Narkotyk, lecz raczej ciężki
To tak żeby znów zacytować klasykę. Bo nie miałem doświadczeń z twardymi narkotykami, ale tak je sobie wyobrażam. Słuchasz cały czas tego samego, bo po co szukać czegokolwiek innego. Muzyki, która nie jest ani ostentacyjnie piękna, ani brzydka, ale wciąga. Świetnie wypełnia pustkę, ale też sama jest trochę pusta, minimalistyczna, zorganizowana – świetnie zresztą – wokół najprostszych impulsów. Jednowyrazowe tytuły, prosta grafika, proste akordy, dość wycofana jak na dzisiejsze czasy produkcja, przy zachowaniu sporej dynamiki, którą łatwo osiągnąć i bez krzyczenia, gdy startujemy od poziomu szeptu. Za to mimo wszystko z czasem można sobie tą krótką płytą zorganizować cały czas. Przynosi elementy już znane ze słuchanych wcześniej nagrań (odkrycia dotyczą głównie lat 80., choć posłuchajcie „Tides” wyobrażając sobie to na płycie Smolika!), ale nigdy nie tak nachalne, żeby nie było to rozpoznawalne jako styl The XX.
Mieć swój styl, to już coś. The XX mają jednak całą galaktykę stylu, swoją estetykę. Bardzo trudną do opisania i oceny, tak jak trudno jest docenić klasę rysownika, który stawia trzy kreski i powstaje z tego coś pasjonującego i innego. Trudną również dlatego, że słowo „nuda” ciśnie się na usta na przemian ze słowem „genialne”. Trzeba jednak przyznać, że w każdym elemencie rzemiosła muzycznego The XX są świetni: wymienne (a czasem wspólne) damskie i męskie partie wokalne, rytmy przypominające momentami dubstep, banalne prawie motywy gitary (wczesne The Cure momentami, uwodzące mimo całej tej amatorskiej wręcz niezgrabności), nowofalowe linie basu, pojedyncze fortepianowe akordy.
Powiedzmy, że to ma być tłumaczenie mojego dwudniowego milczenia na blogu. Bo wchodzi się w ten album dość powoli, podobnie jak przy poprzedniej płycie (zresztą fundamentalnych różnic między nimi nie ma wielu), za to potem trudno jest wyjść. Bo chyba również to jest charakterystyczne dla ciężkich narkotyków?
THE XX „Coexist”
Young Turks 2012
7/10
Trzeba posłuchać: „Missing” – najlepszy moment na płycie, genialny z punktu widzenia konstrukcji. Ale przy 37 minutach całości trudno narzekać i przebierać.
Komentarze
Pierwsze zdanie miszczostwo świata w „dyplomacji”… a świstak siedzi i zawija 😀
7/10 to najbardziej uczciwa ocena tej płyty. W zupełności się zgadzam.
Dla mnie to Young Marble Giants przeniesieni w czasy współczesne.
Im więcej słucham tych wszystkich nowych rewelacji, tym mniejsze na mnie ważenie robią. Starość? Naprawdę WSZYSTKO już było?
A co nazwywasz ciezkimi narkotykami??
Plyta tragicznie nudna, kalkomania i samych siebie i calej sceny indi, czy jak ja zwac.
Szkoda na to czasu, lepiej posluchac juz Dntel – Aimlessness czy tez wcale nie najlepszej How To Dress Well – Total Loss, ze juz nie wspomne o ostatniej plycie Mount Eerie. Narkotyki maja to cos, co daje Ci mozliwosc eksploracji wlasnej percepcji, jak i nowych obserwacji przestrzeni i zjawisk cie otaczajacych. Jesli dla Ciebie, Bartku, ma to byc The XX – moja rada, nigdy niczego nie bierz ;>
Nie chcę wchodzić w ten temat za daleko ale wg relacji znajomych osób (sam naprawdę nie brałem) i mądrych książek heroina oferuje coś innego – żadnej eksploracji, nic. A ponieważ w ten rodzaj stanu wprowadza mnie ta płyta, no to… W każdym razie o żadne ciekawe czy psychodeliczne doznania tu nie chodziło 😉
Co do heroiny, pozwole sie nie zgodzic ze brak tam jakiejkolwiek eksploracji, wrecz przeciwnie. Heroina pozwala na bardzo introwertyczna podroz z wieloma zaskakujacymi momentami i blyskotliwymi pomyslami. To prawda jest minimalistyczna, gdyz ogranicza sie tylko, a moze az, do przezyc, wyobrazni i pragnien jednostkowych. Nie ma tam doznan estetycznych, moze poza tymi, iz Muzyka brzmi rewelacyjnie!