Porządki i prezenty

10 prezentów z ostatniej chwili, czyli sam porządkuję półkę z nowościami po raz kolejny i już ostatni w tym roku, a zbłąkanym klientom sklepów spróbuję zarazem podpowiedzieć kilka prezentów – przynajmniej według tego, co zostało jeszcze na recenzenckiej półce. Bo pewnie wszyscy, tak samo jak ja, mają już swoich faworytów. Po Świętach w tym miejscu możemy się wymienić opiniami na ich temat.
A tymczasem życzę Czytelnikom tego, czego zwykle sobie: odpowiedniego balansu między zarabianiem pieniędzy na dobre płyty i czasem wolnym na ich słuchanie oraz pomyślności w życiu poza muzyką, która pozwoli się tą muzyką cieszyć.

AKURAT „Akurat gra Kleyffa i jedną Kelusa” (Mystic) 5/10
Nie wszystkim piosenkom Kleyffa (do których mam pewną słabość) takie mocne, elektryczne aranżacje robią dobrze, ale z drugiej strony zespół z Bielska-Białej operuje gdzieś w kręgu podobnych wibracji. Nie popsuł, choć też w większości przypadków nie wydobył z tych tekstów jakichś nowych znaczeń. Dla progresywnych swetrowców.

GRAŻYNA AUGUŚCIK „Man Behind the Sun. Songs of Nick Drake” (GMA Records) 7/10
Tu jest inaczej – piosenki Nicka Drake’a jako standardy z genetycznie wszczepionym smutkiem sprawdzą się pewnie w niemal każdym wykonaniu, a tutaj mamy wokalistkę klasy międzynarodowej z międzynarodowym zespołem. Jak zwykle kompletnie niezależna artystycznie Auguścik wchodzi – i to pewnie – na słabo u nas zagospodarowane pogranicze folku. Ale płyta w pierwszej kolejności dla wszystkich miłośników wokalnego jazzu.

BJöRK „Bastards” (One Little Indian) 7/10
Wielki projekt remikserski towarzyszący „Biophilii” po prostu nie mógł się nie udać – islandzka gwiazda ściągnęła na swój cykl EP-ek wykonawców tak ciekawych i różnorodnych jak Matthew Herbert, Alva Noto, Death grips czy Omar Souleyman. No i dostarczyła im ciekawy materiał – takie „Mutual Core” to , sądząc po efektach, marzenie twórcy remiksów. Cały album – dla miłośników pewniaków.

BRODKA „Lax” (Kayax) 6/10
Polski sukces w dziedzinie sprzedaży i promocji elektronicznej – ta EP-ka (2 utwory plus remiksy) Moniki Brodki z popularnym „Varsovie” wyszła w sprzedaży cyfrowej już dawno temu, teraz można sobie dokupić dwupłytową (CD+DVD z klipami) wersję fizyczną z ładną okładką. Dla słabo zorientowanych, którzy chcą być na czasie.

CEE-LO GREEN „Cee-Lo’s Magic Moment” (Elektra) 6/10
Klasyka stylu w dziedzinie prezentacji amerykańskiego śpiewnika świątecznego, ale na luzie – bo obok „White Christmas” jest „All I Need Is Love” z chórkiem Muppetów. Owszem, banał, warto jednak zwrócić uwagę na to, że św. Mikołaj jest czarnoskóry i śpiewa głosem Cee-Lo Greena (Gnarls Barkley). Dla wszystkich, którym pozostałe wymienione tu płyty wydają się zbyt niszowe.

TIM HECKER/DANIEL LOPATIN „Instrumental Tourist” (Software) 5/10
Nie zostawia śladów w organizmie. Współpraca bez wartości dodanej, ciekawa przez 30 sekund. Za najciekawsze fragmenty („Intrusions”) podejrzewam Lopatina – wbrew moim pierwszym odczuciom po koncercie na Unsoundzie. Ale cóż, w kościele łatwiej o boskość. Dla kolekcjonerów.

RÓŻNI WYKONAWCY „Klenczon Legenda” (Music Shop) 5/10
Typowy album poświęcony legendzie. Dziesięć zespołów i wykonawców wykonało piosenki nieżyjącego kompozytora pierwszych rockowych hitów, w dość spójnych aranżacjach. Jeden (Adam Krylik) wykorzystał to, żeby zostawić swoją naprawdę sprawną przebojową reklamówkę, a tylko jeden tak naprawdę po swojemu zinterpretował (Jacek „Budyń” Szymkiewicz). Dla archiwistów polskiej sceny.

MOON DUO „Circles” (Soutterain Transmissions) 6/10
Kolejny album duetu Ripleya Jacksona, gitarzysty Wooden Shijps, i Samae Yamady. Motoryczna, oparta głównie na pięknych gitarowych przesterach psychodelia, bardzo przyjemna, choć oczywiście zarazem do bólu wtórna. Dla miłośników Spacemen 3 i okolic.

PIANOHOOLIGAN „Experiment: Penderecki” (Decca) 8/10
Podobał mi się koncert Piotra Orzechowskiego z repertuarem Pendereckiego w Dębicy, ale jego interpretacja Gurdżijewa w koncercie z Nostalgii już mniej. Tutaj oczekiwałem więc albo sprawności Możdżera albo radykalizmu w stylu Maseckiego. Tymczasem solowe fortepianowe wersje nierzadko orkiestrowych, potężnych utworów Pendereckiego zaskakują, bo są zarazem świetnym i wiernym oddaniem idei, jak i rozumnie i wszechstronnie rozegranym popisem umiejętności solistycznych. Dostałem więc w zasadzie miks jednej i drugiej drogi z domieszką Reinholda Friedla. Dla otwartych – i to szybko.

RICARDO VILLALOBOS „Dependent and Happy” (Perlon) 8/10
Skoro fortepian może rywalizować z 48-osobową orkiestrą w wykonaniu „Polymorphii” Pendereckiego na płycie powyżej, to również w gołym rytmie Villalobosa – o którym jakoś ostatnio zapomniałem – może być więcej napięcia niż w utworze na big band. „Dependent…” to świetny, pasjonujący album. Dla tych, którzy wcześniej nie zauważyli (sam wiem, jak to jest).