Jezus Maria leksykon
Bez wchodzenia w szczegóły: byłem entuzjastą pierwszej płyty Marii Peszek i sceptykiem, jeśli chodzi o drugą. Jestem też fanem trzeciej płyty, która jest najlepszą, najważniejszą, namocniejszą ze wszystkich. Mimo że stan, który ją zbudował, do najbardziej pożądanych na pewno nie należy. Ale powiedzieć, że jestem fanem to mało – od dwóch tygodni, odkąd ją znam, jestem również w niemałym szoku. Bo rzadko się słyszy tak dobrze zbudowaną muzykę pop (podkreślam) i album wypełniony tak skończonym materiałem. Rzadko się słyszy płyty, na których przełożenie emocji na teksty jest tak bezpośrednie. Rzadko też takie, w których muzyka (Michał „Fox” Król) tak dobrze pomaga słowom i podkreśla ich sens. Przy trzecim utworze przestałem zaznaczać linijki do przecytowania – tak dużo ich było – po czym gdzieś przy piątym słuchaniu stwierdziłem, że wystarczy przecytowywać, żeby opowiedzieć, o czym jest ta płyta. Zresztą dużo już było w wywiadzie Jacka Żakowskiego. Tutaj tylko (a może aż) wypisy.
1. Zbankrutował mi / Dzisiaj cały świat / Już wiem jak się traci / Na giełdzie rozpaczy. Może i ktoś już depresję opisywał jak kryzys na giełdzie, ale chyba nie w piosence, poza tym nie słyszałem. Plus autoportret: Ja nie dobro narodowe / Ja pod skórą drzazga / Samo mięso duszy / Ja porno, ja miazga. Mocny początek.
2. Drugi akt wprowadza się sam: Załamanie nerwowe / Dzwoń po pogotowie. Po czym idzie coś, co mogłoby być refrenem dla całej płyty, gdyby była jedną piosenką: Nie ogarniam, Jezus Maria, nie ogarniam, nie ogarniam, nie / Zamiast głowy wieża ciśnień, zamiast jednej głowy dwie.
3. Wchodzi Maria w trybie mania. Czyli punkowa Maria ogarnięta manią: Teraz będę już szczęśliwa / Nie przerywaj, nie przerywaj. Czyli „The Wall” część druga, motyw znany z popkultury, świetnie zilustrowany muzycznie.
4. Właściwie konsekwencja punktu 3: Za kreską kreska / Aż będę niebieska. Zgrabnie trawestująca Koftę opowieść o królowej smutku, która umarła po cichutku. Klei się z całą resztą, a przy okazji wprowadza temat bonusowy z zewnętrznego świata (vide tytuł: „Amy”).
5. Ej, czy ktoś słyszy mnie / Ej, tu jestem na dnie – najsłabszy (relatywnie) moment w pierwszej części płyty, ale też moment na zaczerpnięcie oddechu. A może moment przyczajenia przed numerem 6.
6. Sorry Polsko / Wybacz mi / Wystarczająco przerażająco jest żyć – czyli protest-song pełną gębą – rodzaj przeciwwagi dla utrzymanej w etosie II wojny znanym z płyty Kukiza czy wcześniej Złych Psów. Pewnie już słyszeliście to w radiu, ale rzecz jest o niechęci podmiotu lirycznego do biegania z karabinem i tak dalej. Nie jest to jakiś potwornie mocny w warstwie językowej tekst, ale w sumie po co – każde wejście na to pole tematyczne jest jak wejście na pole minowe.
7. Mocny jest za to ten. Pan nie jest moim pasterzem / A niczego mi nie brak / Pozwalam sobie i leżę / jak zwierzę / I chociaż idę ciemną doliną, zła się nie ulęknę / I nie klęknę. Kto stworzył lepszy hymn dla polskich ateistów, no kto?
8. (w którym Maria trochę ustępuje syntezatorom i perkusji, no ale to musiało kiedyś nastąpić)
9. Padam, padam / Tak się cieszę, że cię mam / Nikomu cię nie dam – czyli największe oszustwo tej płyty, bo singlowe nagranie rodem z „Marii Awarii” wprowadza album tekstowo z zupełnie innej bajki. Ale miło było się dać zaskoczyć. Poza tym oczywiście w opowieści o depresji snutej na „Jezus Maria Peszek” utwór jest na swoim miejscu, chociaż – to zdanie ważne dla tych, którzy tylko ten utwór znają – z trudem mieści się w pierwszej dziesiątce tej płyty.
10. Nie wiem, czy chcę rozmnażać się / Nie wiem, czy chcę ciąg dalszy swój mieć – emocjonalnie przepięknie prosta piosenka i – paradoksalnie – jeden z najbardziej osobistych (w moim odbiorze) momentów na płycie, muzyka tego nie psuje. I co ty na to? / Nie będziesz tatą…
11. Boli mnie głowa / Totalny niż / Męczy mnie Polska / Wisi mi krzyż – drugi po „Sorry Polsko” utwór sygnalizujący, że ze względu na patologiczne przejmowanie się światem dookoła podmiot wszedł na poziom obłędu 10. Ale moja ulubiona fraza (na którą dość mocno reagują słuchaczki, więc znów jakaś prawda) to: Chwyć mnie za włosy, oprzyj o ścianę / Kochaj, aż całkiem myśleć przestanę. Jezusie, to jest bardziej brutalne niż cała „Maria Awaria”.
12. Ostatnio dyskutowałem ze znajomym podwójne zakończenia płyty – z bonusową porcją emocji – jako rodzaj ideału. Nie wiem, czy dwunastka ma taką siłę oddziaływania jak dziesiątka, ale jest kodą prawie tak doskonałą jak cały ten album.
Tytuły wszystkich utworów na płytach, które można od dziś kupić.
MARIA PESZEK „Jezus Maria Peszek”
Mystic 2012
9/10
Trzeba posłuchać: sorry, ale tak.
Komentarze
A jak ktoś nie jest ateistą, nie miał depresji i nie uważa historii Polski za zbędny balast do dobrego samopoczucia to też będzie tą płytą tak zachwycony jak Ty Bartku?
Według mojej wiedzy sztuka nie polega na tym, że zachwycam się problemami człowieka ze złamanym sercem tylko wtedy, gdy mam złamane serce, a historią zbrodniarza kiedy sam jestem zbrodniarzem. (edit: słowo o wyznaniu i stanie swojej psyche jednak pominę) Historia Polski jako zbędny balast do dobrego samopoczucia? Hm, płacę podatki, chodzę na wybory, kocham ten kraj, mamy za sobą wiele marnych historycznych decyzji, ale takie sugestie czasem mnie drażnią. Choć pytanie o to, czy komuś osobiste poglądy nie zepsują relacji z tym albumem – oczywiście jest zasadne. Tu wracamy do pierwszego zdania.
rzeczywiście, coś w Niej jest, tzn. Marii Peszek. coś być może nieuchwytnego dla… pykników ;), małe przesunięcie w myśleniu, postawie artystycznej. ale w tę ciekawą stronę. chociaż płyt Peszek nie zbieram, zdarzyło mi się zaliczyć jej trzy koncerty, niejako przypadkiem. nowego longa nie słyszałem, ale przesłuchy od znajomych mówią, że Fox odwalił kawał dobrej roboty. może wreszcie warto kupić? ocena 9/10 daje do myślenia.
poza tym uwielbiam „skrajną” kontrowersyjność 🙂
Przesunięcie w myśleniu godne samego Michała Wiśniewskiegow myśleniu godne samego Michała Wiśniewskiego
miastomania była dla mnie pretensjonalna, 2 fajne piosenki, a reszta to jakieś memlenie. maria awaria to był cios – czy to ta sama dziewczyna? na drugiej płycie przemówiła zadziwiająco ciekawie, muzycznie też świetnie. na jezusie to już totalny grzmot – bije po ryju, wzrusza, wydziera flaki, doprowadziła mnie do łez już po pierwszym przesłuchaniu! CO ZA MOC!!! i jakie to piosenkowo ładne, melodyjne, spójne i uzależniające!!! dzięki ci polsko za marię!!!
offt: sygnalizuję, że jest (będzie) nowy album Tame Impala – Lonerism (Modular).
tutaj odsłuch: http://www.guardian.co.uk/music/musicblog/2012/oct/02/tame-impala-lonerism-album-stream
przepraszam za wtręt.
Kurde, coś mi się Wiśnieski zdublował.
U niejakiego Chacińskiego, za niedługi czas Happysad wyjdzie po za skalę i będzie miało 12/10. Przynajmniej lepiej grają lepiej i byłoby to konsekwetne.
Ogólnie – wychodząc po za ramy sztuki – nie rozumię o co jej chodzi. Zamiast urodzić armię ateistów, woli aby jej talent (?) i genom się zmarnował. Kobieta która kiedyś mówiła, że w życiu liczy się przyjemność głównie (tak było na poprzedniej płycie), teraz ma depresję z powodu z ateizmu (katolicyzm jest przyjemny, bejbe, to czysty hedonizm, więc dlaczego na niego nie przejść – tym paradoksyzmem Peszek zabiłaby nie jedną maszynę…).
@AtoPeszek –> Mam wrażenie, że żeby zareklamować Happysad na tym blogu, trzeba się retorycznie trochę bardziej wysilić. 😉
Who is Peszek?!!! 🙁
Ja też jestem pod wielkim wrażeniem tej płyty, a zwłaszcza tego, jak nośne, inteligentne, ale też przecież osobiste teksty Marii Peszek „współgrają” z muzyką, która sama jest zapisem niezwykle intenstywnych emocji. Przy tym wszystkim całość nie tworzy wrażenia przesytu, bo przecież słucham tej płyty juz siódmy raz pod rząd…
😉
http://www.youtube.com/watch?v=jQE-uqHJ_JE
Ta płyta poprzedzona „spowiedzią” w „Polityce” pokazuje pewien problem – polscy artyści obecnego czasu są coraz bardziej oderwani od tego, co dzieje się za oknami ich pięknych domów. Opowiadanie o depresji leczonej wyjazdem do Tajlandii czy gdzieś tam jest wręcz niestosowne, kiedy większości ludzi żyje się coraz gorzej w Polsce, nie stać ich na leki antydepresyjne, a co dopiero na wyjazd do Tajlandii.
