Winyl 22 lata po własnym pogrzebie

Są niewątpliwe zalety sytuacji z Adele. Mogę na przykład zająć się kimś zupełnie innym, muzycznie będącym bardziej na uboczu. Zresztą w tekście, który już w środę w POLITYCE, zastanawiam się, w jakim stopniu Adele w ogóle przyczyniła się do pogłębienia wielu widocznych dziś tendencji, także tych z pobocza. Bo rekordowa sprzedaż jej poprzedniej płyty sprawiła, że był to również jeden z najczęściej kupowanych winyli nowych czasów. Przyczynił się do wykrzywienia statystyk w tej dziedzinie, ale przy okazji wiele osób sprowadził do tego nośnika. Nie inaczej będzie z 25, która w Wielkiej Brytanii sprzedała się w 300 tys. egz. pierwszego dnia. Winylowa wersja (sprawdzałem dziś na Amazon.co.uk) zeszła na pniu. Przy tej okazji odświeżyłem sobie album wybitnego muzyka, który 22 lat temu wyprawił winylowi pogrzeb, przez całe życie używa gramofonu jako instrumentu, ale publikował na CD. Teraz Philip Jeck wydał płytę Cardinal. Tylko na czarnym nośniku.

Tym pogrzebem był utwór Vinyl Requiem, wykonany w 1993 roku jako epitafium dla odchodzącej ery winylu. Brytyjczyk Philip Jeck, który gramofonem jako instrumentem posługuje się od początku lat 70., wykorzystał w nim 180 jednocześnie grających gramofonów w połączeniu z prezentacją wizualną. Technikę przyklejania kawałków taśmy klejącej na powierzchni płyt, tak, by uzyskać samozapętlające się fragmenty, przejął od Christiana Marclaya. Ale choć Jeck jest starszy od Marclaya, choć kształcił się jako artysta wizualny i choreograf, to jednak należy do zupełnie innej generacji artystów nurtu gramofonizmu (albo turntablizmu, jeśli ktoś się upiera przy wersji obcej). Zainteresował się nurtem, gdy usłyszał Grandmaster Flasha, a potem dyskotekowe miksy Larry’ego Levana (o sympatii PJ do świata rozrywki niech świadczą klipy, którymi zilustrowany jest niniejszy wpis). Zapętlanie sekwencji z płyt charakterystyczne dla obu wykorzystał jednak w zupełnie inny sposób – tworzył nostalgiczne, melancholijne tekstury dźwiękowe, dodając do tego czasem dźwięki nagrane na dyktafon – często materiał z tych samych płyt, ale brzmiący jeszcze gorzej. Interesowała go zawsze degradacja dźwięku. Być może dlatego nie sięgał po profesjonalne gramofony Technicsa, zadowalając się kupowanymi w komisach starymi adapterami gorszych marek. Inspiruje go za to na przykład Dansette – monofoniczny przenośny gramofon z wbudowanym głośnikiem, przypominający nieco polski model Bambino.

Philip Jeck Picks And Discusses His Favourite Pieces Of Music by The Quietus on Mixcloud

Jeck nagrywa od lat znakomite płyty solowe, na bardzo równym poziomie. Nie inaczej jest z płytą Cardinal. Tyle że w bardziej dynamicznych niż zwykle utworach momentami zupełnie znika jego przyzwyczajenie pracy na pętlach. Album chwialmi nie wydaje się mieć niczego wspólnego z samplingiem czy w ogóle używaniem cudzych nagrań – bardziej już ze sztuką dźwięku generowanego w laptopowym laboratorium. Dojrzały artysta wyszedł poza swoje zwykłe emploi, brzmi, jak gdyby próbował za pomocą piórka czy ołówka osiągnąć to, co jego młodsi konkurencji robią na komputerze. Wiemy, że w zestawie akcesoriów wychodzi coraz mocniej poza winyl, wykorzystując różnego typu efekty gitarowe, ale i klawisze Casio czy gitarę basową. Powtarzalności jest na tym albumie bardzo mało. Także szum i trzask nie wydają się głównymi składnikami – rzeczywistość, którą wyczarowuje ze starych płyt Jeck, to raczej świat, który się lekko trzęsie, płynie, powietrze, które drży.

Emocje, które się na płycie Cardinal pojawiają, mogą wynikać z inspiracji – płyta jest opowieścią o zorganizowanej, hierarchicznej strukturze religijnej. Opartą z całą pewnością na osobistych doświadczeniach, ale bardzo nieoczywistą (chyba że np. za rodzaj komentarza uznamy ów czarny nośnik). Jeśli już przyjmiemy, że raczej krytyczną, to poprzez jednego z bohaterów książek pisarki Marilynne Robinson, na której wpływ powołuje się Jeck, czyli Jana Kalwina. Na pewno jednak, poprzez kontekst nietypowego dla religijnej twórczości warsztatu pracy, opowieścią bardzo ciekawą. I jakkolwiek oczywiste są dla mnie pewne odwołania do monumentalnej, ale zatopionej w mgle przeszłości muzyki Gavina Bryarsa, a brzmieniowo także np. nagrań Rafaela Antona Irisarriego, nowe utwory Jecka pozostają bardzo indywidualną propozycją. Jest to przy tym płyta pięknie wydana i – dodatkowo – daje możliwość darmowego ściągnięcia koncertu Live in Caen z lutego 2015 roku.

PHILIP JECK Cardinal, Touch 2015, 8/10