7 cech młodego fana muzyki
To nie ja wymyśliłem. Wpis o tym tytule znalazłem na stronie ZPAV-u, przełożony , ale powstał na podstawie danych ze strony digitalmusicnews.com. I postanowiłem wykorzystać jako przykład nowy album Laury Marling, folkowej wokalistki, którą polskie wytwórnie, dystrybutornie i sklepy uparły się ignorować – może dlatego, że Brytyjczycy ją tak kochają, nagradzają i jeszcze mają czelność całkiem masowo kupować jej płyty? Ja w każdym razie z uporem maniaka pisałem o jej muzyce (dowody: numer 1 i numer 2). W każdym razie każda płyta Marling jest przeze mnie oczekiwana na tyle, żebym się dla niej wczuł w młodego fana. Dlaczego w młodego? Bo 23-letnia Marling to już nie tylko nie moje roczniki, ale nawet nie moja generacja. A jeśli kogoś nie przekonuje wygląd zewnętrzny, to może chociaż zamek z tyłu przekona?
1. Intymne informacje pożądane. (ten i kolejne tytuły pochodzą z tekstu na stronie ZPAV)
O, tak. W tym wypadku najważniejsza jest ta, że Laura rozstała się z Marcusem Mumfordem z grupy Mumford & Sons. Po pierwsze, w tak młodym wieku zdać sobie sprawę, że nie jest w dobrym guście zadawać się z Mumfordem, to już coś. Po drugie, odrzucić miliony dolarów, które związek z Mumfordem (bardzo popularnym w USA, podczas gdy sama Laura w Ameryce dopiero się przebija) mógłby zagwarantować? Porządna dziewczyna.
2. Konieczna współpraca z artystą.
Czyli że powinienem od artystki dostać jakąś zwrotną, żeby utwierdzić się w swoim fanostwie? Na początek dodałem więc do obserwowanych @lauramarlinghq na Twitterze. Wyślę do niej link z tym wpisem, wrzuci sobie Laura w tłumacza Google i może okaże wolę współpracy.
3. Karmienie informacją regularne i na różne sposoby.
W tekście na stronie ZPAV-u piszą: „Zawsze stosuj zasady ustalane przez najmodniejsze portale społecznościowe”. Żebym to ja wiedział, który najmodniejszy. Na szczęście jest legenda:
Facebook jest najbardziej formalną platformą do umieszczania informacji i newsów na temat artysty.
Twitter oferuje najszybszą i najprostszą interakcję.
Instagram zapewnia bezpośredni wgląd w osobisty świat artysty. Dzięki częstemu umieszczaniu zdjęć, możemy patrzeć jego oczami na otaczającą rzeczywistość.
Tumblr gwarantuje dokładny wgląd w psychikę gwiazdy.
Ach te internety, nie wiadomo, od czego zacząć. Czy spróbować bezpośredniego wglądu w osobisty świat (chętnie bym poznał wnętrze tego zamku) czy może najszybszą interakcję (chcę wglądu już!), bo niestety na tumblrze Laury nie znalazłem (za to innych fanów i owszem), więc ze zgłębienia psychiki nici, a sformalizowanie naszych kontaktów (Facebook) wydaje mi się jednak przedwczesne, no i mam żonę.
4. Darmowa muzyka dla wszystkich.
„Zwłaszcza najmłodsi fani oczekują muzyki za darmo”. Kurczę, to jednak będę, powiedzmy, starszą grupą wśród tych młodych fanów, bo już parokrotnie za płyty Laury zapłaciłem.
5. Bezpieczna odległość nie istnieje.
„Stała dostępność na portalach społecznościowych jest niezwykle ważna” – wyjaśnia autor zestawienia. Hm, oferuję tu i tam stałą dostępność, byle tylko Laura zaoferowała to samo.
6. Wahania występują.
Nie. Wcale. No, może troszeczkę. Trochę przy poprzedniej płycie, która… ale zaraz, tu jest wyjaśnienie tego podpunktu: Lista ulubionych artystów pokolenia Milenium może być bardzo zróżnicowana. Podobać może się One Direction, Etta James, czy Lil Wayne.
Znalazłbym pewnie bardziej zróżnicowane, ale to, że jeśli będę młodym fanem spodobać mi się może One Direction nieco mnie zraża do zgłaszania akcesu do tej grupy.