Dlaczego żaden artysta nie pochyli się nad tzw. „prostym człowiekiem”, tylko opowiada o swoich problemach wynikających z przesytu? Gdzie jest bunt wobec całej sytuacji społeczno-politycznej w Polsce? Dlaczego punkowcy śpiewają jakieś bzdury o prawach zwierząt, podczas gdy prawa ludzi są nad Wisłą łamane?
Płyta Kukiza jest muzycznie kiepska, tekstowo pretensjonalna – ale jest bestsellerem, bo facet przynajmniej spróbował dotknąć tutejszego realu.
Owszem, Marysia pięknie cierpi, ale nikogo to kompletnie nie obchodzi. Polska muzyka pop i rock jest pusta i nudna – bo straciła kompletnie kontakt z rzeczywistością.
@Radek. A artyści są skąd, z kosmosu? Ich problemy nie są tożsame z problemami Polaków? Ciekawe.. A od kiedy to artyści mają się jedynie angażować w jakąś prozaiczną empatię do reszty społeczeństwa moherowego? Żeby artysta miał to robić, to nakazujesz 30 letniej wokalistce nagle powrócić do swoich 24-25 lat, kończyć studia humanistyczne i pozostać bezrobotnym, co by móc „dotknąć” problemu bezrobocia i wtedy oddać cały ból tragizmu losu młodych Polaków, i wtedy taki artysta byłby OK? A od kiedy artyści mają być populistyczni? No i czy Polacy, którzy niby mają być w mniejszości (czyli tacy, których stać na leczenie depresji w Tajlandii), nie mogą mieć prawa do tego, ze jakiś artysta porusza ten problem w swojej twórczości?
A wracając do Peszekówny, i jej ostatniej płyty. Po tym, co wysłuchałem na youtubie (4 nagrania), nie jest to my cup o tea. Ani tekstowo, ani muzycznie. Barwa głosu irytująca oraz, mimo wszystko, zbyt łopatologiczne teksty, w których stopień ekshibizjonizmu i dosłowności jest na tyle wysoki, że rzeczywiście jej uniwersalny przekaz stoi pod znakiem zapytania.
Ozzy
Maria Peszek to interesująca piosenkarka, autorka tekstów i niezła aktorka (ma to po tatusiu), córka świetnego aktora Teatru Słowackiego w Krakowie i nie tylko.
Ozzy
Oczywiście, można Marysi Peszek nie lubic i nie popierac, ale degustibus not disputandum est.
1) co to jest „społeczeństwo moherowe”? ja widzę to jako społeczeństwo doby chamstwa, niekoniecznie z „jednej strony muru”. chamstwo „wyrafinowane” i „moherowe”?
2) leki antydepresyjne są drogie, oj drogie, a produkcje telewizyjne, mainstreamowe w Polsce napędzają ich zbyt. tak? 😉
3) wyjazdy zagraniczne nie muszą być drogie, zależy, kto jakimi zdjęciami chce się pochwalić znajomym na fejsie… o, przepraszam, fejsbóg, jak to się odmienia? przykład: łotewska linia autokarowa do Berlina z wawy – 74 zł w jedną stronę. w Berlinie zobaczymy 10% droższe jedzenie, 30% tańsze kosmetyki i drogą odzież w ciężkiej kopii Galerii Lafayette’a. oraz życie na luzie.
4) rzeczywistość ma wiele twarzy, a dobrym lekiem na szarość jest pasja. jakaś pasja.
5) ktoś w Polsce robi tzw. „statystycznego obywatela” w […..]. nawet Belgrad a.d. 2012 ma w sobie więcej optymizmu. chociaż to nie za bogate miasto.
6) ponoć, kiedy Sarkozy chciał podwyższyć wiek emerytalny, na ulice Paryża wyszło 1.000.000 ludzi. to wystarczyło za głos demokracji. pomysł upadł.
trochę luźne uwagi, ale mam w domu gości.
@mag
dzieki za troche informacji o pani Marii Peszek 🙂 teksty – jak ktos sie wyrazil powyzej
a z poparciem to, nie wiem dlaczego?…
oczywiscie, z gustami tak juz bywa. Ja na ten przyklad nad Tajlandie przedkladam wyjazd do jakiejs finskiej dziury np. Vaajatoski na jagody i byc pociety przez armie komarow, anizeli do Tajlandiij na granicy z Burma, gdzie wedlug raportu szwedzkiej organizacji BRIS (Barnens Rätt i Samhäle – Prawa dzieci w spoleczenstwie) ” ryba na bazarze jest tansza anizeli nieletnia dziewczyna”. Wydaje mi sie, ze swiadomosc tego, co sie dzieje nie tylko w Tajlandii ale i w wielu innych krajach, gdzie prawa dziecka i kobiety oznaczaja bezmala jako prawa rynku jest najlepsza antydepresja.
___________________________________________________________________
na naszym podworku taka „Marysia” ELLIPHANT czyli Ellinor Olovsdotter
http://www.youtube.com/watch?=HJF6Re4OF0Y
nie lubię marii peszek. teksty infantylne, wręcz grafomańskie. irytujące teatralne natręctwo. muzyki nie oceniam, bo muzyka jest tylko tłem dla wykonów peszkówny.
nie wierzę w jej cierpienie reklamowane w poczytnym tygodniku.
errata do linku: ELLIPHANT „Ciant Hear It”
ma byc: http://www.youtube.com/watch?v=HJF6Re4OF0Y
ozzy
Podoba mi sie twoja/wasza Marysia i jej Cian Hear IT.
Z podobnych, jak ty , powodów, nie ciągnie mnie do Tajladii, Rwandy, czy Indii. Wolę ogladać tę egzotykę w telewizorze.
Wolę też zwiedzać „gnijącą”, grzeszną, ale oswojoną Europę mimo jej paskudnej niekiedy historii.
Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec TEJ cywilizacji.
@mag
dzieki. Przytoczony przykład z rybą z bazaru tajlandzkiego nieopatrznie przekrecilem.Ma byc: ryba kosztuje wiecej, aniżeli nieletnia dziewczyna.
Ps W Sztokholmie otwarto muzeum zespołu ABBA..A teraz wracam dö lektury autobiografii Lenny Bruce’a „how to talk dirty and influence people”, Panther 1975. bye.
be sincere
http://www.youtube.com/watch?v=2Bi30rKhsNM
dobra, wracając do Peszek (zaintrygowany 9/10), posłuchajcie sami:
http://www.dailymotion.com/video/xu2qds_jezus-maria-peszek-pyyta-w-cayoyci-chomikuj_music
jak dla mnie, jest bardzo dobrze. zaskoczony jestem…
a tu „męskie wydanie” ;). polecam faceta szczerze, aż do bólu. zasługuje. na lepszą produkcję też.
http://www.youtube.com/watch?v=xMnbkluLb9g
http://www.mcmarazm.org/
@Radek Jestem najzwyklejsza kobieta, matka, ateistka, walcze z nawracajacymi epizodami depresji od lat mozna mnie spokojnie zaklasyfikowac do rodzaju „szary czlowiek”.
Niektore fragmenty tej plyty moglyby byc moimi slowami. Nie sa. bo nie jestem taka zdolna i nie potrafie „tak” pisac.
Sa za to moimi uczuciami.
Maria pochyla sie nademna.
Nie słuchałem płyt Marii Peszek, ale po wywiadzie w Polityce zapewne kupię. A będzie to moja pierwsza tego rodzaju czynność dotycząca polskiej muzyki od końca niezapomnianych (muzycznie) lat osiemdziesiątych. Dziewczyna pojechała na maksa. Nieważne, gdzie ją dopadła dojrzałość. Równie dobrze mogła ją dopaść w hamaku na Mazurach. Skoro jednak padło na Tajlandię, to może pierwiastek buddyjski okazał się katalizatorem. Nieważne. Najważniejszy skutek. Traktuję jej twórczość jako dowód, że polacka mentalność pokoleniowa idzie w niebyt.
Myślę, że wierne czytelniczki Paulo Coelho i „Zwierciadła”, które też chciałyby mieć depresję i leczyć ją w Tajlandii, lub – jeszcze lepiej – w Tybecie, będą nową płytą Marysi zachwycone…
Wiwat, cieszmy się, Maria Peszek Świętym Graalem ateistów, mało tego, ona zbawi polską pop/podkulturę, hail Mary!
JEŚLI MARYŚKA PESZEK MA ZOSTAĆ AUTORKĄ HYMNU POLSKIEGO ATEIZMU, TO JA NAWRACAM SIE NA MAHOMETANIZM
Marcinie.
Masz wybór. Możesz nie czytać, nie słuchać, nie myśleć i nie męczyć myślących inaczej swoją ultrakatolubną obecnością. Nikt Ci tego nie broni. Pogadaj sobie z miłującym bliźnich senatorem („kibicem”) Jaworskim z Małopolski. Po drodze Ci z nim. Z katolickim Szczęść Boże. Amen.
No i udało się, płytę kupią ludzie, których co prawda muzyka kompletnie nie interesuje, ale za to z radością dostrzegą odchodzenie w niebyt „polskiej mentalności pokoleniowej”. Nosowska czy Bartosiewicz pewnie były nią zarażone.
Szkoda. Płyta muzycznie jest niezła, tekstowo dyskusyjna, ale zasługuje na dyskusje o niej samej, a nie o takiej formie lansu, jaką Peszek wybrała. (Swoją drogą, czy kiedykolwiek cover story „Polityki” był wywiad de facto promujący nową płytę? Nie przypominam sobie).
Jako stary ateista jestem zażenowany tym, że na scenie muzycznej reprezentuje mnie to grafomańskie beztaleńcie peszek 🙁
Sosnowski, Ty nie chcialbys bloga sobie zrobic?
