Twarda sztuka, ale sztuka
Awangarda polskiej elektroniki ma się całkiem nieźle. Nie, nie żartuję. Po prostu zasadniczo nie mamy już pod tym względem – przy naszych – gorzej niż reszta świata. Do takiego wniosku doszedłem, przygotowując się ostatnio do audycji o Stephanie Mathieu, twórcy z przeszło 20-letnim doświadczeniem, uznanym, współpracującym z całkiem znanymi postaciami (pokroju Davida Sylviana). Przypadkowo znalazłem w sieci jego apel o fundusze pozwalające na odkupienie zepsutego laptopa. Ważna postać europejskiej sceny musi poprzez serwis crowdfundingowy zbierać kasę na komputer? Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale u nas gorzej nie jest.
Jeśli coś w tej branży nie jest tak, jak być powinno, to problem jest zapewne globalny – muzyki się nie ceni wysoko. O Mathieu może się i pisze jako muzycznymi odpowiedniku Marka Rothko, ale nie podejrzewam, żeby zarabiał tak jak choćby druga liga naśladowców Rothki. Polscy artyści z kręgu poszukującej elektroniki przebijają się latami – czego dowodem poniższe zestawienie premier. Pracują ogromnie długo na swoją pozycję, ale miło zauważyć progres na rynku wydawniczym – w ciągu kilku tygodni ukazały się trzy nowe tytuły, każdy również na fizycznym nośniku, wszystkie w zadbanych wersjach winylowych. Warto tę ofertę potraktować jako okazję do wsparcia.
NEMEZIS „Nemezis vs Mykietyn”
Requiem 2013
Trzeba posłuchać: „A Couple with Their Heads Full of Clouds”.
Materiał bardzo długo oczekiwany, przepięknie przy tym wydany, z kolażowymi grafikami na okładce i jeszcze wersją deluxe opublikowaną w 30 kopiach (można ją znaleźć tutaj). Kwartet Nemezis (Bociński, Kucz, Pawlak, Staniecki) wziął na warsztat różne kompozycje Pawła Mykietyna, dostając wcześniej zielone światło do przeróbek od ich autora. Efekt nie szokuje o tyle, że sam Mykietyn jest uwrażliwiony od lat na brzmienie poszukującej muzyki niefilharmonicznej. Z drugiej strony – przeróbki dotyczą fragmentów utworów na klasyczne instrumentarium, więc jednak element ciekawości jest. Najsłabiej wyszło to w koncertowym „Back To Square One”, niepotrzebnie wydłużonym i nużącym. Dobrze w „A Song Whose Lyrics Have Been Forgotten”, gdzie posępne beaty podkreślają liryczny charakter oryginalnych partii z „Kartki z albumu” (na wiolonczelę i taśmę). Nie jestem do końca przekonany do głosów i field recordingów w tym i kolejnym („Signals”) nagraniu, ale z całą pewnością najlepszym materiałem do przeróbek okazały się wczesne utwory Mykietyna – „3 for 13” (1994) i „4 for 4” (1999). Paradoksem tej płyty jest to, że choć duże wrażenie robi szczególnie gra pogłosem, próba zagłębienia się w przestrzeń oryginalnego nagrania („Echoes”), to w sumie mamy przede wszystkim album bardzo miły w słuchaniu, ułatwiający niewątpliwie kontakt z Mykietynem. Znikają walory operowania tempem, czasem w kompozycjach PM. A końcowy „A Couple with Their Heads…” z zagęszczonymi repetycjami robi z niego na pewno bardziej Reicha niż Szymańskiego. Zadanie zacierania granic i edukowania nowej publiczności zostało wykonane, choć w paru momentach oczekiwałbym bardziej radykalnego spojrzenia.
ROBERT PIOTROWICZ „Lincoln Sea”
Musica Genera 2013
Trzeba posłuchać: dość głośno i nie na słuchawkach.
Też długo oczekiwany materiał – jeszcze przy okazji kompozycji „Lincoln Sea Ice Walk” na antologię noise’u i elektroniki Sub Rosy Robert Piotrowicz wspominał w notce o tym, że nagrywał album o tym tytule. Całość jest jeszcze potężniejsza niż tamten utwór. To dźwiękowy matriks wygenerowany przez syntezatory modularne, w który wchodzimy bez zbędnych wstępów. Coś jak zderzenie ze ścianą dźwięku – przynajmniej na początku. Albo zanurkowanie w ścianie, choć to trochę straszna metafora. I zupełne przeciwieństwo albumu „When Snakeboy Is Dying” sprzed pół roku (niezłe tempo!), który bardzo mi się podobał. Zaraz, zaraz, zupełne przeciwieństwo? Trzeba trochę się z tą płytą oswoić, żeby zauważyć, że to też jest album z pewnym przełożeniem na muzykę orkiestrową. Niektóre fragmenty jednoznacznie kojarzą się z dużym zespołem grającym utwór sonorystyczny, zbudowany wokół bardzo powoli zmieniających się faktur. Tyle że syntezator zapewnia utrzymywanie wyjątkowej gęstości, masy brzmienia jeszcze dłużej, jest imponująco precyzyjny. Fraszka to to nie jest, ale z drugiej strony – echo wzajemnych inspiracji muzyki elektronicznej i orkiestrowej jeszcze słychać w muzyce, dlatego wbrew obco brzmiącemu tytułowi jest u Piotrowicza mocne nawiązanie do polskich tradycji i ogromnie jestem ciekaw, co by na temat tego utworu powiedział inny, nieco starszy, kompozytor na P.
