Goodbye EMI…
…hello A&M! – można dziś odwrócić tekst piosenki Sex Pistols. To smutny dzień dla przemysłu muzycznego, bez względu na to, czy ktoś lubi majorsów, czy nie. Bo EMI, którego katalog został właśnie sprzedany należącemu do Vivendi Universalowi (do którego należy m.in. A&M), był rzeczywiście – tak jak napisał „Guardian” – bardzo brytyjską wytwórnią i jedyną spośród majorsów firmą, której katalog miał pewne tradycyjne, konsekwentnie pokazywane cechy, choćby stawianie na muzykę gitarową z Wysp. Publishing (tak przy okazji) kupił koncern Sony.
Jeśli instytucje antymonopolowe nie storpedują transakcji, zostaną nam trzy wielkie koncerny płytowe: Universal, Sony i Warner. Nie ma już miejsca na wytwórnie narodowe i koncerny o jakiejkolwiek gatunkowej specjalizacji. Mnóstwo wykonawców z EMI będzie szukało dla siebie nowego miejsca i pewnie większość znajdzie je w sektorze niezależnych. Nie zapominajmy, że największy kasowy sukces roku to nie universalowska Lady Gaga, tylko Adele z XL Recordings. Podobnie większość labeli, także niezależnych – jak Mute, a w Polsce Kayax czy Asfalt – które korzystały z dystrybucji EMI, firmy wyjątkowo lubianej przez „indies”. Ciekawe, dokąd odejdą gwiazdy EMI i czy dla sektora majorsów ostateczna konsolidacja nie będzie początkiem końca. Przynajmniej pod względem artystycznym.
Komentarze
Moim zdaniem trochę przesadzasz z wagą tego zdarzenia. Świat, w którym EMI jest podmiotem zarządzanym przez grupę kapitałową (jak było przez ostatnie 4 lata), która maksymalizuje zysk z EMI tak samo jak z kopalni albo fabryk lodów, które posiada (i nie należy mieć do niej pretensji, na tym polega kapitalizm), był lepszym niż gdy rozcięte na dwie części EMI przechodzi do innych koncernów muzycznych? Nie bardzo widzę, dlaczego co do zasady miałoby to być gorsze. Z wyjątkiem oczywiście takiej możliwości, że teraz któryś z koncernów będzie miał efektywnie siłę monopolistyczną, której wcześniej nie miał. Podwyższą ceny? Powodzenia.
Tak jakby samo EMI było co do zasady „lepsze”, „bardziej przyjazne” niż pozostałe majorsy. Zawsze wątpiłem w taką możliwość. Chris Carter mi niedawno powiedział, że przez całe życie on i Throbbing Gristle mieli kilka idei, właśnie związanych z niezależnością i swobodą wypowiedzi, które delikatnie mówiąc, było ciężko realizować gdy Mute zostało sprzedane EMI. Na mój rozum niewiele się zmienia, zwłaszcza wobec siły tendencji, które dotykają całą branżę przez ostatnią dekadę.