Mialbys czytelnika. Marnujesz sie w komentarzach.
Co do Pezkowny zgadzam sie z Rafalem Kochanem. Lopatologia, doslownosc, ekshibicjonizm, ja wysiadam.
Stary Polak z PRL-u i wypowiedzi w duchu politycznej poprawności rodem z Wyborczej i Newsweeka. Dostrzegam w tym pewną ciągłość. Swoją drogą, popis mowy nienawiści w pełnej ateistycznej krasie. Chylę czoła.
@Loci
Co jest? Panowie poczuli sie zaatakowani?
PS. nie czytam Zwierciadla i Coelho… no, ale to chyba nie wazne. Pewnie i tak „wiesz lepiej”.
@Marcin. Twój absmak jest tyleż groteskowy, co żałosny. Pytanie rodzi się jedno, jak ty wytrzymujesz w tym świecie ateistycznej żydo-komuny? Bóg w trzech osobach jest twoim pasterzem, czy może masz na oku jakiegoś artystę, który koi twoje skołatane nerwy? Mietek Szcześniak?
Fasynujące jaką moc ma niewinny i ironiczny w sumie tekst wyśmiewający z lekka ateistów. @Rafał Kochan: Moje preferencje muzyczne – obecnie Deathspell Omega i KTL. Ty, jak rozumiem, preferujesz słodszych chłopców?
@Marcin. To fascynujące, że ulubione twoje grupy, o podejrzanym, delikatnie mówiac, backgroundzie światopoglądowym (szczególnie Peter REHBERG, którego poznałem osobiście swego czasu w Warszawie i który reprezentuje jako żywo ateistyczny światopogląd), nie stanowią dla ciebie problemu, ale już Peszekówna przeszkadza. Zawsze wszak można w ostatnim momencie wywinąć orła, zasłaniajac się ironią. Jestem pełen podziwu dla tej „wysokich lotów” ironii. A co do „słodkich chłopców”, owszem takowych uwielbiam. Smutnych panów macho z długimi włosami i pomalowanymi gębami jakoś się boję.
@Kari
Zaatakowani? Czym?? (Bez przesady).
A ja „Zwierciadło” podczytywałem dość regularnie koleżankom i dlatego orientuję się, do jakiego targetu mniej więcej wynurzenia Peszkówny są skierowane… Co wcale nie wyklucza tego, że Ty możesz znajdować się poza tym targetem. Osobiście jednak takie wynurzenia (wymachiwanie sztandarami : „depresja, Tajlandia” w wywiadach…) uważam za nieco żenujące, ponieważ tak czy owak przekładają się na jakiś popowy produkcik… Już bardziej zaciekawiła mnie kiedyś informacja w „Życiu na gorąco”, że Jacek Borkowski (też aktor) widział UFO – o ile większe w tym poszerzenie horyzontów, może nawet poza naszą galaktykę niż przyziemne (choć nieco egzotyczne) gawędy Marii Peszek…
Peace. Over.
@Tajlandia –> Bądźmy poważni i nie oceniajmy kogoś na podstawie internetowego memu. No bo rozumiem, że nie na podstawie jakiejś jednej wypowiedzi. Poza tym obawiam się, że depresja nie jest zależna od stanu portfela ani innych czynników.
@Wywiad w „Polityce” –> Celna uwaga, rzeczywiście coverów czysto muzycznych ze świecą szukać – choć zjawisko dotyczy wszystkich tygodników opinii. Ubolewam nad tym, ale też trudno mi cokolwiek poradzić na fakt upadku drukowanej prasy muzycznej, w której Peszek mogłaby mieć cover czysto muzyczny.
@Zafanie do smutnych panów –> Lubię to i podpisuję się. 🙂
@Coelho –> Parę stron czytałem i chyba inaczej zrozumieliśmy, o co idzie autorowi, bo moim zdaniem punkt wyjścia Peszek jest niemal dokładnie odwrotny.
Wychodzi, że mamy płyte typu love or hate. Jeśli ktoś wyrobił sobie opinię o niej na podstawie parominutowego odsłuchu, to radzę jednak posłuchać w całości – przez kilka dni znałem tylko 7-minutowy wycinek i miałem diametralnie inną opinię.
@Sosnowski –> pisz bloga!
Właśnie problem polega na tym, że to nie jest cover czysto muzyczny. Peszek sprzedaje pewne idee, i te idee są – tak się składa – bliskie sercu „Polityki”. (Come on, płacenie za bilet to ma być patriotyzm? To jest po prostu zwykła, elementarna uczciwość).
@airborell –> No właśnie przed chwilą się zgadzałem, że niemuzyczny. I zgoda, płacenie za bilet to tylko zwykła uczciwość (choć z sumiennym płaceniem podatków i chodzeniem na wybory to już trochę inna sprawa). Co do wpisu http://airborell.blox.pl/2012/10/Skuteczna-promocja.html – czuję się w obowiązku odpowiedzieć, bo sprawa jest poważna. Z jednej strony, zawsze miło mi, że ktoś jeszcze pamięta tamte stare czasy. 🙂 Z drugiej – byłem bardzo ostrożny w podejściu do „Jezus Maria Peszek”, na co mam kilkanaścioro świadków z kolegium redakcyjnego. A co do meritum wpisu – ten blog nie jest na sprzedaż. Więc cóż, jeśli właśnie straciłem zaufanie paru długoletnich Czytelników, to na pewno nie za pieniądze lub dla czyjejś promocji. Mam nadzieję, że kiedyś je odzyskam.
Można się po prostu pięknie nie zgadzać, czego dowodem esemes, który dostałem od kolegi. Anonimowo (ale z pozdrowieniami) cytuję: „Jestem w szoku. Pierwszy raz kompletnie i w 100% NIE zgadzam się z tym, co napisałeś. Bomba :-)”. No więc dla mnie też bomba.
@ Bartek Chaciński : @ Coelho
…chodziło nie tyle o podobieństwo literalne, ale o medialno-pretensjonalny bęben, w który Paulo uderza…
😉
Więc przez długoletnie zaufanie do Twoich opinii i Ciebie osobiście poświęciłem godzinę mojego cennego czasu i przesłuchałem płytę. I choć do „dziewiątki” u mnie daleko, to nie był to czas zmarnowany.
…Krakow to miasto ktore ma cos co moze doprowadzic do depresji….byc na gorze bo doly sa juz zajete. Pani Maryja.P przypomina mi inna strone bycia katolikiem w Polsce
,kocham Boga kiedy daje ,przestaje kochac kiedy domaga sie twojej milosci ..
Pni Maryja .P przekroczyla czerwona linie a artysta powinien wiedziec ze ……..
Do Rafała Kochana – tyle nienawiści i pogardy, ile zieje z Twoich komentów wobec ludzi, którzy mają odmienne poglądy od Twoich, ze świecą szukać w innych miejscach na tym blogu. Coś niesamowitego, jak „filozofia” niesiona przez industrial (czy noise) może zdewastować osobowość człowieka.
Panie Kociewiak, możesz jaśniej? Na jakiej podstawie uważasz, że Peszekówna kochała boga wcześniej? I o czym powinien wiedzieć artysta, kiedy przekroczy czerwoną linię (co jest tą linią?)? A w ogóle, co to za retoryka moralizatorska? Kolejny ironiczny post?
Ocena mocno na wyrost. Jedna jedyna dobra piosenka – „Padam” reszta banalna, pretensjonalna, tekstowo i muzycznie słabo. Żaden z kawałków nie wciąga, nie pozostaje w pamięci. Słucha się tego jak muzyki w windzie.
Staszek, prosze o konkrety. W których słowach ukryłem „mowę nienawiści”?
@carlos –> Zaczynam podejrzewać, że krążą jakieś różne wersje tej płyty. „Padam” to akurat pierwsza piosenka, której można zarzucać windziarstwo i banał, jeśli już od tej strony atakować album.
Bartek, jako że industrial zdewastował moją osobowość, będę może kontynuował „mowę nienawiści”. Zastanówmy sie, co jest mocną strona najnowszego albumu Peszekówny?
1. Aranżacje? Chyba tak, to może być najmocniejszą strona. Ja bym akurat ten element ocenił najwyzej, na „7” lub „8”. Są urozmaicone i nieszablonowe. Inna sprawa, na ile te aranżacje tworzą zwartą całość?
2. Brzmienie? Dobre, ale nie na ten klimat płyty. Z uwagi na charakter tej płyty, brzmienie powinno być bardziej zamgliste, i nie powinno być tak wyostrzone, jak tutaj zostało ono wyeksponowane. Po prostu nie pasuje ono, poprzez swoją sterylną krystaliczność, do tego, czego dotyczy ta płyta. Ocena: warsztat: „10”, estetyczny zwiazek z muzyką i tekstami: „1”, czyli srednia około „5” – „6”;
3. Teksty? Moim zdaniem przecietne pod względem poetyckim, no i pretensjonalne pod względem wymowy. Nie oczekuję bynajmniej od tekstów wysokich lotów poezji zaangażowanej, z mnóstwem metafor oraz innych środków poetyckiej ekspresji, ale te teksty z płyty, poza niektórymi „mocnymi” wersami, nie stwarzają aury jakiegoś lirycznego wysublimowania. Problematyka poruszana w tekstach, bardzo osobista, jest zbyt dosłowna w tym wszystkim. Rzeczywiście odbiorca raczej chciałby chyba dowiedzieć sie czegoś o sobie, niż o Peszekównej i jej problemach, które zostały tak wyolbrzymione tutaj, ze Peszekówna tak naprawdę odgrodziła sie od odbiorcy. Zadziałała tutaj źle pojęta idea „płyty autorskiej”. Autorska, nie znaczy topornie ekshibicjonistyczna. Dla mnie ocena za teksty to „3”, może „4”;
4. Czynnik estetyczny muzyki? Muzyka jest nijaka. Niby jest jakaś rockowa, ale jest pozbawiona jakiejkolwiek charyzmy i zapadających w ucho niuansów stylistycznych. Poza tym, całość jest rozjechana i nic nie trzyma się kupy pod względem jakiejś myśli kompozycyjnej. Brak fundamentalnych „chwytów”, jak stopniowanie napięcia, uzasadnionych repetycji, czy nawet jakiejś takiej świeżości uzyskanej dzięki nieszablonowej elektronice, której jest na tej płycie za mało, a szkoda, bo być moze spajałaby tą bezkształtną masę muzyczną. Ja wiem, być może zbyt duże mam oczekiwania od popu, ale chyba Peszekówna nie do końca chciała zrobić zwyczajny pop. Moja ocena: „3”;
5. Partie wokalne i możliwości głosowe Peszekówny? Z racji tego, że płyta ta opowiada o tak skrajnych emocjach i doświadczeniach, az dziw bierze, ze Peszekówna w tak spłaszczony sposób wykorzystała swoje walory wokalne. Miejsscami wydaje sie, ze stara się coś ekspresyjnie zaspiewać, ale brzmi to tak, jakbby ją coś od środka hamowało, i w efekcie brzmi to fatalnie. Brak powietrza i przestrzeni w jej głosie, poza tym nie operuje nim na różnych skalach, a charakter płyty az tego sie domaga. Poza tym, niezrozumiałe jest dla mnie to, ze w wielu przypadkach, tekst do utworu jest „mocny”, a ona wyśpiewuje go, nawet nie to, że spokojnie (to nawet bym zrozumiał, jako świadomie uzyty kontrast), ale zupełnie bez wyrazu i bezpłciowo, tak jakby ten tekst był zupełnie z gdzieś z boku, a ona do końca sama nie wiedziała, co chciała wyrazić w swoich słowach. Ocena: „3”, w porywach „4”.
