Dziwny upór, ale upór (playlista 9)

10 nowych płyt, 10 utworów, 64 minuty godnej polecenia muzyki wybranej w ostatnich dniach. W tym tygodniu dominują jamy gitarowe i lekkie pogranicza rapu, ale większość czytelników Polifonii powinna w tym zestawie znaleźć coś, czego warto będzie posłuchać, a może i kupić. Pozdrawiam wszystkich tych, którzy sądzili, że po dwóch tygodniach stracę zapał do tworzenia tych cotygodniowych zestawień. Można to zrzucić na karb zapału playlistowego neofity albo uporu zatwardziałego radiowca. Czy jedno, czy drugie – zapraszam.

GUN OUTFIT Strange Insistence [z albumu Out of Range, Paradise of Bachelors 2017, 6-7/10] Niemal perfekcyjny utwór tria z Los Angeles grającego raczej alt-country, tu jednak, w tekście poświęconym narkotykom (całość przynosi odniesienia m.in. do twórczości Philipa K. Dicka) szybującym do przodu wśród brzmień czegoś, co najwidoczniej nazywa się springocaster lap-slide – bo tak ochrzcili członkowie (i członkini) zespołu jeden ze skonstruowanych przez siebie, a raczej przekonstruowanych instrumentów. Cały album mocno nierówny (dużo lepsze utwory z męskim wokalem), ale są momenty na miarę tego wybranego na początek dzisiejszego zestawienia – Przedziwny upór, gdyby ktoś szukał uzasadnienia dla tytułu notki. 4’13”

GUNN-TRUSCINSKI DUO Seagull for Chuck Berry [z albumu Bay Head, Three Lobed 2017, 7-8/10] Kolejny rewelacyjny album gitarowy Steve’a Gunna, pośród różnych innych działań muzycznych (płyty autorskie, współpraca z Kurtem Vile’em itd.) nagrywającego od lat z perkusistą Johnem Truscinskim. Rozumieją się i uzupełniają idealnie, trochę jak – w innej dziedzinie – Rob Mazurek i Chad Taylor. Album Bay Head wypełnia muzyka nawiązująca do wzorców starej sceny folk-rockowej (Michael Chapman), muzyki Bliskiego Wschodu (znakomity Quiet Storm) czy prymitywizmu spod znaku Johna Faheya (Shell). Seagull for Chuck Berry to znakomity, choć powoli rozwijający się temat, który mógłby wyjść spod ręki Chapmana. W notce dołączonej do płyty Kim Gordon opowiada o tym, jak lubi zaczynać dzień przy muzyce duetu. Coś w tym jest. 5’03”

YEAH BUT NO Hold It All Back [z albumu Yeah But No, Sinnbus 2017, 5-6/10] Gdyby sama produkcja grała, byłoby bardzo dobrze. Bo te elektroniczne piosenki z okolic wczesnego Gus Gus i jeszcze wcześniejszego Mute Records, ale z większą dozą melancholii, są dobrze nagrane i bardzo starannie śpiewane. Ba, gdyby i pomysł grał sam, też byłoby dobrze. A jest trochę nudnawo, aż już myślałem, żeby wybrać wyróżniający się utwór singlowy (wyróżnia się jeszcze brzmieniowo In Your Sheets). Muzyka Douglasa Greeda & Fabiana Kussa nie wydaje mi się szczególnie ekscytująca, ale niewykluczone przecież, że będziecie mieć inne zdanie. Na początku grudnia grają w Polsce, więc żeby mi nie było, że nie mówiłem. 3’08”

YUNG LEAN Agony [z albumu Stranger, Year0001 2017, 6-7/10] Sam się sobie dziwię, ale słucham tego atrakcyjnego, gładkiego, pełnego lekkości i oszczędnego – a przy tym nieodrzucającego – szwedzkiego hip-hopu (ale autor wściekle popularny, sądząc po ratingach odtworzeń), właściwie nawet cloud-rapu, a trochę jednak piosenki, z dużą przyjemnością. Pewnie nie potrwa ta przyjemność długo, więc czym prędzej wklejam tu jeden z utworów, oczywiście ten najbardziej przygnębiający. 3’33”

