Jezus Maria leksykon

Bez wchodzenia w szczegóły: byłem entuzjastą pierwszej płyty Marii Peszek i sceptykiem, jeśli chodzi o drugą. Jestem też fanem trzeciej płyty, która jest najlepszą, najważniejszą, namocniejszą ze wszystkich. Mimo że stan, który ją zbudował, do najbardziej pożądanych na pewno nie należy. Ale powiedzieć, że jestem fanem to mało – od dwóch tygodni, odkąd ją znam, jestem również w niemałym szoku. Bo rzadko się słyszy tak dobrze zbudowaną muzykę pop (podkreślam) i album wypełniony tak skończonym materiałem. Rzadko się słyszy płyty, na których przełożenie emocji na teksty jest tak bezpośrednie. Rzadko też takie, w których muzyka (Michał „Fox” Król) tak dobrze pomaga słowom i podkreśla ich sens. Przy trzecim utworze przestałem zaznaczać linijki do przecytowania – tak dużo ich było – po czym gdzieś przy piątym słuchaniu stwierdziłem, że wystarczy przecytowywać, żeby opowiedzieć, o czym jest ta płyta. Zresztą dużo już było w wywiadzie Jacka Żakowskiego. Tutaj tylko (a może aż) wypisy.

1. Zbankrutował mi / Dzisiaj cały świat / Już wiem jak się traci / Na giełdzie rozpaczy. Może i ktoś już depresję opisywał jak kryzys na giełdzie, ale chyba nie w piosence, poza tym nie słyszałem. Plus autoportret: Ja nie dobro narodowe / Ja pod skórą drzazga / Samo mięso duszy / Ja porno, ja miazga. Mocny początek.

2. Drugi akt wprowadza się sam: Załamanie nerwowe / Dzwoń po pogotowie. Po czym idzie coś, co mogłoby być refrenem dla całej płyty, gdyby była jedną piosenką: Nie ogarniam, Jezus Maria, nie ogarniam, nie ogarniam, nie / Zamiast głowy wieża ciśnień, zamiast jednej głowy dwie.

3. Wchodzi Maria w trybie mania. Czyli punkowa Maria ogarnięta manią: Teraz będę już szczęśliwa / Nie przerywaj, nie przerywaj. Czyli „The Wall” część druga, motyw znany z popkultury, świetnie zilustrowany muzycznie.

4. Właściwie konsekwencja punktu 3: Za kreską kreska / Aż będę niebieska. Zgrabnie trawestująca Koftę opowieść o królowej smutku, która umarła po cichutku. Klei się z całą resztą, a przy okazji wprowadza temat bonusowy z zewnętrznego świata (vide tytuł: „Amy”).

5. Ej, czy ktoś słyszy mnie / Ej, tu jestem na dnie – najsłabszy (relatywnie) moment w pierwszej części płyty, ale też moment na zaczerpnięcie oddechu. A może moment przyczajenia przed numerem 6.

6. Sorry Polsko / Wybacz mi / Wystarczająco przerażająco jest żyć – czyli protest-song pełną gębą – rodzaj przeciwwagi dla utrzymanej w etosie II wojny znanym z płyty Kukiza czy wcześniej Złych Psów. Pewnie już słyszeliście to w radiu, ale rzecz jest o niechęci podmiotu lirycznego do biegania z karabinem i tak dalej. Nie jest to jakiś potwornie mocny w warstwie językowej tekst, ale w sumie po co – każde wejście na to pole tematyczne jest jak wejście na pole minowe.

7. Mocny jest za to ten. Pan nie jest moim pasterzem / A niczego mi nie brak / Pozwalam sobie i leżę / jak zwierzę / I chociaż idę ciemną doliną, zła się nie ulęknę / I nie klęknę. Kto stworzył lepszy hymn dla polskich ateistów, no kto?

8. (w którym Maria trochę ustępuje syntezatorom i perkusji, no ale to musiało kiedyś nastąpić)

9. Padam, padam / Tak się cieszę, że cię mam / Nikomu cię nie dam – czyli największe oszustwo tej płyty, bo singlowe nagranie rodem z „Marii Awarii” wprowadza album tekstowo z zupełnie innej bajki. Ale miło było się dać zaskoczyć. Poza tym oczywiście w opowieści o depresji snutej na „Jezus Maria Peszek” utwór jest na swoim miejscu, chociaż – to zdanie ważne dla tych, którzy tylko ten utwór znają – z trudem mieści się w pierwszej dziesiątce tej płyty.

10. Nie wiem, czy chcę rozmnażać się / Nie wiem, czy chcę ciąg dalszy swój mieć – emocjonalnie przepięknie prosta piosenka i – paradoksalnie – jeden z najbardziej osobistych (w moim odbiorze) momentów na płycie, muzyka tego nie psuje. I co ty na to? / Nie będziesz tatą…

11. Boli mnie głowa / Totalny niż / Męczy mnie Polska / Wisi mi krzyż – drugi po „Sorry Polsko” utwór sygnalizujący, że ze względu na patologiczne przejmowanie się światem dookoła podmiot wszedł na poziom obłędu 10. Ale moja ulubiona fraza (na którą dość mocno reagują słuchaczki, więc znów jakaś prawda) to: Chwyć mnie za włosy, oprzyj o ścianę / Kochaj, aż całkiem myśleć przestanę. Jezusie, to jest bardziej brutalne niż cała „Maria Awaria”.

12. Ostatnio dyskutowałem ze znajomym podwójne zakończenia płyty – z bonusową porcją emocji – jako rodzaj ideału. Nie wiem, czy dwunastka ma taką siłę oddziaływania jak dziesiątka, ale jest kodą prawie tak doskonałą jak cały ten album.

Tytuły wszystkich utworów na płytach, które można od dziś kupić.

MARIA PESZEK „Jezus Maria Peszek”
Mystic 2012
9/10
Trzeba posłuchać:
sorry, ale tak.