Pięć najlepszych płyt roku King Gizzard & The Lizard Wizard

Dziś nastrój nieco luźniejszy. Mam nadzieję, że dla wszystkich. Ale premiery też się pojawiają. Niewiele, ale jednak. Jest nowy materiał chwalonych tu niedawno Dead Neanderthals, jest wreszcie piąty w ciągu roku album King Gizzard & The Lizard Wizard. Jak już wiadomo, są to moi bohaterowie w tym roku, bo lubię i doceniam pracowitych. Co prawda była poważna konkurencja – choćby The Magnetic Fields, którzy wydali pięciopłytowy album (w Polsce też znamy kilku bardzo pracowitych muzyków na niezależnej scenie) – ale koniec końców nie było zawodników na miarę australijskiej grupy z Melbourne, o której – jak się właśnie zorientowałem – nie wiem zbyt dużo, bo wydawali tak dużo nowej muzyki, że nie było czasu na wczytywanie się w biografie. Może to jakiś pomysł na przyciągnięcie uwagi z powrotem w okolice działań muzycznych? Nagrywać, nagrywać, nagrywać.

Są KG&TLW zespołem eksplorującym kilka nisz rockowych – okolice psychodelii podbarwionej wpływami bliskowschodniej mikrotonowości, rasowego prog-rocka i wyrafinowanego grania w stylu unowocześnionego Canterbury, albo już na poły jazzowego, z przedsionka Steely Dan. Z charakterystycznymi partiami fletu, niezłą, ale bardzo artrockową grą sekcji, porządnym wokalistą, przyzwoitym wyczuciem formy. Może nie jest to coś zupełnie nowego, może nagrali zbyt wiele nowej muzyki, a części (dwie ostatnie płyty) nie zdążyli nawet wydać na fizycznych nośnikach, więc rzadko albumy KG&TLW trafiały do rocznych podsumowań. Ba, przez rockowy mainstream (jeśli za głos takowego w Polsce uznać „Teraz Rock”) pozostają niezauważeni. Chciałbym więc dziś namówić Was na nieco inne spojrzenie na ten zespół.

Otóż może żadna z tegorocznych płyt Australijczyków nie była arcydziełem na miarę płyt dekady, ale wbrew temu, jak idiotycznie brzmiała rzucona na początku roku zapowiedź wydania pięciu różnych płyt, ich zasadniczą bronią jest JAKOŚĆ. Żadna nie okazała się ewidentnym knotem. Najsłabsza w mojej opinii (ale tu opinie będą bardzo podzielone) Murder of the Universe grzeszyłą co najwyżej lekkim przerostem ambicji w rozbudowanych formach, najbardziej oczywisty Polygondwanaland cały czas broniły elementy wypracowanego indywidualnego stylu, Flying Microtonal Banana porażał energią i można takiego grania nie lubić, ale trudno nie docenić tego, co zrobili w obrębie pogardliwie ocenianej dziś często rockowej konwencji. Sketches of Brunswick East stanowiło miłą odskocznię, w wersji nieco bardziej pop i light. A Gumboot Soup – jak wynika z pierwszych odsłuchów tego materiału – stanowi swoiste podsumowanie roku, bo znajdziemy tu wszystkie wątki, przedstawione na szczęście nie za pomocą odrzutów, tylko przyzwoitych kompozycji, które – jak Beginner’s Luck czy The Great Chain of Being – mogłyby być ozdobą poprzednich płyt. No i szczyptę tego specyficznego poczucia humoru, swoistej autoironii (ten tytuł: Zupa z kalosza). I podrzucając poniżej krótki przegląd z moją subiektywną hierarchią dzieł KG&TLW zebranych w ciągu 12 miesięcy (co mnie kosztowało łącznie sporo pieniędzy), życzę wszystkim Czytelnikom, którzy wytrwali ze mną w pracowitym roku, tak dobrego balansu ilości i jakości w roku 2018, jaki prezentują KG&TLW. Oraz tego, byśmy pomysłów na życie, źródeł jego finansowania i ośrodków władzy w kraju mieli podczas kolejnych 12 miesięcy więcej niż albumów King Gizzard & The Lizard Wizard.

1. KING GIZZARD & THE LIZARD WIZARD Flying Microtonal Banana Heavenly Pf



2. KING GIZZARD & THE LIZARD WIZARD with MILD HIGH CLUB Sketches of Brunswick East
Heavenly Pf

3. KING GIZZARD & THE LIZARD WIZARD Polygondwanaland Mystic Liquid Records

4. KING GIZZARD & THE LIZARD WIZARD Gumboot Soup Flightless

5. KING GIZZARD & THE LIZARD WIZARD Murder of the Universe Heavenly

PS Wpis ze specjalną dedykacją dla Kamila Wróblewskiego i wszystkich innych dziennikarzy, redaktorów odradzającej się papierowej prasy, słuchaczy, pasjonatów i czytelników Polifonii, autorów blogów muzycznych, użytkowników RYM, Bandcampa czy Soundclouda, dzięki którym szybciej przesłuchałem ważne płyty tego roku. Czytam Was, słucham, śledzę i szanuję Wasze wybory.