Rok 2012 w muzyce: 12 uwag końcowych
1. Polska ma wielki rynek
Niekoniecznie rynek konsumenta, ale na pewno gigantyczną ofertę. Nigdy jeszcze nie wysłuchałem tylu polskich płyt w ciągu 12 miesięcy i nigdy aż tyle spośród tych płyt mi się aż tak bardzo nie spodobało. Nigdy jeszcze tyle polskich wytwórni na bieżąco nie liczyło się na światowym rynku muzyki niezależnej – Monotype i Bołt były regularnie recenzowane przez „The Wire”, Bocian trafił z płytą Kevina Drumma (moim zdaniem jedną z najlepszych w jego dyskografii) do czołówki albumów roku Boomkata. Sam będę rok 2012 pamiętał jako ten, kiedy ostatecznie nie dało się ogarnąć nawet najważniejszych premier, a liczba linków do debiutów, często dość ciekawych, jakie dostawałem mailem, przerastała możliwości percepcyjne jednej osoby.
2. Nośniki i trendy
Ten ostatni fakt nie pomagał mi w pracy – zauważyłem, że od lat słucham z komputera coraz mniej, że wydawnictwa cyfrowe traktuję jako drugorzędne wobec tych fizycznie istniejących i zagracających biurko. Kompakt w redakcji doczekał się więc upgrade’u, ba, stary plastikowy gramofon zawędrował tam na biurko, w domu zepsuty deck (czyli – uwaga dla najmłodszych – odtwarzacz kaset) zastąpił sprawny, ale dużo starszy. Na koniec roku, w ramach porządkowania wydatków, odciąłem abonament Deezera, z którego potrafiłem nie korzystać z samymi miesiącami. No ale konkurencja Deezera (WIMP) wchodzi, więc chyba trend rynkowy idzie w odwrotnym kierunku.
3. Krytyka kapituluje
A przynajmniej ma problemy. Szczególnie wobec takich wydawnictw jak „Die Kunst der Fuge” Marcina Maseckiego, który w końcu zrealizował swój pomysł na oryginalne podejście do nagrania słynnego utworu. I co? Rozrywkowi krytycy się ośmieszali, poważkowi nie załapywali, o co chodzi. A jedni i drudzy najczęściej ignorowali to bardzo, w gruncie rzeczy, skromne wydawnictwo. Ciekawe zjawisko – bo krytyka została tak przetrzebiona przez wolny rynek prasowy i brak zainteresowania reklamodawców, że gdy teraz sektor publiczny chce się do niej odwołać w jakikolwiek sposób, musi ją odtwarzać niemalże własnymi siłami. A publiczne fundusze w kulturze odgrywały w minionym roku bardzo ważną rolę…
4. Superkoncerty
Sporo pieniędzy polskiego podatnika poszło w tym roku na muzykę, a ponieważ wydawane były dość często na rzeczy z przecięcia światów muzyki poważnej/współczesnej i rozrywkowej, dla mnie efekty okazywały się interesujące i – co ważniejsze – w wielu wypadkach udane. Koncert muzyki Pendereckiego i Greenwooda, przedsięwzięcie zeszłorocznego wrocławskiego Kongresu Kultury, pojawił się w londyńskim Barbican i na Open’erze, a na Sacrum Profanum duet Skalpel z pomocą doborowych przyjaciół (Kronos! Grasscut! DJ Food!) zremiksował Pendereckiego, Lutosławskiego, Kilara i Góreckiego. Ci, co byli, wiedzą, że było warto.
5. 124 lata doświadczeń
Za granicą złoty rok przeżywała licząca sobie 124 lata (nie zmyślam – rok założenia: 1888) wytwórnia Columbia. Leonard Cohen, Bob Dylan i Patti Smith nagrali dla niej jedne z najlepszych swoich płyt w ostatnich latach, ba, dekadach. Taki drobny argument dla tych, którzy uparcie twierdzą, że przemysł muzyczny wraca do korzeni. Przy okazji – koncern EMI, kupiony przez Universal, nie został do końca skonsumowany. Organizacje antymonopolowe zabroniły obejmowania transakcją znacznej części ciekawych labeli wchodzących w skład brytyjskiego (niegdyś) giganta i w Nowym Roku dojdzie w wyniku tego na pewno do ciekawych i zaskakujących rozstrzygnięć.
