Nawet chcieć się nie chce dziś

No, proszę. Dobra polska płyta nie przejdzie niezauważona. I bez jakiejś natrętnej promocji, tak od niechcenia „Wilczełyko” w ciągu paru dni od premiery zdobyło słuchaczy, a Skubas – znany ze współpracy ze Smolikiem i Noviką, ostatnio ze świetnego singla „Kali” Envee’ego – przeszedł z drugiej linii do pierwszej. Bez kompleksów, za to z pakietem takich utworów, że zacznę się zaraz nerwowo rozglądać, kogo my tam jeszcze w tej drugiej linii mamy.

Szlak został już wcześniej przetarty. Z elektronicznych kontekstów (a z takich znałem dotąd Skubasa) do akustycznych, folkowych przeszedł choćby Fink. Justin Vernon vel Bon Iver pokazał, że odległość pomiędzy subtelnym graniem akustycznym a superprodukcjami popowymi jest zupełnie umowna (chórki na „Wilczymłyku” sygnalizują, że i Skubas to wie). Ale dla mnie najciekawszym punktem odniesienia dla Skubasa są solowe płyty Jacka Lachowicza – ten potrafił wcześniej wykorzystać zgrabnie polszczyznę, wejść w songwriterskie, autorskie granie w sposób nowoczesny, ale zarazem z całym bagażem polskiej tradycji. I bliską, ale swoją ścieżką podąża Skubas.

Towarzyszą mu Smolik (za konsoletą), Emade (perkusja), gościnnie m.in. Fox i Sobura. Produkuje sam Skubas, a przy tym gra na gitarze i wykonuje część partii basu, no i śpiewa. A może śpiewa przede wszystkim. Bez udawania, wdzięczenia się, modulowania głosu, bez studyjnego szpachlowania braków, w szlachetnie prosty sposób pasujący do każdej właściwie konwencji, co sprawia, że zmian nastroju na tej płycie (w „Prawie jak Kurt” mamy stosownie szczyptę niemal grunge’owego grania) nie odbiera się jak szarpania.

Dobre słowo należy się lirycznej stronie albumu. Świetne jest wejście Wojciecha Waglewskiego z tekstem w cytowanej w tytule wpisu „Mgle”. Ten i kolejny na płycie „Linoskoczek” (słowa: Sławomir Młynarczyk) to kapitalne nowe polskie piosenki zbudowane na prostych przenośniach wykorzystujących dwuznaczności słów, z nieco romantycznym klimatem w tle – niczego nie ujmuję przy tym zgrabnym tekstom Skubasa. Cała płyta mogłaby być jak dla mnie po polsku. W ustach dobrego wokalisty, przy zwrotkach, które wykorzystują naturalny rytm języka, bez uciekania się do banalnych rymów, ten język brzmi – nie trzeba nawet wielkich mądrości, objawień. Tyle że częściej zdarza się to w klasycznych propozycjach w neutralnym, nieco staroświeckim stylu – jak u Raz, Dwa, Trzy – a rzadko na płycie, która jednak zbudowana jest w dużej mierze na produkcyjnych subtelnościach.

Więc chcieć to może i mi się nie chce, ale słuchać – i owszem.

SKUBAS „Wilczełyko”
Kayax 2012
8/10
Trzeba posłuchać:
„Mgła”, „Linoskoczek”, „Nie pytaj”.