ZENIAL „Chimera”
Zoharum 2013
Trzeba posłuchać: „Hasthallen”, „Unclean/Clean”.
Niełatwe zadanie stawia tym razem przed odbiorcą również Łukasz Szałankiewicz, którego rezydentura w sztokholmskim studiu EMS (jedno z ważniejszych w Europie studiów muzyki eksperymentalnej) przyniosła już plon na zeszłorocznej Warszawskiej Jesieni. Tutaj mamy ciąg dalszy – Zenial najwyraźniej wykorzystuje najstarsze generatory, które znalazł w studiu, bo skupia się na dość surowej prezentacji alfabetu analogowych brzmień z epoki pionierskich nagrań elektronicznych. Nie mają one takiej potęgi, masy, jak muzyka Piotrowicza z ostatniej płyty. Przeciwnie. Z dzisiejszego punktu widzenia brzmi to czasami jak muzyka hipnotyzujących zakłóceń i interferencji. Ale prawdziwym zakłóceniem na ich tle jest ciepły, dronowy utwór „Unclean/Clean” (czyżby nawiązanie do klasyka grupy Za Siódmą Górą?) utopiony w oceanie szumów, bo nowoczesnością i złożonością brzmienia moim zdaniem mocno odstaje od reszty. Obraz Wiktora Jackowskiego na okładce do tej twardej, nieco laboratoryjnej momentami wizji eksperymentu pasuje. Parafrazując hasło z tytułu industrialno-elektronicznej gazety, która patronuje wydawnictwu – „Hard art, but art”. Niezłe motto dla wszystkich tych ciekawych wydawnictw – bo to może i ciągle rynkowo sztuka przetrwania, ale przy tym niezła sztuka.
Robert Piotrowicz gra na trwającym już festiwalu Unsound – 19 października.
Komentarze
Rozbawił mnie ten Mathieu. Należy dodać, że jest on również od kilku lat członkiem MAIN. No cóż, od czasu do czasu pojawiają się tego typu informacje. Swego czasu A. McKenzie sprzedawał swój sprzęt i płyty, bo ponoć ciężko chorował. No cóż, jak ktoś nie ma honoru (i chodzi mi o Mathieu), to może niech zatrudni się gdzieś na stały etat, niekoniecznie jako muzyk?
Lepiej z honorem przymierać głodem niż poprosić o wsparcie i pomoc?
Tak, bo najwyraźniej to jest miarą artyzmu (owo przymieranie głodem)… I jeszcze koniecznie na gruźlicę niech zejdzie! Bo prawdziwy (sic!) artysta to tylko na gruźlicę może…ewentualnie na syfilis.
Nie, lepiej iść do pracy.
…cos jednak w tej polsce po jankielu i moniuszce pozostalo;
niewiele, ale cieszy 😉
Amerykanin Freddy Ruppert po dwóch latach utrzymywania się wyłącznie z muzyki (nagrywał i koncertował jako Former Ghosts) zrezygnował i poszedł do dziennej pracy właśnie po to, żeby odzyskać niezależnośc artystyczną.
Pozwolę sobie zlinkować recenzję jego ostatniej kasety:
http://www.nowamuzyka.pl/2013/10/11/freddy-ruppert-hangs-a-shadow/
I oto właśnie chodzi. Etos bycia artystą robi krzywdę wielu ludziom.
Mam winyl Zeniala. Cholernie dobry materiał. Piotrowicz przy tym, to cienias.
Panie Tomaszu C. prosze nie stosowac silowych porownan i nie zaczynac prowokacji.
Osobiscie preferuje tworczosc Roberta P,ale nie neguje innych.Wspierajmy artystow,nie tworzmy podzialow!
jaki tam etos,@panie kochany, mit, zreszta jeden z wielu(n.p.muzyka lagodzi obyczaje…)
Czemu od razu nazywacie to etosem?
Czy to nie naturalna rzecz, że się chce utrzymać z tego, co się najlepiej robi i co się robi dobrze i z zamiłowaniem?
Ja wiem, że trudno się utrzymać z grania nawet tylko trochę mniej popowego, ale generalnie podziwiam osoby, które próbują. I nie sądzę, że one myślą o sobie w kategorii etosu czy mitu artysty, tylko stawiają wszystko na jedną kartę i dopiero po wyczerpaniu wielu możliwości poddają się szukając ‚normalnej pracy’, dłubiąc przy sztuce wieczorami i w weekendy.
Chodzi raczej o to, co dzieje się ‚po’. Czy zaczyna się narzekanie na zły świat, który nie docenił, czy dalsze tworzenie.
http://www.youtube.com/watch?v=2S4fp-3A6DE
A właściwie….to czym ów etos ma być? I (proszę o wybaczenie za swą ignorancję, ale…) kto ustala co jeszcze weń się wpisuje, a co już jest jawnym wystąpieniem przeciwko?
I czy można posądzać kogoś o niehonorowe zachowania tylko dlatego, że ma inny pomysł na finansowanie swoich działań? Nie kradnie przecież, nie wyciąga babciom zaskórniaków z torebek, więc w czym rzecz?
Nie wiem czy podziwiam takich, co stawiają wszystko na jedną kartę… ale to jest ich wybór. Owszem – wkurzają mnie tacy, którzy decydując się na jakieś rozwiązanie, potem potrafią wyłącznie narzekać i jojczyć…Ale to już na zupełnie inną rozmowę 🙂
@Arteon –> Dzięki, słuszna uwaga.
