Z zaskoczenia, bez tytułu, na żywo

Wiadomość dnia jest taka, że Kendrick Lamar opublikował właśnie (tak z czwartku na piątek) nowe utwory. Te, które prezentował w ostatnim czasie (2013-2016) w programach telewizyjnych (m.in. „The Colbert Report”) czy podczas gali nagród Grammy. Posłuchacie ich w wersjach cyfrowych, a ja nie zrecenzuję, bo musiałbym zamiast recenzji dać teraz transmisję z odsłuchu, żeby wiadomość o kolejnych utworach najgoręcej przyjmowanego artysty ubiegłego roku trafiła do czytelników odpowiednio szybko. W każdym razie brzmi to z grubsza tak, jak gdyby Lamar od niechcenia pokazywał Kanyemu Westowi, na czym polega rap. Zbiór ośmiu nagrań nosi stosowny tytuł: untitled unmastered. Bo utwory są podpisane tylko datami, a cały 34-minutowy zbiór być może rzeczywiście niezmasterowany. Co nie znaczy, że dostajemy jakiś półprodukt, posłuchajcie zresztą tego:

KLIK! (UPDATE: był tu fragment z YouTube’a, ale go zdjęli, więc zostają streamingowcy i Apple)

Tej nocy rozmawialiśmy o kompozycjach bez tytułu (a nawet bez masteringu – przypadek pierwszej płyty We Will Fail) z Aleksandrą Grünholz w radiowym Nokturnie. I była to rozmowa o katalogu nagrań, który się pod tym względem porządkuje, układa. Każdy kolejny album brzmi mocniej i pełniej. Hand That Heals/Hand That Bites – podwójny album w okładce z motywami roślinnymi i dwoma CD w różnych tonacjach kolorów – proponuje z jednej strony komunikację wizualną, jak poprzednio, z drugiej jednak – są już tytuły, jakiś punkt zaczepienia, choć żadnych odniesień literackich (poprzednio był Bernhard). Jest też struktura dwóch płyt, które w jakiś sposób mają się uzupełniać – mocniejszej i bardziej dosadnej czerwonej oraz bardziej skupionej na detalach, wyrafinowanej białej. Zdarzają się na kompozycjach z obu jakieś identyczne elementy wyjściowe, ale nie do rozpoznania. Bo sposób pracy We Will Fail dalej zakłada kolejne stadia obróbki, przetwarzania wyjściowych brzmień i sampli, aż do momentu, gdy nabiorą wielowarstwowego, skomplikowanego charakteru.

Jesteśmy w świecie muzyki po techno, Autechre są jakimś punktem odniesienia, to jasne. Ale też język We Will Fail pozostaje dość wyjątkowy. Pisałem o nieprzystępności w odniesieniu do pierwszego albumu. Ale też o uzależnianiu się od poszukiwań w obrębie muzyki, którą można się zmęczyć, lecz nie sposób znudzić. I podtrzymałbym tę opinię teraz, z zastrzeżeniem takim, że nowa płyta brzmi o wiele lepiej na poziomie czysto dźwiękowym. Pisałem też o eksportowych nadziejach i te wydają się spełniać. Pierwsze recenzje Hand… napływają z zagranicy. Zajrzałem więc do niemieckiego „Intro” i – jako że byłem leniwy na lekcjach niemieckiego – postanowiłem się zabawić z translatorem Google’a:

Dwuczęściowa „Ręka, która leczy Hand That Bites” jest ich drugim LP i wymaga dużo słuchawki. Zamiast wydawać kolaż niż prostoliniowy struktury, to łzy dół żadnego śladu linii poprzez zakłócanie ataków hałasu i radykalnych podziałów; rytmy techno i powtarzające się rytmy wychudzony szkielet za groźby czarny-Drone-Cloud, atonalną buczenie i brzęczenie, rozpowszechnianie nagrań terenowych i płacz z daleka.

W pewnym sensie nawet w tym kuriozalnym tłumaczeniu (a może właśnie w nim) widzę, że miał rację kolega z „Intro”. To najwredniejszy rodzaj płyty, której duch, mimo skupienia, czasem ulatuje, choćby dlatego, że to muzyka elektroniczna, ale rytmy rzadko zapętlają się na dłużej w jakiejś prostszej strukturze. Ale dochodzi tu do kulminacji, do rozwiązania akcji/narracji choćby w kończącym „białą” płytę fantastycznym Are Wrong z odrobinę łatwiejszą rytmiką i wspomnieniowym nagraniem terenowym w tle. Są na tym albumie momenty, które wynagradzają skupienie. Sama Grünholz mówi w kontekście swojej muzyki o przyjemności błądzenia. Ja bym tu słyszał przyjemność nieustannego doskonalenia, bo jeśli nawet u We Will Fail są momenty muzyki, którą można by zakwalifikować do świata „rozrywki”, to stworzone zostały metodami muzyki eksperymentalnej. Może być ponuro (i bardzo chłodno – druga płyta idzie momentami w stronę cyfrowych erupcji spod znaku Raster-Noton), ale słuchać trzeba dość głośno i – moim zdaniem – zdecydowanie nie na słuchawkach. Nie każdy to pokocha, ale zaskoczenia gwarantowane.

WE WILL FAIL Hand That Heals/Hand That Bites, Monotype 2016, 7/10