6. 65 plus nagrywa
W ogóle z zestawień na koniec roku wynika, że do doświadczonych i do emerytowanych należał ten rok. Grupę artystów z poprzedniego punktu warto w tym miejscu poszerzyć o Dr. Johna (świetna płyta wyprodukowana przez Dana Auerbacha). Znakomite archiwalia polskiej wytwórni GAD Records (Ptaszyn Wróblewski, Milian), a wreszcie te elektroniczne:
7. Elektroniczne rekolekcje
Kolejne nazwiska z sukcesami przypominane przez małe labele przeszukujące archiwa studiów muzyki elektronicznej: Laurie Spiegel, Eliane Radigue, wreszcie Pauline Oliveros, której 12-płytowy box wydany przez Important pojawia się co rusz w zestawieniach. Ja jeszcze zbieram pieniądze… Były oczywiście kolejne ciekawe propozycje Bołta w serii przypominającej archiwa Studia Eksperymentalnego Polskiego Radia. A jeszcze więcej rekolekcji elektronicznych w serii Recollection GRM – potraktowałem ją na koniec roku oddzielnym wpisem.
8. 65 plus wspomina
Po wyśmienitej autobiografii Keitha Richardsa w roku 2011 mieliśmy przez cały rok całą falę różnej jakości wspomnień jego generacji, roczników 40-tych. Ludzi, którzy tworzyli podstawy nowoczesnej sceny muzyki popularnej, a których gitarzysta Stonesów być może zachęcił do publikacji wspomnień, w których prezentują mity i legendy tej sceny z pierwszej ręki. Rewelacyjna – jeszcze raz to podkreślę – książka Pete’a Townshenda „Who I Am”, zgrabne i pikantne wspomnienia Roda Stewarta, lekko nudziarskie wywody Neila Younga, rozczarowująca książka zza grobu Gila Scotta-Herona. U nas raczej wywiady-rzeki i to w niższej kategorii wiekowej: Robert Brylewski, no i lekko napisane wspomnienia Michała Urbaniaka.
9. Nowy rynek dla alt-muzyki
Czyli gry wideo – o czym przypomina muzyka grupy Health do „Maxa Payne’a 3”. Zespół ze sceny alternatywnej w grze z czołówki komercyjnych produkcji roku sprawdził się wyśmienicie. Co za frustrująca gra swoją drogą, spróbujcie przejść w całości w trybie „trudnym”. Trzeba przyznać, że firma Rockstar to jedna z nielicznych, które pod tym względem nie obniżają poprzeczki. Mam tylko nadzieję, że trend będzie miał kontynuację i że Health w grze o bohaterze ledwie zipiącym od nadmiaru prochów i wódy nie dobrali ze względu na nazwę grupy.
10. Muzyka fajniejsza niż film
Oczywiście, mrużę oko. Ale sytuacja ma poważne przesłanki. Można się o tym przekonać w kinie, gdzie spora część co lepszych filmów sezonu tak naprawdę jechała na tematach muzycznych (sukces „Jesteś Bogiem” w Polsce, „Marleya” w Cannes, „Moonrise Kingdom” rewelacyjnie ogrywające muzykę Brittena, Hanka Williamsa i Desplata, „Wszystkie odloty Cheyenne’a” – kolejny z filmów o muzykach bez nazwiska itd.). Ale nie chodzi tylko o to. Jeden z ciekawszych reżyserów kina autorskiego, Jim Jarmusch, w roku 2012 był muzykiem – wydał dwie płyty z Jozefem van Wissemem. Może nie na miarę rankingu albumów roku, ale zaskakujące stylistyką i wciągające.
11. Myliłem się jak zwykle
Wielokrotnie. Choć już nie będę z tego robił oddzielnego wpisu, jak przed rokiem. Co do tych ewidentnych (z perspektywy miesięcy) pomyłek: uznając zaraz na początku roku Speech Debelle za nowe wcielenie The Streets – trochę jednak zbyt na kredyt. No i trochę nie doceniłem płyty Shackletona. Może świetny występ na Unsoundzie musiał dopisać punkt do mojej oceny? Wszystkich błędów i pomyłek sobie nie wypomnę, o części nawet nie pamiętam, bo zawsze mówią, że kamera telewizyjna ma wyjątkowe własności jako wywoływacz plecionych naprędce głupot, a sporo czasu w tym roku spędziłem na planie programu „Wszystko o kulturze”.