@tauron –> Również dziękuję.
@dilmun –> W punkt, zgadzam się, że chodzi o to, co „po” 🙂
Ów etosem jest właśnie przeświadczenie o dysponowaniu specjalnego statusu społecznego oraz prowadzenia pewnej misji. Etos ten przejawia się również w egzaltacji procesu tworzenia, które nie może być zakłócane codziennymi i przyziemnymi czynnościami, takim jak praca na stałym etacie lub jakakolwiek inna stanowiąca zapewnienie egzystencjalne artysty.
Ja Mathieu i jemu podobnym artystom nie narzucam tego, jak powinni żyć i jakie powinni utrzymać relacje między egzystencją a tworzeniem. Jeśli chcą żebrać o kilka Euro, to ich sprawa, i ich problem.
Nie mam również nic przeciwko tym osobom, którzy podziwiają tego typu działania artystów, za ich upór w dążeniu do zarabiania na życie, tworząc sztukę. Jeśli kierują się innym systemem wartości, to co ja na to poradzę? Jeśli te osoby nie zgadzają się z moim punktem widzenia, to chyba koniec świata nie nastąpi? Lub, bynajmniej, poziom artystyczny wykonawców, którzy żebrzą na swój nowy sprzęt? Nie mam również nic przeciwko, by ci odbiorcy oddawali swoje pieniądze takim wykonawcom. Przecież to ich pieniądze, nie moje…
Poziom artystyczny dzieł stworzonych przez artystów zarabiających (jako jedyne źródło dochodów) na sztuce jest uzależniony od wielu czynników. Pozwolisz, że w moim prywatnym rozrachunku tego typu problemów zachowam sceptycyzm, co do efektów artystycznych wykonawców, którzy zarabiają na sztuce i traktują ją jako jedyne źródło dochodów.
@ Rafał Kochan – Wiesz, nie znam osobiście wielu artystów i nie mogę oczywiście powiedzieć, na ile nimi kieruje (mniej lub bardziej świadomie) jakiś etos artysty. Niemniej, z tego, co piszesz, wynika dla mnie jasno, że Ty też masz pewien wzorzec tego, jak osoba tworząca powinna się zachowywać, działać i ustawiać w rzeczywistości. Dość ściśle określony i egzekwowany.
A jeśli chodzi o specjalny status artysty i egzaltację procesu tworzenia, to więcej tego doświadczyłem od osób, które mają swoje ‚normalne zajęcia’ i po godzinach tworzą niż od osób, które zajmują się tworzeniem w ‚pełnym wymiarze czasu’.
No i nie zgodzę się, że artyści zarabiający pracą a tworzący po godzinach wolni są od czynników, które wpływają na osoby z tego żyjące. Nie żyjemy w idealnym świecie, w którym ludzie pozbawieni są ego. Myślę, że każdy, kto decyduje się na upublicznienie swojej twórczości, ma jakieś wobec tego faktu oczekiwania i mitem jest przeświadczenie, że jak mam z czego żyć, to moja sztuka będzie prawdziwa, wolna od czynników mogących na nią wpłynąć a poziom artystyczny będzie wyższy niż gdybym musiał zarabiać na niej.
@Bartek Chaciński – dzięki. Tak od strzału przychodzi mi do głowy Mick Harris i to, co o nim powiedział Justin Broadrick, że szkoda, że tak utalentowany człowiek marnuje swoją energię na narzekanie…
„Ów etosem jest właśnie przeświadczenie o dysponowaniu specjalnego statusu społecznego oraz prowadzenia pewnej misji. Etos ten przejawia się również w egzaltacji procesu tworzenia, które nie może być zakłócane codziennymi i przyziemnymi czynnościami, takim jak praca na stałym etacie lub jakakolwiek inna stanowiąca zapewnienie egzystencjalne artysty”.
akurat znam bardzo wielu muzyków . Prawie nikt nie ma takiego przeświadczenia i złudzeń co do swojej „wyjątkowości „. Jesli robia coś zawodowo robią to z dużą dbałościa- bo zepsuty koncert nieudane nagranie to realnie strata zaufania u odbiorcy czy organizatora
Szkoda, że jak zwykle bardziej interesujące jest to jak wygląda życie prywatne artysty – a już nie daj boże jego „żałosne” próby przetrwania – a nie istota intencji autora recenzji, która wydaje się o wiele ważniejsza w tym wątku wypowiedzi .
Drugi jakże gorący i wymagający deklaracji to kto jest silniejszy lub słabszy.
Raz, że to dość dokładnie kopiuje wszech obecna polską frustro agresje, a dwa w ogóle nie jest na temat muzyki o której pisze Bartek.
@dilmun. Moim wzorcem jest brak wzorców. Jeśli satysfakcjonuje cię taka forma wzorca, to ok. Natomiast, prywatne doświadczenia z bezpośrednich kontaktów nie mają tu nic do rzeczy. Ty piszesz o subiektywnych obserwacjach, a ja mówię o złożonych procesach psychologiczno-społecznych, które powstają w sferze kreatywności człowieka. A jednym z objawów tejże kreatywności jest tworzenie sztuki. I od tego należy wyjść, a nie od widzimisię lub życzeniowych postulatów.
