Ucieczka z Nowego Jorku do Trzeciego Świata

Gdy tak powoli Problemy Pierwszego Świata przestają być zabawnym hashtagiem, a stają się czymś, na co patrzeć można jednak z pewnym niepokojem, Trzeci Świat robi się jakiś taki bliższy. I to jest gdzieś na końcu jednak pozytywne zjawisko, bo cokolwiek mówi słuchacz nacjonalistyczny (ostatnio tak wyganiany, biedaczysko, z Internetu, zarządzanego pewnie przez kalifornijskie multikulti, a moderowanego w Indiach), odnaleźć własną tożsamość najłatwiej w kontakcie z obcym. I tak na Unsoundzie można sobie było popatrzeć na Horse Lords z Baltimore, którzy – choć podejście do formy mają momentami w stylu Battles albo Crimsonów – na malutkim piecyku próbowali z gitary wydobyć to charakterystyczne brzmienie znane z płyt zespołów saharyjskich, a w warstwie perkusyjnej kombinowali z polirytmią. A od paru tygodni słucham sobie nowej płyty duetu 75 Dollar Bill, w którym niemłody już perkusista Rick Brown i zdolny gitarzysta Che Chen na Brooklynie grają na modłę Afryki Północnej, aż miło. Zupełnie nie patrzcie na to, że nie znacie nazwy.

Wyjściowo 75 Dollar Bill to duet muzyków, którzy poznali się ponoć przez MySpace, ale nagrywa z grupą różnorodnych znajomych, wzbogacających to brzmienie o instrumenty smyczkowe, saksofon czy trąbkę. Najważniejsze jest jednak to, że w transowych, stawiających na ornamentykę melodii kompozycjach ani perkusyjne, ani gitarowe granie niepodobne jest do tego znanego z zachodnich standardów. Perkusja płynie poprzez gęsty groove drobnych brzmień marakasów, dzwonków i shakerów, a gitara programowo przepuszczona przez jakiś wzmacniacz małej mocy (właśnie jak u Horse Lords) gra nieustające mikrotonowe solo. Gdy jeszcze saksofon barytonowy akcentuje rytm w Beni Said, robi się z tego wybitnie trzecioświatowy trans. A gdy z tyłu altówka wygrywa motywy o charakterze bliskim country, przypominamy sobie na chwilę, gdzie jesteśmy – i że ta muzyka to nie tyle rekonstrukcja, co psychodeliczny, multikulturowy amalgamat.

O ile na płycie WOOD/METAL/PLASTIC/PATTERN/RHYTHM/ROCK – której elementy z grubsza wylicza już sam tytuł – podoba mi się właściwie wszystko, to największe wrażenie robi ten gitarowy szkielet, na którym trzyma się cała konstrukcja utworów – to w jaki sposób Chen potrafi w swojej pozbawionej pauz partii schodzić w tło, by potem wyjść z tematem, sygnalizowanym mocniejszym przesterem, albo niższym tonem, właściwie ustawia granice całej tej zabawy. Wszystko niby mieści się bowiem gdzieś w świecie bluesa i rock’n’rolla (któryś z recenzentów słusznie wspomniał nazwisko Bo Diddleya – to jest to, co w kontakcie z obcym 75DB odnajdują), ale marzenia są zupełnie gdzie indziej. I nawet kasetowa forma wydania świadczy o tym, że o ile Trzeci Świat musi się trochę uzachodnić, żebyśmy się dobrze zrozumieli, to Pierwszy Świat też ma kilka kroków do zrobienia. A w tej materii mam właśnie nowych faworytów.

Gdyby komuś było mało tego zbliżenia muzycznego, to polecam jeszcze przy okazji zbliżenie przez jedzenie.

75 DOLLAR BILL WOOD/METAL/PLASTIC/PATTERN/RHYTHM/ROCK, Thin Wrist 2016, 8/10