Galaktyczny Instytut Dobrego Smaku poleca…

W tych czasach to nie buta, to konieczność. Mechanizm jest następujący: jeśli potrzebujecie pieniędzy, zakładacie Instytut Zdrowia i Urody w Rawie Mazowieckiej i sprzedajecie certyfikaty, na które następnie producenci wody sodowej i pieluch mogą się powoływać w reklamach. „Nasza szminka polecana jest przez Narodowy Instytut Kosmetyki i Technologii” (w skrócie NIKT) albo „Nasz makaron został nagrodzony Złotą Chochlą przez Międzynarodowy Instytut Tradycji (MIT) w Bolonii i otrzymał Dyplom Uznania dla Przedsiębiorczości w Acapulco oraz Certyfikat Instytutu Penne w Arezzo” (skróty sobie darujmy). I tłuczecie certyfikaty, dyplomy i medale, które potem telewizja pokazuje w idiotycznych reklamach. Dlatego postanowiłem zmieść te wszystkie organizacje za jednym zamachem – założyć od razu Galaktyczny Instytut Dobrego Smaku z siedzibą na warszawskiej Ochocie, żeby zająć pewien rozwojowy obszar rynku i zamierzam polecać produkty różne. Zawsze dobrze wcześniej zaklepać sobie chwytliwą etykietkę – kojarzycie pewnie casus „Nowoczesnej Polski” Palikota, która okazała się mieć od dawna imienniczkę w organizacji dużo bardziej pożytecznej (a przynajmniej organizacji, która swoją pożyteczność udowodniła) – Fundacji Nowoczesna Polska. Mam nadzieję, że partia Janusza Palikota zasili na drodze sądowej polską kulturę i Program Wolne Lektury prowadzony przez rzeczoną fundację.

Ale tak naprawdę założyłem Galaktyczny Instytut Dobrego Smaku po to, żeby uhonorować płytę Mikrokolektywu, która w końcu do mnie dotarła w piątek. Pierwszej polskiej grupy w katalogu amerykańskiego Delmarku. Ba, pierwszej europejskiej grupy w tym katalogu. Uwierzycie, że Stańko nie ma żadnej? Ani Komeda? To dla mnie oczywiście powód do narodowej dumy, ale co nie powiem do jakiego z wyżej wymienionych instytutów mógłbym sobie wsadzić tę dumę, gdyby płyta była kiepska. Tyle że płyta na szczęście jest znakomita. Kuba Suchar i Artur Majewski nie od dziś dogadują się dobrze językiem nowoczesnego, podlanego elektroniką jazzu z postaciami pokroju Roba Mazurka (też Delmark) – Mikrokolektyw spokojnie można postawić obok jego Chicago Underground Duo, nieco podobnego (perkusja + trąbka) duetu. I pod względem oryginalności spokojnie to porównanie wytrzymują, a pod względem siły tematów (gdy już się temat pojawia) ogrywają ChUD. Słowo wstępne Raymonda Salvatore Harmona, ciekawego chicagowskiego artysty wizualnego, zestawia wrocławian z Donem Cherrym. Ja usłyszałem w niej wyjątkowe, gęste (trochę zostało w nich z jungle-jazzu grupy Robotobibok) partie rytmiczne i melodyjne frazy trąbki („Lipuko”), które, jeśli z automatu nie przeszły właśnie do polskiej tradycji jazzowej, to z pewnością przejdą do niej tej nocy. Nieprawdopodobne jest to, jak świetnie duet z Wrocławia łączy dość momentami pościągliwą formę jazzową z niesamowitym podskórnym niepokojem kreowanym dźwiękami mooga i niesłychanie urozmaiconym perkusyjnym tłem. Geometria melodii spotyka tu plemienny rytuał. Chciałbym więc przyznać pierwszy certyfikat GIDS grupie Mikrokolektyw. Bo co, mam po prostu napisać, że fajna? W tej sytuacji to już nawet trochę nie wypada. Jeśli tylko telewizja o krajowym zasięgu w porze największej oglądalności zdecyduje się poświęcić jej trochę czasu (może zamiast ballady o sukcesach grupy Bayer Full w Chinach??), to obiecuję, że będę przygotowany na taką okazję, zaprojektuję logo organizacji i wyrobię sobie pieczątkę.

MIKROKOLEKTYW „Revisit”
Delmark 2010
8/10
Trzeba posłuchać:
„Revisit”, „Rocket Street”, „Running Without Effort”, „Lipuko” i jeszcze parę. Tu na dole jest klip do „Rocket Street”, który w tej chwili ma 1581 odwiedzin. Proponuję, żebyśmy zbiorowym wysiłkiem dodali z tyłu jedno zero.