A „koncerny o gatunkowej specjalizacji” są moim zdaniem silne jak mało kiedy – nazywają się Warp, Ninja Tune, Sub Pop, Merge, XL. Bankructwo im pewnie nie grozi, obroty mają spore, oficyny sprzed 15-20 lat już przypominają tylko logotypem. Chyba tę demarkację najwyższy czas zredefiniować. Robią biznes w swojej niszy tak samo, jak majorsy robią biznes w mainstreamie, a na dodatek jedno z drugim się coraz bardziej przeplata. Wystarczy popatrzeć na katalog Sub Pop albo polowania Ninja Tune na frajerów wrzucających promówki do sieci. XL się pewnie cieszy, bo mu przynajmniej EMI nie podkupi Adele
Skupianie wielkich katalogów w rękach mniejszej liczby firm nigdy mnie nie cieszy. Zawsze oznaczało to gorsze panowanie nad backcatalogiem i zawsze przynosiło dokładnie to, co sam zauważasz – robienie z handlu kulturą sprzedaży ziemniaków. I przynajmniej na krótką metę szkodzi katalogowi lokalnemu. Fuzję Sony i BMG też przyjmowałem z niechęcią. Świat nowych koncernów o gatunkowej specjalizacji, o którym piszesz, jest dla mnie światem miłym, ale na razie jeszcze idealizujesz. W perspektywie dziennikarzy pisujących o nowych trendach owszem, to jest środek ciężkości. W perspektywie udziałów w rynku – niestety, ostępy. Płyt dwóch z wymienionych przez Ciebie firm przez lata nie można dostać w polskich sklepach (z wyjątkiem zespołu Arcade Fire, który ma dystrybucję Universalu), wracają po długim niebycie, w praktyce dostępne tylko przez Internet, bo ich dystrybutorzy mają problem z funkcjonowaniem na rynku zmonopolizowanym przez jedną sieć handlową, która bierze płyty w komis. To ostatnie wytrzymują duzi, mali nie dają rady. W sumie daje to mniejszą dostępność na rynku fizycznych nośników niż albumy z Factory, Mute czy 4AD pod koniec lat 80. Oprócz – oczywiście – nieograniczonej w Internecie. Trudny biznes.
Skądinąd ciekaw jestem, jakie to niezrealizowane marzenia miał Carter, który i solo, i z TG, wydawał w kompletnie osobnych labelach (niezależnych nawet od niezależnych), a Mute wzięło się dopiero po latach za wznawianie katalogu jego grupy. Przy okazji – sprawdź status Mute, nie jest to w tej chwili własność EMI, tylko znów niezależna firma z układem dystybucyjnym i publishingowym z EMI. A jedynym praktycznym skutkiem pozostania w Mute (z którym Carter i reszta rozstali się w ubiegłym roku), jaki ja zauważam, byłby fakt, że nowe reedycje Throbbing Gristle trafiłyby, dzięki dystrybucji EMI – przynajmniej teoretycznie – do EMPiK-ów i innych sklepów w całej Polsce, może nawet ich promo dostaliby dziennikarze polskich mediów (a nie musieli w tej chwili czekać na przesyłki z Amazona, żeby opowiedzieć to/zagrać w dwa tygodnie po premierze). Owszem, sporo z koncernowej polityki źle wpływa na scenę muzyczną, ale świat nie jest czarno-biały.
Odniosę się jedynie do wątku THROBBING GRISTLE. Dziwią mnie słowa CARTERA, w które nie chce mi się za bardzo wierzyć (albo ty je nie do końca zrozumiałeś). Nie za bardzo rozumiem związku MUTE z EMI oraz jakimiś trudnosciami dla TG. TG nigdy nie miało i nie powinno mieć problemów z niezależnością oraz swobodą wypowiedzi, co potwierdzają ich ostatnie reedycje na LP i CD pierwszych produkcji nakładem INDUSTRIAL RECORDS. Problem jedynie dotyczył tych edycji ich płyt, które zostały opublikowane przez MUTE, gdyż przejęło je EMI i to ta wytwórnia decydowała o ich losie. Nie miało to jednak żadnego zwiazku z tym, o czym napisałeś. Ani MUTE, ani EMI nie miało żadnych praw autorskich, umów z TG, które ograniczałyby wolność tej grupy w sferze podejmowania decyzji co do ich własnych nagrań/płyt.
