Trzy spotkania z duchem
Pamiętacie pewnie zdanie, które miał wypowiedzieć o sobie Albert Ayler: „Coltrane był Ojcem, Pharoah Synem, a ja jestem Duchem Świętym”. Jim O’Rourke też mógłby coś takiego powiedzieć. Na przykład: „Branca był Ojcem, Thurston Synem, a ja jestem Duchem Świętym”. Ale nawet to spłaszczyłoby straszliwie jego wkład w muzykę ostatnich dekad, dla której jest prawdziwym centrum wzajemnych zależności. Wiadomo: Sonic Youth, Wilco, Gastr Del Sol, Joanna Newsom, Stereolab… O’Rourke brał udział w tylu fascynujących sesjach nagraniowych, że maluje nam to w sposób automatyczny obraz człowieka, który jest duszą towarzystwa. Tymczasem 42-letni dziś O’Rourke pozostaje jednocześnie odludkiem, od lat mieszka kompletnie na uboczu, w Tokio, no i muzycznie też działa głównie na obrzeżach. Ostatnio w ogóle raczej poza muzyką rockową, w nurcie improwizacji elektronicznej albo tworzy złożone kompozycje akustyczne – jak na „The Visitor”.
Jego pracowitość nieźle tłumaczy cytat z wywiadu dla AV Club:
Generally, work is, I wake up and I just start. It’s kind of how it used to be when I was younger, when I was in my 20s. I just wake up and work until I drop. And then I just repeat.
Jednak mimo braku życia prywatnego (co wnoszę z powyższych słów) O’Rourke gra z emocjami i intensywnie jak zawsze, spotykając się na scenie z kolejnymi muzykami ze sceny eksperymentalnej i improwizowanej – jak gdyby sprawdzał (z nudów), jak się z kim współpracuje i chciał w ten sposób odhaczyć wszystkie możliwe powiązania. Tytuł albumu, który nagrał z The Thing, zatytułowana „Shinjuku Growl” w zabawny sposób koresponduje z tytulem poprzedniej płyty norweskiego tria, nagranej z Otomo Yoshihide. A materiał jest tak miażdżący, jak można by się spodziewać, znając podejście Matsa Gustafssona (saksofon), Ingebrigta Hakera Flatena (kontrabas) i Paala Nilssena-Love’a (perkusja) do muzyki. Już sami grają coś, co jest jazzowym odpowiednikiem doom metalu, więc pomyślcie tylko, co się stało, gdy zaangażowali gitarzystę. Poza tym przewodnikiem po tej brutalnej stylistyce niech będą tytuły utworów: „Half a Dog Can’t Even Take a Shit”, „I Can’t, My Mouth Is Already Full”, a wreszcie „If Not Ecstatic, We Replay”. O’Rourke pokazuje się tu jako czujny improwizator i równoprawny partner ludzi, którzy zjedli zęby na punkowym podejściu do free jazzu.
Podejrzewam, że autorem powyższych tytułów był Mats Gustafsson, bo kolejne świeże wydawnictwo O’Rourke’a, wspólny album z kierowaną również przez Gustafssona grupą Fire!, przynosi na trackliście podobne poczucie humoru. Muzyka jest bardziej czytelna, chwilami zatrąca nawet o psychodelię i stoner rocka (a może stoner jazz?). Całość nagrywana była na koncercie w Tokio, skład uzupełniają muzycy Tape i Wildbirds & Peacedrums, a Amerykanin dzieli swój czas między gitarę elektryczną i syntezatory. Nie znika energia i dynamika słyszane na albumie z The Thing, ale wyraźniej zarysowane są spiętrzenia napięcia i finały. To jedna z lepszych płyt w katalogu Rune Grammofon w ostatnich latach i na pewno jedna z lepszych, w których maczał palce O’Rourke.
Jedną z ciekawszych ostatnio propozycji O’Rourke’a „Old News No. 5” (retrospektywny zbiór elektronicznych improwizacji) recenzuję z kolei na moim drugim blogu, a tutaj wspomnę jeszcze o jego innych elektronicznych płytach: cyklu „Plastic Palace People” (są części I i II, ja na razie znam tylko „jedynkę”) nagranym z kolei z weteranem Christopherem Heemannem. To dokumentacja niegdysiejszej współpracy obu muzyków datującej się jeszcze na początek lat 90. Pierwszy album rozwija się bardzo powoli i poszczególne nagrania (trzy raptem – a na „vol. 2” jest podobno jedna) wydają się odrobinę staroświeckie, ale kiedy w pierwszym pojawiają się przetworzone partie wokalne, całość zaczyna nabierać niezwykłego, onirycznego charakteru i jeśli wziąć poprawkę na czasy powstawania, jest naprawdę dobrze. Jest w tym duch.
JIM O’ROURKE & CHRISTOPH HEEMANN „Plastic Palace People Vol. 1”
Streamline 2011
7/10
Trzeba posłuchać: ostatnich dziesięciu minut pierwszej części. Poniżej fragment „Plastic Palace People Vol. 2”. Czy ktoś już miał okazję słuchać w całości?
jim o’rourke & christoph heeman – plastic palace people vol. 2 (album preview) by experimedia
FIRE! with JIM O’ROURKE „Unreleased?”
Rune Grammofon 2011
8/10
Trzeba posłuchać: „Happy Ending Borrowing Yours”.
fire! with jim o’rourke – unreleased (album preview) by experimedia
THE THING with JIM O’ROURKE „Shinjuku Growl”
Smalltown Superjazzz 2011
7/10
Trzeba posłuchać: „I Can’t, My Mouth Is Already Full”.
Komentarze
Slyszalem FIRE! Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną, procz – dla mnie to jest John Coltraine. Ale chcialbym opowiedziec anegdote. Moze inaczej, historie z zycia wzieta. Kiedys w pezeszlosci zajmowalem sie ksiegarstwem, rowniez tez antykwaryczna strona tego biznesu. Kiedys moja starsza, bodajze o dekade, moja dobra znajoma wyprzedawala swoj ksiegozbior. Znajdujac tam sporo posmodernistycznych rarytasow zapytalem – Dlaczegoz pozbywasz sie tego dobra? – Odpowiedziala – Wiesz, ja wole juz czytac… – nie potrafie dokladnie juz zacytowac, ale chodzilo o lzejsze ksiazki 😀 Wtedy nie zrozumialem, ale teraz o dekade starszy, dokladnie wiem co miala na mysli. John Coltrain jest moim bogiem, ale go nie slucham curently. Potrafie zrozumiec Jim’a O’Rurke – jest zachwycajacy. Ale tak naprawde wole posluchac Junior Boys, prowokujac do fantastycznej recenzji z Off’a Marcelego Szpaka 😀