„No i nie zgodzę się, że artyści zarabiający pracą a tworzący po godzinach wolni są od czynników, które wpływają na osoby z tego żyjące.”
Od wszystkich czynników nie są wolni, ale konkretnie od tego tak. Sukces artystyczny zależy od wielu czynników. W tym konkretnym czynniku, jakim jest uzależnienie artysty od czynników zewnętrznych o wymiarze materialno-egzystencjalnym, ja jestem sceptykiem, a to znaczy, że nie jestem radykalnym, zerojedynkowym przeciwnikiem, a jedynie kimś, kto z dużą ostrożnością przygląda się tego typu praktykom. Sztuka (ale nie tylko ona, bo np. sport również) od zawsze była związana z pieniędzmi oraz ich wpływem na jej rozwój. To nie ulega wątpliwości. Jednakże przeniknięcie komercjalizacji w jej sferę np. w latach 60. XX wieku jest zgoła odmienny niż to się odbywa od 10 czy 20. Nie wiem, jak mam ci to lepiej wytłumaczyć…. Czym innym jest tworzenie sztuki w wyniku wewnętrznych imperatywów, a ewentualne korzyści materialne i ich wysokość traktowanie jako drugorzędny skutek tego typu działalności i sposobu na życie. A czym innym – podporządkowywanie procesu tworzenia cyklicznymi i doraźnymi potrzebami egzystencjalnego przetrwania, dodatkowo wywierając wpływ na otoczenie w zakresie „wyceny” swojego dorobku.
@Grzesiek. Nie bazuj na ich deklaracjach, tylko na ich praktycznym działaniu. Dbałość artystów o jakość nagrań czy występów nie ma żadnego związku z wielkością zaangażowanych pieniędzy oraz statusu społecznego artysty. Jeśli dany artysta jest tępy lub niedbały w urzeczywistnianiu swoich wizji artystycznych to źródeł szukaj w jego charakterze, a nie w zasobach i możliwościach finansowych.
@edwash. Skoro Bartek napisał o Mathieu, to chyba wydała mu się na tyle sprawa ważna, by o niej dyskutować? Nikt ci nie broni zacząć wątku w dyskusji na temat konkretnych wydawnictw muzycznych.
Myslę że obie te płyty sa warte uwagi . Nie mogę się doczekac soboty żeby dostać LP Roberta Piotrowicza bo zakładam że płyta powinna być na Unsoundowym koncercie w Mandze . No i debiut Łukasza na winylu tez jest ważnym wydarzeniem . Myślę, że oba te wydawnictwa doczekają się dyskusji przy podsumowaniu roku teraz większość osob ich po prostu nie zdązyło jeszcze kupić i wysłuchać.
@Rafal . Nie bazuje tylko deklaracjach . Pracuje z tymi ludźmi .Pracują z nimi moi znajomi którzy mają kluby lub są odpowiedzialni za pewne sprawy na festiwalach . To jest własnie konkret.
@Grzesiek. No to świetnie. Szczęściarz z ciebie 🙂
@ Rafał Kochan. Wielce zafrapowała mnie fraza „mówię o złożonych procesach psychologiczno-społecznych, które powstają w sferze kreatywności człowieka”. Ach, jak „powiało” autorytetem… i wiedzą, z którą polemizować nie śmiem.
Proszę więc o przypis (do publikacji naukowej? Czegoś uznanego i obiektywnego), który będzie dowodem na to, że owe złożone procesy psychologiczno-społeczne, nie są w gruncie rzeczy również (tylko odautorskim) widzimisię 🙂
Jeśli takich źródeł brak, to będę zobowiązana za rozwinięcie…na jakiej to podstawie można mówić o tych złożonych procesach… oczywiście wyłącznie w sposób obiektywny 🙂
@ Rafał Kochan – a Twoim wzorcem nie jest przypadkiem podejrzliwość lub nawet niechęć do osób, które zarabiają swoją sztuką? To też jest ograniczające i dalekie od „moim wzorcem jest brak wzorców”. Tym bardziej, że zakładasz, że osoby żyjące z muzyki nie robią tego w wyniku wewnętrznego imperatywu, tylko podporządkowują się stanowi swojego konta w banku. Uważam to za krzywdzące i nieprawdziwe.
I to, że napiszesz o „złożonych procesach psychologiczno-społecznych, które powstają w sferze kreatywności człowieka” i przeciwstawisz je moim subiektywnym obserwacjom nie sprawi, że będziesz bardziej wiarygodny. Bo owe złożone procesy nie są takie, jak matematyczne wzory – jednakowe dla wszystkich. Każdy inaczej im podlega i inaczej reaguje na te same bodźce.
@Baszka. Autorytetem? Chęć odwołania się do np. psychologii trąci twoim zdaniem bufonadą ?
Ale proszę bardzo:
Maria Gołaszewska „Kim jest artysta?”
Robert Popek „Z badań nad uzdolnieniami plastycznymi młodzieży”
Tomasz Tomaszewski „Emocje, Motywacja, Osobowość”
Andrzej Strzałecki „Wybrane zagadnienia psychologii twórczości.
@dilmun. Wyjaśnij mi, jaki miałbym interes w tym, by manifestować swoją niechęć do tego typu grupy ludzi/artystów? Cały czas pisałem o sceptycyzmie, ale użyta przez ciebie „podejrzliwość” jest również na miejscu. Mnóstwo lubię muzyki, filmów etc. stworzonych przez artystów, którzy zarabiali lub zarabiają na życie. Odnoszę wrażenie, że chcesz mi coś wmówić na siłę.
