christiana Kleine w okresie opisanym w tytule tej płyty, na przełomie wieków, od utworów innych twórców IDM, to mogę odpowiedzieć tak: jeśli tamte były grami platformowymi, to Kleine tworzył przygodówki. W jego kompozycjach zawsze było trochę więcej narracji, mniej abstrakcji, zawsze – jak to utwory ze sceny niemieckiej – trochę większą wagę przywiązywał do formy, starannie zaplanowanej, ładnie zamkniętej. Słychać w tym było wykształcenie muzyczne. Imponowało mi to i odróżniało od innych twórcę, którego niewydane utwory z tamtych czasów, ewidentnie drugoplanowe, choć ciekawe także w tych czasach, przedstawia ta kompilacja. Dziś stylistyka Kleinego nieco zblakła, brzmieniowo odstaje od tego, co się robi (a publikuje stale albumy na Bandcampie), ale ma ten album mocne momenty i przypomina kawałek ciekawych bezdroży ówczesnej elektroniki.

BLACK REBEL MOTORCYCLE CLUB Question of Faith 5’16” [z albumu:]
BLACK REBEL MOTORCYCLE CLUB Wrong Creatures, Abstract Dragon 2018 6-7/10 BRMC mają 20 lat, w co trudno pewnie uwierzyć, biorąc pod uwagę, że byli utożsamiani z „nową falą rocka” na początku nowego wieku. Z powrotem ogólnie pojmowanej „garażowości”. I biorąc pod uwagę również to, że nigdy nie grzeszyli oryginalnością. Sam dziwię się sobie, wystawiając relatywnie wysoką notę tej płycie, ale choć mroczna i duszna jest do znudzenia, to naprawdę porządna rzemieślniczo, dopracowana w studiu, a utwór Question of Faith to ukryty szlagier, jakich w repertuarze grupy nie znalazłem dotąd wielu. Świetny jest też finał – nagrania All Rise, a całość powinna zainteresować tym razem nie tylko miłośników TJAMC, ale także zbłąkanych fanów U2 (Calling Them All Away, King of Bones).

JAGUWAR Crystal 5’16” [z albumu:]
JAGUWAR Ringthing, Tapete 2018, 4/10 Niemiecki zespół z Drezna zaczął rok 2018 wcześnie, trzeba więc to było wykorzystać i posłuchać, a później – natychmiast pożałować. Założenie, by grać shoegaze, miłe jest, ale trąci banałem, a grupa jeszcze nie do końca wyszła ze stadium amatorskiego, w którym wokalista wstydzi się, że śpiewa, perkusista z trudem mieści się w takcie, a decyzja o tym, by w garażu wykreować brzmienie My Bloody Valentine, wydaje się oczywista. Utwór Crystal ma w sobie dużo uroku, ale reszta wyszła drugorzędna, z założenia wtórna wobec My Bloody Valentine i The Cure, dość pretensjonalna, a do tego źle nagrana.

DEAN McPHEE Four Stones 14’37” [z albumu:]
DEAN McPHEE Four Stones, Hood Faire 2018 6/10 Album na gitarę solo, ale elektryczny, więc to nie jest kolejny folkowy popis techniki fingerpicking. Do popisu tu w ogóle daleko. Brytyjski gitarzysta nagrywał na żywo, ale cedzi dźwięki i wsłuchuje się w wybrzmienia, więcej jest tu być może efektów pracy pogłosu i delaya niż suchego szarpania strun. Choć to, co zostaje, też bywa intrygujące – od lekkiej trawestacji Summertime w The Blood of St John aż po lekko niepokojący – i oparty na długich, wyciąganych dźwiękach telecastera – końcowy utwór tytułowy.