Moim zdaniem tendencje, o których tu mowa, nie wyrządzą muzyce czy odbiorcom żadnych strat. Jestem przekonany, ze jeśli chodzi o tzw. pop to nawet zyska, bo jednak będzie większa konkurencja. Akurat pop i zwolennicy tej muzyki mnie najmniej tu interesują. Jeśli chodzi o muzykę tzw. srodka, to prawdopodobnie wymusi powstanie kilku innych oficyn wydawniczych oraz postawi bardziej na nogo obecne. Typowy kanibalizm kapitalistyczny wśród majorsów tak naprawdę redukuje „słabsze” gatunki i podmioty gospodarcze, ale w przyrodzie nic nie ginie, i te „słabsze” gatunki właśnie odnajdą swoje miejsca tam, gdzie ci „więksi” nie mają ochoty się zapuszczać. Czy ta sytuacja nie wpłynie pozytywnie na kształt dystrybucji muzyki i promocji wykonawców z tego kręgu? O awangardzie nie będe pisał, bo to sfera, która rzadzi sie zupełnie innymi prawami. Tutaj majorsi sami powoli upadają lub upadły (np. STAALPLAAT, CORTICAL FOUNDATION), albo przechodzą powazny kryzys (RRRecords, SOLEILMOON czy ALGA MARGHEN). Są wprawdzie w tym kręgu również tzw. majorsi (COLD SPRING, TESCO ORG, OLD EUROPA CAFE, DRONE czy ReC RECORDS), ale i one nie przędą tak, jak kiedyś. Główna siła tkwi wśród całkowicie niezależnych oficyn, często prowadzonych przez samych wykonawców. Nie wpływa to negatywnie na odbiorców, oni i tak mają tak wiele opcji do wyboru, ze tych wytwórni az jest za dużo w tzw. awangardzie, niż faktycznie wskazują potrzeby.
-> Bartek. „Skupianie wielkich katalogów w rękach mniejszej liczby firm nigdy mnie nie cieszy.” Mnie też nie, ale akurat bardziej bym się zmartwił, jakby EMI z powrotem kupiło Mute (tak, wiem jak status tej wytwórni się zmieniał) albo jakby nie tylko wykupiło udziały Warnera w Sub Pop, a nawet przejęło ich więcej, niż tym co się stało. Czy idealizuję? Moim zdaniem raczej abstrahuję od perspektywy średnio zamożnego kraju o niskiej urbanizacji i dość wysokim podatku VAT, w którym sprzedaje się nawet bardzo mało płyt krajowych i zagranicznych dystrybuować się często nie opłaca. Bo to właśnie są ostępy i pewnie zaniedbywalny promil globalnej sprzedaży. A skoro XL potrafi dzięki Adele (i nie tylko, jeśli wierzyć Mariuszowi http://www.ziemianiczyja.pl/2011/06/xl-jak-s/) przebić niejedną gwiazdę majorsów, a Bon Iver zdobywa dla 4AD drugie miejsce sprzedaży w Stanach, to moim zdaniem aż tak nie idealizuję. Rozumiem Twoje zmartwienie tym, że dystrybucja w Polsce kuleje, ale jeśli za EMI mamy tęsknić dlatego, że dzięki nim w empikach są lepsze rzeczy niż dzięki sony czy universal, to ok – ale Twój post zrozumiałem jednak jako wyraz bardziej ogólnego zmartwienia.
