10 utworów z nowych płyt (playlista 4)

10 utworów z 10 płyt. 9 tysięcy znaków krótkich komentarzy i prawie godzina nowej muzyki z przeróżnych półek. Tym razem z przewagą syntezatorów i prób odtwarzania prastarych opowieści w nowych wersjach. Przyszłość w przeszłości, przeszłość w przyszłości, połączenia międzykulturowe i międzygatunkowe. Byłoby grane w HCH, proponuję tutaj. Miłego słuchania.

KAITLYN AURELIA SMITH To Follow & Lead [z albumu The Kid, Western Vinyl 2017, 6-7/10] Śmiała i pełna stosownych udziwnień płyta współczesnej mistrzyni syntezy dźwięku – najbardziej piosenkowa z dotychczasowych. Najbardziej też chwilami skomplikowana, biorąc pod uwagę połączenie skomplikowanych syntezatorowych aranży z partiami akustycznego kwartetu (flet, trąbka, puzon i wiolonczela) napisanymi przez samą autorkę. Kaitlyn Aurelia Smith nie zawsze trafia tu tak precyzyjnie jak w wybranym To Follow & Lead, gdzie wokalizę w refrenie kapitalnie powiązała z partią… bębna basowego. Wiele fragmentów tej płyty osłabia gęstość materii (to przypadek podobny do późnych nagrań Animal Collective czy The Knife), część refrenów grzęźnie w potężnych wokoderach. Poza tym trudno przeskoczyć kapitalną duetową płytę z Suzanne Ciani. Tym razem niby dla szerszej publiczności, ale w efekcie wcale nie dla każdego. 3’15”

MIDORI TAKADA & MASAHIKO SATOH Nahm [z albumu Lunar Cruise, WRWTFWW 2017, 5-6/10] Po Through the Looking Glass japońskiej perkusistki Midori Takady kupiłbym wszystko, co ma jej nazwisko na okładce. Pierwsza okazja przyszła z wydaniem przez tę samą wytwórnię (We Release Whatever The Fuck We Want ze Szwajcarii) duetu Takady z Masahiko Satohem – keyboardzistą o bardziej jazzowych inklinacjach. I nie jest to rzecz łatwa do przełknięcia w całości, bo jako wydana w 1990 roku (wówczas tylko w Japonii) przynosi muzykę czasów, kiedy syntezatory brzmiały karykaturalnie, wciąż słychać było echa New Age, a sam jazz był na mocnym zakręcie. Tutaj duet brzmi więc jak gdyby odkrywał na jazzowo world music, a momentami Satoh gra rzeczy trudne do zdzierżenia dla kogoś, kto nie ma dużej odporności na kicz (Monody). Są jednak na tej płycie fragmenty takie jak właśnie Nahm, gdy świat Yamahy DX i samplerów harmonijnie przenika się z galaktyką marimby. I wtedy łatwo sobie wytłumaczyć, że było warto. Ciekawe, że utwór otwierający ten album, Iron Paradise, kapitalnie koresponduje z muzyką Kaitlyn Aurelii Smith. 4’23”

JON HASSELL Dream Theory [z albumu Dream Theory in Malaya, Tak:til 2017, 8/10] Podserię futurystycznej muzyki plemiennej na dzisiejszej playliście warto podsumować czymś wybitnym, a ukazała się też reedycja albumu Jona Hassella – drugiego z serii Fourth World. Rzecz należy do kategorii albumów, w wypadku których trudno wyznaczyć datę publikacji. Mogłaby być to muzyka prastara, gdyby nie była relatywnie (rok 1981) nowa. Przetwarzane brzmienia trąbki i syntezatora analogowego lidera, do tego perkusjonalia Briana Eno, bębny Waltera De Marii oraz bas Michaela Brooka oraz produkcja Daniela Lanois – wszystko to daje nie tylko muzykę oryginalną, ale też taką, której bez zastrzeżeń co do strony brzmieniowej słucha się dziś. W zderzeniu z albumem Takady i Satoha brzmi perfekcyjnie, konfrontację z płytą Kaitlyn Aurelii Smith też powinno znieść zwycięsko. Dream Theory to centralny fragment płyty. 5’15”

KING KRULE Dum Surfer [z albumu The Ooz, XL 2017, 7/10] Lubię Kinga Krule (Archy Ivan Marshall) za jedną rzecz – za emocje i dynamikę, które przywraca muzyce składanej nowoczesnymi środkami, w tym wypadku krzyżówce post-punka, hip-hopu i soulu. Nawet jego sposób śpiewania, na który narzekałem trochę przy okazji chwalenia debiutanckiej płyty – czyli z kolei krzyżówkę jakiejś jamajskiej maniery i stylu Caleba Followilla – nie przeszkadza mi już zbytnio. Z najnowszej płyty wybrałem – trochę za sprawą dostępności – kapitalny, choć trochę już znany singlowy utwór Dum Surfer, ale cały początek albumu The Ooz – w tym moje ulubione Biscuit Town (trochę w stylu Barry’ego Adamsona) i The Locomotive – jest świetny, dalej bywa różnie. 4’33”