niestety, taka sinead o`connor, to pani maria nie jest…
ale widac, ze zdolnosci do peeru ma;
no i nie jeden(jedna) sie w niej podkochuje, he,he…
pan @gospodarz, chyba tez …
WITam slonecznie/jesienno 🙂
po prostu „odpadam” z tej dyskusji o pani Peszek i jej muzykowaniu – posluchalem i koniec.
Zapomnialem. Inni to lubia, inni to kupia.
A wszystkim sympatycznym fanom Polifonii jak i naszemu panu Gospodarzowi
w sobotni poranek, u mnie jakze skandynawski, chcialbym zagrac Maryne Jakubowicz i
„Odpadam”. Ach, jakze sluchalem ( i czasami dzisiaj) glosu Martyzny Jakubowicz i wspanialych riffow Andrzeja Nowaka.
http://www.youtube.com/watch?v=o-kYgDj4zeo
ozzy
podejrzewam, że Maria Peszek, nie „zwariowała” nagle. być może jest od dawna osobą dwubiegunową (psychoza maniakalno-depresyjna), o czym mogłyby świadczyć: pewne artystyczne przesunięcie sposobu myślenia i specyficzne teksty. jakaś stresowa sytuacja, mogła uruchomić ten smutniejszy biegun. a teraz „powoli na wyżyny”. ludzie o takiej cesze osobowości są bardzo twórczy, ale również podatni na uzależnienia. modelową postacią artysty borykającego się całe życie z psychozą maniakalno-depresyjną jest pisarz Jack Kerouac, który do śmierci nie mógł wyzwolić się ze swoich „demonów” i bywał nawet w późnym okresie życia nieco infantylny, chociaż kompletnie przewartościował styl literacki w latach 50-tych i jest uznawany za geniusza.
ludzie nie mają wypisanych na czole pewnych kontuzji psychiki, i w normalnym życiu nie różnią się od reszty populacji, ale operują często nieszablonowym sposobem myślenia i wyrażania emocji, co pozwala niektórym osiągać ogromne sukcesy w różnych dziedzinach. niestety większość boi się niezrozumienia swojego piętna i na skutek społecznego odrzucenia popada w degradację.
uznanie dla pani Marii za odwagę, jakkolwiek to brzmi 🙂
Która z polskich płyt wywołała ostatnio tak skrajne emocje? Czy się lubi, czy się nie lubi – myślę, że mamy wydarzenie, do którego będzie się w przyszłości odnosiła refleksja nad polską muzyka. I bardzo dobrze!
gwoli przypisu:
varius – z języka łacińskiego – różny, odmienny, WSZECHSTRONNY, rozmaity
@Bartek
W sumie racja, może akurat „padam” mi najlepiej przypasowało z uwagi na to że jest inne od reszty (nie bardzo rozumiem dlaczego akurat ten kawałek wybrano na singiel) generalnie płyta nie zapada w pamięć, nie każe do siebie wrócić i słuchać jej w nieskończoność, choć może to tylko pierwsze wrażenie i trzeba dać jej czas. Offtopicznie z tematów depresyjnych zawsze „Patrz” Sweet Noise do mnie trafiało
Bartek – musisz dać kilku kolejnym premierom 10/10, bo jak nie, to Ci za kilka tygodni wyjdzie, że album Marii Peszek jest najwybitniejszą płytą 2012 roku, a to byłby dla Ciebie lekki obciach. :)))
Rafał – tu nie miejsce na osobiste dyskusje. Sądzę, że dobrze wiesz o co chodzi. Może po prostu w wolnej chwili zastanów się nad sobą – i tylko tyle.
@Czytelnik –> To jest ocena na poziomie ostatniej Nosowskiej, co jest przemyślane, bo z taką płytą najłatwiej rzecz zestawiać.Skończą się prymitywne hejterskie akcje w sprawie Bangkoku, ludzie posłuchają w końcu płyty w całości, stosunek do niej na pewno trochę się zmieni. A ja nie uprawiam działalności recenzenta dla lansu na najmodniejsze płyty, więc kategoria obciachu nie bardzo mi robi. Poza tym sprowadzanie dyskusji o recenzji tylko do oceny punktowej jest idiotyzmem i zabija sensowną dyskusję – o tym już zresztą pisałem.
Podobno muzyka łagodzi obyczaje.
W Polsce obyczajów nie łagodzi nic, czego dowodem są niektóre wpisy na tym blogu.
Żwby na okoliczność jakiejś niechby i kontrowersyjnej płyty oraz jej autorki zarzuzcać sobie nawzajem np. „mowę nienawiści”?
Toż to paranoja!
niewiele w tych komentarzach o wrazeniach muzycznych,szkoda….
Najpierw poznałam płytę, a potem dopadł mnie ten cały medialny szum – wywiady dla polityki, wprost, multum opinii do tychże rozmów..i nie wiem czy to kwestia tej kolejności, ale to płyta wpierw przemówiła. Skopała na poziomie tekstów i, co zaskakujące, chwyciła momentalnie dzięki przebojowości samych piosenek – muzyka idealnie dopełnia nastroje, a peszek znakomicie drze ryje, kiedy trzeba. z jednej strony to album pełen trudnych, kontrowersyjnych tematów, a z drugiej nie pamiętam już polskiej płyty, która tak skutecznie by mnie zaraziła sobą, miała tak zgrabne, chwytliwe piosenki (od punkowo-electro grzmotów po nastrojowe plumkanie na pianinie z delikatnym wokalem), z dobrym tekstem i natychmiast wpadającą w ucho linią melodyczną. żeby CAŁY album trzymał równy poziom.
Same wywiady z peszkówną są dla mnie oczywistym dopełnieniem płyty – konkretem wyjętym na zewnątrz, prostym przekazem, który w moim odczuciu nie jątrzy banałem. po co ma udawać, że jest biedna, bez grosza, skoro tak nie jest. po co miała by to wszystko ukrywać, tuszować, skoro to ma być JEJ historia. jest artystką/wytwórcą dóbr kultury (z niemałymi sukcesami, w tym jak mniemam też finansowymi) i przetwarza swoje doświadczenia np. w płytę z piosenkami. nie mam poczucia, że to oszustwo, cwany PR, usilna kreacja (choć ta na pewno w jakimś % może w tym być albo może stać się większym udziałem już na koncertach – w końcu to aktorka-muzyk), ale nie ma w tym photoshopu i kolorowych kosztownych sesji z tajlandii. Jest ogolona peszek, na czarno-białych zdjęciach, która gada jak było. Tyle. Bez cenzury i stylizacji na kogoś kim nie była i nie jest. Każdy ma prawo oceniać, wytykać brak medialnej intuicji (może chlapnęła parę szczegółów za dużo, nikt jej nie podpowiedział jakie mogą być tego konsekwencje = zawistne komentarze, albo miała to zwyczajnie w dupie, co podoba mi się najbardziej). TO JEST ŚWIETNA PŁYTA, bez ewidentnych wypełniaczy. Jezu, aż tyle.
Niechaj to będzie podsumowanie powyższej dyskusji:
http://www.youtube.com/watch?v=g6Zww1Q-pJ8
Komus sie plyta bardzo spodobala. Komu innemu nie spodobala zupelnie . Czy jest to dobry powod do mordobicia i wzajemnego obrazania?
„Aleksander Macedonski byl wielkim czlowiekiem, ale po co krzesla lamac?” (Gogol)
ja bym jeszcze wszystkim *zbulwersowanym* polecała wywiady – w tym te ostatnie „promocyjne” – takich pań jak choćby fiona apple czy chan marshall…
Ucho mniej doświadczone
Subiektywnie o płycie „Jezus Maria Peszek”
http://iz83.blog.onet.pl/Awaria-Jezus-Maria,2,ID502129814,n
jezus! maria! litosci!
ciagle jeszcze peszek!
– kto to przebije?
nergal?
p.s.
moze wreszcie nauczy sie porzadnie spiewac, he,he…
9/10
za polską płytę pop(!!!)
ciekawe, jaką może mieć ta płyta wartość dla np. słuchacza z Japonii, Wielkiej Brytanii czy Wenezueli? Jaki nowy dźwiękowy świat mu pokaże? Jaką opowieść mu przyniesie?
