Odpowiednio głęboki underground jest mainstreamem (po drugiej stronie świata)

Po raz ostatni nawiążę do tematyki tegorocznego Off Festivalu, bo pojawiła się długo przeze mnie oczekiwana galeria zdjęć na łamach serwisu PopUp. Rzecz nie do przeoczenia dla wszystkich, którzy na Offie byli, a pewnie i dla tych, którzy nie byli, wystarczająco atrakcyjna (choć dla nich może być trochę – momentami – denerwująca).

A żeby zostać w temacie do końca notki, proponuję płytę, która zarazem jest skrajnie offowa i jednocześnie bardzo, ale to bardzo rozrywkowa. „Shangaan Electro” – składanka firmy Honest Jon’s, być może nawet najbardziej odkrywcza w dotychczasowej historii tej firmy, skompilowana przez Maxa Ernestusa (Basic Channel) i zawierająca taneczną muzykę ludu Szangana (Tsotsa) zamieszkującego okolice RPA. To jest utrzymana w bardzo szybkim tempie muzyka taneczna. Jak mówi jej czołowy producent Nozinja: „zagrasz wolno, to nie będą tańczyć”. Dlatego tempa są na poziomie 180-185 BMP, zawrotnym jak na europejskie parkiety. Ale bas już nie tak potężny jak w muzyce drum’n’bass, przeciwnie nawet – dość filigranowy, specyficzny, często wykorzystuje niskie rejestry brzmienia marimby. Perkusja idzie z automatu. Członkowie zespołów noszą maski. Wykrzykiwane wokale nie mają wiele wspólnego ani z rapem, ani z raggamuffin. Ale pozostają gdzieś między śpiewem a melodeklamacją. Mają charakter wiejskim, ale jeśli ktoś chciałby to wziąć za tamtejsze disco polo, powinien się wczytać w angielskie tłumaczenia tekstów – zbyt melancholijnych, smutnych, by je brać ca coś takiego. Często mają formę dialogów między pojedycznym wokalista a chórkiem podpowiadającym odpowiedzi na jego rozterki. Weźmy „Na Xaniseka”:

Wokalistka: – Cierpię na tym świecie
Ale komu mam się wyżalić?
Nie mam nawet dzieci
Kto mi pomoże?
Cierpię na tym świecie
Ale komu mam się wyżalić?
Chór: – Powiedz wszechmogącemu Bogu, to twoja jedyna nadzieja.

Poza obyczajowymi rozterkami jest trochę tematów religijnych, ale gdyby ktoś chciał tę muzykę puścić jako tło dla akcji OK (Obrońców Krzyża), mógłby się narazić na gwałtowne reakcje. Pod każdym względem – od muzyki, przez tematy i sposób i ich podejmowania, aż po brzmienie – muzyka electro ludu Tsotsa będzie dla nas bowiem dość egzotyczna i… alternatywna. Choć przy tym jest uwielbiana i popularna na ulicach tam, skąd przyszła. To dla mnie ostateczny dowód muzycznej teorii względności – tego, że jeśli coś jest alternatywne czy offowe w naszych realiach*, to gdzieś po drugiej stronie globu (tam, gdzie chodzą do góry nogami) musi być zjawiskiem masowym – i odwrotnie.

* Ale może już niedługo – afrykańskie brzmienia szybko przesączają się do kultury europejskiej – przykładem logobi, o którym pisałem tutaj.

RÓŻNI WYKONAWCY „Shangaan Electro. New Wave Dance Music from South Africa”
Honest Jon’s 2010
8/10
Trzeba posłuchać:
obu umieszczonych tu nagrań Tshetsha Boys.