Muzyka języka

Taki klarnecista to ma duże możliwości. Może grać poważkę, jazz, muzykę klezmerską, improwizowaną, przy sprzyjających wiatrach nawet pop. Dlatego Michał Górczyński mi imponuje – nie wybrał na stałe żadnej z dróg, tylko wytyczył sobie własną. Owszem, w tym jesteśmy ogólnie w Polsce nieźli – i Wacław Zimpel, i Paweł Szamburski działają poza twardymi podziałami. Ale Górczyński wyszedł poza nie w dość spektakularny, ciekawy koncepcyjnie sposób, karczując sobie ścieżkę w poprzek gatunków i konsekwentnie nią podążając – to coś, co opisał jako „muzyka do języków”, próba wykorzystania brzmieniowych walorów i elastyczności stylistycznej swojego instrumentu i oddania muzycznej specyfiki danego języka. Czyli pisanie utworów każdorazowo do tekstów w innym języku. W praktyce brzmi to nie gorzej niż w teorii.

Pierwszą płytę z serii, nagraną jako Malerai / Goldstein / Masecki i poświęconą jidysz, uznałem za jeden z lepszych albumów roku 2014. Drugą, zeszłoroczne Utsuroi, jakoś przegapiłem (poza prezentacją w radiu), choć rzecz jest równie udana i właściwie na polskiej scenie znacznie bardziej zaskakująca. Odnosi się bowiem do japońskiego – w odpowiednio krótkich (w końcu to język haiku), poetyckich tekstach, które częściowo są tłumaczeniami Friedricha Nietzschego, śpiewanych przez Mayę R. Piosenkowa kameralistyka Górczyńskiego (który skomponował tu większość utworów – dwa są autorstwa znanego u nas gitarzysty Kazuhisy Uchihashiego) spogląda na Japonię przez pryzmat nieco dziecięcej fascynacji. Niepodszytej jednak pastiszem. Niewinnej, prostej. Eksponującej wymagający precyzji ton wokalu, bo japoński jest już sam w sobie bardziej muzycznym językiem niż polszczyzna – po pierwsze ważniejsza wydaje się w nim intonacja, po drugie – o ile my mamy problemy z nadmiarem spółgłosek, to japoński rozjaśniają liczne samogłoski. Tę „jasność” i melodyjność motywów skomponowanych przez lidera (ogrywanych – jak zwykle w Malerai – z towarzyszeniem Dagny Sadkowskiej i Mikołaja Pałosza) gaszą tu zgrzytliwe, szorstkie partie gitary Uchihashiego. Ale i mocna, dramatyczna Morosa – pozostająca na drugim końcu spektrum emocjonalnego w porównaniu z najbardziej chyba znanym Hototogisu – wydaje się na swój sposób prosta. A zbudowane na kontrastach Hito Hito Hito Hito pokazuje ten dualizm lekkości, przejrzystości i mroku w jednym kilkuminutowym ujęciu. Intensywność podobna. Wszystko tu zresztą koncepcyjnie pasuje, mimo dużej swobody formy i sporej różnorodności, choćby w podejściu do rytmiki. I mimo żonglowania instrumentami, bo lider sięga po inne, poza klarnetem, instrumenty, od saksofonu, po dziecięcą gitarę, a pozostali muzycy korzystają z całej gamy technik.

Koncertu, który towarzyszył premierze tej znakomitej płyty, będzie można posłuchać dziś po 23.35 w radiowej Dwójce, będzie też szansa, by usłyszeć fragment kolejnej, przygotowywanej na maj płyty tria Malerai. Nadrabiam więc zaległość sprzed roku, jednocześnie powiększając zaległości bieżące. W tym wypadku jednak warto zrobić ten krok wstecz. Tym bardziej, że rozpoczyna się dziś festiwal Nowa Muzyka Żydowska, na którym „muzyka do języków” pojawiła się, jeszcze w wydaniu jidysz, po raz pierwszy.

MALERAI / UCHIHASKI / MAYA R Utsuroi, ForTune 2016, 8/10