Dużo za dużo…
@RegretMan –> Oczywiście ciekawe, ale proszę zwrócić uwagę, że uparcie piszę na tym blogu po polsku i – co za tym idzie – interesuje mnie wartość tej płyty na polskim rynku. To, że album jest śpiewany po polsku z rymami i grami słów niełatwymi do przetłumaczenia na inne języki, to ma być wada? Fakt, że sława tej płyty nie została zapośredniczona recenzją w Pitchforku, ani na liście Billboardu (a to dwa proste czynniki pomagające rozsiać muzykę po świecie) jakoś mi nie przeszkadza. Mamy sporo dobrej uniwersalnej muzyki w Polsce, ale więcej trudnej do przetłumaczenia tekstowo, albo nawet muzycznie. Ostatnie 9/10 na tym blogu (żeby już zamknąć temat tych ocen punktowych):
Nosowska – 8 (nikłe szanse w Wenezueli);
Profesjonalizm – Profesjonalizm (rzecz zbudowana z nawiązań do starego polskiego jazzu);
Paktofonika – Kinematografia (bez szans nawet w Czechach);
Kury – P.O.L.O.V.I.R.U.S. (za granicą może nie być śmieszne);
Bohdan Mazurek – Sentinel Hypothesis (to w miarę uniwersalne).
Na drugim blogu był jeszcze – też w miarę uniwersalny – debiut Paristetris, który w swoim czasie miał 5/6, ale w nowej skali może by zarobił na 9/10. Można by się było zastanawiać nad Mitch & Mitch, może Mikrokolektyw, parę lat temu bywałem ostrzejszy wobec polskich wydawnictw, ale też bez przesady z fetyszyzowaniem tego jednego punktu w tę czy w drugą stronę.
Bartku, ale znajomość języka nie ma tu nic do rzeczy, bo przecież jest to album muzyczny, a nie zapis wieczorku poetyckiego. Teksty PESZEK z oczywistych względów są może mocniej tu dyskutowane, ale ludzie przede wszystkim ludzie słuchają muzyki i, jak sądzę, ty głownie muzykę oceniłeś. To nie ważne, że słów PESZEK nikt nie zrozumie w Wenezuelii, ważne, że ona nie wyraziła swoich uczuć (depresji) w swoim głosie (modulacjami, skalami, zróżnicowanymi technikami wokalnymi, dynamiką itp, itd), co byłoby (i powinno być dla albumu tak wysoko ocenionego oczywistym atrybutem) rozpoznawalne nawet dla Mongoła z zawszonej wioski pod Ułan Bator. Nie chcę tu wymieniac wokalistów i wokalistek, których doskonale znasz, którzy używali lub używają nieznanego dla Ciebie języka, ale pomimo tego rozpoznawalnego w sferze ukazanych emocji. Poza tym, nie rozumiem, dlaczego wartość artystyczna dokonań polskich wykonawców jest w Twoich oczach traktowana bardziej ulgowo niż zagranicznych? czyżbyś z załozenia uznawał, że nasi wykonawcy są głupsi i mniej zdolni, więc im należy podciągać oceny?
Rafał, nie sprowokujesz mnie tu do kolejnego elaboratu na temat tego, że gdy mamy do czynienia z formą piosenkową, liczy się też tekst. Rzadko bywa najważniejszy, ale się liczy i przy tej, wydawało mi się, oczywistości obstaję. 🙂
Co do ulgowego traktowania – ok, może to błąd, albo pozostałość z mizernych lat 90., kiedy polska scena odstawała mocniej od zachodniej, ale porównuję w pierwszej kolejności z lokalnymi dokonaniami (było już o tym w komentarzu powyżej). Podobnie staram się nieco dostosowywać kryteria do gatunku/sfery muzycznej i klasyków w jej obrębie. Często poszczególne sfery źle znoszą bezpośrednie porównanie (przyznasz, że zestaw kryteriów dla sceny impro i klasycznego folku jest lekko odmienny). To są niuansowe historie. Oczywiście w grę zawsze – poza chłodną oceną – wchodzą wspomniane przez Ciebie emocje. A te wpływają często na ocenę w irracjonalny sposób. Chyba blog dojrzał do kolejnego oddzielnego wpisu na temat tych nieszczęsnych punktowych ocen…
Szarlataneria Marii Peszek zatacza coraz szersze kręgi – jestem przerażony. Nawet Ty, Bartek… A może to ja jestem jakiś nienormalny?…
Nigdy nie zrozumiem fenomenu tej do zrzygania pretensjonalnej, manierycznej, grafomańskiej śpiewającej aktorki. Dla mnie Peszek muzycznie to symbol żenującej współczesności, w której plebs ma swoją Dodę i Honię Skarbek, a elity Marię i Ramonę Rey. Po obu stronach barykady przerażająca pustka, a elity dostają w bonusie niedającą się znieść manieryczność Peszkowej i Rey.
Chciałbym, by rzeczywistość, w której żyję, okazała się tylko kiepskim snem.
Oddzielny wpis nt. ocen? Nie, tylko nie to. Chyba że będzie brzmiał: „Wystawiłem ocenę. Koniec, kropka” (możliwość komentowania wyłączona).
Celne.
A ktoś sugeruje debatę nt. ocen? Moim zdaniem, a Bartka znam dość długo, stać go na recenzje, z których wynika coś więcej, niż napisanie kilku zdań mniej lub bardziej powierzchownych na temat danego wydawnictwa. Pomimo, że go lubię i szanuję, to średnio mnie interesuje jego stosunek emocjonalny do danego wykonawcy czy płyty, kwitowany lapidarnymi „lubię” / „nie lubię”. Ocena danej płyty jest tutaj najmniej ważna. Ważna jest rzetelna recenzja, w której powinno się dotykać konkretnych elementów estetycznych muzyki, które mają lub mogą mieć wpływ na to, że dane dzieło powinno zainteresować odbiorcę, lub zniechęcić. Oczywiście inni czytelnicy mogą mieć inne oczekiwania i status Bartka dla nich tak wysoki, że Bartek nie musi zbyt wiele pisać. Wystarczy, że w jednym zdaniu napisze ze mu sie coś podoba, lub nie podoba, wystawiajac jakąś z sufitu ocenę. Podejrzewam, ze dla takich ludzi będzie to wystarczajace. Pytanie tylko się rodzi takie, czy Bartek powinien obniżać swój talent i milość do muzyki do takiego poziomu bylejakości i dziennikarskiej popeliny, czy powinien utrzymać, a następnie rozwijać swój kunszt dziennikarski w celu promowania KOMPETENTNEGO pisania o muzyce, skierowanego do bardziej wymagających czytelników, czy też edukowania nowych. być może przyszłych dziennikarzy w tym, jak powinno się pisać o muzyce, jak powinno ię pisać recenzje? Ja uważam, że to drugie, i naprawdę, kwestia ocen jest tutaj najmniej istotna.
@Tomek => Pochwal się może czego słuchasz jako wyrafinowana elita słuchaczy? Jakiś antysymbol żenującej współczesności?
I jako zakońćzenie z mojej strony tego wątku, dodam tylko, że funkcja komentowania nie powinna być wyłaczona. Ponieważ dyskusja powinna Bartkowi i innym czytelnikom uzmyslowić, wzbogacić własne wyobrażenie/spostzreżenia o danym albumie/wykonawcy. Warunek jest jeden. Recenzja musi bazować na faktach, argumentach, a nie sferze emocjonalnej, do której ciężko mieć zastrzezenia. Bo jak można dyskutować o tym, że cośkomuś się podoba, lub nie podoba? Natomiast dyskusja już na temat konkretnych wniosków na temat bogactwie użytych środków muzycznych, zróżnicowaniu aranżacyjnym, partii wokalnych, możliwości wokalnych, jak to się ma wszystko do użytych tekstów, brzmienia, spójności koncepcyjnej, jest jak najbardziej wskazana i pożądana, i co najważniejsza, posiada jakieś konkretne punkty odniesienia, z którymi można dyskutować i dociekać, czy faktycznie tak, jest, jak ktoś napisał. To chyba nie jest jakieś nie do wykonania, trudne, nudne i bezsensowne? Może lepiej wtedy napisać jedną, ale pożadną recenzje, niż 10 lakonicznych, z których nic nie wynika, bo zawsze można zasłonić sięswoim gustem, i basta!
Mam teorię, że Peszek i Kukiz mają tego samego ghostwritera, który ogrywa dwa fronty.
Jeśli Rafał Kochan nie jest przełożonym Bartka Chacińskiego, to właśnie straciłem wątek.
Dobranoc.
@Rafał Kochan –> Miałem tym razem dość prostą wizję: wypisy z tekstów i zauroczenie takim trochę prasowym „współczynnikiem cytowalności” nowej Peszek. Nie da się pisać o wszystkim, o każdym elemencie. Ale dyskusja zaczęła się od określenia tak biegunowo różnych stanowisk, że trudno się spotkać nawet w okolicach jednego świata. Może i to coś mówi o tej płycie.
@Krasnal Adamu –> Przy tym wszystkim, co ja się tu nasłucham na co dzień od moich szanownych czytelników uwagi przełożonych to pikuś.
@Łukasz Konatowicz –> Teoria brawurowa. Rozumiem, że Kukiza też przerobiłeś we fragmentach. 😉
Co tu się nie dzieje! Mamy tu wszystko, z pogłębioną analizą psychologiczną, przytyki osobiste, teologiczne i metafizyczne, podszyte ładnie insynuacją i nisko latającymi strawmenami. Ale po tym jak Terlikowski obwołał Peszek satanistką, nic mnie już nie zdziwi.
Maria Peszek dostała Paszport Polityki, nic więc dziwnego, że Polityka się nią interesuje. Jedyny zarzut, to nieumieszczenie wywiadu w dziale „Kultura”. Ale wtedy pewnie nikt by go nie przeczytał i nie byłoby ryczącego butthurtu (rzuciłem okiem na artykuł z Rz, który atakował Peszek – autor pulta się koncertowo, aż miło czytać ;-> ).
