15 staroci odkurzonych w roku 2010
Poprzedni wpis wywołał trochę dyskusji. I słusznie, żaden zestaw nie jest docelowy, żaden nie jest kompletny, każde zestawienie subiektywne. A podsumowania są, przynajmniej dla mnie, głównie bodźcem do nadrobienia tego, czego nie zauważyłem lub nie zdążyłem posłuchać. Dziś będzie jeszcze (o ile to tylko możliwe) bardziej subiektywnie.
Wznowienia, wersje poszerzone, boxy, kompilacje… Poza Bruce’em Springsteenem i jego „The Promise” oraz „Double Fantasy” Johna Lennona i Yoko Ono było w tym roku dużo więcej ciekawych wydawnictw prezentujących stare nagrania. Z samych afrykańskich składanek dałoby się zrobić takie zestawienie, choć tym Skupiłem się na tych, które udało mi się zdobyć w materialnej postaci (odpadł dość mocny kandydat, czyli okrutnie drogi „Neu! Vinyl Box”, a także kilka oczywistych wydawnictw, których podstawowe wersje od dawna mam, typu „Disintegration” The Cure czy „Exile On Main Street” Stonesów). Nie wliczałem kompilacji z zupełnie nowym materiałem. Czego brakuje Wam najbardziej i dlaczego? Pod tym wpisem jest nieograniczenie wiele miejsca, by powiadomić o tym świat.
Oto piętnaście najciekawszych staroci przypomnianych w roku 2010. Kolejność alfabetyczna, ale wybór nieprzypadkowy.
Bob Blank „Blank Generation: Blank Tapes NYC 1975-1985”, Strut. Składanka nowojorskiego producenta (a właściwie bardziej: inżyniera dźwięku) disco Boba Blanka skompilowana przez Billa Brewstera i Franka Broughtona (tych od książki „Last Night A DJ…”). Obok Gladys Knight remiksy Sun Ra czy Lydii Lunch. Sama radość. Jeśli ktoś nie ma, warto nadrobić przed Sylwestrem.
Roy Brooks And The Artistic Truth „Ethnic Expressions”, Jazzman (oryg. 1973). Niesamowite nagranie koncertowe, nie na darmo wznowione przez Jazzmana w serii „Holy Grail”. Kolejne praźródło afrykańskiego jazzu, płyta zespołu amerykańskiego perkusisty Roya Brooksa, z Olu Darą i Cecilem Bridgewaterem (mąż Dee Dee).
Charlemagne Palestine „Strumming Music”, Sub Rosa (3CD). Trzy części (długie) kompozycji nagranej w latach 70. na różne instrumenty, ale z tym samym zapamiętaniem w powtarzaniu motywów w nieskończoność. Pod tym względem inni minimaliści przy tym artyście wysiadają.
Bob Dylan „The Bootleg Series Vol. 9: The Witmark Demos: 1962-1964”, Columbia (2CD). Nie zanosi się na to, by „The Bootleg Series” zakończyła się w znanej przyszłości. Archiwa Dylana wydają się równie nieskończone jak motywy artysty powyżej (w tym samym roku wydał też zestaw nagrań mono). Tu usłyszymy te same znane piosenki, ale są to te same dobre piosenki.
Godflesh „Streetcleaner”, Earache (2CD, wersja deluxe, oryg. 1989). Świetna debiutancka płyta projektu Justina Broadricka robi dziś nie mniejsze wrażenie niż 20 lat temu. Puszczona na ulicy, oczyściłaby ją dziś równie dobrze co wtedy. Dodatki to niepublikowane miksy, utwory koncertowe i wersje z prób.
Kenny Graham And His Satellites “Moondog and Suncat Suites”, Trunk (oryg. HMV 1957). Majestatyczne, przepiękne jazzowo-orkiestrowe interpretacje klasyków Moondoga (pierwsza suita) oraz utwór skomponowany przez Grahama z inspiracji amerykańskim ulicznym artystą. Oba nagrane przez Joe Meeka w 1956 roku. Perła brytyjskiego jazzu, ale o tym już pisałem.
Bruce Haack „Farad. The Electric Voice”, Stones Throw. Kompilacja muzyki pioniera syntezatorowego (i ojca duchowego techno), speca od wokoderów. Najlepsze utwory z najlepszych płyt – wreszcie łatwo dostępne.
The Heads “Relaxing With…”, Rooster (oryg. 1996). Jedna z najciekawszych psychodeliczno-rockowych reedycji roku. Między narkotyczną muzyką Spacemen 3 a stoner rockiem. Trochę zdenerwowałem fanów The Heads tutaj – ale to naprawdę dobra płyta.
Mekanik Kommando „Shadow Of A Rose”, CatSun/Monotype (oryg. 1985). Grupa z Nijmegen, związana z holenderskim ruchem postpunkowym, ale swobodnie wychodząca w stronę folku i psychodelii, zaskakująco aktualna pod względem pomysłów. Świetna płyta, o czym wspominałem już tutaj.
Propaganda „A Secret Wish”, Salvo (2CD, wersja deluxe, oryg. 1985). Klasyk z lat 80. wyprodukowany przez Trevora Horna dla jego legendarnej ZTT. Część całego cyklu wznowień ówczesnych albumów z tego labela. Było o tym albumie tutaj.
Różni wykonawcy „Elektronische Musik: Experimental German Rock and Electronic Music 1972-83”, Soul Jazz (2CD). Rewelacyjna składanka prezentująca możliwości sceny krautrockowej i chyba najlepsze w tym roku wydawnictwo Soul Jazzu, który ogólnie obniżył trochę loty („Elektronische Musik Aus: Koeln” była już dużo słabszą kompilacją). Tu było.