Skoro twierdzisz, ze każdy reaguje na bodźce, to dlaczego tak ci zależy na tym, by mnie przekonać, że wyrażona przeze mnie opinia jest błędna?
@Rafał Kochan. Tak autorytetem. I nie, odwołanie się do psychologii to nie bufonada. Sposób w jaki to robimy…bufonadą być może. Ale to moja (subiektywna) obserwacja, która nie ma poparcia w badaniach 😉
Za przypisy dziękuję (to zawsze cenne i wzbogacające). W wolnej chwili sprawdzę na jakiej podstawie tam mówią „o złożonych procesach psychologiczno-społecznych, które powstają w sferze kreatywności człowieka”. Bo śmiem twierdzić, że nie na podstawie morfologii krwi, tylko…obserwacji (w psychologii to chyba dopuszczalne?).
Wszystkiego dobrego 🙂
@Baszka. A w jaki sposób to zrobiłem, że takie przypuszczenie (obserwacja) się pojawiło? Jakich to słów użyłem, że forma przerosła treść?
Myślę, że nie trzeba być zaawansowanym socjologiem lub psychologiem, by wyobrazić sobie, iż stopień i ukierunkowanie kreatywności człowieka jest uzależniony od wielu czynników, a ich powiązanie ze sobą nie jest łatwe ani jednoznaczne. Aby na takim poziomie uraczyć się wiedzą o człowieku, wystarczy pierwszy lepszy podręcznik z podstaw psychologii i nie trzeba sięgać aż tak daleko w literaturze, by to zrozumieć.
@edwash. Wymaga wyjaśnieniu jeszcze jedno.
„Szkoda, że jak zwykle bardziej interesujące jest to jak wygląda życie prywatne artysty”
Ja też uważam, że życie prywatne artysty nikogo nie powinno interesować. Jest ono mi zbędne w całej swoje rozciągłości. Niestety, moje błogie przeświadczenie, iż w tym elemencie panuje obopólna zgoda, jest rujnowane przez takie bzdety, jak ten idiotyczny apel Mathieu.
„Drugi jakże gorący i wymagający deklaracji to kto jest silniejszy lub słabszy.”
Co w tym złego, że ktoś sympatyzuje lub nie z danym rodzajem postawy i jej manifestowaniem?
„Raz, że to dość dokładnie kopiuje wszech obecna polską frustro agresje”
Agresję? Frustrację? Czyżbyś wylewał dziecko z kąpielą? W imię dobrego samopoczucia, wszechobecnej miłości i akceptacji cała ludzkość ma oglądać świat przez różowe okulary? No i jeszcze ogólnoludzkie „wątpienie” przypisujesz tylko Polakom? Jeszcze trochę, a pomyślę żeś szowinista.
no, ale w jednym ma rafal na pewno racje:
spiewac umiec nie wystarczy; n.p. franciszek villon to nie tylko moczymorda i pieknoduch z gitara, ale i urzednik(notariusz), a jak go wyrzucaja, to zostaje… zlodziejem 😉
p.s.
a taki gombrowicz, co to spekulowal na nagrode nobla (raz nawet go prawie wybrali, ale krolowa szwedzka zadzwonila i wziiali tawariszcza grassa), pracowal w banku (takze z tego powodu, aby nie byc zaleznym od licznych wielbicielii, ktorzy widzieli w nim odtrutke na mistyfikacje borgesa,no, ale swiat potoczył sie inaczej…)
@byk. Takich przypadków z różnych dziedzin sztuki jest bardzo dużo. Wiadomo, w takich kosztownych obszarach artystycznych jak kinematografia, trudno jest o pełną niezależność finansową w realizacji swoich pomysłów, ale i tu pojawiają się alternatywne rozwiązania. Chęć pozostania teraz kompozytorem muzycznym jest obecnie chyba najtańszym przedsięwzięciem z wszystkich dziedzin sztuki. Jak komuś popsuje się laptop, to istnieje tuzin innych możliwości, by podzielić się swoimi pomysłami muzycznymi.
w dobie totalnej komercji(ktos chce opatentowac marchewke -sic) juz spiewanie pod prysznicem staje sie subwersja 😉
Paweł Szamburski , Kuba Ziółek, Rafał Iwański , Piotr Kurek , Robert Piotrowicz, Raphael Rogiński, Tomek Mirt , Stefan Wesołowski , Michał Kupicz, Zenial, Wojtek to są osoby które nagrały super płyty w tym roku – wszystkie żyją zawodowo z muzyki.
@Arteon –> nie rozumiem porównywania tych dwóch kolesi. Bylem na kilku koncertach Piotrowicza, znam jego plyty. Szczytem dla mnie był moment, kiedy ten pierwszy zakończył koncert po 15 minutach i zszedł obrażony mając w przysłowiowej d… publikę, która nań przyszła. A swoją drogą te 15 minut brzmiało jak próba niż sam występ. Jego płyty mnie nie zachwycają, choć są dobre, mają dobre pomysły, tzw. momenty. Ale, dla mnie, to wszystko. Są o wiele ciekawsze, a niedocenione zjawiska w Polsce, np. projekty Roberta Skrzyńskiego (Mikrodepresja).