Osobiście słyszałem tylko jeden utwór z płyty- „Sorry, Polsko”. Jak dla mnie robiony na wczesnych CKOD, ale bez „wścieku” Ostrowskiego. Może dosłucham więcej, ale nie poczułem się zachęcony.
Cechą pozytywną na pewno jest dyskusja. Pokazuje, że płyty popowe jednak potrafią robić zamęt i poezja dalej porusza masy 🙂
Bartku, poza paroma debilizmami napisanymi tutaj w afekcie ochrony tradycyjnych wartości, potępieniem Peszek za jej obnoszenie się z wyjazdami do Azji oraz zwątpienie i odwrócenie się od boga, to chyba nie jest tak źle? Z tego, co Cię znam, to raczej nie jesteś entuzjastą prowadzenia monologów i to chyba dobrze, że ludzie pragną z Tobą nawiązać dyskusję? Nawet, jeśli wydaje się, że reprezentujemy odmienne stanowiska co do jakieś płyty. I nie na tym chyba polega polemika, by znajdować „wspólne” wnioski, bo przecież nie prowadzimy negocjacji. Moje ostatnie przydługawe wywody na temat wyobrażeń jak powinny wyglądać recenzje nie były skierowane przeciwko Tobie ani Twoim recenzjom. Raczej starałem się zająć stanowisko w sprawie ogólnej, a mianowicie jakich powinni oczekiwać czytelnicy recenzji, nie tylko tutaj, ale w całej dostępnej publicystyce poświęconej muzyce, i nie miałem tu na myśli bynajmniej szmatławce brukowe oraz czytelników, którzy nie mają wymagań co do jakości w muzyce, a także krytyce muzycznej.
@Geist –> Cóż, dobre podsumowanie całej sprawy. Aż muszę zajrzeć do „Rzepy”.
@Rafał Kochan –> Masz rację. Bardzo dobrze, że jest dyskusja! Co do biegunowych różnic, o których pisałem – zestawienie Peszek-Wiśniewski wydaje mi się na przykład wychodzić poza ramy zdrowego rozsądku.
Bartku, jeszcze pomęcze ten wątek, bo mimo wszystko, zbyt lekką reką oddzielasz w tym przypadku Peszek od Wiśniewskiego. Nie wiem do końća, co autor tego porównania miał na myśli, tzn. czy czynnik artystyczny, czy czynnik bagna medialnego, w którym jacyś popaprańcy lubią obnażać swoje najskrytsze sprawy intymne. Jeśli mówimy o tej drugiej opcji, to przyznasz, że WIŚNIEWSKI ma wiele wspólnego z Peszek? Osttanio doszła do nich kolejna „ofiara” – K. FIGURA. Nie uważasz, że jest to zastanawiajace, że ta sama Peszek byłaby oburzona, gdyby ktoś jej zrobił a następnie opublikował w jakimś „poczytnym” dzienniku zdjęcie jak ekwilibrystyczny odlewa się za drzewem w parku, ale niewidzi problemu, że czyni z Twojego magazynu swoisty pisuar, w który opróżnia się ze swoich traumatycznych doswiadczeń? I robi to w przeddzień premiery swojej płyty? Nie brzydzi cie to? A gdy słuchamy muzyki z tej płyty, to niema żadnej magii w muzyce i tekstach? Tylko kolejny „wywiad”, w którym ekshibcjonizm jest tak ordynarny, że zamiast współczucia, podziwu lub inspiracji, odbiorca czuje się zniesmaczony? Czy nie przypomina ci to najgorsze wydanie wiśniewskiego?
@ Geist
Terlikowski obwołał Peszek satanistką? A dopiero co nazywał tak Madonnę! Czyżby koniec ze stereotypem, że sataniści to głównie metale? 😉
PS
Sprawdziłem na Wikipedii i się teraz zastanawiam, co łatwiej zapamiętać: „straw men” czy „sofizmat rozszerzenia” 😉
@Rafał Kochan –> Jeśli chodzi o prasę, perspektywę mam zbyt bliską, żeby się z Tobą zgodzić. Te przypadki są skrajnie różne. Zupełnie czym innym jest problem Figury, która sama przychodzi do mediów załatwiać prywatne sprawy (tak, wiem, majaczy z tyłu problem bicia kobiet, ale Figura zrobiła mu raczej niedźwiedzią przysługę) i pranie brudów w związku z postacią, która artystycznie nie ma w tej chwili najlepszego czasu. Czym innym jest Wiśniewski z jego wykalkulowanym – i nawet bystrym w pierwszym okresie – planem handlu kolejnymi etapami swojego życia prywatnego, zainteresowań itd. A zupełnie czym innym Peszek, która przychodzi opowiedzieć o sobie przy okazji nowej płyty – wywiad stanowi właściwie background do tekstów na tej płycie i mógłby się spokojnie ukazać na kolumnach kulturalnych, na co dzień nie występuje w celebryckich akcjach, nie pozuje z narzeczonym w „Vivie!”, a z psami w „Moim Psie”. Rafał, uwierz mi, że znam mechanikę mediów na tyle, żeby odróżniać kreację artystyczną, której częścią czasem jest opowiadanie o życiu (ktoś tu wcześniej nieźle przywołał przypadki Fiony Apple i Cat Power, zresztą mnóstwo rockandrollowych historii też się w tym mieści) od całkowitej medializacji swojego życia.
Zresztą ja w komentarzu przed chwilą odnosiłem się do dwóch biegunów ze względu nie na medializację, tylko na wartość artystyczną, teksty. Bo tu Wiśniewskiego i Peszek dzielą w tej chwili mile.
Zgoda. Czas pokaże, czy była to jednorazowa wolta, czy może zapowiedź czegoś na dłuższą metę. Pomimo to, tak naprawdę nie ma dużego znaczenia to, czy Peszek była inicjatorką tego wywiadu, czy też nie. Ważne, że godziła się odpowiadać na takie, a nie inne pytania. Poza tym, opowiadane o życiu nie jest tożsame z intymnością takiego kalibru, jak to było w przypadku Peszek. I co najważniejsze jeszcze w kontekście samej muzyki Peszek. Zauważ, że ten backgroundowy wywiad, który Twoim zdaniem miał być jedynie uzupełnieniem albumu, w dużej mierze przyćmił trochę dzieło Peszek. I nie chodzi mi o rozgłos medialny, ale o to, że praktycznie teksty z płyty niczego nowego nie wnoszą na temat traumatycznych przeżyć Peszek w stosunku do tego, co opowiedziała w swoim wywiadzie. Dowodzi to moim zdaniem dwóch spraw. Po pierwsze świadczy o mieliźnie literackiej tekstów, a z drugiej – bezsensowności udzielania tego typu wywiadów. Ten wywiad nie pozostawił żadnej tajemnicy, a teksty nie potrawiły wyłuskać przed odbiorcą tej tajemnicy i nadać temu albumowi nowej jakości, nie tak dosłownej, jak to zostało już powiedziane w wywiadzie. Mimo to, żeby nie było że tak bezkrytycznie potępiam w czambuł panią Peszek, to wyraże nadzieję, iż widze w niej potencjał, który może sie ciekawie rozwinać, Wszystko będzie zależeć od niej. Jeśli ona dojrzeje do pewnych spraw, to będzie ok, jak zachłyśnie się”swoją” medialnością, to będzie koniec.
„Ten wywiad nie pozostawił żadnej tajemnicy, a teksty nie potrawiły wyłuskać przed odbiorcą tej tajemnicy i nadać temu albumowi nowej jakości, nie tak dosłownej, jak to zostało już powiedziane w wywiadzie.”
– pełna zgoda! Przynajmniej na odbiorze wielu osób może to zaciążyć.
Ale tu nie chodziło ponoć o tajemnice, gierki słowne, wielkie metafory i alegorie. Przeciwnie. Pomysł na płytę był prosty, może dość chuligański, ale niezupełnie nietrywialny. Z założenia treści miały być odarte z dwuznaczności, artystycznego rozmemłania, nadbudowywania znaczeń. Dla mnie to wciąż sztuka najwyższej próby, ale to już kwestia oczekiwać i upodobań. I te nowe teksty peszek, pomimo tego, że to ciosy między oczy (bez większego owijania w bawełnę) są smaczne brzmieniowo i stylistycznie, czyli fonetyka i stylistyka dają odpowiedniego kopa muzyce. Ona z głową dopiera słowa, dba również o ich miejsce w strukturze piosenki, czuć dyscyplinę i spójność formalną tekstów przez co leci hicior za hiciorem na JMP [imo]. A że działają jeszcze na wyobraźnię i emocję to już superbonusy (co kto lubi, znów gusta). Poza wszystkim peszek stara się też urozmaicić sposób ich podania – na tej płycie znacznie bardziej wygina głos.
