Gwiazda w stanie hibernacji
Sporo przykrych pożegnań mieliśmy w muzyce w pierwszych tygodniach tego roku. Pożegnanie Etty James trochę przykryła lokalnie (jakkolwiek przykro czy makabrycznie to brzmi) wiadomość o śmierci Ireny Jarockiej. Wspomnieć o Etcie zdążyły już – mam nadzieję – wszystkie bardzo liczne bluesowe media w tym kraju. Zapoznać się z jej twórczością można choćby dzięki pięciopakowi wydanemu w serii „Original Album Classics”, która jest takim katalogowym wypełniaczem dla firmy Sony na chudy styczeń, kiedy ciężko sprzedać cokolwiek. Tak się złożyło, że jednocześnie z zestawem Etty na rynek trafił inny odcinek tej serii reedycji, pod wieloma względami jeszcze ciekawszy. Opowiada historię gwiazdy, która karierę zaczynała m.in. w zespole Etty James. Świetnego gitarzysty i zdolnego kompozytora, który zadebiutował młodo, wydał trzy udane płyty i… ślad po nim zaginął na prawie 40 lat. Mimo że nie umarł.
O tym, że Shuggie Otis ciągle żyje, wiem w zasadzie tylko z anteny jednej z amerykańskich stacji radiowych, która nadała wywiad z nim całkiem niedawno. Opowiadał, że nagrywa nowy album, domyślam się, że nieustająco – od tych 38 lat, kiedy ukazała się płyta „Inspiration Information”, albo przynajmniej od roku 2001, kiedy wytwórnia Davida Byrne’a Luaka Bop opublikowała kompilację utworów Otisa z dwóch późniejszych płyt (plus kilka niepublikowanych utworów), którego miałem okazję słuchać wtedy z zapartym tchem – to był wtedy jeden z najchętniej samplowanych artystów z lat 70. A przynajmniej opatrywano go wówczas taką etykietką.
Teraz nagle za cenę dość niestandardową (60 zł w Polsce, 9 funtów na Amazonie) można kupić zestaw wszystkich trzech oryginalnych albumów w kopertkach będących faksymilami oryginalnych okładek. I prześledzić ewolucję Otisa od dość typowego, choć dobrze zapowiadającego się (debiut solowy w wieku 17 lat) bluesowego gitarzysty w repertuarze z okolic R&B, po nowocześnie zaaranżowany funky-soul na albumie „Inspiration Information” (1974), który dość słusznie zestawiano z klasycznymi czarnymi płytami z lat 80., z nagraniami Prince’a włącznie. Słucham i zastanawiam się, jak twórca takiego klasyka jak „Strawberry Letter 23” (to z tej środkowej płyty – „Freedom Flight”, 1972) mógł zostać pominięty przez Colina Larkina w jego encyklopedii muzyki popularnej? Nie mówiąc już o tym, jak mógł przez tyle lat czekać na wznowienie na CD całej dyskografii.
Płytę z serii klasyków Sony zdążył jeszcze być może zobaczyć ojciec Shuggiego, Johnny Otis, znany muzyk R&B, który był producentem dwóch pierwszych płyt syna. Zmarł 17 stycznia. Co każe wrócić do ponurej konkluzji z pierwszego zdania niniejszej notki.
SHUGGIE OTIS „Original Album Classics”
Epic/Sony Music 2012
9/10
Trzeba posłuchać: „Strawberry Letter 23”, „Sweet Thang”, „Inspiration Information”.
Komentarze
śmierć śmierci nierówna jak się okazuje ;>
Wydaje mi sie, ze gdy poznalem Shugiego to bylo jakies trzy lata temu, przy okazji sluchania serii Inspiration Information STRUT’a, czytalem, ze byl spelnionym producentem. Przesluchalem wtedy wszystko. Strawbery znalem wczesniej oczywiscie. Jestem gotow zaryzykowac teze, ze Shuggie Otis nie musial juz nic wiecej nagrywac. Chce wierzyc ze szybko wypelnil swoja misje dla ludzkosci – czyli nagral genialna plyte ktora jest niesmiertelna, a reszte czasu spedzil milo i przyjemnie dzielac sie z innymi swym geniuszem 😀
Pewnie juz wsyscy to widzieli. Poranny news. Ale moze… ktos jeszcze nie.
Pieknie powiedziane:
http://www.marketwatch.com/video/asset/dive-into-media-neil-young-2012-01-31/26CFE0B4-3677-4CD5-AA27-6071B2765CEB#!26CFE0B4-3677-4CD5-AA27-6071B2765CEB