Różni wykonawcy „Les filles du crépuscule”, LTM Recordings. Wybór utworów kobiecych zespołów i projektów nagrywających w latach 80. i później dla belgijskiej firmy Les Disques du Crépuscule. Antena, Mikado i inni. Dla miłośników nowofalowego popu – obowiązkowo. Więcej tutaj.
Różni wykonawcy „Pomegranates. Persian Pop, Funk, Folk and Psych of the 60s and 70s”, Finders Keepers. Nawet lata rockandrolla i funku były w Iranie skażone tamtejszą wrażliwością religijną, co dało nieprawdopodobny efekt. Taki Gonjasufi z sampli z tych kawałków mógłby stworzyć z pięć kolejnych albumów. Tylko po co samplować, skoro oryginał jest aż tak dobry? Tutaj o tym pisałem.
Różni wykonawcy „Shangaan Electro. New Wave Dance Music from South Africa”, Honest Jon’s. Muzyka taneczna ludu Tsonga zamieszkującego w dorzeczu Limpopo. Czy może być coś bardziej egzotycznego? Rzecz w tym, że gęste rytmy Tshetsha Boys czy BBC brzmią jak gdybyśmy mieli do czynienia z jakimś nowym brytyjskim trendem klubowym. Najlepsze w tym roku wydawnictwo z Honest Jon’s. Nieco więcej tutaj.
Anthony „Shake“ Shakir „Frictionalism 1994-2009“, Rush Hour (3CD). Monstrualna kompilacja zbierająca wydawane na winylowych płytach utwory producenta z najmłodszej fali Detroit techno. Spokojnie bije na głowę większość elektronicznych płyt z tego roku, z Shed i Actress włącznie.
PS. W ostatniej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że dziwnym trafem umknęła mi jeszcze jedna ważna rzecz (może dlatego, że tę mam tylko w mp3). Dołączam więc jako bonusowy numer 16:
Różni wykonawcy „The Minimal Wave Tapes, Vol. 1”, Stones Throw. Archiwum wytwórni Minimal Waves upowszechniającej zapomnianych wykonawców elektronicznych z lat 70. i 80. o z lekka dziś tandetnym, ale bardzo oldschoolowym brzmieniu (na winylu płyta ukazała się w roku 2009). Świetna rzecz! Klik!
Komentarze
z ważnych, które kojarzę że wznowiono w tym roku, to przede wszystkim:
-Orange Juice – „Coals to Newcastle” – 6CD – zakupię, ale pewnie w przyszłym roku dopiero
-Paul McCartney – „Band on the Run” – trudno nie odnotować wznowienia TAKIEJ płyty
-REM – „Reckoning” i „Murmur” – wiadomo, akurat posiadam te wersje i warto, zarówno dla wydania jak i bonusów
-Dexys Midnight Runners – „Searching for the..”
-Morrisey – „Bona Drag”
nie wiem skad pomysl, ze Godflesh to projekt Broadricka i Hampsona.
Robert Hampson tylko przewinal sie przez Godflesha,
a juz na pewno nie mial nic wspolnego ze Streetcleanerem.
doprawdy – wystarczy zajrzec do wikipedii, discogs albo chocby i allmusic
@- –> Pośpiech jest złym doradcą – a ja lubię Hampsona uważać za współtwórcę ze względu na okres, w którym się zainteresowałem zespołem. Poprawione. Wymienione nazwy nie są mi obce, ale zajrzeć to przecież prościej na okładkę. 😉
Szczególne ciekawe uzupełnienia nie przychodzą mi do łba (choć zawsze można wymyślić którąś z nie kończących się deluxe, expanded, itd. reedycji Milesa), więc chciałbym wzmocnić pozycję Charlemagne Palestine w tym zestawieniu – nie tylko konsekwencja metody ze „Strumming…” wyróżnia go wśród minimalistów, ale chyba też synergia między metodą a narzędziem – rezonanse i drony powstające w „Strumming…” granym na Bosendorfer Imperiale Grand są niepowtarzalne. W pewnym sensie wersje na klawesyn i kwartet smyczkowy są na tej płycie po to, by uświadomić potęgę bazowej formuły. A sam osobnik niezwykły. Warto sprawdzić!
Fajny blog p.Bartka Chacinskiego.
Tylko te, ciagle komentaze wokol, a, jaka ta/to/ plyta, kiedy sie ukazala, a co, gdzie slyszalem, co sie ukazalo, i to, popisywanie sie,w znajomosci, gdzie,kiedy i jak… Dlaczego ze strony dyskutantow brakuje analizy dziela, przedstawianego. Analizy w doglebnym przekazie. Nie sztuka jest „gadanie” latwe, sztuka… latwosc, w przekazie madrym.
pozdrawiam
Glupia
@-, Bartek: równie kontrowersyjne jest określanie „Streetcleaner” mianem debiutu – w 1988 wyszedł self-title (musicbrainz klasyfikuje go jako EP, nie mam pojęcia czemu)… A drugim aktywnym członkiem zespołu był GC Green (bas).
@Codhinger –> Tę płytę także Discogs i Wikipedia (skoro już zostały tu wypomniane) klasyfikują jako EP-kę, choć czasowo na pograniczu (30 min.).
Ja jakoś nie jestem zwolennikiem reedycji. Mimo bonusów, ładnych (często) digipacków itp. Jeśli wydanie to pierwsze, brzmiące tak, jak miało brzmieć. Uważam, może dość „betonowo”, że wznowienia często pozbawiają muzykę klimatu minionych lat.
Oczywiście jeśli mowa o wznowieniach płyt winylowych na kompaktach, to już inna bajka. Ale jeśli CD, to pierwsze, ewentualnie możliwie najwcześniejsze tłoczenie 😉
Pozdrawiam serdecznie!