Przywołałam fionę i chan (ich albumy miały premierę nie tak dawno), bo to typy artystek, które udzielają bardzo szczerych i wylewnych wywiadów i nikt nie wiesza na nich psów bo mówią o intymnych, trudnych sprawach (też nikt przecież im nie każe). Są żywymi kreacjami, o charakterze mocno autobiograficznym. W dodatku z gatunku cierpiących…
(miało być „niezupełnie trywialny”)
@joanna. Nie oczekuje od tekściarki wysublimowanej poezji. Oczekuję natomiast niebanalne operowanie słowem, które wprowadza odbiorcę w szczególny stan skupienia, pragnienia poznania i fascynacji. To o tym myślałem, kiedy pisałem o „magii” czy „tajemnicy”. Dosłowność, o której piszesz że była zaplanowana (a jakże miałoby być inaczej?) nie ma nic wspólnego ze sztuką, bo wówczas artysta nie musi tworzyć muzyki, wystarczy, że zrobi wywiad i tam zwierzy się ze swoich bolączek, jak to zrobiła Peszek. Dlatego ja takiego konceptu nie kupuję, o którym ty tak ciepło się wypowiedziałaś. Nie kupuję tego konceptu, bo teksty Peszek otwierają się i zamykają na jednej osobie, nie dając szansy powstania refleksji, na ile trauma Peszek opisuje współczesną rzeczywistość i człowieka. Co łączy kryzys światopoglądowy Peszek z krysysem człowieka w ogóle. Nie ma dystansu, nie ma werbalnych pomostów uczynienia z ordynarnego ekshibicjonizmu Peszek czegoś, co mogłoby być uniwersalne i właśnie „tajemnicze”, bo przecież za cierpieniem Peszek kryje się tajemnica. Szkoda, że ona tego nie wykorzystała… Nie znam innych, wymienionych przez ciebie wykonawczyń, ale nie wykluczam, że ich dorobek spotkałby się również z moim zniechęceniem, i miałbym w nosie to, kim one są, co osiągnęły dotychczas i jaki mają status w popkulturze. Wolę odwoływać się do pozytywnych zjawisk w tym zakresie, czyli PJ HARVEY, Patti SMITH, Laurie ANDERSON czy NICO. I nie chodzi tu, by powielać cokolwiek z wymienionych artystek. Chodzi tu o szacunek do tekstu i do odbiorcy. Peszek nie ma tego szacunku. Peszek traktuje sztukę jako własny folwark, na którym oprawia jedynie jednowymiarowe, egoistycznie nastawione twory, które umierają z chwilą ujrzenia światła dziennego. A wystarczyło zmienić narrację, jak to się ładnie w teorii literatury nazywa – podmiot lub bohater liryczny. Nie używać formy „JA”, tylko „TY” lub „ONA”. Lub wszystie naraz formy. Wystarczyło wykorzystać więcej znaków zapytania oraz słowa, który uczyniłyby z jej natrętnego, neurotycznego napięcia, chwile wytchnienia, zadumy i popatrzenia na swój dramat z dystansu. Przecież ona nagrałą ten album, kiedy epicentrum jej depresji miała jużza sobą. Dlaczego jej zależało na tym, by powrócić do tamtego stanu w swojej muzyce/tekstach? Czy to jest szczera postawa artysty, który wyszedł z takiego minipiekła? A może ona sama ciągle się oszukuje, twierdząc, że wyszłą jużna prostą? Jej album świadczy o czymś innym. Ja mam wątpliwości, co do szczerości jej przekazu.
elementarna znajomość psychiatrii dostępna dla ludzi epatujących elokwencją również, pozwala zdobyć informacje, że kontuzji psychicznych się nie wylecza, a jedynie zalecza. kto raz wziął się w ramiona z depresją czy inną cholerą ;), będzie zaleczał ją do końca życia. a niby skąd rozterki Magika z Pakto w jego tekstach i być może jego samobójstwo? strach przed powielanym stereotypem „chorego psychicznie” i odrzuceniem społecznym, mogą popchnąć do takiego czynu? a jednocześnie „jestem Bogiem”…
Maria Peszek operuje swoim własnym stylem wypowiedzi, bardzo ciekawym, i by nie powiedzieć oryginalnym, właśnie: swoim, rozpoznawalnym. mimo niedoskonałej barwy głosu fajnie akcentuje słowo (pewnie coś z techniki aktorskiej), tam gdzie tego chce, panuje nad tekstem w 100%. muzykę zrobił Fox. jeżeli ktoś nie akceptuje takiego POPU (i woli Radio Zet, na przykład – to oczywiście żart), ok, o gustach się nie dyskutuje. ale po co tyle waty ubranej w słowa? wolę to, wolę tamto… to tego nie słuchać i tyle 🙂
@ Rafał Kochan
Sosnowski, zatem Peszek sama sie oszukuje… biedna, nie ma elementarnej wiedzy na temat psychiatrii. A kto mówi tu o gustach? Póki co ja piszę o tym, co widze lub słyszę w kontekście albumu Peszek. Czy ktoś cie zmusza do czytania tego, co ja lub ktoś inny pisze tutaj? Przeszkadza ci to?
A tak poza tym, Peszek chorowała, o czym sama powiedziała, na neurastenię, czyli pewną formę nerwicy. Nerwica jest uleczalna. Warto Panie Sosnowski doczytać co nieco, zanim zacznie się insynuować komuśbrak elementarnej wiedzy.
Nie znam recepty na sztukę właściwą, słuszną czy, łomatko, prawdziwą. Doceniam różne jej odmiany, w tym te prostolinijne czy nieco megalomańskie, które odwołują się wyłącznie do stanu ducha i ciała wytwórcy. Reszta to już jednak gusta. Jeśli płyta zaangażowana, osobista nie trąci pretensjonalnością i banałem, a przy tym zawiera świetne skonstruowane piosenki (!!!) to nie widzę problemu, żeby w ten sposób dzielić się swoim życiem. Choćby w formie piosenkowego albumu. Dla mnie mistrzostwo leży też w tym, że w tej pozornej dosłowności więcej kryje się emocjonalnych pocztówek (prób uchwycenia pewnego stanu, dla mnie bingo) niż faktycznych opisów trudnych momentów. Bardzo trafnie i świeżo sięga też do polityczno-społ. zagadnień (z wyjątkiem „nie wiem czy chcę” – imo najsłabsza *piosenka*; z przesłaniem nie mam problemu). Do mnie dociera ten album na każdej płaszczyźnie: emo, estetycznej, merytorycznej (z małymi wyjątkami, ale to ten składnik jest najmniej istotny w przypadku rozpatrywania zajebistości tej płyty).
Naturalnie 🙂
widziałem już, jak ludzie zamiast określenia „szpital psychiatryczny”, używają określenia „szpital dla nerwowo chorych”. to tak jak Sinéad O’Connor przymierzająca się do spalenia zdjęcia papieża. mało nie zrobiła kupy, zanim w końcu je podarła. (według naocznych obserwatorów).
ok, zatem, neurastenia. mój błąd, przepraszam. jutro zadzwonię do znajomego psychiatry, celem konsultacji 😉
(innych albumów teamu Łągwa / Wiśniewski też nie znam w całości)
w ogóle psychiatrzy twierdzą, że aby dokładnie określić (wg klasyfikacji chorób), na co ktoś cierpi, potrzebne jest dokładne badanie mózgu, laboratoryjne. można je wykonać jedynie po śmierci delikwenta. każda kontuzja psychiczna ma w sobie kilka cech innych, innego typu, tych sklasyfikowanych. sposób leczenia jest obserwacją, co, jak na kogo działa i czerpaniem z doświadczeń innych. Peszek mówi i o neurastenii, załamaniu nerwowym i depresji.
Nieoceniony A. KĘPIŃSKI twierdził nawet, że każdy człowiek posiada tak naprawde pewne zaburzenia psychiczne. Nasilenie oraz ich cechy dysfunkcjonalne uzależnione są jedynie od warunków indywidualnych człowieka oraz jego umiejętności przystosowawczych do otoczenia.
A tak w ogóle, to w którym momencie Peszek mówi o depresji?
Geo, to sprawa drugorzędna, czego słucham – długo by wymieniać i nie jest to potrzebne. Nie kupuję Marii Peszek za jej łopatologiczną dosłowność, która ma rzekomo walić po uszach, a przez trąbkę Eustachiusza i po mózgozwojach; za te częstochowskie rymy, które mają robić za postmodernistyczną poezję; za teatralną manierę, która objawia się u Marii przesadnym, wwiercającym się w mózg – niczym zgrzyt drapiącej szkło żyletki – cyzelowaniem zgłosek. Wszystko to od samego początku tworzy markę Marii Peszek, a tym razem w połączeniu z rzeczywiście niezłą muzyką pogłębia karykaturalny obraz całości. Maria po prostu z całym swoim dobrodziejstwem inwentarza do dobrej muzyki nie pasuje – choćby dwoił się i troił najlepszy producent – zdecydowanie lepiej sprawdziłaby się natomiast na deskach wrocławskiego Impartu, mrucząc swoje liryki do akompaniamentu skrzypiec lub gitary w ramach któregoś tam PPA. A może odważny duet z Magdą Umer?
W muzyce pop – alternatywnej lub komercyjnej formie piosenkowej wypowiedzi – najbardziej razi mnie najgorsze z możliwych połączenie – tekstowa nieudolność i patetyczny wydźwięk całości. Maria w tych swoich niby prostolinijnych, w intencji zaczepnych i buntowniczych wersikach robi się zauważalnie nadęta, ale w naiwny, sztubacki, licealny sposób – zapewne to kwestia barwy głosu i ograniczonej ze względu na skalę i możliwości głosowe interpretacji. W ten sposób skargi i wynurzenia kobiety w średnim wieku a propos religii i macierzyństwa, zamiast trafić w potylicę, wywołują uśmiech politowania, niczym widok nastolatki doznającej objawienia przy „Alchemiku”.
Maria Peszek oczarowała w ten sposób tysiące słuchaczy, za co należy jej się etat w Ezo TV. Sprzedała marną lirykę w manierze poezji śpiewanej opakowanej w atrakcyjne, avantpopowe aranże. Ale dużo lepszy avantpop robią chociażby od 10 lat Kobiety, a o depresji, pępowinach, łonach, sutkach i wątpliwościach odważniej i nieporównywalnie ciekawiej wypowiadała się przed 16 (sic!) laty Nosowska na „Puk, puk”. Choć może rzeczywiście, biorąc pod uwagę skrajną mizerię współczesnej polskiej sceny pop, Peszek paradoksalnie może nie mieć konkurencji. Dlatego tak bardzo chciałbym, by nastąpiło jakieś mentalne p….cie i żebyśmy na oczy i uszy przejrzeli.:)
a tymczasem Porcys dał 0.0:
http://www.porcys.com/Reviews.aspx?id=1661
Cóż, wieźć się na szumie wokół tej płyty ponad tydzień po premierze to trochę lamerstwo, ale przynajmniej zadali sobie trud i zrobili porządną kompilację z głosów w dyskusji powyżej.
Tak, bo Porcys od dawna pokazuje, że musi wozić się na szumie wokół jakichkolwiek płyt. Prawy hak jak od George’a Foremana, ciężko będzie się po tym pozbierać. Chciałbym zwrócić uwagę, że dwie wcześniejsze płyty Marii też były tam recenzowane, też „ponad tydzień po premierze”. Każdy inaczej rozumie „lamerstwo”, mnie rodzice tak wychowali, że za „lamerskie” uważam np. gloryfikowanie grafomanii.
