To nie jest zwykły wpis okolicznościowy

Święta na takim blogu to niełatwa sprawa. Szczególnie Wielki Piątek. Dlaczego? Najłatwiejszym kluczem tematycznym na dziś byłoby wybranie płyt, które przyniosły mi ostatnio najwięcej cierpienia i udręki. Ale że słuchanie ich byłoby prawdopodobnie w dalszym ciągu udręką i cierpieniem, mój organizm się broni (gdyby ktoś się zastanawiał, dlaczego na świecie jest więcej pozytywnych niż negatywnych recenzji – to jeden z powodów).
Drugim prostym kluczem byłoby przedstawienie jakieś nowej muzyki religijnej, co ma sens jeszcze mniejszy. Kolejnymi – muzyczna podróż śladem białego królika, jakieś jaja, albo lanie wody. Te banalne i niewdzięczne wielkanocne klucze to ból jak sama droga krzyżowa.

Dziś w nocy doznałem jednak ciekawego uczucia, medytując przy pracy. Przez chwilę. Właściwie to był sam początek stanu medytacji (do którego mam spory dystans). Słuchałem 25-minutowego „The Electric Harpsichord” Catherine Christer Hennix w studiu radiowym Dwójki o godz. 0.30, kiedy zaczęło mnie swędzieć całe ciało, co podobno jest najpopularniejszym sygnałem wchodzenia w medytację. Po czym przypomniałem sobie, że jest to najpopularniejszy sygnał wchodzenia w medytację – i czar prysł, ha. Ale było miło. Nie wiem, przez jak długą chwilę, bo – jak słusznie zauważyła zza szyby pani realizator – muzyka z płyty „The Electric Harpsichord” dziwnie zaburza poczucie czasu, ponieważ właściwie pozbawiona jest rytmicznego punktu odniesienia.

W domu, już rano, pomyślałem o tym samym, słuchając po raz kolejny kompilacji „SMM: Context” wytwórni Ghostly International, zapowiadanej jako pierwsza z serii składanek z subtelną muzyką z kręgu ambientu, dark ambientu czy tak zwanego nurtu modern classical (tej nazwy nie lubię zbytnio, ale nie znam lepszej – może ktoś ma pomysł?). Ukazała się na początku marca i zdążyła mnie już trochę zawieść nierównością artystyczną. Miałem też wrażenie, że to znane utwory, tymczasem – o ile dobrze się orientuję – album wypełniają jednak premiery. Poza tym mój odbiór płyty zmieniło dziecko, które osiąga rekordowe wyniki w przesypianiu całego przedpołudnia przy dźwiękach „SMM: Context”, co daje mi chwilę na jakie-takie ogarnięcie się z lekturą maili i pisaniem. Pisałem już o tym, że dzieci lubią ambient. Moje lubi z pewnością tę płytę (no ale proszę wziąć poprawkę na egzemplarz – wczoraj na przykład zdrowo drzemało przy tym).

Mnie na składance z Ghostly na początku zafascynowali mroczny Aidan Baker („Substantiated”) i wyrafinowana „Elegia” Jacaszka. Z czasem doszło do tego słodkie „Motion” Goldmund, które rozpoczyna płytę, aż w końcu przekonałem się także do dość nietypowego utworu Rafaela Antona Irisarriego „Moments Descend on My Windowpane”. A lubianych i chwalonych wykonawców jest tu więcej: Leyland Kirby, Svarte Greiner, Manual, Peter Broderick… To co, wiadomo już, w jakim kierunku idzie pomysł Ghostly? I tak, i nie. Bo oczywiście jednym zdaniem zdefiniować to nie sposób, ale jednocześnie fascynujące jest to, że każdy z tych artystów ma tak wyrazisty styl, że najprościej – zamiast definicjami gatunkowymi – operować po prostu nazwiskami.

Ryzykowałem obudzenie dziecka, zmieniając płytę i z hukiem otwierając szufladę z CD. Chociaż w sumie nie musiałbym tego robić – album „Few Quiet People Promo Sampler 2011”, którego też słucham już od ładnych paru tygodni, można sobie ściągnąć także w postaci cyfrowej, i to za darmo, ze strony wydawcy. A warto, bo to firma polska i obiecująca. Warto też mieć fizyczny egzemplarz z minimalistyczną okładką będącą sygnałem drogi, którą sobie obrało FQP – idą bowiem w stronę powiązania muzyki z treściami wizualnymi, nawiązując ostatnio ścisłą współpracę z designerami i autorami wizualizacji.

Tu z kolei mamy rozstrzał pomiędzy minimalizmem elektronicznym (chwilami gdzieś w okolicy co bardziej wycofanych i subtelnych płyt z Raster-Noton), ambientem a „nową klasyką”. Świetnie te wątki zbiera nagranie Tomasza Bednarczyka z pianistą australijskiego Triosk (i nie tylko) Adrianem Klumpesem „The Sketch Part 2”. Przy „An Arc 5” Yu Miyashity – glitchowej elektronice przeplatanej smyczkowymi samplami – łatwo się zapomnieć i odpłynąć w medytację, albo i zasnąć. Ale to ładne nagranie. Nie przebija jednak „Shipyard” Stefana Wesołowskiego, którego znamy solo, z obiecującej płyty „Kompleta”, ale też jako współpracownika Jacaszka z jego „Trenów”. Tu pokazuje coś więcej niż świetne smyczkowe aranże – to „modern classical” w najlepszym wydaniu, spokojnie można to nagranie postawić na jednej półce z płytami Maxa Richtera i Petera Brodericka. Wyróżnia się jeszcze nieco bardziej potężna, elektroniczna kompozycja Nejmano „u | n”, kulminacja albumu.

A przydatność dla dzieci? W wypadku FQP prawie stuprocentowa. Nie ma szans, żeby maleństwo dźwignęło nagle głowę, słuchając statycznych plam dźwiękowych Szymona Kaliskiego albo miniatur polskiego kompozytora na obczyźnie Krzysztofa Zimmermanna. Może co najwyżej otworzyć oczy przy utworze Nejmano, gdy natężenie dźwięku niepokojąco wzrośnie. Jeśli chodzi o „SMM”, jest małe niebezpieczeństwo, że dziecko obudzi wam się przy zapętlającym się dość twardo – jak zwykle zresztą – The Fun Years. Ale są też olbrzymie szanse na to, że swoją recenzję – czy co tam macie do zrobienia – zdążycie, jak ja, doprowadzić do końca.

Wszystkiego dobrego, że tak stereotypowo skończę. Dla tych z Ghostly, dla tych z FQP – i dla wszystkich Czytelników.

RÓŻNI WYKONAWCY „SMM: Context”
Ghostly International 2011
7/10
Trzeba posłuchać:
Aidan Baker, Jacaszek, Goldmund.

Jacaszek- „Elegia” by ghostly

RÓŻNI WYKONAWCY „Few Quiet People Sampler 2011”
Few Quiet People 2011
7/10
Trzeba posłuchać
: Nejmano, Stefan Wesołowski, Tomasz Bednarczyk. Do zassania tutaj.