Kurt i Courtney na wspólnej płycie

Muszą się teraz z tego tłumaczyć w wywiadach. Bo przecież Kurt i Courtney to takie oczywiste skojarzenie. Oficjalna odpowiedź brzmi jednak: Jesteśmy tego świadomi, zastępuje nam to kampanię marketingową. Tymczasem Courtney Barnett (sensacja 2015 roku) i Kurt Vile (autor jednej z płyt roku 2013, choć trochę dłużej na scenie) nagrali płytę bez podtekstów, bez wielkiej presji, na luzie, bez dramatów, no i bez skojarzeń z tamtymi Courtney i Kurtem. Inne czasy, inna konwencja. I różne inne rzeczy inne.

Półtora miesiąca temu płytę Australijki i Amerykanina zapowiedział jeden z sympatyczniejszych klipów, jakie ostatnio widziałem – do utworu Over Everything, który właściwie mówi o duecie wszystko: dużo Neila Younga (ogólna forma) i trochę Michaela Kiwanuki (klimat retro i melodia, pewnie więcej swobody). I sygnalizuje poczucie humoru, które – jak się zdaje – oboje mają. W tekście mamy wymianę doświadczeń – jej, która pisze piosenki w Australii, i jego, który pisze je w Stanach. Dalej znajdziemy sporo autotematyzmów, bo ci twórcy spotkali się nie jako para romantycznych kochanków, tylko jako dwójka songwriterów z różnicą wieku 8 lat i odległością kilkunastu tysięcy kilometrów – chcieli po prostu ze sobą pracować. Co zrozumiałe, bo każdy chce pracować z najlepszymi. Wspólnie wykonują więc – prócz nowych utworów jedną piosenkę Vile’a (Peepin’ Tom) i jeden utwór ze starszej epki Barnett (Outta the Woodwork). Grają też piosenkę Fear Is Like a Forest napisaną przez Jen Cloher, która jest od lat partnerką życiową Barnett. Partnerką. Co zgrabnie doprowadza nas chyba do zamknięcia potencjalnych wątków romantycznych.

Nie znaczy to zresztą, że miłości tu nie ma jako tematu: Books waiting to be written / Love is waiting to be loved / Songs here, underneath my fingers / Waiting to be sung – słyszymy właśnie w Fear Is Like a Forest. Teksty i muzykę premierowych piosenek Courtney i Kurt stworzyli korespondencyjnie, a częściowo – podczas spotkań na letnich festiwalach, stąd zapewne to tytułowe kontynentalne śniadanie w zabawnym skądinąd i znów pełnym dystansu (nie tylko fizycznie pojmowanego) Continental Breakfast: I cherish my intercontinental friendships / We talk it over continental breakfast.

Over Everything sygnalizowało jeszcze coś: to nie jest płyta wypolerowana, co szczególnie uderzające w partiach wokalnych. Vile należy do raczej niedbałych wokalistów, Barnett jest może nieco bardziej pewna, ale też daleka od ideału. Gdy śpiewają razem, rozchodzą się niemal cały czas, brzmi to zasadniczo naturalnie – szczególnie w obrębie tej folk-rockowej konwencji – ale chwilę trzeba się dostroić i oswoić, bo niecyzelowane harmonie wokalne to dziś rzadkość. Dopracowana jest przy tym na pewno całość od strony instrumentalnej – dwójka bohaterów ściągnęła sporo fachowców: na basie gra Mick Harvey, na perkusji Stella Mozgawa z Warpaint i Jim White, na gitarze Mick Turner (obaj ostatni z australijskiego Dirty Three), a to gwarantuje, że między linijkami tych tekstów, między zwrotką a refrenem, niemało się dzieje. „Uncut” zestawia duet Barnett/Vile z duetem Sinatra/Hazlewood, co na pewno zręczne i wygodne. Jest tu trochę wycieczek w stronę country (Blue Cheese chociażby), ale do nagrania od nowa dwójka artystów wybrała nie jakiś utwór country czy folkowy, tylko umieszczoną na końcu i ładnie zamykającą całość (raczej kontrapunktem niż puentą, bo to opowieść o związkach dość dramatyczna i smutna) piosenkę Untogether z repertuaru grupy Belly.

W sumie jednak chodzi tu w dużej mierze o pomysł na relaks i odpoczynek. Przedyskutowany przy śniadaniu na festiwalu, ale w przeciwieństwie do innych wizji powstających w takich okolicznościach – zrealizowany, i to z niemałym pożytkiem dla słuchaczy, bo to po prostu przyjemna płyta.

COURTNEY BARNETT & KURT VILE Lotta Sea Lice, Matador 2017, 7/10