@Grzegorz. Nie wnikam, kto z moich ulubieńców porabia na co dzień i czy żyje zawodowo z muzyki… Ale dał mi wiele do myślenia twój wykaz osób zajmujących się zawodowo muzyką… Żadnego z nich nie słucham i nie posiadam płyt… Cóż za ciekawy zbieg okoliczności, prawda 🙂
Rafał to chyba jestes jedna z nielicznych osób która nie słucha płyt tych ludzi. Być może ten blog jest na całkiem inny temat
@Tomasz Cejrowski
19.10 Unsound Krakow, solo
18.11 Tetuzi Akyiama / Robert Piotrowicz, Poznan
19.11 Tetuzi Akyiama / Robert Piotrowicz, Warszawa
+ dwa LP na Musica Genera
sprawdź to zanim napiszesz
W jakim sensie Robert Skrzyński jest niedoceniony ? Wydaje mi się że jak na osobę o tak małym dorobku akurat Robert Skrzyński jest dość dobrze znany fanom stylu który prezentuje. Fakt że styl ma mało fanów to juz inna kwestia.
@Rafał Kochan -> taki mały pstryczek w strone tych artystow?
@Ty, Grzegorz -> no i??? Musica Genera??? a to nie firma samego Piotrowicza???
@Tomasz Cejrowski. Żaden pstryczek. Nigdy nie dochodziłem, co kto robi poza tworzeniem muzyki. Domyślałem się, że Robert Piotrowicz może z tego żyć, bo o ile wiem, sporo koncertuje… Ale o pozostałych nie miałem zielonego pojęcia i nigdy mnie to nie interesowało.
@Grzesiek. Możliwe, że jestem samotnikiem w jakimś zacnym gronie 🙂 No, ale chyba to mnie nie dyskwalifikuje ?
ale jakie znaczenie ma czy MG to firma Piotrowicza czy nie . Wydaje swoje płyty bo pewnie dochodzi do przekonania że zrobi to najlepiej – i tak własnie jest . Sam coś tam tłoczę i widzę przepaść produkcyjna miedzy jego płytami a płytami innych artystów z Polski nie mówie już o muzyce bo ta moze się podobać lub nie . W przypadku tego artysty to upór i lata pracy …Micromelacholie to fajny koleś naprawdę go lubię.Cenie jego pracowitość i to co robi ale on jest nadal realnie na poczatku swojej drogi i pomimo tego doczekał się juz chyba nawet na tym blogu uznania i recenzji. Piotrowicz zagrał pewnie setki koncertów, kilka płyt a Ty piszesz o JEDNYM koncercie który niewiadomo dlaczego tak a nie i naczej się skończył . Proszę nie wyciągaj zbyt daleko idących wniosków
@Ty, Grzegorz -> Widziałem 3 czy 4 jego koncerty. Krecił gałami modulara i nic więcej się nie działo. A póżniej po koncercie chodził i mówił wszystkim, że jest jedynym liczącym się polskim artystą. Pachnie megalomanią. Po prostu nie do końca kumam. Nie potrafię tego fenomenu objąć swoją małą, jak widać, głową.
@Tomasz Cejrowski –> Oczywiście kwestia upodobań. Ale co do tego kręcenia gałami – to chyba z grubsza na tym polega granie na syntezatorze modularnym, chyba że ktoś idzie w Emerson, Lake and Palmer (też były synt modularne, ale i sporo biegania po klawiaturach).
@T.C.->Ja również i pomimo,że cenię Piotrowicza za kilka wydawnictw MG,to solowa jego twórczość nie do końca mnie przekonuje.Nie znam tych ostatnich dwóch LP (słyszałem tylko sample,nie zaskoczyło to na tyle,abym pragnął mieć je na swojej półce)a ostatnie co znam i posiadam to winylek z Bocian rec.i również nie mogę powiedzieć,że jest to jakas szczególnie zachwycająca muza.Może na gruncie polskim jest to coś wyróżniającego się (aczkolwiek nie śledzę na bierząco polskiej sceny,a z nazwisk,które zarzucił Ty,Grzegorz znam tylko trochę twórczość R.Iwańskiego,K.Ziołka i Mirta-którzy również moimi faworytami nie są)więc daleki jestem od radykalnych opinii).
Płyta When Snake Boy is Dying jest w całości nagrana na akustycznych i elektronicznych instrumentach przez Piorowicza . Nie ma tam nawet jedej sekundy samplingu o czym autor muzyki opowiadał u Bartka Chacińskiego w audycji i ostatnio chyba u Kacpra Ziemianina w Ressonance 104.4 FM . Warto posłuchac co i jak on tam gra….Posłuchac z płyty nie z kompa bo jest czego a i dźwięk świetny
Muzyka na płycie Ambient to improwizacja syntezatora modularnego ze skrzypcami. „Gitarowa” płyta z Zaradny i Burkhardem Stanglem ( znanym choćby z płyty dla Touch i płyt z Davidem Sylvianem ) owocuje zdaje się współpracą do dnia dzisiejszego. O koncertach juz wspomniano kilkukrotnie . Jest jeszcze współpraca z grupą Brutal Truth, koncertowy duet z Leszkiem Możdzerem na rok Herberta i wieloma innymi …. .