Myliłem się też, wychodząc z jednego z koncertów roku, Swans na Offie, bo myślałem, że tak raptownie urwali z własnej inicjatywy…
12. Życzenie
Muzycznie to był z całą pewnością lepszy rok niż poprzedni (poprzednie uwagi końcowe – tutaj), ale już dziś życzę Czytelnikom Polifonii, żeby o następnym dało się powiedzieć to samo.
Do końca tygodnia na Polifonii pojawią się zestawienia najlepszych w mojej opinii płyt tego roku w różnych kategoriach. A już teraz dostępna jest, na razie niezbyt rozbudowana, ale jak zwykle powiększająca się lista premier 2013.
Komentarze
Kilka ciekawych spostrzeżeń. Choć moim zdaniem, wniosek na temat „lepszości” 2012 roku od poprzedniego, nic nie wnosi… Byłbym i jestem o wiele bardziej ciekawy Twoich, Bartku pogłębionych refleksji na ten temat… Czy dostrzegasz w tym wyjątkowym (dla poziomu jakości muzyki) roku jakąś tendencję do rodzenia się pewnych, nowych trendów, zjawisk w muzyce popularnej? Jak się ma ten rok do poprzednich? Które gatunki wybiły się teraz ponad stan przeciętności, i czy jest to zjawisko chwilowe, czy może trwające jakiś już czas i zwiastujące jakąś nową jakość w sztuce muzycznej? Jakich należy oczekiwać skutków tego (tzn. mody z 2012 r. na pewne style, trendy, konwencje) w przyszłym roku? Ja nie śledzę i nawet nie obchodzi mnie to, co na bieżąco jest modne, dobre i na czasie w postaci pojawiających się płyt, ale jestem żywo zainteresowany spojrzeniem na całość z pewnej perspektywy, dostrzegając w tej całej muzyce pop oraz jej pewnych ambitniejszych odmian kierunki rozwoju.
Ja na ostatnią chwilę zdążyłem z całorocznym zestawieniem płyt, za moment podsumowanie roku na stronie Glissanda – w paru kwestiach mamy bardzo podobne z Bartkiem spostrzeżenia 🙂
To był bardzo dobry rok, choć nie wszystko zapowiada, że będzie lepiej. Najlepsze życzenia Bartek i Rafał!
Dziękuję za życzenia i życzę w rewanżu przede wszystkim cieszenia się muzyką, nie tylko tą, wydaną w 2013 roku. Wasze (Daniela i Bartka) zaangażowanie w poznawaniu na bieżąco publikowanej muzyki spotyka się z moim podziwem i nutką zazdrości, iż macie tą potrzebę śledzenia tego, co się dzieje w tak wielu gatunkach jednocześnie. Ten pęd za nowością mnie onieśmiela… chyba zbyt bardzo lubię perwersyjny swąd nieświeżości i artyleryjską perspektywę krajobrazu po bitwie, widok rozkładających się już zwłok i zgliszcza z pierwszej linii frontu… bycie outsiderem jest sexy 🙂 Tak czy siak, nie poprzestawajcie w swojej aktywności i bądźcie ciekawsi w tym, co piszecie, by tacy laicy, jak ja, mieli przynajmniej radochę z czytania o nowej muzyce, skoro nie mają wewnętrznego imperatywu, by jej na bieżąco słuchać.
Ad 4. Tak właśnie sobie po Europejskim Kongresie Kultury myślałem, że łączenie elektroniki z muzyką klasyczną to droga, którą warto, żeby artyści teraz podążali.
Ad 8. Tak, u nas to 65 minus, tzn. do szerszej świadomości przebił się tylko wywiad-rzeka z Nergalem.
Ad 10. Rzeczywiście, w „Moonrise Kingdom” nieźle została wykorzystana muzyka, ale sam film też chyba zbiera dobre recenzje (przy czym ja również uważam, że to jeden z lepszych filmów Andresona, ale nie zgodzę się, że najlepszy).
Często trafiam na opinię, że ten rok był lepszy od 2011 i nie do końca mogę się z nią zgodzić. Być może liczba dobrych album jest większa, ale brakuje mi tych, które w pełni by mnie zachwyciły. Zwłaszcza w muzyce elektronicznej 2011 był dla mnie bardzo obfity: Tim Hecker, Andy Stott, Kuedo, Floating Points, Alva Noto, The Caretaker, Zomby, Seefeel, Vladislav Delay Quartet, Czy nasze Kirk i Jacaszek. W tym roku mógłbym wskazać Demdike Stare, Actressa, Buriala, Four Teta, Talabota i Daphniego, wszystkie z mniejszym przekonaniem. Łatwiej byłoby mi poszerzyć listę z 2011.