PRINCESS NOKIA Goth Kid [z albumu 1992 Deluxe, Rough Trade 2017, 6-7/10] Coraz więcej będzie na Polifonii takich remanentowych, nieodnotowanych wcześniej wydawnictw. Nie zmiotła mnie może ta płyta, oryginalnie wydana jeszcze we wrześniu* i zawieszona między amerykańskim trapem a brytyjskim zaangażowanym rapem w stylu M.I.A., ale niewątpliwie ma coś w sobie. Młoda Amerykanka o portorykańskich korzeniach z wyjątkowym wdziękiem rzuca fuckami, które w tych dowcipnych, ironicznych, a zarazem poważnych (Tomboy napisane, gdy autorka wyobraziła sobie życie dziewczyny bez biustu) tekstach nie przeszkadzają ani trochę. Na każdym kroku słychać tu osobowość. Gorzej jest z beatami, które wydają się chwilami dość wtórne i mało porywające – ale też z wyjątkami, oldskulowy Saggy Denim jest kapitalny. W całości kupuję też Goth Kid, opowiastkę o współczesnej gotce na prościutkim, zaszumionym podkładzie: I’m goth as fuck, even when I’m not in black / Gothic is the pain you feel and not the clothes that’s on your back / And don’t give a fuck about the fun you make of me. No i trudno przestać patrzeć na okładkę z pięknie fałszywym uśmiechem. Usłyszymy się jeszcze. 3’56”

DARK SKY Fiding Home [z albumu Lossless, Dark Sky 2017, 6/10] Warto od razu zaznaczyć, że Lossless to zestaw dość przypadkowy, zszyty z archiwaliów, które członkom londyńskiego duetu Dark Sky (Matt Benyayer i Thomas Edwards, nagrywali m.in. dla 50Weapons i Monkeytown Records – wszelkie skojarzenia z Modeselektor uprawomocnione) udało się ocalić po włamaniu do studia nagraniowego, którego ofiarą padli. A mnie udało się je zauważyć, zaglądąc „przez ramię” temu oto użytkownikowi Bandcampa, znanemu zapewne niektórym czytelnikom. Zakup tego wydawnictwa jest więc oznaką wsparcia w trudnej sytuacji dla zdolnych muzyków, nagrania są dość nierówne, część nieoszlifowana, ale w wypadku Finding Home czy Nebula 14 transakcja przestaje mieć charakter czysto charytatywny – te wręcz trzeba sprawdzić. 7’04”

CHRISTIAN SCOTT aTUNDE ADJUAH Ruler Rebel – X. aTunde Adjuah Remix [z albumu The Emancipation Procrastination, Ropeadope 2017, 7-8/10] Nowoorleański Nils Petter Molvær, jakkolwiek głupio brzmi odnoszenie młodych amerykańskich jazzmanów do tych skandynawskich. Tu jednak odwołanie do nu jazzu w północnoeuropejskiej wersji na pewno nie zawadzi, bo i styl gry, i sposoby przetwarzania brzmienia trąbki Christiana Scotta aTunde Adjuaha (konia z rzędem temu, kto wskaże stuprocentowo poprawną odmianę nazwiska) z Nowego Orleanu na ten kierunek wskazują. Gdyby częściej wykorzystywał czyste brzmienie instrumentu – jak w The Cypher – można by nawet usłyszeć Stańkę. Zarazem jednak czuć w tym brzmienie gładkie jak w dobrym soulu, amerykańskie wyczucie groove’u, już nie tak chłodne, momentami wpadające w okolice Milesa Davisa, lekko funkujące czy inspirujące się brzmieniem amerykańskiej ulicy. Kolejny dobry człowiek podpowiedział mi, że powinienem posłuchać tej płyty i odwdzięczyć się mogę tylko puszczając dalej prześliczny remiks Ruler Rebel z Reichowską konstrukcją splecionych ze sobą partii instrumentów dętych (flet, saksofon) i gitary. 5’53”