Do obu Panów odnośnie Cartera. Zrozumiałem go dobrze i żeby nie było wątpliwości, wpiszę dosłownie: „There are a few aims and ideals we have tried to stay true to, things like self expression and independence. Which were difficult to say the least when Mute Records were sold to EMI.” Niestety nie zapytałem go o niezrealizowane marzenia, więc nie wiem jakie miał czy też ma. Odnośnie relacji TG z Mute – po tym, jak w lipcu 2010 wygasła umowa między TG a Mute/EMI, TG odkupili cały dawny katalog (który dlatego nie spłonął latem w magazynie Sony – ludzie, zdradzam cały swój wywiad…) i wzięli się za reedycje i nowy album, który będzie w przyszłym roku – jak wiadomo, w reaktywowanym Industrial Rec. Nie wiem, czy i jak do lipca 2010 umowa z Mute określała pozycję TG w zakresie potencjalnych nowych płyt. Komunikat, który otrzymałem, był taki, że nie byli tą relacją szczególnie zachwyceni – i fakt, że z reedycjami wstrzymali się do wygaśnięcia tamtego kontraktu moim zdaniem potwierdza, że nie byli. Więcej szczegółów nie znam, o pieniądzach dżentelmeni nie rozmawiają
@PopUp –> OK, zgoda co do XL, tu akurat rośnie nowy duży. Mnie tylko żal tych starych Atlanticów, Virginów, a nawet Columbii, które potopiły się w korporacyjnym tyglu. EMI był koncernem ze starym niezłym w sumie labelem w nazwie, ale pewnie sentymentalny się robię i tyle. Nie chciałbym też oczywiście wyróżniać jednego majorsa – tyle że Sony i Universal wydają mi się akurat mniej powiązane ze światem niezależnych, ciekawych, twórczych itd. labeli. Warner pod tym względem się broni jakby bardziej, ale pewnie to wszystko ocena mocno skażona subiektywizmem. Suma summarum – kapitalizm, owszem, ale z żadnej konsolidacji na tym rynku nie będę się już cieszył.
Swoją drogą – ciekawa rozmowa się zapowiada w kolejnym PopUpie 😉
Ostatnia refleksja. Mnie też tych starych labeli żal, bynajmniej mnie ten proces konsolidacji nie cieszy. Ale co teraz zrobią Sony i Universal? Jak to korporacje po przejęciu, popatrzą, które części przejętego podmiotu są dochodowe, które są stratne, dochodowe zachowają, stratne zamkną, a niektóre z dochodowych i stratnych skonsolidują z własną strukturą (agenci, menedżerowie i sekretarki EMI już sobie mogą szukać nowej pracy). Artyści dochodowi dostaną nowe kontrakty, artyści niedochodowi albo dostaną kontrakty za niższe stawki, albo będą musieli sobie znaleźć nowego wydawcę. Jakieś dystrybucje pewnie znikną. Nie ma powodów do radości. Ale EMI przynosiło straty i obawiam się, że będąc dalej częścią Citigroup prędzej czy później doświadczyłoby czegoś bardzo podobnego. Oczywiście można sobie wyobrazić sytuację, w której ktoś inny inwestuje w EMI albo łączy się ono z Warnerem i być może taki świat byłby lepszy od tego, który nastąpi – ale to już tylko gdybanie. I zgadzam się z Rafałem, że dla muzyki jako takiej to nie ma chyba znaczenia – wydaje mi się, że to co naprawdę dobre i mogłoby zaistnieć w EMI, zaistnieje gdzieś indziej
@PopUp –> Dziwna sprawa jest z tym TG. Mówisz, ze w 2010r. wygasła umowa, o której tak naprawde nic nie wiemy. Wiemy jednak na pewno, że w 2008r. TG opublikowało (jako INDUSTRIAL RECORDS) wydawnictwo „Thirty-Second Annual Report”, które składało się z zapisu koncertowego tego legendarnego albumu z Paryża w 2007 roku oraz oryginalnego materiału z 1977 roku.
A mnie ta informacja ani nie grzeje, ani nie ziębi. EMI zawsze lubiłem najbardziej, bo wydawali Pink Floyd i Radiohead (przez Parlophone). Od dłuższego czasu nie kupiłem żadnej płyty majorsów (prócz zremasterowanego Pink Floyd) a twórcy, których słucham już dawno uwolnili się z niewoli dużych koncernów. Ostatnią płytę, którą kupiłem to
„Parallax” Atlas Sound wydaną przez dużą, ale jednak w moim odczuciu niezależną 4AD.
Jest jeszcze inna kwestia. 90% płyt kupuję na eBay’u w UK albo USA (trochę na amerykańskim Amazon) – po pierwsze dlatego, że mogę kupić prawie wszystko to, co nie jest dostępne w Polsce; po drugie, wychodzi taniej, nawet kiedy trzeba płacić sporo za przesyłkę. A w konsekwencji nabijam licznik sprzedanych płyt tym krajom a nie Polsce.