@Grzesiek
@Tomasz Cejrowski
Problem oszacowania wartości artystycznych muzyki o pochodzeniu awangardowym jest błądzeniem po omacku. Mogą się założyć, że takich dziesięciu „Grześków Tyszkiewiczów” w mediach popularnych, z tego typu nawijką marketingową byłoby w stanie wypromować każdą miernotę do rangi niepodważalnego autorytetu w muzyce. Nie ma ustalonych kanonów piękna dla tego typu muzyki, a o jej wartości stanowią jedynie indywidualne preferencje. Nawet ilość sprzedanych wydawnictw nie jest żadnym miernikiem wartości, bo czy robi znaczącą różnicę liczba 500 w porównaniu z 200, a nawet 100 w kontekście światowej sceny tego typu muzyki? To wszystko jest ulokowane w niszy kulturowej, nawet jeśli o jednym wykonawcy ktoś napisze w WIRE lub Bartek w swojej POLITYCE. Nie dajcie się zwodzić szanowni czytelnicy medialnym przemysłem informacyjnym. Ufajcie własnemu zmysłowi piękna, cieszcie się z efektów własnych poszukiwań i nie sugerujcie indoktrynacją medialną. Nawet jeśli nie czujecie się na siłach odnaleźć w całym tym zalewie nadprodukcji wydawniczych dzieł wyjątkowych, wartościowych, dokonujcie to sami, metodą prób i błędów, posługując się JEDYNIE własnym rozumem i własną wrażliwością.
nie mam nic wspolnego z tymi płytami o których napisano powyżej, więcej nie mam nic wspólnego z tymi osobami więc z łaski swojej nie wymieniaj tu mojego nazwiska. Reszta bez komentarza….
@Grzesiek. Ok, ale każdy wie, ze jestes właścicielem Bocian i w mediach przedstawiałeś się swoim nazwiskiem. Nie wiedziałem, ze to tajemnica. Ale ok, jak bez nazwisk, to bez nazwisk.
jakie to ma znaczenie w kontekście tej rozmowy, jeszcze raz zapytam czy ja wydałem te plyty ???? Wydałem kiedyś płyty Roberta Piotrowicza których już i tak nie ma. Nie jestem jego wydawcą. Nikogo nie „indoktrynuje” Co to za teksty w ogole ?! . Odpisywałem spokojnie ( do czasu ) jak sadze na temat – dalej już nie widze sensu
@Grzesiek. Ale tu nie chodzi o twoje płyty, iksińskiego, czy innego kowalskiego. Moja wypowiedź miała charakter ogólny, by ludzie nie ulegali nawijkom o wyjątkowości poszczególnych wydawnictw. Twoje nazwisko było w cudzysłowie, co oznacza, że równie dobrze mogłoby być inne. Ja natomiast nie rozumiem, dlaczego cie to tak oburzyło. Każdy ma prawo wychwalać swój dorobek, jak tylko mu się podoba. Chyba nie jest to amoralne?
Niestety nie jest wypowiedzią o charakterze ogólnym ani w ogóle niczym fajnym przywoływanie czyjegoś nazwiska nawet w cudzysłowiu a tym bardziej umieszczanie go w kontekscie określeń typu „indoktrynacja” . Ja nikomu nic nie „nawijam” o „wyjątkowości poszczególnych wydawnictw” nadto nie jest wątek o płytach robionych przeze mnie . Wrecz przeciwnie, wymieniłem i doceniam osoby których nie wydałem i nie wydam. Ludzi którzy nawet jak sa mi daleko estetycznie potrafię ich wysiłek docenić i zachwycic sie że po kilkub średnich płytach sa w stanie , stawiając wszystko na jedną kartę „bycia profesjonalnym muzykiem ” popełnic naprawdę swietna płytę . Poza tym napisałem że prawdopodobnie płyty solowe Piotrowicza których jeszcze raz przypominam nie wydałem bija na łeb produkcyjnie całą resztę winyli ( w tym wydanych przeze mnie ) A więc jeszcze raz: nie widze tu chwalenia swoich płyt i pisanie o ich wyjątkowości
@Grzesiek, czyżbyś wiedział lepiej ode mnie, co chciałem i co napisałem? Przeczytaj dokładnie, co napisałem. czy ja gdzieś napisałem, ze chodzi o twoje płyty? Na litość boską, Grzesiek, twoje przewrażliwienie jest nieznośne.
Pare październikowych nabytkow
BASIA BULAT, The Tall Shadow
(Secret City)
65DAYSOFSTATIC, Wild Light (Superball Music)
LANTERNS ON THE LAKE, Until the Colours Run (
Bella Union)
AGNES OBEL, Aventine (Play It Again Sam)…..you carry my heart in the night to barry away in the time.
jak inaczej mam to czytac ?! Kiedys myslalem ze to co robie to promocja muzyki niezaleznej teraz okazuje sie ze to „indoktrynacja”
@Grzesiek. Masz naprawdę z tym problem? Dobra muzyka zawsze się obroni… Bez indoktrynacji lub marketingowej nawijki. Dalej muszę tłumaczyć?
I sprawa jest bardzo prosta. Ty wolisz nakręcać otoczenie wokół swoich wydawnictw lub wykonawców, którzy są jakoś związani z twoją oficyną wydawniczą. I masz do tego święte prawo. Ja reprezentuję inne stanowisko. I co widzisz w tym uwłaczającego dla siebie ?
Rafał Kochan
17 października o godz. 19:06
” Dobra muzyka zawsze się obroni…” hm…to tez mit; wielu dobrych tworcow za zycia sie nie przebilo;takiego bacha to tak nienawidzili i sekowali, ze poszedl prawie dwiescie lat w zapomnienie, sic!
