Poszerzać, nie zawężać. Zapraszać, nie wykluczać

W odwiecznym sporze: czystość ludowej muzyki wiejskich muzykantów kontra wielkie wymieszanie muzyki świata jestem – i pewnie już zawsze będę – po stronie tego drugiego. Chociaż marketingowego określenia „muzyka świata” nie lubię, to lepiej obejmuje pewne zjawisko związane z przyłączeniem do zachodniego obiegu kultury pewnych tradycyjnych zjawisk spoza współczesnej kultury Zachodu. Zjawisk nieczystych z natury, bo przecież wiejscy muzykanci tam są bardziej narażeni na wpływ zachodniej muzyki popularnej niż na odwrót. Cała fala wydawców egzotycznej muzyki rekrutujących się spoza obiegu etnomuzykologicznego – w rodzaju Crammed Discs, Sublime Frequencies czy Awesome Tapes From Africa – zlikwidowała resztki podziałów na tej linii. Pierwszy numer pisma „M/I” w nowej odsłonie opowiada m.in. właśnie historie związane z odkrywaniem rzeczy, które są muzyką świata, są muzyką ludowej tradycji, a zarazem według standardów krajów, gdzie je nagrywano, pozostają muzyką popularną. Mamy dziś wreszcie początek kierującego się podobną filozofią warszawskiego Skrzyżowania Kultur. Wieczorem zagra Hugh Masekela – legendarny trębacz z RPA, którego kariera dowodzi, że nic, co dziś rodzi się jako brzmienie ludowe, nie pozostaje w oderwaniu od kultury popularnej. I pokazuje, że lepiej poszerzać spektrum gatunkowe niż je zawężać. Ale to jeszcze nie wszystko.

Masekela – podobnie jak etiopski wokalista Mahmoud Ahmed (wystąpi na Skrzyżowaniu w piątek) – przypomina też, że wpływy w obie strony przesączają się tak długo, że warto je traktować we współczesnej muzyce jako coś zupełnie naturalnego. Można się było jeszcze podniecać niezdrowo po Grammy dla Paula Simona za „Graceland”, można było się ekscytować powołaniem do życia Real World (która notabene świętuje 25 lat, podobnie jak Warp!), można było się jeszcze od biedy dziwić sukcesem „Buena Visty…”, ale dziś wypada przyjąć, że w tym malejącym świecie to chwilami równie bardzo NASZA, co ich muzyka. Dlatego zresztą beehy.pe jest czymś tak naturalnym. A dzisiejsza muzyka ludowa to na przykład hip-hop – przynajmniej w równej mierze, co wiejscy muzykanci.

Aby Ngana Diop pokazuje najdobitniej jak można, że podziały nie istnieją. Dobitnie, bo ekspresja tej zmarłej przed 17 laty raperki to melodklamacja z pogranicza krzyku. Świadomie piszę „raperki”, bo choć senegalska wokalistka tworzyła muzykę w miejscowym stylu taasu, to rzecz jest niezwykle bliska – ale wcześniejsza – choćby brzmieniu nagrań Missy Elliott. Jak to opisuje niezmordowany wydawca Brian Shmikovitz (Awesome Tapes From Africa), jest to również materiał rewolucyjny, bo Aby Ngana Diop połączyła ekspresję taasu z rytmiką mbalax, innego przesączającego się do Europy gatunku.

Płyta „Liital” z roku 1994, oryginalnie wydana na kasecie (na kasecie też wznowił ją Shimkovitz kilka lat temu, teraz wydaje rzecz na winylu) i ocalona od zapomnienia, zostanie bez żadnej bariery przyjęta przez miłośników zachodniego hip-hopu. Bezceremonialne „dope shit” jest tu równie uprawnioną reakcją co zdziwione „a skąd to?”. Czytelne mogą być nawet konteksty kulturowe: kiedy w utworze „Ndama” pojawia się na początku i na końcu wysamplowany odgłos konia w galopie, to spokojnie można to skojarzyć z opowieścią o wyższych sferach – niekoniecznie z rodem królewskim, do którego bezpośrednio odnosi się Diop, ale w sumie i to przyszło mi szybko zrozumieć. W podkładach są bębny i Yamaha DX7, co właściwie wydaje się też zupełnie naturalnym instrumentarium dla rapu w latach 80. Na przełomie tamtej i kolejnej dekady artystka występowała podobno – razem z grupą taneczną – wykonując ten materiał na weselach. Czyli trochę Omar Souleyman (chciałem napisać „w spódnicy”, ale subtelne różnice w kulturze ubierania się powodują, że akurat Omar się na taką przenośnię nie załapuje), ale moim zdaniem z dużo większym ciężarem gatunkowym. No i jak zwykle trudno oddać – na co zwraca uwagę opowiadająca we wkładce o tekstach Patricia Tang – subtelności poczucia humoru, dystansu. O ile muzykę przeczytać łatwo, to kontekst wymaga już tłumaczenia – w sposób naturalny uznajemy tych wszystkich odkrywanych, odzyskiwanych po latach wykonawców za bardziej poważnych niż są w rzeczywistości. Stąd jeszcze takie imprezy jak Skrzyżowanie Kultur czy takie wytwórnie jak ATFA są potrzebne – bardziej dla wytłumaczenia kontekstu niż samej muzyki.

Z drugiej strony – tak sobie myślę – jak dobra musi być ta płyta dla kogoś, kto rzeczywiście rozumie „kreatywność w dziedzinie humoru”, o której wspomina okładka wydawnictwa! Taasu to w końcu formuła wypracowana w Senegalu głównie przez kobiety i służąca (tu znów skojarzenia z hip-hopem) bardzo często wyśmianiu kogoś na poły improwizowanym tekstem. Ja słucham tego zupełnie poważnie, jakbym odbierał lekko podstarzałą ciotkę wykrzykującą życiowe kazania jakimś dzieciakom (melodia wokalnej frazy jest tu niezwykle natarczywa) na obezwładniającym transowym podkładzie bębnów, a i tak jestem od paru tygodni pod totalnym wrażeniem Aby Ngany Diop. Podobnych życzę słuchaczom Skrzyżowania Kultur.

aby_nganaABY NGANA DIOP „Liital”
Oryg. 1994/Awesome Tapes From Africa 2010-2014
Trzeba posłuchać: „Ngana”, „Ndadje”.