Mam wrażenie, że zachwyt nad 2012 wynika też z jesieni obfitującej w duże nazwy, tylko, że wszystkie te wydawnictwa w mniejszym (Grizzly Bear, Beach House, Tame Impala, Ariel Pink) lub większym (Flying Lotus, Animal Collective, The XX, Crystal Castles, GY!BE, Dirty Projectors) stopniu stanowią dla mnie pewne rozczarowanie. Chyba każdy z tych albumów mógłbym uznać za gorszy od poprzednika (nad Tame Impalą I Ariel Pinkiem muszę jeszcze pomyśleć)
Nawet Spiritualized, które wiosną i latem mnie zachwycało, przy ostatnim odsłuchu nie wydawało mi się tak wyborne. Tak samo jak obecność Grimes blisko szczytu na mojej liście, świadczy raczej o słabości konkurencji. Sympatycznych debiutów też niewiele: Goat, Mac Demarco i Purity Ring, które jednak szybko nuży.
No i na koniec Frank Ocean i Kendrick Lamar. Absolutnie nie rozumiem zachwytów krytyków. Chyba to nie moja muzyczna bajka.
Z pewnością ocenę roku może jeszcze podnieść Swans. Tylko jakoś ciężko znaleźć czas na spokojny dwugodzinny odsłuch. Po 2 razach i koncercie na Offie robi wrażenie, ale to raczej nie album do częstej repetycji.
Podsumowując: było nieźle, ale brakuje mi tych szczególnych płyt.
Dodam jeszcze, że żadna jazzowa płyta (choć tu wiele do poznania) nie zachwyciła mnie tak jak: Peter Evans Quintet – Ghosts, Levity – Afternoon Delights, Fire! with Jim O’Rourke – Unreleased?, Matana Roberts – Coin Coin Chapter One: Gens de Couleur Libres, Colin Stetson – New History Warfare Vol. 2: Judges.
Najbliżej tych płyt jest chyba Eve Risser • Benjamin Duboc • Edward Perraud – En Corps
@don –> święte słowa, jeśli chodzi o jazz w 2011 – było tak dobrze, że trudno to będzie przeskoczyć, akurat pod tym względem 2012 gorszy zdecydowanie. Ale co do elektroniki w 2012 – widzę to trochę inaczej, Actress lepszy niż poprzednio, FlyLo na bardzo wysokim poziomie (ale rozumiem kontrowersje, płyta z zupełnie innej półki), pierwsze „Dance Classics” Kouhei Matsunagi wyśmienite. Dobry Villalobos. Shackleton jeszcze lepszy..
@Rafał –> oj, trudno powiedzieć na tym etapie coś fundamentalnego o różnicy między 2012 a 2011 – może wpływu lat 90. więcej niż wcześniej? No ale to naturalne, wręcz banalne. Na pewno świetne czasy dla albumu – z monstrualnym Swans, Tame Impalą, Grizzly Bear, Flying Lotusem.
@Daniel –> to proszę o link, jak już to podsumowanie opublikujecie. Najlepszego!
@Krasnal Adamu –> Film też znakomity, wystylizowany w kosmos.
hipsterski ro(c)k 😉 z najbardziej zawikłaną definicją terminu „hipster” 😉 Wszystkim samego dobrego w NR!
i juz mamy 2013….zycze wielu ciekawych przezyc muzycznych w roku z „13” Panu Gospodarzowi i Gosciom Polifonii
_____________________
krotko i ciekawie w 12 uwagach koncowych zostal streszczony rok ubiegly. Przyznam, ze nie jestem zadnym profesjonalista w muzyce, ot, po prostu slucham czesto i duzo, przerozne style i gatunki, ktore – jak sadze – mieszcza sie w Polifonii. Mam bardzo szeroki dostep do muzyki – do plyt, ktore dostaje czesto i gesto, do roznych nosnikow (spotify, deezer, Itunes) do dobrego sprzetu odtwarzajacego etc etc. Na te sprawy nie narzekam.
Jedynie CZAS ogranicza mnie i ta dolegliwosc bardzo doskwiera. Oczywiscie w miare tego samoograniczania staram sie sledzic na biezaco co sie dzieje na rynku muzycznym- duzy dostep do papierowych i internetowych wydan czasopism muzycznych od NME, Billboard, Rolling Stone az po Wire, Uncut, Mojo, Blues Review etc.