7. Wiarygodność przede wszystkim.
Pokolenie Milenium rozumie, że w dobie wolnego dostępu do muzyki w Internecie, artysta zmuszony jest gdzieś zarobić pieniądze. Hm, niezłe. To znaczy, że Laura może zawsze usiąść na kasie w supermarkecie, byle muzę dawała za darmo. Ale ja (może jestem starej daty jednak) wolałbym ją w studiu nagraniowym (od trzech płyt niezmiennie w studiu Ethana Johnsa) niż na kasie. No, chyba żeby kasa była w sklepie obok i jeszcze leciała tam Marling zamiast One Direction.
Jest dopowiedzenie: 68% twierdzi, że artysta nie zaprzeda się, dopóki pozostanie autentyczny i wiarygodny. Mniejsza o procenty, ale to twierdzenie musi być prawdziwe. W końcu prawdą jest też, że artysta pozostanie autentyczny i wiarygodny, dopóki się nie sprzeda.
LAURA MARLING „Once I Was An Eagle”
Virgin 2013
Trzeba posłuchać: i to nie tylko gdy się jest młodym fanem muzyki. To nie jest płyta singli, raczej już specyficzny piosenkowy flow, w który się zapada w całości. Jak u Joni Mitchell i jak u Joanny Newsom. W tym wypadku – najlepszy, jaki udało się autorce przygotować.
Komentarze
bardzo, bardzo udany wpis 🙂
czy aby przeszedł autoryzację u małżonki?
kurcze, zachęciłeś do przesłuchania chyba nie tylko mnie
No proszę, a mi się wydawało, że Mumford niedawno wziął ślub z Carey Mulligan. Ach te ploteczki… A tak na poważnie, to dużo prawdy w tym tekście i nie tylko muzycy, ale i aktorzy czy pisarze muszą teraz być we wszystkich mediach społecznościowych jeśli chcą podtrzymać popularność.
Laura Marling jak zawsze świetnie, ale w tym roku najbardziej zachwyciła mnie debiutancka płyta Torres, jak dla mnie rewelacja.
A propos plotek, warto dodać, że Laura, zanim została dziewczyną, a potem eks dziewczyną Marcusa, kręciła z Charlie Finkiem z Noah and the Whale, który to rozpaczając po rozstaniu z nią popełnił całkiem ładny album, ”The First Days of Spring”.
Co do oceny albumu, ósemka jak najbardziej stosowna. 🙂
Jeśli chodzi o śpiewające dziewczęta, w szczególności z UK, to moją faworytką w tym roku jest Serafina Steer – tutaj w recenzji Wojtka Kucharczyka http://www.popupmusic.pl/no/39/recenzje/1844/Serafina-Steer-The-Moths-Are-Real
Ważny autokomentarz: na stronie ZPAV-u tekst jest już w nowej, poprawionej wersji, co warto docenić. 🙂
@PopUp Serafine Steer widzialam na zywo we wrzesniu zeszlego roku. Maly, kameralny koncert. Grala przed Perfume Genius. Ludzie nie mogli sie doczekac az skonczy :/. Mnie tez podobalo sie tak…srednio.
Nowa plyta Laury Marling – rewelacyjna.
Zgadza się, że „Once I Was An Eagle” to chyba najlepsza jej płyta. Jak mamy akustyczne brzmienia, to polecam posłuchać nowego koncertowego Chucka Johnsona – „Crows in the Basilica”, amerykańskiego gitarzysty, tworzącego gdzieś w duchu amerykańskiego prymitywizmu. Tutaj Chuck w akcji:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=KGLqLhotvXs
Dla zainteresowanych polecam sięgnąć po kapitalny jego album „A Struggle, Not A Thought” z 2011.
Jak również zachęcam posłuchać nagrań Andrew Weathersa z Oakland, czy to solo, czy to jako Andrew Weathers Ensemble. Znakomity młody songwriter, tworzący w duchu minimalizmu i wspomnianego prymitywizmu. Szczegóły tutaj: http://www.nowamuzyka.pl/2013/06/08/3-pytania-andrew-weathers/
Płyta jest udana,nie podoba mi się tylko wstęp w postaci 5 utworów połączonych ze sobą a które niczym się nie różnią jeśli chodzi o nastrój i zróżnicowanie(przy 3-cim zauważyłem,że to jednak nie ten sam utwór).Poza tym nie ma się czego przyczepić,bardzo dojrzało brzmi ta płyta.
Z UK Laur, fajnie śpiewa i aranżuje(!) Laura Mvula