WRZESIEŃ 2013: Polubienia i pożegnania

We wrześniu nie udało mi się zaglądać tu tak regularnie jak bym chciał. Udało mi się za to pożegnać ostatecznie rozwleczone na długie tygodnie – ale fabularnie znakomite – „The Last Of Us” z urokliwą muzyką Gustavo Santaolalli. I pożegnać Waltera White’a w genialnym „Breaking Bad”. Udało mi się wreszcie przekonać się do drugiego albumu Janelle Monae, mimo dużych początkowych zastrzeżeń. A nawet polubić płytę Babyshambles „Sequel to the Prequel”, nie zmieniając zdystansowanego stosunku do Pete’a Doherty’ego. Poniżej w większości – choć nie tylko – płyty, których polubić mi się nie udało.

BILL CALLAHAN „Dream River”
Drag City
Amerykańska ballada z tekstem (warto się wczytać, łatwo – dzięki bardzo mocnym wybiciu wokalu na pierwszy plan – się wsłuchać), poezją, oddechem, luzem i otwartością. Dla wszystkich tych, którzy dziwili się wysokim notom dla „Sometimes I Wish We Were An Eagle”. I dla wszystkich rozczarowanych „Apocalypse”. Obok Staplesa, Wagnera i Berningera – jeden z najlepszych, że tak to ujmę, barytonów naszych czasów. 8/10

CHVRCHES „The Bones of What You Believe”
Chvrches 2013
Nie lubię wysokich i nosowych wokali, które kojarzą się mi się z animacjami dla dzieci. Moje dzieci lubią za to animacje, a te melodyjne, mocno skompresowane piosenki możecie dziecku zapakować do empetrójki bez większego wstydu, a po drodze skopiować sobie do samochodu i jeszcze błysnąć w rozmowie, że jesteście na czasie. Problem w tym, że kiedy moje dzieci będą wystarczająco duże, by docenić bycie na czasie, ulotni w swojej modzie Chvrches już dawno nie będą na czasie. A ja mam na rozkochiwanie się w takie historie za mało czasu. 6/10

JACKSON AND HIS COMPUTERBAND „Glow”
Warp 2013
Męczył się Jackson przez osiem lat, programując komputer. Jego męczarnie spotkały się z opiniami dwojakiego rodzaju. Jedni mówili: Jak na tak długą przerwę między pierwszym a drugim albumem efekt był mizerny. A drudzy dowodzili, że jak na tak mizerny efekt wkład pracy był zaiste imponujący. Zajmuję stanowisko gdzieś pośrodku: Jak na ten mizerny efekt końcowy przerwa była stanowczo za długa. 5/10

JACK JOHNSON „From Here To Now To You”
Brushfire 2013
Kolejne akustyczne piosenki nagrane na Hawajach i w Kalifornii z pomocą energii odnawialnej, które moja żona nuci przy drugim odsłuchu, a facet, który je nagrał, trafił na pierwsze miejsce w „Billboardzie” i nawet nie liczy dochodów, bo by mu zabrakło czasu na surfing. Zawiść nie pozwala więc tej płycie dać więcej niż 5/10, ale spójrzmy prawdzie w oczy: nawet Jack Johnson nagrywał już lepsze płyty. 5/10

KINGS OF LEON „Mechanical Bull”
RCA 2013
U Followillów (których kochałem – pamiętajcie – miłością ślepą na początku ich kariery) było ostatnio tak źle, że już gorzej być nie może, więc „Mechanical Bull” oznacza lekkie odbicie się od poziomu mizerii i powrót na swoje amerykańskie Południe. Tylko że mam wrażenie, że do tej Ameryki to oni wracają trochę bez przekonania, jak turyści, jak – nie przymierzając – U2 na „Rattle And Hum”. No ale U2 mieli wtedy jednak lepsze piosenki. 5/10

MAZZOLL feat. TOMASZ SROCZYŃSKI „Arhythmic Perfection Project Volumen One. Riteof Spring Variation”
Requiem 2013
Nie mnie oceniać, czy klarnecista i skrzypek wystarczająco wiernie odczytali myśl Strawińskiego zapisaną w „Święcie Wiosny”. Ale myśli kompozytora zanotowali skrzętnie w tytułach utworów, brzmienie jest dosadne, mocne, a przestrzeń obaj wypełniają tak bezceremonialnie i tak mocno przyciągają uwagę różnorodnością technik, że chyba i pewną emocję związaną z burzycielską siłą „Święta…” oddali. Zaskakująco udany materiał, szczególnie jak na porywanie się na jedno z największych symfonicznych dzieł XX wieku w duecie. 7/10

MGMT „MGMT”
Columbia 2013
Kwintesencją jakości tego albumu jest ten psychodeliczny filmik, który możecie sobie ściągnąć z sieci po wpisaniu kodu (albo pewnie znaleźć gdzieś za friko): poza ogólnym kierunkiem i doborem producenta, który sprawia, że wydaje się to kolejnym albumem The Flaming Lips, nie ma tu żadnego pomysłu. Zatrważająco szybko zajęli w moich notowaniach pozycję między Kings Of Leon a Stingiem. 5/10

SARAH NEUFELD „Hero Brother”
Constellation 2013
Skrzypaczka Arcade Fire nagrała tę płytę pod okiem Nilsa Frahma w najmodniejszym berlińskim Funkhaus Nalepastrasse (tak, też przez chwilę myślałem, że to na cześć naszego Tadeusza Nalepy, ale nie) dla montrealskiej Constellation Records. Niezła konstelacja, ale w sumie przyjemny album na skrzypce solo bez większych zaskoczeń. 6/10

STING „The Last Ship”
Cherrytree/A&M 2013
Gdy pierwszy raz przeczytałem tę recenzje, to pomyślałem, że „Polityka” zatrudnia na stażu jakiegoś smarka z 3 roku studiów dziennikarskich nie mającego zielonego pojęcia nie tylko o twórczości Stinga, ale także o muzyce w ogóle. Napiszę wprost: recenzja jest totalnie nietrafiona. I to nie dlatego, że jest nieprzychylna, tylko z powodu braku znajomości tematu. (komentarz na Polityka.pl)
Męczy się człowiek dobrych 27 lat ze Stingiem pod różnymi postaciami tylko po to, żeby udowadniali mu, że to za mało. Dziennikarzem zostań, mówili… 4/10

THE WEEKND „Kiss Land”
Universal Republic 2013
Zrobił karierę i zdobył świetne recenzje, rozdając za darmo swój mixtape „House of Balloons”. I biorąc pod uwagę, że za pieniądze próbuje nam sprzedać rozbełtany dubstep z wokalami w stylu Michaela Jacksona, tamten pomysł z gratisem był słuszny. 4/10