1. Polskiego rynku muzycznego nie znam – jedynie Vader i Nergal z Behemothem i jazz ze Stanko, ktorego sluchalem wielokrotnie.
2. Nosniki i trendy: jak wyzej—-Spotify i iTunes na porzadku dziennym ; moje dzieci chwala sobie Deezer – maja za darmo wraz abonamentem telefonow mobilnych. Lubie stare winyle – i dzis chwale sobie jakosc odtwarzania na moich starych Bang-Olufsen i Marantz z lat 80. Jakze brzmia fanstatycznie single The Rolling Stones i Beatles z Decca Records – tez chyba juz 80 latek.
3.Krytyka muzyczna – ot, czasami przeczytam Rolling Stone czy Tabletmag.com.
4. Koncert – zbyt wiele a czasu malo —-najlepszy to Jack White i jego ostatnie Blunderbuss (release) – jestem zbyt bezkrytycznym, wieloletnim zagorzalym fanem Jacka White ´a. A z racji stalego pobytu w Göteborgu /Szwecja to tutejszy festiwal Way Out West stal sie konkurencja dla dunskiego Roskilde.
5. Racja – those old cats are going strong…..Leonard Cohen zaskoczyl swoim koncertem u nas i nawet organizatorzy musieli znalezc wieksza sale….a wiec maly stadion!!!
6. Muzyka elektroniczna – slucham sporadycznie i raczej nie potrzebuje rekolekcji. Ubieglego roku wciagnal mnie Purity Ring z Kanady i tegoz duo „Shrines” – oczywiscie, nosze symbliczny „purity ring” i tego gatunku muzyki slucham z powsciagliwoscia, chociaz ostatnio odkrylem dla siebie Christiana Gabela i jego fikcyjna muzyke filmowa „Krater”
7. Jakze wielu po 65 (mnie jeszcze jakies 10), bez watpienia Keith Richard i Patti Smith najciekawsze zapiski Neil Young – za jego powtorkami i narzekaniami, ze kiedys bylo lepiej (powinien byl sobie sprawic ghost-writera)…Rod Stewart strasznie plotkarski i usprawiedliwiajacy siebie w historiach z paniami.
8. Z filmow muzycznych, procz wymienionych, brakuje „Searching for sugar man”, dokument zrealizowany przez Malika Bendjelloul z Rodriguezem muzykiem i filozofem ,pamietnym z albumu „Cold fact” 1970, legenda folku amer. i chyba najbardziej popularnym a Afryce Pdn.
Zas „Wes can Cannes” czyli Wes Anderson – chyba najelpszy The Royal Tenenbaums.
Ktos wspomnial o jazzie? w zasiegu reki mam trzy krazki z ub.roku: Neneh Cherry & The Thing „The Cherry thing” – rocking freejazz trio z saksofonista Matsem Gustafssonem
Bobo Stenson Trio „Indicium” jakze liryczny i wysublimowane plus groove i wreszcie orkiestra Williama Parkera z „Essence of Ellington” na zywo z Mediolanu, czyli fuzja awangardy z tradycja, zadna imitacja lecz indywidualna mysl muzyczna na temat bytu i historii. Gdzies w radio slyszalem jak ktos improwizowal na temat jakiejs kompozycji Prefab Sprouts…nawet to brzmialo oryginalnie.
______________________________
To tyle juz w nowym 2013——a jeszcze wiele dni – oby byl ciekawy.
ozzy
Ja bym się zgodził z donem w paru miejscach – nie bardzo wiem, czemu 2012 miałby być lepszy od 2011. Było sporo błyskotek, sporo drobnych radości, ale jednak ulotnych. Zabrakło mi np. w piosenkach takiej płyty jak PJ Harvey w 2011 (choć Cat Power i Josephine Foster prawie, prawie), w jazzie takiej jak Matany, kwintetu Evansa czy nawet Stetsona (dla mnie top 2012 to „Accelerando” Vijay Iyer Trio, jedyna, którą uważam za równie dobra i ważną jak te ubiegłoroczne). Fire! z Ambarchim fajne, ale jednak nie tak sugestywne jak z O’Rourkiem. Płyty Swans czy GY!BE, choć ważne i dobre, są jednak syntezami dotychczasowego dorobku. Dylan w podobnej kategorii. W elektronice już bardziej widać sporo innowacji, ale czy to są już przełomy, to ciężko powiedzieć, bo tam się dużo dzieje i krajobraz bardzo szybko zmienia.
