Z cyklu: najpłodniejsi muzycy świata

Słyszeliście już o nowej płycie U2? A właściwie o nowych PŁYTACH. Bo – jak twierdzi Bono – mają już trzy gotowe materiały: rockowy, taneczny i „medytacyjny”, czy jakoś tak. Więcej na ten temat w Guardianie. Ale to jeszcze daleko od rekordu. Rekordzistą jest Wiley, brytyjski producent hiphopowy, który – jak się dowiedziałem z „The Wire” – udostępnił w lipcu na swoim Twitterze aż 200 nowych utworów. Za darmo, w jedenastu paczkach w formie plików *.zip, które teraz błąkają się po sieci. łatwo namierzyć je na przykład na Grime Forum.

Nie żebym tam od razu słuchał wszystkich nagrań demo Wileya zebranych w 11 plikach. Za U2 też na razie nie będę się uganiał. W tych trudnych czasach nie mam już złudzeń, że uda się przesłuchać wszystko, co wychodzi. Łatwiej dziś nagrać płytę niż znaleźć wolną godzinę, żeby jej posłuchać, ot co. Ja te mrożące krew w żyłach przykłady inflancji muzyki wykorzystam, żeby wrócić do tematu ekskluzywności nagrań i ich nadprodukcji, o którym pisałem już tutaj. Cała ta hipnagogiczna, psychodeliczna, arpcore’owa – czy jak ją tam zwać – scena muzyczna jest ciekawym polem obserwacji, bo jak w soczewce skupiają się w niej problemy dzisiejszego odbioru muzyki. Wykonawcy tacy jak Emeralds (vide lista tutaj – a brak tu jeszcze solowych dokonań członków Emeralds) czy Oneohtrix Point Never (wkrótce zajmę się tym przypadkiem na moim drugim blogu) i wielu innych produkują setki nagrań rocznie, wydając je w różnych formatach w często bardzo krótkich, limitowanych nakładach. Wypuszczają prawie wszystko jak leci, za dużo, żeby przesłuchać to na raz, w zbyt krótkich seriach, żeby do wszystkiego dotrzeć. Najciekawsze przychodzi po jakimś czasie, gdy można już na ten dorobek spojrzeć z pewnej perspektywy. Po roku, dwóch, pięciu. Nagle będzie się okazywać, że ta muzyka jest wznawiana na CD, dostępna już całkiem szeroko. W ten sposób będziemy się dowiadywać, co z tego przetrwało i ma znaczenie.

Płyta „Tidings/Amethyst Waves” lidera Emeralds Marka McGuire’a to bardzo dobry prognostyk. Zawiera materiał z dwóch kaset wydanych odpowiednio trzy i dwa lata temu. Bardzo to zbliżone do produkcji Emeralds – syntezatory budujące stopniowo ścianę dźwięku, trochę więcej gitar. Wszystko w duchu repetycji, minimalizmu, szkoły berlińskiej i krautrockowych bandów gitarowych. Nieco amatorskie w bezczelności budowania długaśnych kompozycji na krótkich powtarzalnych motywach, ale zarazem miłe w słuchaniu. Wydawnictwo wciąż jeszcze ma w sobie toporność CD-R-a, bo płyta opakowana została ledwie w kartonową obwolutę. Ale zarazem to już nielimitowane, normalne wznowienie „klasycznych” starych nagrań, które posiadali na kasecie tylko wtajemniczeni. Już czekam na sensacyjnie zapowiadającą się październikową nową edycję Unsoundu w Krakowie, na której usłyszymy OPN, Emeralds i jeszcze z tuzin innych wykonawców z okolic – jak je sobie tu możemy nazwać – „kłopotliwych nośników”.
Przy okazji: skąd jest ten fragment (filmowy chyba) na początku płyty McGuire’a:

You don’t get it, Maurice, I’m not a cop because I want to be, I’m a cop because I have to be. I was called to the law, I’m its servant. I eat, breathe, sleep the law, It courses through my body like blood. And when you stepped on the law, Maurice, you stepped on me.

Kto słyszał? Kto wie? Obiecuję jakąś drobną niespodziankę płytową dla takiej dobrze poinformowanej osoby. Nie to, żeby konkurs, upominek po prostu. Przysługa za przysługę, bo strasznie za mną chodzi ten fragment, a że płyta – jak to mówią – wsysa, to cytat słyszę dość regularnie.

MARK MCGUIRE „Tidings/Amethyst Waves”
Weird Forest 2010 (oryg. 2007 i 2008)
8/10
Trzeba posłuchać:
Jak ktoś ma czas, żeby posłuchać jednej kompozycji (najkrótsza ma 14’29”), to znajdzie czas na całość. Ale wspaniały „Trips Through the Park” zamykający ten album jest wart każdych piętnastu minut. Niestety (tu kolejny dowód kłopotliwości nośnikowej vel ekskluzywności) na YouTube brak.