Starsza pani musi… błysnąć?

Jeśli 67-latka na okładce płyty zmiękcza swój bliski portret nie tylko z pomocą photoshopa, ale też wydmuchiwanego gęsto dymu tytoniowego, to zapewne musi to być Marianne Faithfull. Tych, którzy bardzo dawno jej nie słyszeli, uprzedzam: śpiewa dziś w rejestrach Marka E. Smitha, a może i Ozzy’ego Osbourne’a. A momentami mogłaby prawie niezauważona zastąpić Davida Tibeta w Current 93. Tylko jej – obawiam się – nikt nie mógłby zastąpić. Nie tylko jako osobowości, dawnej femme fatale rocka i tak dalej. Chodzi o to, że Faithfull potrafi w każdym momencie zaskoczyć. Bo ten głos to dla tych, którzy dawno jej nie słyszeli, nie będzie zaskoczenie jedyne. Ba, nawet dla tych, którzy wiedzą, że wokalistka nagrywa rzadko, lecz regularnie i na dobrym poziomie, nowy album „Give My Love To London” może się okazać niespodzianką. Bo numer 20 w dyskografii jest jednym z najlepszych jej albumów w ogóle.

Pracę Faithfull ułatwia zasadniczo kilka czynników. Podobnie jak w latach 60. i 70. ma szczęście (czy może raczej: dar przyciągania) do znakomitych autorów piosenek. Na „Give My Love To London” dostała więc świetne kompozycje, napisane m.in. przez Nicka Cave’a, Rogera Watersa i Annę Calvi. Pompatyczny „Falling Back” tej ostatniej – pompatyczny, orkiestrowy, z pewnymi odniesieniami do „The Look of Love” ABC – to majstersztyk. Dla mnie – jedna z piosenek roku. Coś takiego mogłaby nagrać grupa Pulp w szczycie kariery, taki singiel mógłby namieszać w dorobku The Divine Comedy, a diablo zdolna Calvi mogłaby oczywiście ten utwór zostawić na swoją płytę, ale z pewnością ma już dużo innych pomysłów na kolejną. W każdym razie na „Give My Love…” piosenka brzmi rewelacyjnie i choć dopisana została w zasadzie do eksplodującego refrenu, nie potrafiłem się nią przez ostatnie dwa tygodnie znudzić.

Najwięcej pisze się o utworze „Late Victorian Holocaust” – kolejnym balladowym klasyku w dorobku Faithfull, utopionym w niepokojącym metalicznym echu. Tego proponuję sobie posłuchać, dopisując w głowie wokal Tibeta. To również piosenka pokazująca potencjał współpracy z Cave’em i jego The Bad Seeds (fantastyczna partia solowa mojego ulubionego Warrena Ellisa). Faithfull wróciła do niej po latach i tym razem wspólne nagrania przyniosły efekt jeszcze bardziej błyskotliwy i skoncentrowany niż poprzednio, na dobrze ocenianej płycie „Before the Poison”. Płyta jest zresztą w całości spójna, mimo zaliczania po drodze kolejnych przystanków związanych ze stylami charakterystycznymi dla starszych nagrań autorki. Folkowy „Give My Love To London” teoretycznie mógłby kontrastować z rockandrollowym „The Price of Love”, ale zbliża je praca studyjna nad brzmieniem. Garażowy, od pierwszych taktów gęsto nabijanego na werblu rytmu kojarzący się z The Velvet Underground „Sparrows Will Sing” też się w tej formule mieści. Podobnie jak niby żywcem wyjęty z albumu The Bad Seeds utwór „True Lies”. Trudno znaleźć naprawdę słaby punkt w tym zestawie.

Faithfull to jedna z tych artystek, które rozpoznawane są poprzez liczbę coverów i które ze śpiewania cudzych piosenek słyną. Do listy tego rodzaju dużych momentów w swojej działalności dorzuca tu jeszcze – jakby od niechcenia – przedostatni na płycie „Going Home” ze świeżego („Old Ideas”) repertuaru Leonarda Cohena. Wybór przez moment kompletnie zaskakuje – to przecież jedna z najbardziej otwarcie autobiograficznych, ba, autoopisowych piosenek Cohena. Ale wystarczy chwila (mnie przynajmniej uderzyło to dopiero po chwili), by zauważyć, jak bystry jest to wybór. Tekst oryginału śpiewany jest przecież – począwszy od słów „I’d like to speak with Leonard” – w trzeciej osobie. Zatem jest do coverowania IDEALNY. Szczególnie dla kogoś, kto zna Cohena, pamięta epokę, kto jest częścią tej samej historii i ma prawo domagania się rozmowy z Cohenem. A przy tym tupet, by tę rozmowę odbyć – bez względu na odpowiedź zainteresowanego. Bo w ten sposób, za pośrednictwem tej samej piosenki z niezmienionym tekstem, państwo ze sobą pogadali.

Aranżacyjnie to nowe „Going Home” jest lepsze niż oryginał. Bo wszystko się na tym albumie Marianne Faithfull udaje. Co stwarza być może pokusę nie do odparcia, by na tym wyznaniu miłości do Londynu zamknąć sprawę, bo niejeden artysta marzy o takim pożegnaniu.

marianne_faithfull_giveMARIANNE FAITHFULL „Give My Love To London”
Dramatico/Naïve 2014
Trzeba posłuchać: „Falling Back”, „Late Victorian Holocaust”, „Sparrows Will Sing”, „Going Home”.