Polityka majorsów chyli się ku upadkowi. I bardzo dobrze.
To się musiało stać. Nawet gdyby EMI pozostało EMI i tak mielibyśmy w krótkim czasie do czynienia z pozbywaniem się działek nisko dochodowych. Branża leci na ryj, każdy – duży i mały kombinuje jak przetrwać i to jest odruch zdrowy. Przyznam szczerze, że nie wiem, jak w tej chwili wygląda sprawa warunków dystrybucji na świecie, ale w Polsce dla mnie jest to główny problem upadku branży. Czy poza małymi sklepami, które jeszcze walczą o sprzedaż, ktoś poza samymi artystami/wydawcami wspiera sprzedaż promocją? Coraz częściej mamy sytuacje, że sieć weźmie płyty (oczywiście od pośrednika) w komis, ale palcem nie kiwnie, żeby je sprzedać (czyli wrzuci 2 na sklep, albo przechowa w magazynie i za 3 miesiące zwróci wymięte), że klub zorganizuje koncert w komis (czyli płacą z biletów) i w związku z tym ryzyko wtopy prawie całkowicie przenosi się na artystów/menedżment… Wiele katalogów niezależnych jest w dystrybucji zależnych. Czy ktoś widział kiedykolwiek promocję np. Broken Social Scene przez polskiego Universala? Media tradycyjne, może poza wyjątkami prasowymi, też nie są skłonne pomagać niezalom, a jeśli już, to zwykle interesownie. Radia publiczne grają na playlistach w większości majorsów (że Zet i RMF to rozumiem – taki biznes), w telewizji muzyki nie ma prawie w ogóle, a jak już się pojawia, to na ogół też są to majorsi. Oczywiście są wyjątki, jednak w większości wynikające nie z chęci szerzenia idei, a z układów towarzyskich – to dopiero pokazuje, jak prowincjonalny jest ten rynek. Do czego zmierzam? Być może za moment zostaną pozamykane polskie oddziały majorsów, zniknie lokalny katalog i będziemy mieć do czynienia z nowym rozdaniem. Ale nie ma to wielkiego znaczenia, bo przy obecnych wynikach sprzedaży słowo „major” jest w naszych warunkach śmieszne.
Polska dystrybucja jest fatalna. W sklepach są tylko jakieś tam Dody i inny badziew. W dobie internetu i sklepów internetowych dotychczasowy porządek jest archaizmem.
Hennessy, piszesz, że „Media tradycyjne, może poza wyjątkami prasowymi, też nie są skłonne pomagać niezalom”. Otóż nie wiem o jakich wyjątkach prasowych piszesz. Ja czytam „Teraz Rock” od wielu, wielu lat i niestety to pismo obecnie nie spełnia moich oczekiwań w żadnym wymiarze – naczelny i vice chyba powinni odejść na emeryturę. Zdecydowanie więcej robi np. Rojek na OFFie. Dla Ludzi interesujących się muzyką „kopalnią” wiedzy jest przede wszystkim internet. Katalogi majorsów przechodzą do lamusa.
„To się musiało stać.”
Ano. Rozbieżność zdań powyżej wynika chyba także z tego, że Bartek mówi o EMI z przeszłości, a Piotrek o zagubionym wewnętrznie molochu pod presją z góry i opuszczanym z dołu, który od dziesięciu lat utrzymuje się ze składanek.
Na dystrybucję to znacząco nie wpłynie, bo dystrybucji niedługo nie będzie, ale o tym już chyba kiedyś dyskutowaliśmy (-:
@PopUp –> Świat z Warner-EMI byłby moim zdaniem lepszy (a było blisko – wszak już podczas fuzji Sony z BMG spekulowano o nieuchronności połączenia EMI z Warnerem).
