Niejeden folk, niejeden führer

Zacznijmy od jednego führera folku: Devendra Banhart pojawi się na tegorocznym Off Festivalu, a 10 lat, które upłynęły od czasu jego występu na poznańskiej Malcie (proszę sobie przypomnieć koncert Americana na Malcie – z Antonym, CocoRosie i grupą Animal Collective), to dobra okazja do podsumowań. Banhart był tą osobą, która kreowała otoczkę ruchu freak folkowców – był też autorem ważnej kompilacji The Golden Apples of the Sun – chociaż już dekadę temu się od tej etykietki mocno odcinał. Niebawem Joanna Newsom przestanie być kojarzona z freak folkiem – mówił dokładnie 10 lat temu w magazynie „Mojo”. – Tak jak ludzie pokroju Joni Mitchell nie należą ani do świata rocka, ani folku, są po prostu sobą. Te słowa zapamiętałem jako coś, co warto będzie sprawdzić za jakiś czas. I proszę: ani jednego z czwórki występujących wtedy na Malcie zespołów/wykonawców nie uznałbym dziś za część nowej sceny folkowej. A jeśli już, to paradoksalnie samego Banharta.

Ale nawet Banhart za wszelką cenę próbuje udowodnić, że jest bardziej freak niż folk. Choćby na ostatniej płycie Mala, którą tu opisywałem. Była w całości taka sobie, choć z miłymi momentami. Nowa – zaskakująca, mam nadzieję – ukaże się jeszcze przed sierpniowym występem w Katowicach. Jednocześnie z informacjami o Banharcie przychodzą ogłoszenia występów na Off Festivalu polskiej Kanadyjki Basi Bulat (to, przynajmniej w teorii, rejony zbliżone do DB) i polskich Polek ze składu Rosa Vertov. Kilka dni wcześniej organizatorzy ogłosili przyjazd duetu Syny i Zomby’ego. Oczywiście cały line-up można sprawdzić na festiwalowej stronie.

Podobnie do Banharta do folku odnosił się już lata temu Gram Parsons, którego słowa (To grupa soul z Południa grająca country i muzykę gospel z wykorzystaniem gitary hawajskiej) widnieją na okładce nowej płyty ze świetnej wytwórni Numero: Wayfaring Strangers. Cosmic American Music. Tytułowa Amerykańska Muzyka Kosmiczna to również wymysł Parsonsa, którego uważa się przy okazji za praojca obecnego nurtu Americana, a w praktyce również alt-country. Składanka Numero pokazuje jednak nieco inny kierunek – to zbiór rzadko wznawianych (albo nieprzypominanych w ogóle) nagrań czerpiących w równej mierze z country, rocka i rhythm’n’bluesa. Znajdziemy tu nazwiska takich zapomnianych prowincjonalnych artystów jak Jimmy Carter (ok, nazwisko znane, ale to nie ten słynny Carter), Dan Pavlides, Jeff Cowell czy Bill Madison. Część z nich nigdy nie opublikowała żadnej płyty w oficjalnym obiegu. Dziś jednak różne wytwórnie nadgryzają temat, ostatnio choćby Paradise of Bachelors, tyle że Numero robi to w sposób jak zwykle ciekawy i dość uporządkowany.

Kosmos tej muzyki nie wyraża się w prostych nawiązaniach do rocka psychodelicznego. Czy – broń Boże – w wykorzystaniu syntezatorów. Owszem, zdarzają się odniesienia do space rocka, lecz część nagrań (szczególnie te z lat 70., a zdokumentowana jest i poprzednia dekada) prowadzi nas od country do funkowej, soulowej pulsacji. Instrumentarium pozostaje tradycyjne, bliskie folkowemu, lub wręcz stylowi country, Tym, na co warto zwrócić uwagę, są głosy wokalistów – miękkie, aksamitne, rzadko wchodzące w męski styl śpiewania charakterystyczny dla country. Momentami wydał mi się ten styl niesłychanie bliski tego, co regularnie słyszymy na nowej scenie folkowej. Bardziej niż Banharta przypominał mi jednak Bonniego „Prince’a” Billy’ego.

Ten ostatni wydał właśnie – jak na zamówienie – psychodeliczną płytę alt-country. Albo po prostu płytę kosmiczną. Nie przesadzam ani trochę. Wspólnie z kolektywem Bitchin’ Bajas (pamiętacie pewnie ich zeszłoroczne nagrania z Joshuą Abramsem?) opublikował pod tytułem Epic Jammers and Fortunate Little Ditties zestaw utworów, które brzmią jak próba odtworzenia Amerykańskiej Muzyki Kosmicznej w warunkach współczesnej jam-session. Improwizowanymi środkami, z użyciem efektów gitarowych, organów, instrumentów dętych (BB świetnie wykorzystali charakter ich brzmienia w aksamitnie transowym Your Whole Family Are Well) i perkusyjnych, gamelanowych (Your Heart is Pure, Your Mind is Clear and Your Soul is Devout), ale też z oszczędnym udziałem elektroniki (Despair Is Criminal). Pod względem instrumentarium to trio bardziej elastyczne niż kiedyś Animal Collective, mniej jednak skore do rytmicznego szaleństwa, bardziej do zagłębiania się w drony (You Will Soon Discover How Truly Fortunate You Really Are). Bonnie z kolei nagrywa dużo i są to rzeczy różnorodne, ale na ten album warto zwrócić szczególną uwagę, bo głos BPB – ocieplony w nagraniu, choć może to już zamysł samego artysty – wszystkie te powtarzane w nieskończoność banalne frazy zamienia w naturalne mantry. Momentami przypomina to wokalistykę Arthura Russella, a na pewno niesie w sobie równie silny pierwiastek obcości, inności.

Słucham sporo psychodelii, ale ta ma niezwykły klimat. Nie jest może wyjątkowo spektakularną formą improwizacji, lecz na pewno bardzo dobrze budowaną improwizacją zbiorową, w której żadna ze stron nie wychodzi gwałtownie na pierwszy plan, wszyscy pilnie się w siebie wsłuchują i na poziomie brzmienia uzyskują bardzo atrakcyjny, pociągający efekt, którego po prostu chce się słuchać w nieskończoność. No, może poza jednym, dwuminutowym, brutalnie uciętym fragmentem songu Your Hard Work is About to Pay Off. Keep On Keeping On (o ironio, chyba promującym wydawnictwo), który skojarzył mi się dziwnie z amerykańską podróżą grupy U2. Choć i to nie przeszkadza w tym, by to wspólne przedsięwzięcie uznać za jedną z najlepszych – jak na razie – płyt w tym roku. Apeluję zatem o 4B (BB + BB) na Off Festivalu w tym roku. Nie wolno ignorować Amerykańskiej Muzyki Kosmicznej, choć mówienie o folku można w tym wypadku zaniedbać.

RÓŻNI WYKONAWCY Wayfering Strangers, Numero 2016, 7/10
BITCHIN’ BAJAS AND BONNIE ‚PRINCE’ BILLY Epic Jammers and Fortunate Little Ditties, Drag City 2016, 8/10