Niemen opisany, nagrany i zakrzyczany

Jako współautor nie powinienem się może wypowiadać, ale co tam. Byłem zasadniczo tylko jednym z elementów układu scalonego, który wydał z siebie książkę Antologia polskiej muzyki elektronicznej. Dwa biogramy (Ciechowski, Korzyński) napisałem na zaproszenie Marka Horodniczego z NCK i do momentu, gdy odebrałem fizyczny egzemplarz, nie wiedziałem nawet, czym ostatecznie ta książka będzie. Bo to dość skomplikowane, jak same dzieje polskiej elektroniki muzycznej: Antologia… odcedza z całej historii obecności syntezatorów w Polsce moment ich wchodzenia do świata rozrywki i muzyki ilustracyjnej, na marginesie zostawiając muzykę eksperymentalną i to, co wydarzyło się po 1989 roku, czyli elektronikę czasów techno. Jednak bohaterem tego wpisu będzie Czesław Niemen, bo jednocześnie wychodzi wznowienie jednej z jego najlepszych płyt i album przedłużający żywot płyt uznawanych za najsłabsze.

antologia

1. W Antologii polskiej muzyki elektronicznej najbardziej ujęły mnie dodatki – długi i fachowy tekst o samych instrumentach z epoki napisany przez Macieja Polaka i muzykologiczny artykuł Mariusza Gradowskiego pokazujący, jak to ciężko jest z tą całą klasyfikacją. W pewnym sensie ten ból dotyczy całości: bo czy można wszystkich opisywanych artystów oceniać od nowa tylko przez pryzmat ich przygody z elektroniką? Poszczególni autorzy podeszli do tematu na różne sposoby. Jedni proponują po prostu biogramy o muzykach w każdym ich wymiarze, inni – do których sam się zaliczam – wyjęli wątki elektroniczne. Bo choć taki Grzegorz Ciechowski był kluczową osobą dla rozwoju sceny muzyki pop w Polsce po 1989 r., to jeśli chodzi o jego romans z syntezatorami, było w nim dużo przypadkowego pionierstwa. Z drugiej strony – najmocniej się te wszystkie historie zazębiają wokół peerelowskich legend (i prawd) o kupowaniu instrumentów. Duża część opisanych artystów, z Niemenem włącznie, to ludzie, którzy bez jakichś występów poza Polską – czy to bardziej artystycznych, czy stricte chałturniczych – nie mogliby sobie pozwolić na zakup syntezatorów. Patronami tej cichej brzmieniowej rewolucji, której bohaterów tutaj poznajemy (brakuje mi Romualda Lipki jako osobnego hasła, ale braki wskazać na takiej liście zawsze można), były bowiem Pewex i dewizowe konta czasów PRL-u. Akuszerami stali się z kolei wtajemniczeni w pracę z maszynami producenci – tacy jak Rafał Paczkowski albo duet Sławomir Wesołowski/Mariusz Zabrodzki opisywany tu w bardzo, ale to bardzo potrzebnym (temat na oddzielną książkę) rozdziale Jędrzeja Słodkowskiego El-pop. Następny tom tej potrzebnej Antologii…, gdyby miał powstać, mógłby nosić podtytuł Producenci.

img_20170308_094205_edit

2. Druga świetna wiadomość dla fanów polskiej muzyki – a Niemena w szczególności – to winylowa reedycja albumów Niemen vol. 1 i Niemen vol. 2. Reedycje już były, ale kompaktowe (całości – jako Marionetki). A to poszukiwane na czarnych krążkach tytuły z kapitalnego okresu współpracy lidera (tu hasło Niemen to nazwa zespołu) z członkami SBB, a także kontrabasistą Helmutem Nadolskim i trębaczem Andrzejem Przybielskim. Legendarny status w Polsce ma głównie część druga z białą okładką, łatwiejszymi do zidentyfikowania związkami z rockiem progresywnym i sceną fusion, a w tekstach – z kolejnymi wycieczkami w stronę polskiej klasyki, z powrotem do Norwida (Marionetki), odwołaniami do Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (Ptaszek) i Leśmiana (Com uczynił). Dla mnie jednak fascynujący jest przede wszystkim pierwszy wolumin, „czarny”, z improwizowaną wyprawą w nieznane, nabierającą szczególnej mocy w Inicjałach, jednej z niewielu w dorobku Czesława Niemena w pełni zespołowych kompozycji, przynoszącej piorunujący efekt dzięki brzmieniowej świadomości Nadolskiego i wirtuozowskim popisom Przybielskiego i dialogującego z nim w jednej ze swoich najlepszych wokaliz Niemena. Nie ma tu jeszcze elektroniki, ale – jak przypomina opisywana wyżej Antologia… – za chwilę już miała się w otoczeniu Niemena pojawić, by na koniec to otoczenie zdominować, zastępując żywych współpracowników.

3. Niemena oczywiście na co dzień nam nie brak, tyle że tego najbardziej zbanalizowanego. Jeśli czegoś można było mieć w ostatnich latach dosyć, to Niemena śpiewanego przez innych wykonawców. Tymczasem ukazał się album Natalii Niemen, bardzo przywiązanej do roli głównej interpretatorki twórczości ojca, z tak ciekawym pomysłem, że aż sobie kupiłem. Pod okładką stylizowaną na Dziwny jest ten świat kryje się płyta tłumacząca czysto elektroniczną, ale bardzo przestarzałą brzmieniowo muzykę z płyt Terra Deflorata (1989 r.) i Spodchmurykapelusza (2001 r.), na żywy skład instrumentalny. Muzycy, szczególnie udanie Tomek Kałwak – jako aranżer i pianista – z dużą swobodą odczytują oryginały, znajdując atrakcyjne, komunikatywne kompozycje tam, gdzie widziano u pracującego w zaciszu domowym Niemena izolację i introwertyzm. Duże wrażenie robią saksofonowe partie Piotra Barona. Rozsadza jednak całą tę koncepcję strona wokalna. Na pewno niełatwa do wykreowania, bo te późne teksty Niemena są zatopione w archaizmach i przepełnione zgorzknieniem (Jestem osaczony z niska i wysoka – słyszymy w Statusie mojego ja). A córka rzadko próbuje ten ładunek rozbrajać – może w Jagodach szaleju, może jeszcze w Spojrzeniu za siebie (w samym finale brzmi jak Rob Halford z Judas Priest – ale to raczej niezamierzone). Idzie w stronę żarliwości, rzadko schodzi z poziomu krzyku. W połączeniu z wiernym naśladownictwem stylu ojca nieuchronnie prowadzi to w rejony, które dla jednych będą dramatycznym testamentem idealisty, dla innych – trudną do zniesienia pretensją.

NATALIA NIEMEN Niemen mniej znany, Philadelphia 2017, 5/10