@byk. No widzisz, to była kwestia czasu, by jego muzyka się obroniła 🙂 Znasz takich artystów/kompozytorów, którzy nawet z upływem czasu nie zostali docenieni? Ja nie znam…Ale znam sytuację odwrotną. Za życia i twórczości pewni wykonawcy byli noszeni rękach, przez krytyków, kuratorów sztuki, prasę i krytyków… minęło pewne pokolenie i słuch o takich zaginął, a ich twórczość po latach została uznana za miałką. I to nie jest mit.
powinno być: „którzy nawet z upływem czasu nie zostali docenieni, a powinni?”
@ rafal kochan:
marek aureliusz to przy tobie prawie kibol 😉
naprawde to jest kompletnie bez znaczenia co napiszesz Ty czy kilku podobnych do Ciebie internautow. Nie wykorzystuj tylko do tego mojego nazwiska o to prosze. Ciezko na wszystko pracuje , nie indoktrynuje nie namawiam nikogo staram sie popularyzowac i wydawac przy tym cos fajnego. Bez odbioru. Do milego zobaczenia z uczestnikami Unsoundu dzisiaj
@Grzesiek. Skoro jest to bez znaczenia, to nie rozumiem twojego zachowania. Pracuj dalej, ale nie wymagaj ode mnie, abym nie wyrażał swojego zdania o pewnych tendencjach tzw. (sub-)kulturze, nawet, jeśli przyświecają ci szczytne cele. Życzę owocnej sprzedaży płyt 🙂
MORRISEY i jego „Autobiography” (Penguiin, 2913), 460 s
__________________________
wczoraj (18.10) ex-The Smith Morrissey (Steven Patrick) podpisywal u nas w Göteborgu w ksiegarni Akademibiokhandeln przez ponad dwie godziny swoja aubiografie. Morrisey, ktory mieszka w Rzymie od wielu lat odwiedza Göteborg, ktory to nalezy do jego ulubionych miejsc. Rzecz ciekawa, mze wlasnie w Szwecji jest tak liczna rzesza fanow tego muzyka. Wczorajsze wydarzenie zgdomadzilo niesamowita ilosc fanow juz od godzin porannych (5.00), chociaz autor sygniowal ksiazke o godz 17.00.
Jak oswiadczayl przedstawiciel wyd. Penguin jest to jedyna okazja, by nabyc ksiazke Morrisseya i jego podpis. Autor nie planuje wiecej takich spotkan. Kuipujacy mogli nabyc tylko 3 egz. (ok 20 dol egz) „Autobiography”.
Przybyli fani nie tylko ze Szwecji ale mozna bylo spotkac z USA i W.Brytanii. Autobiografia Morriseya to ksiazka bardzo osobista i szczera. Sam autor do cech, ktore sobie ceni zalicza lojalnosc, ktorej tak brak w muzycznej branzy. Morrissey mowi wprost i ostro krytykuje brak kompetencji na rynku muzycznym. Nie zabiegas wzgledy wsrod
producentow in wydawcow a jednoczesnie uwaza, ze jego fani sa najwaznziejsza sprawa dla niego. Wobec nich jest bardzm lojalny i szczery, kocha publicznosc i jest wyjatkowo sympatyczny.
Krytyka muzyczna i recenzenci to grupa, ktora ceni sobie najmniej i nie zabiega o ich wzgledy. Cebi sobie tylko dwoje recenzentow, dziennikarzy muzycznych: Julie Burchill, Paul Morleya.
@Ozzy. Morrissey najlepsze lata muzyczne ma chyba już za sobą (wiadomo, te najlepsze miał w The SMITHS), choć piszę tu bardziej jako obserwator niż jakiś znawca jego twórczości. Od wielu lat krytycy muzyczni/recenzenci nie mają dobrej prasy. Przyczyn upatrywałbym w ich profesjonalizmie. Jeśli ktoś wykorzystuje czyjeś wydawnictwa do ekshibicjonistycznego opisywania swoich preferencji w muzyce, to nigdy takie praktyki nie będą chwalone, ani przez artystów, ani przez czytelników. Myślę, że zdecydowana większość wykonawców z wielką ochotą przeczytałoby sumienne opisanie „plusów i minusów” ich dokonań, podpierając się rzeczowymi argumentami. Niestety, niewielu krytyków muzycznych stosuje się do takich zasad i stąd te wszystkie nieporozumienia.
@Rafale,
nie sposob jest nie zgodzic sie z Toba, masz racje. Dosc czesto czytam Twoje wpisy i postrzegam bardzo wazna rzecz, ktora niczym „zlota nic” przez nie przebiega: zdrworozsadkowe podejscie do artysty i jego tworczosci. To nie jest latwe.
Morrissey ceni sobie swego odbiorce i traktuje go bardzo na serio. Dowodem tego chociazby jego dwugodzinne sygnowanie autbiografii – zajecie, jak sadze, bardzo meczace. A jednak, jak pisza gazety, dla kazdego ma cos do powiedzenia, jakis gest, jakies indywidualne przyjecie. To jest bardzo wazne.
Podobnie moglem zaobserwowac w czasie pobytu Patti Smith. Nic z napuszonego gwiazdorstwa. Niektorzy artysci funkcjionuja wspaniale – bez krytyki, bez noszenia na recach, bez tv spektakli, reklam etc etc
Zycze przyjemnego odpoczynku
Morrissey ceni odbiorce? Mam zupelnie inne zdanie.