Gaba gaba, hej

Są na nowej płycie Gaby Kulki utwory wielkie. Takie jak Brother, którego nie przestaję słuchać z fascynacją. Rytmiczny nerw z kluczową dla całej sekcji linią fortepianu, nowofalowy sznyt, wyjęty z lat 80. syntezator, lekkie zmiany tempa. Takie elementy ostatnio w polskiej piosence to chyba u Ciechowskiego. Choć trudno tak naprawdę powiedzieć, gdzie byłby Obywatel GC w tych czasach, a utworom Kulki lekkości i świeżości trudno odmówić. Oczywiście różne skojarzenia są jasne, styl wokalistki i kompozytorki opisany od Hat, Rabbit, ale poziom nie zmienił się od najlepszego jak do tej pory albumu The Escapist.

Odchodzenie od tego nerwowego, zrytmizowanego stylu nie zawsze robi Kulce najlepiej. Do najlepszych fragmentów albumu należą jeszcze otwierający go Still – niemal punkowy (stąd to nawiązanie do „gabba gabba hey!”) – i Whastherface, w którym rytmiczne akordy fortepianowe pozostawiają gitarze basowej przestrzeń do prog-rockowych wręcz pląsów. Właśnie: gitarze basowej, a nie kontrabasowi. I tak gdzieś pomiędzy surowością i nowofalową rytmiką a pewną barokowością i wyrafinowaniem, albo lekkim swingiem rozdarte są wszystkie działania twórcze autorki. Warto się z tym pogodzić i wsłuchać w to, co Kulka ma do powiedzenia w polskojęzycznych tekstach. Bo tak samo jak, nie przymierzając, u takiego Dawida Podsiadły, styl może budują anglojęzyczne piosenki (angielskie teksty są zresztą na poziomie, a dykcja jak zwykle robi wrażenie), ale o klasie albumu decydują jednak ostatecznie te polskojęzyczne.

Tu odnajdujemy drugi najmocniejszy moment Kruchego (chciałoby się odmienić Kruchych, ale nota wydawcy sugeruje liczbę pojedynczą). To tytułowa piosenka ze świetnym wejściem całej rozszerzonej (i zaaranżowanej przez samą artystkę) sekcji dętej – już nie tylko towarzyszącego jej stale klarnecisty Wacława Zimpla – no i z tekstem zaangażowanym, bardzo mocno jak na tę artystkę. Wygląda na to, że zaangażowanym najwyraźniej po stronie obrony uchodźców:

Pełne brzuchy, kruche kości
Kto dziś waszym bliźnim jest?
Suche oczy bez współczucia
Coraz więcej mogą znieść
Więc szczuj flagą i godłem
Słowem w tył głowy rozwiąż problem

Owszem, niemało jest na Kruchym stosownej do tytułu delikatności i wrażliwości, ale muzycznie nie robi artystce dobrze odpływanie w niskie tempa na długo. Ma zgraną nowofalową grupę, która o tym stylu współdecyduje i którą traktuję de facto jako zespół o nazwie Gaba Kulka. Grupę, która tym lepiej gra, im wyższe oczekiwania stawia utwór, wydaje się, że razem pracują trochę jak tacy niskociśnieniowcy muzyczni – tym lepiej, im wyższe tempo. Gdy grają ballady, to może być pięknie jak w finałowym Jaki kolor (który i tak na koniec przełamują mocniejszą kodą – w sumie to jest trzeci najlepszy moment płyty), ale same te wolniejsze, liryczne formy chyba jednak nie przekonałyby mnie do Kruchego. Podobnie jak cover Queens of the Stone Age – ciekawy, ale czy konieczny?

Mamy więc album udany, choć trochę nierówny, broniący się zdecydowanie jako suma dobrych momentów, a już na pewno wart posłuchania ze względu na najważniejsze z nich. Ale mało jest płyt, których słuchałem w tym roku tak często.

GABA KULKA Kruche, Mystic 2016, 7/10