Inwestuj w płyty, to lepsze niż OFE

Od dawna chodzi mi po głowie napisanie czegoś o rozwijającym się wtórnym rynku limitowanych edycji płyt. To bardzo ciekawa dziedzina: kupujecie (często bezpośrednio od artysty) wydawnictwo, które ukazuje się w nakładzie 200, 500, góra 1000 sztuk. Coraz częściej też zdarza się, że kupujecie je w przedsprzedaży, która umożliwia artystom sfinansowanie tłoczenia. Zarazem wchodzicie w posiadanie czegoś, czego wartość jest mierzalna nie tylko artystycznie – taka płyta będzie prawdopodobnie więcej warta z każdym rokiem.

Taki model działania wybrał Rob Mazurek i jego koledzy w nowym projekcie Chicago Odense Ensemble. Dokonując zakupu ich stronie (klik!) można się przyczynić do powstania płyty, którą ja akurat poznałem dzięki uprzejmości wydawcy, małej firmy AdLuna Records, a pośrednio dzięki znajomościom z serwisem PopUp (który notabene ma właśnie nowy, bardzo ciekawy numer – klik!). A płyta to tylko 250 podwójnych winyli i 500 cd. Kto pierwszy, ten lepszy.

Nie pisałbym jednak o tym, gdyby to była tylko inwestycja. COE jest kolejnym pełnoprawnym bandem Mazurka, który powstał z połączenia sił dwóch Duńczyków (gitarzysta Jonas Munk, którego możecie znać z Limp, a jeszcze lepiej z projektu Manual, oraz perkusista Jakob Skott) i śmietanki towarzyskiej z Chicago. Obok Mazurka gra tutaj (kapitalnie, prosto, ale z niezwykłą swobodą) basista Matt Lux, jest znakomity Jeff Parker, dalej Dan Bitney, a do tego Brian Keigher na instrumentach perkusyjnych. Większość z nich pamiętamy z Isotope 217 i Tortoise. Nie na darmo oba tamte zespoły nawiązywały do elektrycznego okresu Milesa Davisa. Ta muzyka, z jej subtelnym funkiem i lekkością tak inspirująca dla sceny postrockowej, ciągle tkwi w głowach całej ferajnie, czego mają świadomość, bo sygnalizowali, że to ruch w stronę Davisa. Na płycie COE mamy więc świetne figury rytmiczne basu i gitary unisono z funkującą perkusją i odklejoną od tego gorsetu rytmicznego trąbką (gwoli precyzji: oczywiście kornetem, dzięki za komentatorom za czujność), a w tle elektroniczne efekty. Mazurek dalej w świetnej formie, którą sygnalizował na albumie „Sound Is”, tutaj jest równie melodyjny i przystępny.

Chicago Odense Ensemble „Soup” by Adluna Records

Przy okazji trafiła w moje ręce jeszcze jedna płyta Roba Mazurka – tym razem solówka nagrana w olbrzymim opactwie Fontevraud w Dolinie Loary, założonym na początku XII wieku przez reformatora kościelnego Roberta d’Arbrissela. Mazurek był artystycznym rezydentem w Fontevraud, malował abstrakcyjne obrazy (można je zobaczyć we wkładce płyty) i nagrał cykl kompozycji, które zarejestrował w miejscowej kaplicy wczesnogotyckiej – miejscu, którego niesamowity pogłos te utwory eksponują w sposób perfekcyjny. Wydała zaś to na płycie ta sama AdLuna dwa lata temu. Efekt jest piękny, ulotny – i choć kontemplacyjny, to lepiej mi się tego albumu słucha we fragmentach, by uniknąć monotonii. Album warto mieć, bo to pięknie wydana rzecz z małego wydawnictwa, więc…

Rob Mazurek „The Body” by Adluna Records

…więc że obie te płyty są lepszą inwestycją niż OFE, rzecz to jasna. Prawdopodobnie tylko ból zęba jest gorszy niż OFE (zresztą co do tego też nie mam pewności). A jeśli do emerytury uda wam się uzbierać trochę pieniędzy, to zawsze możecie po prostu słuchać dalej takiego Chicago Odense Ensemble, co pewnie jeszcze bardziej osłodzi wam jesień życia.

CHICAGO ODENSE ENSEMBLE „Chicago Odense Ensemble”
Adluna Records 2010
8/10
Trzeba posłuchać:
na początek może być numer 7. Całość trwa 53 minuty z sekundami i naprawdę trudno się tu doszukać słabych punktów. Fotka obok ze strony wydawcy.

ROB MAZUREK „Abstractions On Robert d’Arbrissel”
AdLuna 2008
6/10
Trzeba posłuchać:
„The Body”, „The Torso” – oba akurat udostępnione przez Adlunę na Soundcloudzie.