Myślę, że gdyby chcieć argumentować tak, jak moim zdaniem słusznie zaproponował Rafał Kochan (nowe trendy, nowe zjawiska itd), to ciężko byłoby 2012 określić jako szczególnie istotny rok. Faktycznie zwraca uwagę eksplozja aktywności polskich wydawnictw – jedno to ugruntowane wyjście trzech przez Bartka wymienionych labeli na świat, drugie to urozmaicenie krajowego pejzażu. Zgodzę się też, że podwójny Shackleton, w pierwszym momencie niepozorny, okazał się płytą absolutnie ważną i być może właśnie przełomową. M.in. o tych dwóch wątkach szerzej piszemy w PopUpowych refleksjach na temat roku 2012 http://www.popupmusic.pl/no/38/artykuly/490/-rok-2012-w-muzyce—refleksje
Mam też wrażenie, że rok 2012 być może był przełomowym, ale w sensie negatywnym, dla festiwali, w szczególności tych pod gołym niebem. Boom na festiwale i ich komercjalizacja niestety wprowadza ilość kosztem jakości i sprawia, że europejskie festiwale zaczynają niestety coraz bardziej przypominać objazdowy cyrk. Tu też popełniliśmy dwa teksty na ten temat, zapraszam http://www.popupmusic.pl/no/38/artykuly/491/-kryzys-festiwali
Z tą „lepszością” roku od roku to oczywiście była uwaga – jak wszystkie inne – ściśle subiektywna. W dodatku skazana na duże kontrowersje. Bo zobiektywizować się tego wg żadnych kryteriów nie da. Ale cóż, kwestia wrażenia ogólnego. Zgadzam się, że Cat Power prawie-prawie – a Josephine Foster to już w ogóle właściwie w punkt. Dzięki za linki.
dosyć ciekawe podsumowanie płytowe 2012:
http://www.allmusic.com/lists/best-of/albums/2012
Wróciłem do tego Shackletona, właśnie słucham i faktycznie może podskoczyć w moim osobistym rankingu, ale mam wrażenie, że jest trochę zbyt rozwlekły.
Dzięki za Matsunagę (czy może NHK’Koyxeи), zdecydowanie wart uwagi. Trzeba uważniej przyjrzeć się PAN bo Lee Gamble też jest dobre.
Zastanawiam się na ile mój brak zachwytu to efekt przesycenia i nadmiaru. Z Tame Impalą, Grizzly Beat i Fly Lo mam ten sam problem co wcześniej z M83. Niby fajne, ale za każdym razem odpływam w trakcie odsłuchu i wciąż niewiele z tej muzyki pamiętam. Brak mi tej ekscytacji, która towarzyszyła Veckatimest i Cosmogramie. W 2011 poza wymienioną elektroniką i jazzem działało tak na mnie Gang Gang Dance, czy The Antlers (mimo, że świadom jestem pewnych mankamentów tych płyt). To wszystko jest kwestią bardzo subiektywnych odczuć.
Trendy w 2012?
Myślę, że udane spotkanie tego co aktualne w elektronice z popem (Purity Ring, Grimes, polecam też przyjrzeć się Twigs)
I mimo zachwytów nad Tame Impalą, Grizzly Bear i Swans to jednak wiąż spada znaczenie gitarowego grania.
Sądzę, że coraz częstsze będą wycieczki w kierunku muzyki poważnej i zacieranie się granic.
Chociaż z trendami to trzeba uważać. Bo po 2011 sądziłem, że jazz z coraz większym impetem będzie wchodził na scenę muzyki niezależnej i docierał do nowych słuchaczy. W 2012 raczej nie zaobserwowałem tego zjawiska
@don–>zgadzam się z Tobą co do roku 2011. A dokładnie m.in. w kwestii jazzu i nie tylko.
@don–> „Frank Ocean i Kendrick Lamar. Absolutnie nie rozumiem zachwytów krytyków.” w pełni się zgadzam. Płyty Franka nie byłem wstanie wysłuchać do końca, ilość „lukru” w głosie tego Pana jest nie do zjedzenia 🙂 .
Tak na marginesie… Nie wiem czy ktoś zauważył prawidłowość, ale album Levity – „Afternoon Delights” ukazał się pod koniec 2011 roku i także pod koniec 2012 roku wytwórnia LADO ABC wydała płytę z innej bajki, ale również bardzo interesującą BABADAG – „Babadag”. Jak widać LADO kończy znakomicie drugi rok z rzędu :-).