Jeśli na tę szczyptę ironii pod własnym adresem Porcys reaguje z taką wrażliwością, by się powołać na znajomość historii boksu, metrykę i wartości firmy oraz „rodzice mnie tak wychowali”, to jest nadzieja. Poważnie.
„Ironii” :]
(obydwaj się spięliście)
Ojezu. To było wielopiętrowe, więc aż sobie musiałem wyguglać, co znaczy ten kwadratowy uśmiech i wyszło:
:] Przyjazny mały uśmiech kogoś kto chętnie zostanie przyjacielem.
O, nawet nie wiedziałem.
Powiem krótko jestem Za. Już myślałem ,że pokręcone pokolenie obecnych 40-latków nigdy nie przemówi.
Pokolenie które było za młode na oczywisty drapieżny bunt lat 80 i które z jakimś niewidzalnym kneblem
w ustach nie było w stanie wyrzucić z siebie tego jakiegoś cholernie zatwardziałego mentalnego kloca , co było udziałem nieco starszych roczników. Aż tu nagle wybuch SUPERNOWEJ :Jezus Maria Peszek.
Szczerze mówiąc płyta ta pierdolnęła mnie o drzwi klopa . Marysia tak jakby mocno, z całej siły pociągnęła za wielką osobisto-narodową spłuczkę. Na chwile przestało walić. Artystka z buta wywaliła te mocno już spruchniałe , endeckie dzrzwi do polskiego bardachu.
Marysia gdzieś z wysokości tajskiego hamaka wrzuciła w nasze polskie piekiełko granat z tlenem. Dzięki Ci Mario tak trzymaj. Czas wieszczów już minął ale czy to wam coś nie mówi? , ten cytat z opisu dramatu S. Wyspiańskiego : „Wesele”, utwór będący próbą krytycznej oceny współczesności, narodowych mitów i obnażeniem swoistej beznadziejności życia polskiego tamtych czasów.
Jednym słowem dobre. Najmocniejszja wypowiedź polskiej wokalistki od czasów „Jaszczurki” Pati Yang. Ocena : 9\10
Nie rozumiem już tej całej zawieruchy. Do mnie płyta trafia, do czego się zwyczajnie przyznaję (jezu, tak jak np. nowy GY!BE, którego słucham z shitowego streamu) i nie wiem po co się tak silić na bycie fajnym, tylko po to, żeby krzyknąć, że to grafomaństwo i na dowód tego zebrać kupkę cytatów i odniesień innych wyrobów – kuriozum, chyba każdy wie, że peszek nie odkryła nowego pierwiastka, mnie też nie *szokują* jej teksty i nie *szokuje* mnie jej postawa, tak można robić przy każdej płycie itp. – udowadniać wiadomą wtórność. na pewno porcys nie rozczarował swoich czytelników, gratuluję wytrwałości w robieniu „sensacyjnych” rezenzji 🙂
Proponuje rozmawiać na temat tez postawionych w recenzji, a nie wylewać swoich gorzkich żalów na temat tego, ze ktoś ośmielił się inaczej na tę płytę spojrzeć. Poza tym, tu nie chodzi o oryginalność dokonania Peszek, tylko o sposób, w jaki ona zamanifestowała swój ekshibicjonizm.
Żale gorzkie trzymam na ważniejsze okazje, w przeciwieństwie do autora porycysowej recki (z całym szacunkiem, ale dawno temu pogodziłam się z faktem, że moja opinia jest tylko jedną z iluś tam, nie frustruje mnie to, że ktoś ma inną, tak jest super). Ale recenzja na porcysie skupia się na tym, że autor nie doznaje (=nie podoba mu się) i wyśmiewa wszystkie ew. zalety albumu, z którymi ktoś wcześniej ośmielił się podzielić (przywołując na obronę swoich tzw. tez rzuca nazwiskami – jakby dzisiaj wartością recenzji było umieszczenie w niej jak największej ilości – robiąc za jakiegoś poperudytę. Jakież to tezy postawił recenzent, które by rzuciły nowe światło na ZAWARTOŚĆ samej płyty. Skupił się na wątkach przerobionych i pobocznych, które wtłoczył w kontekst słowo-muzyczny (tego drugiego prawie nie tyka) jezusmariipeszek. Ja nie oceniam tej płyty przez pryzmat wywiadów i szumu wokół nich, które poprzedziły premierę płyty i trwały jeszcze jakiś czas potem (haha). Jaram się samymi PIOSENKAMI, i tak, płytę doceniam w oderwaniu od historii o hamaku – bez marii peszek prywatnie, bez jej rodziców (choć, jak już wcześniej napisałam, można jej wypowiedzi do prasy traktować jako dopełnienie). Wolałabym żeby Krzysztof całą energię zainwestował w rzetelną krytykę samych piosenek (to nie tylko przecież teksty!), bo to by był rzeczywiście ciekawy głos w sprawie, zamiast opowiadać o grzechu, terlikowskim i innych oczywistych szyderach. Ale takie są bodaj oczekiwania fanów portalu, taki ma styl (porcys zawsze jest przywoływany, kiedy zrobił coś „innego” – dał 0 albo 9.99), który osobiście uważam za iście efekciarski i fajowy (nie odmawiam pozytywów), ale przy tym nic nie wnoszący do dyskusji – przykład JMP (sory, ale ja nie pisuję do *opiniotwórczych* portali. Nie uzurpuję sobie prawa do bycia specjalistą czy kompetentnym krytykiem muzycznym, bo to nie moja działka, ale od kogoś kto już decyduje na takie zajęcie albo kreuję się na krytyka kultury w ogóle, porywa się na diagnozy w tym obszarze, to wymaga się chyba czegoś więcej niż przefiltrowania odprysków z dyskusji internetowych i zmiksowanie tego z hektolitrami nazwisk, najlepiej w pojemniku „ocean kontekstów i pojęć a będziesz wielki szu”. A! i trzeba jeszcze polać sosem szydery dla miejskiego stylu „tu i teraz”. Chętnie poczytam dobry krytyczny tekst o JMP, w którym autor podzieli się wnikliwiej i poważniej swoimi zarzutami – uwielbiam czytać różne recenzje, byleby wyrażały coś więcej niż to, co choćby my wyprawiamy tutaj, w komentarzach na polifonii (nie bujam w obłokach): moje komentarze tutaj to wyłącznie wyraz entuzjazmu dla JMP – „mi się podoba”, a inni z koli dzielą się opiniami „a mi nie”, ale to są tylko proste komunikaty, z których nikt nie może zbudować rzetelnej opinii. Już kończę ten wątek, bo to taki worek bez dna zaczyna przypominać.
No, i to ma sens. Też uważam, że nie jest to dobrze napisana recenzja. Dlatego lepiej kwestionować same tezy tej recenzji i ich argumentację, niż uderzać w samego autora.
” Artystka z buta wywaliła te mocno już spruchniałe , endeckie dzrzwi do polskiego bardachu.”
Trochę zabawne, oderwane od rzeczywistości zdanie, gdyż:
1) Dmowski – lider endecji był niewierzącym (ateista, agnostyk, mniejsza o to),
2) endecja dawno temu utraciła swoje znaczenie polityczne i było to już po przewrocie majowym. Więc nie wiem gdzie kto widzi endecję prócz jakiś marginalnych organizacji. Przypomina mi to widzenia ciągłego „karłów reakcji” przez sami wiecie co…
Taka dygresja w tej dyskusji, za co przepraszam, ale nie mogę wytrzymać czytając taką kuriozalną wypowiedź o tej „pokoleniowej płycie”. 😀
mały żart z „Jezus Marii” [i po drodze dostaje się jeszcze komuś]:
http://www.youtube.com/watch?v=jtgOTUBrUb0
http://ginsbergblog.blogspot.com/2010/03/yelp-with-apologies-to-allen-ginsberg.html
[„a ty oddaj popowi, co mu się należy – pamiętniki zbłąkanej młodzieży” ;)]
Depresja to choroba. Bardzo ciężka. Każdy może na nią zachorować. Nie wypowiadam się co do płyty Marii Peszek, chodzi mi o to że w Polsce jest taka niska świadomość społeczna. Ludzie uważają że jak stać ją na wczasy w Tajlandii to nie może mieć depresji ???!!! Wiec uświadomcie sobie że depresja to nie jest choroba jak Wam się wydaje – biedny chorych ponoszących porażki; wielu ARTYSTÓW, poetów, malarzy na nią chorowało także Rockefeller ( jego też było stać na Tajlandię ), Wilson Churchill, Maria Curie-Skłodowska, Abraham Lincoln… i wielu innych wielkich ludzi. To jest jest użalanie się nad sobą, to straszne cierpienie ( wręcz niewyobrażalne ) i nikomu tego nie życzę.
Pani Peszek jest pani indywidualnością nie spotykaną w tym ortodoksyjnym kraju psełdo katolickim ,oni są najbardziej podłymi ludżmi z nienormalnymi ich pogladami ,nie potrafią mieć swojego zdania tylko rydzyk i zakłamana czarna mafia.Jest pani super i zewnętrznie i wewnętrznie.Z tym schorzeniem z kturym Pani się boryka to zrozumie tylko ta osoba która tesz na to choruje.Mam 55 lat ale inność i ludzi kturzy maja odmienne zdanie bardzo podziwiam i szanuję.Liczy się osobowość i wrażliwość .Zrozumienie innego człowieka i szanować jego poglądy nikt im nie każe zmieniać poglądy ale szacunek powinien być. uwielbiam pani płyty i samą panią .Jak będzie miała Pani kiepski dzień i chciała pogadać z osobą o podobnych poglądach proszę o kontat na moją pocztę a ja Pani podam mój numer telefonu.Jestem normalnym facetem o nitypowych poglądach jak Pani.Zwyrazami szacunku Janek J.