Warszawa w wersji gorszej od oryginału
Już się przyzwyczaiłem do faktu, że Muzeum Powstania Warszawskiego stało się jednym z najbardziej prężnych wydawców (albo współwydawców) płyt w tym kraju. Zresztą zdarzało im się partycypować w ciekawych przedsięwzięciach płytowych („Umiera piękno” Agi Zaryan) i wykorzystywać inne zaskakujące i oryginalne (Lao Che „Powstanie warszawskie”). Poza tym właściwie co roku wydają moje pieniądze warszawskiego podatnika na albumy, które dają pracę zasadniczo niezłym muzykom (lubię to!), ale rzadko wnoszą coś świeżego i sensownego (nie lubię tego!). Zeszłoroczne oratorium „Pamiętnik z powstania warszawskiego” Pospieszalskiego prawie zepsuło mi apetyt na Mirona Białoszewskiego, moim zdaniem okropnie gryzło się z duchem jego twórczości. A projekt „Gajcy” z kolei niespecjalnie mnie poruszył. Teraz muszę jednak wspomnieć tutaj o płycie „www.wawa2010.pl”. No bo najbardziej znane piosenki o Warszawie i jeszcze tacy wykonawcy (Tymański, Mozil, Budyń, Bunio, Budzyński itd.) na jednej płycie – porzuciłem pomysł kolejnego podsumowania polskich płyt i zająłem się dziś tylko tą jedną.
„Warszawa i ja” Partii w stylistyce mariachi jest nawet zabawna, choć oczywiście nieporównanie gorsza od oryginału. To ostatnie zdanie powinni sobie napisać na tabliczce, gdy będą egzemplarz tej płyty wieszać w gablocie muzealnej.
Przy drugiej pozycji „Człowieku z liściem” Elektrycznych Gitar (gościnnie Bunio) w dość ciekawej aranżacji już wiem, co jest zasadniczym problemem albumu. Niestety, jest to jego główna bohaterka. Nie, nie Warszawa. Bo główną bohaterką jest Karolina Cicha, której wokale spajają całość. A jest to artystka, która nie śpiewa, tylko gra śpiewanie. Różnica jest bolesna – zresztą w większości przedstawień teatralnych znajdziecie ten sam typ nadinterpretacji, który dla mnie przynajmniej jest bolesny. Domyślam się, że tak uczą śpiewania w szkołach aktorskich, żeby każdy z miejsca potrafił odróżnić aktora od wokalisty, bo co sobie, panie, mają wchodzić w paradę. Niestety, są ludzie, którzy taki sposób śpiewania lubią. Tak samo, jak są ludzie, którzy uważają, że najważniejsze miejsce prezentacji muzyki w mediach to program „Jaka to melodia”.
No to teraz, gdy już naszkicowałem rodzaj problemu, możecie sobie, drodzy czytelnicy, wyobrazić „Warsaw” Joy Division w wersji z cierpiętniczymi gotyckimi wokalizami wyżej opisanej bohaterki. Przy „Małgośce” z ciężkimi gitarami Olafa Deriglasoffa (ten akurat śpiewa tu prosto i przyjemnie) z tekstem „On nie wart jednej łzy” doznałem olśnienia – ten aktorski syndrom w śpiewaniu to coś, na co cierpiała wokalistka zespołu Łzy!
Mimo zaangażowania poważnych sił i świetnych muzyków wstydziłbym się słuchać tej płyty przy świadkach. W drugiej części znajdziemy trochę ciekawych formalnych zabiegów („Sen o Warszawie”, „Warszawski dzień”). Komplement dalej nie dotyczy jednak głównych partii wokalnych. Zbyt wiele momentów wymusza „skip” po dwudziestu sekundach. Mam tu na myśli choćby niezamierzenie komiczny efekt w „Warszawa jest smutna bez ciebie” w wersji z Mamadou Dioufem, która dowodzi, że polski to jednak cholernie trudny język (akurat tutaj Cicha brzmi świetnie i mogłaby przy takim stylu śpiewania pozostać), oraz Titusa z Acid Drinkers w „Czerwonej zarazie” – ale tego się nie da opowiedzieć.
Na koniec – dla osłody – „Bal na Gnojnej” w wersji z Czesławem Mozilem, który akurat w ten klimat wpasował się genialnie. Cicha nie przeszkadza i miło towarzyszy, przynajmniej dopóki całość nie zamieni się w klimat rodem z oratorium Pospieszalskiego. Po raz pierwszy ucieszyłem się, że autorzy nie żyją. Nie muszą wciskać „skip”.
Płycie towarzyszą jak zwykle fajne rysunki Trusta, który – obstawiam – nie pracował nad nimi słuchając tego materiału. Oraz wstęp Grzegorza Wasowskiego. Ten w kilku żołnierskich zdaniach obraża pół przyjezdnej populacji Warszawy, która daje nowe życie temu miastu. Dziwi się samemu sobie, dlaczego jeszcze je lubi i dlaczego jest do niego tak mocno przywiązany. A na koniec uznaje, że „Warszawa nie ma piękna Krakowa, Warszawa nie ma piękna Pragi, ale jak tu być pięknym, kiedy się jest nieugiętym”. I nawet z tym się nie zgadzam. Bo dla mnie Warszawa to miasto równie ładne co Kraków czy Praga (tylko inaczej). Więc albo gusty moje i twórców albumu rozmijają się dość zasadniczo, albo jestem głuchy i ślepy, albo – co chyba najbardziej prawdopodobne – mieszkamy w innym mieście.
KAROLINA CICHA I INNI „www.wawa2010.pl”
Muzeum Powstania Warszawskiego 2010
3/10
Trzeba posłuchać: Warto obejrzeć książeczkę i pozostać przy nadziei, jaką ta książeczka niesie.
Komentarze
Nie kupiłbym bo mi się okładka nie podoba. 😛
sądząc z tej piosenki, którą zamieściłeś (nawet dość uroczej), to chyba lepiej posłuchać „barbakanu” z nowej płyty vavamuffin, albo solowego pablopavo.
@M: mnie by ta okładka skusiła.
Ta..Warsaw Battles the Pink Robots
Miałem okazję posłuchać płyty i w pełni się zgadzam z Pana oceną. Dla mnie to taki „misz-masz”. Nie za bardzo wiem do kogo to wydawnictwo jest skierowane. Dobór piosenek, też momentami nie do końca zrozumiały (prznajmniej dla mnie).
Zdecydowanie bardziej podobało mi się wydawnictwo „Gajcy”. Chociażby dlatego, że było bardziej spójniejsze.
„Zdecydowanie bardziej podobało mi się wydawnictwo “Gajcy”. Chociażby dlatego, że było bardziej spójniejsze.”
Toż w słownikach przy słowie „pretensjonalny” dają okładkę „Gajcego”!
a ja jak zwykle odnośnie brysku: Senegalczyk w tym towarzystwie [i Pani Wokalistki i Tematyki Jako Takiej] to jakaś kurewska pomyłka. PO CO TO było?
chciałeś zniechęcić- zniechęciłeś. zdrowia & indżoj!