ROSTAM Don’t Let It Get To You [z albumu Half-Light, Nonesuch 2017, 7/10] Wydana we wrześniu solowa płyta Rostama Batmanglija to dość szalona, ale raczej przystępna fuzja stylów jego macierzystej grupy Vampire Weekend oraz Animal Collective, elektronicznej wokalistyki Jamesa Blake’a i Bon Iver oraz world music (dokładniej – muzyki hinduskiej, z brzmieniami tabli, sitaru i skrzypiec w Wood). Szalona, bo paleta możliwości wydaje się nieograniczona, a przystępna – bo większość pomysłów producenta i wokalisty kręci się wokół partii wokalnych, mamy więc do czynienia z formami piosenkowymi – z zaskakująco wręcz tradycyjnymi, takimi jak odwołująca się do country miniatura I Will See You Again. Utwór Don’t Let It Get To You – bliżej stylu Animal Collective – nie może robić przy tej różnorodności za wizytówkę całej płyty, ale może do niej przyciągać (jest jeszcze ładna repryza tego utworu na końcu). Cała płyta brzmi zresztą nieźle, moim zdaniem ciekawiej niż zeszłoroczny duet z Hamiltonem Leithauserem z The Walkmen. Angel Deradoorian gościnnie w jednym z utworów. 5’17”


ROBERT AIKI AUBREY LOWE Audoghast [z albumu Two Orb Reel, More Than Human 2017, 7/10] Artysta znany wcześniej jako Lichens i grający częściej na gitarze, dziś nagrywa z dużą regularnością (to jedna z czterech bodaj płyt w tym roku) albumy z muzyką elektroniczną na modularne syntezatory. Two Orb Reel, wypełniony chłodnymi pejzażami elektronicznymi i abstrakcyjnymi motywami opatrzonymi w tytuły przywodzące na myśl ducha literatury Williama Burroughsa (Innerzone Bureau Desk) czy Bruce’a Sterlinga (właśnie proponowany Audoghast) albo filmowych Poszukiwaczy zaginionej Arki (Tanis Ark). Plus garść skojarzeń z konkretnymi punktami geograficznymi w Afryce. Album wyszedł tuż przed wakacjami i można złapać jeszcze jakieś ostatnie sztuki na winylu. Warto – pod kątem kolekcji muzycznej sf w klimatach Afro i szukania ukrytych przez autora sensów w instrumentalnych kompozycjach. 7’04”

JACASZEK & TOMASZ BUDZYŃSKI Dla każdej samotnej godziny/Gdzie ja tam będziesz ty [z albumu Legenda, Narodowe Centrum Kultury 2017, 6/10] W stworzony przez poprzedni utwór nastrój nieźle się wpisuje duet Jacaszka i Tomasza Budzyńskiego, którzy reinterpretują w elektronicznym świecie album Legenda, stosownie legendarny już, robiąc to ambitnie, brawurowo i całościowo – nie ma świętego elementu, od brzmienia, przez interpretację tekstu i układ uwtorów. Najchętniej wybrałbym otwierające całość Trzy bajki, bo element, do którego jestem przy okazji tej nowej wersji najmniej przekonany, to nagrane na nowo partie wokalne Budzego. Trudno mi się tej płyty słucha w całości, może chodzi o ten postapokaliptyczny klimat, może właśnie o wokale z trochę zbyt wymyślnymi pogłosami. W mniejszych fragmentach wypada lepiej. 6’36”

PAULINA PRZYBYSZ FEAT. KATARZYNA NOSOWSKA Papadamy (z albumu Chodź tu, Kayax 2017, 7-8/10] Mam wrażenie, że to jeden z najmniej radiowych kawałków, ale mam wrażenie, że umiem tylko szczerość – śpiewa Paulina Przybysz, która na swojej najnowszej płycie zatrudniła kilkoro spośród najlepszych polskich producentów (Marek Pędziwiatr, Teielte, wreszcie Zamilska w znanym już utworze Dzielne kobiety), a tutaj autotematycznie opowiada o nich: Taki potencjał na dyskach zarósł. Towarzyszy jej Kasia Nosowska. Poza wyższą – jak u siostry Natalii – społeczną temperaturą tej płyty jest w niej jakiś luz i dystans. Już sam nie wiem, czy jedna z lepszych w ostatnich miesiącach polskich płyt muzyki środka, czy może raczej jeden z lepiej brzmiących krajowych albumów hiphopowych. 3’33”

MARRY WATERSON & DAVID A. JAYCOCK Small Ways and Slowly [z albumu Death Has Quicker Wings Than Love, One Little Indian 2017, 7/10] W znakomitym fragmencie ballady folkowej The Vain Jackdaw śpiewanej a cappella brytyjska wokalistka Marry Waterson wydaje się kobiecą konkurentką dla Richarda Dawsona. Gitarowy akompaniament Davida Jaycocka utrzymuje nas w realiach brytyjskiego folku, ale już w nieco bardziej konwencjonalnym tonie, bliżej Nicka Drake’a czy Vashti Bunjan niż Dawsona. Produkcja Adriana Utleya (Portishead) niczego nie psuje, muzyk nie próbuje też wyprowadzać nas z tej konwencji na siłę. Dlatego dla miłośników folku będzie to świetna płyta, a sceptyków zapraszam do przesłuchania wspomnianej kompozycji na otwarcie płyty oraz zamykającego całość Small Ways and Slowly. 4’40”

MAALEM MAHMOUD GANIA Sadati Houma El Bouhala [z albumu Colours of the Night, Hive Mind 2017, 8/10] To akurat było grane w Nokturnie, ale rozpowszechniać rzecz trzeba za wszelką cenę. Pośmiertna płyta marokańskiego mistrza stylu gnawa Mahmouda Ganii, śpiewającego tu i grającego na trzystrunowym guimbri natchnione, hipnotyczne pochody, to jego ostatnie, znakomicie zarejestrowane (w Casablance) nagrania, a zarazem esencja tego, co w marokańskim sufickim transie najlepsze. Na koniec, bo po tym dalsza playlista wydaje się zbędna – trudno będzie zamiast tego nie wysłuchać płyty Colours of the Night do końca. 8’59