Doda o włos przed Marylą, ale Laura lepsza

Dostałem wyniki badania „Najpopularniejsi polscy wokaliści i wokalistki” (ankieta wśród 275 osób) zrealizowanego przez instytucję, która nazywa się ePanel.pl. Przedstawiają się następująco:

Doda – 98,9 proc.
Maryla Rodowicz – 98,7 proc.
Edyta Górniak – 98,6 proc.

Prawdę mówiąc, kompletnie nie wiem, co ma mi powiedzieć to badanie. Czy to, że każdy wie, jak się nazywają i wyglądają? I skąd takie różnice – na sto osób Dodę zna więcej o dwie dziesiąte osoby od Maryli, a tę jedna dziesiąta osoby więcej od Edzi Górniak. Co decyduje? Może krótki pseudonim (Doda) o 0,3 proc. łatwiej zapamiętać niż dłuższe nazwisko (Edyta Górniak)? I co z tym jednym procentem? Nie widzi? Nie słyszy? Nie potrafił wypełnić ankiety? Czy może jednak komuś się naprawdę myli Rodowicz z Górniak?
Najlepszy jest jednak opis badania:

„Wynik ten nie powinien dziwić. Na polskiej scenie muzycznej od dawna jest więcej kobiet, niż mężczyzn. Odnoszą one też większe sukcesy” – mówi Agnieszka Doktorska, badaczka z ARC Rynek
i Opinia. „Możliwe jednak, że na wysoką pozycję w rankingu Dody i Edyty Górniak wpływ miały nie tyle sukcesy sceniczne artystek, ile ich burzliwe życie prywatne, które jest szeroko komentowane
w mediach” – dodaje.

Mamy dwa bardzo ciekawe sformułowania. Pierwsze – że ePanel.pl, poważna organizacja badawcza, zadał sobie trud wyliczenia wszystkich mężczyzn i kobiet na scenie muzycznej i wyszło, że kobiet więcej. Ciekawe, jaka była metodologia tego badania. Jeździli po miastach i wioskach, zaglądając na sceny i sprawdzając płeć po koncercie? A może wyszli z założenia, że ci wszyscy metalowcy, których setki zakładają zespoły w małych miasteczkach, to w zasadzie też baby, bo mają długie włosy? W każdym razie – olśnienie. W imieniu rzesz polskich muzyków żądam ujawnienia, ile jest w Polsce jednych i drugich. Tak ważna wiedza musi zostać upubliczniona.
Drugie sformułowanie – że burzliwe życie prywatne może mieć wpływ na wysoką pozycje w rankingu popularności. No nie, w życiu bym o tym nie pomyślał. To niemożliwe! Trzeba zadzwonić do „Dzień dobry TVN”, żeby zrobili o tym program. O, przepraszam – oni codziennie robią o tym program.

Skoro ktoś instrumentalnie wykorzystał temat, żeby wypromować swoje kompetencje badawcze, to ja wykorzystam te wyniki do przypomnienia niezbyt już świeżej tegorocznej premiery. Druga płyta Laury Marling „I Speak Beacuse I Can” została kompletnie zignorowana w Polsce (nie widziałem jej nawet w dystrybucji), pewnie dlatego, że to folk w wersji za mało „indie”, żeby robił wrażenie modnego, a za bardzo mroczny, żeby go zaproponować do grania stacjom komercyjnym. A może dlatego, że z folkiem kojarzą nam się Amerykanie, a od Brytyjczyków sprowadzamy rocka i muzykę klubową. W każdym razie odwoływanie się do tradycji Nicka Drake’a z nieco bogatszą chwilami instrumentacją i w bardzo urozmaiconych formach wychodzi Laurze Marling świetnie. Jej płyta brzmi doskonale (od strony produkcji dźwięku, dynamiki to jedna z najlepszych folkowych płyt, jakich dane mi było ostatnio słuchać) sprawia wrażenie dojrzałej (debiut był nominowany do Mercury Music Prize), a głos brzmi pewnie, głęboko i dość, hm, seksownie – od czasu debiutu Beth Orton mało brytyjskich songwriterek zrobiło na mnie takie wrażenie. Bardzo poetycki, romantyczny charakter płyty Marling – w porównaniu z ludycznymi, prostymi rzeczami z Ameryki – sprawia, że wręcz POWINNA się w Polsce przyjąć. Brak tylko jednego przeboju, tego czegoś, co w tym wypadku postawi kropkę nad „i”. Choć skoro mowa o stawianiu kropki nad „i” – w badaniu ePanel.pl z pewnością nie wyszłaby poza granice błędu statystycznego.

LAURA MARLING „I Speak Because I Can”
Virgin
7/10
Trzeba posłuchać:
„Devil’s Spoke”, „Rambling Man”, „Alpha Shallows”, „Goodbye England”