CHRIS FORSYTH & THE SOLAR MOTEL BAND Dreaming in the Non-Dream [z albumu Dreaming in the Non-Dream, No Quarter 2017, 7/10] Ten zespół gitarzysty z Filadelfii to ciekawy fenomen – pokazuje, jak niewiele wystarczy dziś, żeby się w pozytywny sposób wyróżnić z tłumu. Wystarczy lekka produkcja, która nie niszczy rockowego brzmienia gitar i sekcji rytmicznej, a do tego kompozycje o swobodnej strukturze, które nie zabijają spontaniczności grania. Bo przysłuchiwać się prostym w gruncie rzeczy i niewymagającym technicznie utworom z Dreaming in the Non-Dream to trochę jakby samemu brać udział w jam session. Utwór tytułowy albumu (który opisuję ze sporym opóźnieniem – ukazał się pod koniec wakacji) to coś dokładnie w połowie drogi między amerykańskim dżemowym graniem (Grateful Dead) a opartym na mocnej motoryce krautrockiem (Neu!). Wręcz słychać w tej muzyce szklany sufit, który trudno przebić – nie ma może tak wyrazistego pomysłu, jaki przyniósł powodzenie np. King Gizzard – ale zarazem jest mocna baza, która nie zapadnie się w dół, zrzucając nas w otchłań zalecającego się do słuchacza kiczu. 15’53”



MOON2 Na ulice wyjść nie sposób
[z albumu Elementy ruchu, Mathka 2017, 7/10] Bardzo oryginalny krakowski projekt MOON2 skupiający wykonawców działających wokół wytwórni Mathka to znakomita sekcja (perkusista Tomek Chołoniewski i basista Ernest Ogórek), Denis Kolokol generujący dźwięki elektroniczne i wykorzystujący przy tym technologię śledzenia ruchu oraz, w drobnych narracyjnych elementach, Agata Woźnicka i Marcin Barski. Początkowo robiący wrażenie nieprzystępnego i mocno przywiązanego do scenicznej formy (zespół można było ostatnio zobaczyć w Cricotece) album okazuje się propozycją dla całkiem szerokiego grona odbiorców – od tych poszukujących swobodnych form improwizowanych spoza obszaru jazzowego, aż po wielbicieli muzyki elektronicznej (Kolokol wykorzystuje język programowania Super Collider), a nawet fanów rocka w bliższym transowej estetyce rockowej awangardy lat 70. albo sceny japońskiej Na ulice wyjść nie sposób – powyżej w w wersji albumowej, ale gdyby ktoś chciał zobaczyć, co pewnie wskazane, jak to wygląda, powinien stanowczo zajrzeć pod ten link. 10’59”

TER Remains 4 [z albumu Remains, Jasień 2017, 7/10] Na koniec Szczątki. Ślady chłodnej rytmiki w pierwszej części tego albumu wydają się wprost odnosić do ostatniej duetowej płyty TER i Mirta, choćby Remains 2 mogłoby trafić na ten wydany we wrześniu album. Sugeruje to wysokie tempo pracy Magdy Ter nad nowymi nagraniami – niesłusznie, bo ten materiał kształtował się przez dwa lata. Jednak rewolucji po Remains nie należy się spodziewać. Najciekawiej robi się w dalszej części albumu, kiedy zamiast na rytmice autorka koncentruje się na budowaniu nieco głębszych, bardziej przestrzennych syntezatorowych soundscape’ów, w stosunku do duetowych nagrań zwalnia tempo, poszukuje oszczędniej, co nie znaczy mniej ciekawie. Ten wybrany czwarty utwór i końcowa „szóstka” to moje ulubione fragmenty, choć wydawca do promocji wybrał piątkę. 6’03”

*Bazująca – co słusznie mi wytknięto – na materiale z ubiegłorocznej epki 1992.