@Mariusz –> Dzięki za link. Jakoś mi umknął w swoim czasie ten wpis. Co do Danger Mouse’a – nastąpił na odcisk nie tyle komukolwiek z katalogu EMI, co Apple’owi, a jak wiadomo opiekunowie katalogu Beatlesów zawsze stwarzali największe problemy. Poza tym zwróć uwagę na to, że po problemach z „Szarym albumem” Danger Mouse wydał płytę z Gorillaz w EMI, a po sporze o Lyncha opublikował niezłą skądinąd płytę z Daniele Luppim w… EMI, dla odmiany. 😉
Swoją drogą ciekawe, co teraz się stanie z Apple Records.
Nie dam się sprowokować do dyskusji o przyszłości dystrybucji. Komentarz yo jest dobrym głosem w temacie.
@Wszyscy –> A tak w ogóle, to cała ta dyskusja świadczy o tym, że jednak jakieś emocje te fuzje majorsów wzbudzają.
@Rafał Kochan –> Najwyraźniej kontrakt TG z Mute dotyczył pozycji już wcześniej wydanych. Z nowych rzeczy wydawali u Millera pewnie tylko to, co chcieli, albo to, co jego interesowało – stąd z kolei studyjny album z 2007 roku w Mute.
Witam!
W świecie wytwórni wydających muzykę nieco straszą niż Robert Johnson fuzje i przejęcia nie wychodziły przeważnie małym i średnim najlepiej. Obecnie trzyma się tak naprawdę już tylko Harmonia Mundi. Reszta (Erato, Opus 111, Teldec) zdążyła paść jak kawka, a ich katalogi przejęły koncerny. Efekt jest taki, że majorsi zamiast inwestować w młodych zdolnych puszczają recitale z mydłem-powidłem albo Stinga (Deutsche Grammophon, Decca – to już Universal, albo Virgin), albo za grosze rozsprzedają starocie z katalogów labeli – nieboszczyków. Nowych ciekawych wydań kompletnych dzieł jest jak na lekarstwo. Tylko Francuzi (Outhere Music: Naive, Ricercar, Alpha, Zig Zag) jeszcze walczą stawiając na wszechstronność. Dlatego ostrożnie podzielam obawy Bartka Chacińskiego.
Pozdrawiam!
Wróciłem z koncertu Callahana, zauważyłem że ostatnio płyty na nośnikach kupuję tylko przed/po koncertach, więc pewnie to jest przyszłość dystrybucji (dystrybucyjki) dla tych, którzy lubią nośniki. Mi to pasuje, w empiku i tak nic nie ma i o lat nic nie kupowałem
Dokładnie tak jak pisze przemcio. Bardzo dużo chodzę na koncerty i nie wyobrażam sobie, żebym nie miał płyty artysty, na którego koncercie będę/byłem. Muzyka przecież nie upadnie. Upadną molochistyczne (jeśli takie słowo w ogóle istnieje w języku polskim) wytwórnie.
Tez zgadzam się z przedmówcami – w piątek po występie Orchestra Libera Classica kupiłem ich kompakt za 50 PLN. Za podobny repertuar w EMPIKu trzeba wydać około 60 PLN, nie mówiąc o tym, że japoński label Arte dell Arco w Polsce nie ma dystrybutora.
50 zł za CD, bezpośrednio od wykonawcy, bez poczty, etc. to strasznie drogo. To jakaś pozłacana płyta, z załączoną książką?
To w zasadzie jedyna okazja, by ją kupić w Polsce. Ściągnięcie tego z Japonii ekonomicznie by mnie nie interesowało 🙂
„Nie dam się sprowokować do dyskusji o przyszłości dystrybucji.”
Przy czym nie miałem na myśli dyskusji o nośnikach, tylko dystrybucji właśnie – Amazon i mniejsze sklepy korespondencyjne – tak, kupowanie bezpośrednio w wytwórniach, a docelowo u wykonawców – tak, kupowanie na koncertach – tak, empik i inne „lokalne dystrybucje” – nie*.
*Prognoza.