Do ogólnej oceny rok 2012 w muzyce był niezły. Spora ilość rozczarowań m.in. Grizzly Bear, Ariel Pink, Flying Lotus, Animal Collective i wielu innych. Ale było kilak świetnych płyt GY!BE, The Swans, Gravenhurst – szkoda, że album przeszedł bez echa, Tindersticks – chłopaki nie dali plamy, Spiritualized itd. Ale okazał ponad stan album artysty w Polsce mało znanego czyli Young Moon – „Navigated Like the Swans” – polecam!
Dużo bardzo dobrych płyt ukazało się w RPA.
Nasi polscy artyści tworzący elektronikę też nie próżnowali (Bionulor, Grzegorz Bojanek, NOIKO, Krzysztof Zimmermann, DJ LENAR, Sultan Hagavik, RSS BOYS czy Lugozi).
Zapraszam do przeczytania podsumowania 2012 na stronie serwisu Nowamuzyka.pl
http://www.nowamuzyka.pl/2012/12/23/redakcyjne-podsumowanie-roku-2012/
Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
-> Łukasz Komła
no no no… to Volor Flex wydał drugi long?? zwróciłem na niego uwagę w 2011 roku za sprawą albumu Tramp (2011 Dark Clover) zaczerpniętego z jakiegoś ruskiego serwisu…
a tu dwójka… coś mnie jednak ominęło w 2012…
ile Wy płacicie za recenzje i artykuły w NowejMuzyce?? 😉 [pyta były redaktor Laifusa :)]
@Sosnowski–> Co do Volor Flex wydał swój drugi album „My Story” nakładem Dark Clover Records.
Może Cię zainteresuje eksperymentalne oblicze RPA, poniżej w 5 częściach:
http://www.nowamuzyka.pl/2012/12/20/eksperymentalne-oblicze-rpa-czesc-piata/
Pozdrawiam 🙂 !
Co do Max Payne’a. Rockstar już nie raz zaskakiwało świetnymi ścieżkami dźwiękowymi i pomysłowym wpleceniem muzyki. Chyba najbardziej w oczy rzuciło się stworzenie poszczególnych radiostacji w GTA 3 i kontynuowanie tego pomysłu na następne części.
Z podsumowaniami jest trochę jak z wróżeniem z fusów. Ja w tym roku zacząłem pisywać do poważniejszych rzeczy niż mój własny blog i nagle okazało się, że gra na 2,3 fronty jest zabójcza. Podsumowałem pod koniec grudnia ilość nieprzesłuchanych krążków i wyszło mi ich aż 78. Z niektórymi nie miałem kontaktów nawet przelotnie na YT.
A i w 2012 mimo wszystko wiele rozczarowań tych, którzy mogli mieć najlepsze wejścia. Od Lany Del Rey przez The xx do Crystal Castles. Wszyscy Ci, na których panował ogromny hype wg mnie nie spełnili pokładanych w nich nadziei (choć nie wszyscy, ale to też kwestia gustu).
„Podsumowałem pod koniec grudnia ilość nieprzesłuchanych krążków i wyszło mi ich aż 78”
Tysięcy? (-:
Bartku pamiętasz album MICHAELA CHAPMANA „Trainsong: Guitar Compositions 1967-2010″ 2CD (Tompkins Square) 2011? Z tego co pamiętam, to byłeś nim bardzo zachwycony, jak i ja. Niesamowity materiał!
Powinieneś sięgnąć po album „One Night on Earth: Music from the Strings of Mali”z 2012 roku Dereka Grippera z Kapsztadu. Mogę śmiało powiedzieć, że to taki południowoafrykański Chapman, grający na klasyku. Wczoraj doszedł do mnie fizyczny nośnik (taki jest najlepszy) z Kapsztadu. Bardzo ładnie wydany kompakt, z ok. 20-stronicową książeczką. Album trzeba mieć. Jedna z najważniejszych płyt 2012 roku. Poniżej mój tekst na temat tej płyty i nie tylko tej płyty.
– http://www.nowamuzyka.pl/2012/12/20/eksperymentalne-oblicze-rpa-czesc-piata/
pozdrawiam!
Brak precyzji : (
Chodziło mi o jakieś bardziej interesujące (przynajmniej dla mnie) premiery, debiuty itp. itd. Każdy ma chyba jakieś płyty, których nie zdążył sprawdzić w poprzednim roku ;
Chociaż nie pomyślałem o tym w takim kontekście. Kto wie ile mnie ominęło tysięcy.
Ad: nosniki i trendy
_________________________Soundcloud
Wazna platforma w obszarze dzwieku, o ktorym bardzo rzadko sie pisze jest bezsprzecznie SOUNDCLOUD (rowniez na blogu Polifonii). powstala w roku 2007 za przyczyna dwoch Szwedow Aleksandra Ljunga i Erica Wahlforsa. Wszystko sie zaczelo w berlinskiej kafejce Kafé St. Oberholtz ( Rosenthaler Platz, ktory laczy Mitte i Prenzlauer Berg – dla tych ktorzy znaja Berlin).
Ljung & Wahlfors zaczynali w tej kafejce, ktora pelnila role ich lokalu. Obecnie szef Soundcloud ma piekny office niedaleko St Oberholz, ktory miesci glowne biuro firmy.
Inne filie sa S Francisco, Londynie i….Sofii ( 10 zatrudnionych). Ljung z zawodu sound-designer pracowal niegdys w wytworni filmowej w Sztokholmie. Pozniej spotkal Erica Wahlforsa i razem zrealizowali prosty projekt w postaci platformy, czyli miejsca gdzie mozna gromadzic file dzwiekowe i korzystac z nich. Z doswiadczenia kazdy wie jakie to pracochlonne zajecie, ile zajmuje czasu, ile uszkodzonych mailboxow i jakaz irytacja.
Tak tez powstala „chmurka dzwiekowa” Soundcloud, gdzie mozna gromadzic file i z nich korzystac. Obecnie korzysta z niej prawie 30 mln uzytkownikow. Byc moze ta cyfra nic nie mowi, ale w ciagu 1 minuty gromadzi sie na platformie ok. 10 godzin dzwieku. Mozna sobie wyobrazic, ze podczas kiedy sluchamy 4 min utworu, to w tym czasie naplywa 40 godzin nowych dzwiekow na Souncloud. Kazdego miesiaca dociera „chmurka” do 180 mln odbiorcow, czyli prawie „cztery Polski”
Coraz wiecej powaznych firm inwestycyjnych zainteresowanych jest Soundcloud. Niedawno amer. KPCB ( inw. Twitter, Spotify) zainwestowala 50 mln dol. w „chmurke” a
a przedstawiciel jej zasiada w zarzadzie Sounclouds . Dodam, gwoli wyjasnienia, ze wlacicielami Soundclouds sa zalozyciele, zatrudnieni i inwestorzy – firma nie jest notowana na gieldzie.
Wedlug prestizowego Swiatowego forum ekonomicznego Soundclouds zaliczony zostal do czolowki pionierow technologicznych (23 miejsce na 800 kandydatow). W styczniu tego roku w Davos Alexander Ljung ma prowadzic seminarium razem z szefowa Facebooku Sheryl Sandberg.
W Berlinie konczy sie budowe duzych pomieszczen biurowych (500 miejsc pracy), w ktorym procz Google ma miec swoje lokale Soundcloud. Wlasnie to miasto jest europejska mekka „dzwieku”, nowych trendow w sztuce etc etc. Chyba nie ma lepszego miejsca na „start up”, anizeli Berlin.
João Orecchia Motèl Mari – „Eternal Peasant” – jedna z najważniejszych płyt 2012. Polecam! poniżej szczegóły:
– http://www.nowamuzyka.pl/2013/01/03/eksperymentalne-oblicze-rpa-czesc-szosta/
We wrosławskiej Filharmonii już w styczniu zostanie uczczona setna rocznica urodzin Witolda Lutosławskiego. Pan B. Chaciński o tym zapomniał, ograniczając świętowanie Roku W.L. do Warszawy. Pominął też miejscowość, w której w lecie odbywa się Festiwal Chpinowski — Duszniki Zdrój na Dolnym Śląsku.
PS. Pragne dodać, że Filharmonia Wrocławska ma za patrona właśnie Witolda Lutosławskiego.
@meloman –> A, to ciekawy wątek. Gdzie ja niby pisałem czy mówiłem o świętowaniu roku Lutosławskiego w Warszawie??
@ ozzy
Ostatnio Soundcloud wprowadził trochę zmian, m.in. po zakończeniu setu włącza się jakieś „radio”. To jedno z wesołych urozmaiceń, przez które przestałem zaglądać na profile Myspace. Mam nadzieję, że chociaż Bandcamp czegoś takiego nie wprowadzi.
Fajne.