Dla tych, co na Offie

W Katowicach trwają już pewnie przygotowania do pierwszego koncertu festiwalu. Otwarcia imprezy, która obrosła w fajną autoironiczną atmosferę (że przypomnę teksty Jacka Sobczyńskiego i Maćka Lisieckiego) i jest szansa, że rozwinie się w kierunku muzycznym, a nie hipsterskim, co mnie napawa optymizmem. Właśnie poczytałem sobie teksty na nieformalnej stronie wokółfestiwalowej, przewodnik festiwalowy na Porcys.com i wydrukowałem niezawodną rozpiskę od Hennessy’ego Williamsa. Sam jadę jutro, z poczuciem, że do burzy informacyjnej wokół Offa dołożyłem swój kamyczek. A jeśli ktoś się jeszcze (groza!) zastanawia, czy pojechać, mam dla niego kilka argumentów, którymi sam się kieruję, wybierając festiwal, na jaki warto w danym roku się wybrać (a zawsze, niestety, trzeba z jakichś względów wybierać). I kilka porad dla tych, którzy chcieliby zaliczyć tylko jeden koncert.

Po pierwsze, nie po to jeżdżę na festiwal, żeby zobaczyć wykonawców, których już wcześniej widziałem. Festiwal jest fajny ze względu na to, że można poznać dużo nowej muzyki w krótkim czasie. Zobaczyć występy artystów, na których czasem nie poszłoby się specjalnie do klubu. A nie na ulubione zespoły, bo te prawie zawsze lepiej się ogląda na dłuższych, często bardziej kameralnych i w dodatku jeszcze lepiej nagłośnionych oddzielnych koncertach. Off spełnia te wymogi, bo oferuje tylu wykonawców, których w ogóle nie znam, bądź też nie widziałem na scenie, że od samego studiowania line-upu czuję się wzbogacony, a co dopiero po obejrzeniu artystów na żywo. Wyjątkiem jest oczywiście The Flaming Lips, zespół, który widziałem wielokrotnie i zawsze na festiwalach – i który nigdy w takiej sytuacji nie zawodzi.

Po drugie, nie po to jeżdżę na festiwal, żeby słuchać muzyki, której lepiej mi się będzie słuchać w domu. To jest niestety casus wielu twórców muzyki elektronicznej. Kapitalne występy choćby Orbital czy Underworld wywołały u mnie parokrotnie opadnięcie szczęki, ale to zawsze były jednostkowe wydarzenia pośród licznych zawodów związanych z czysto elektroniczną muzyką taneczną na dużych imprezach. Didżej w klubie to fajna impreza do tańca, didżej na scenie to często widmo nudy. Chyba że ktoś nie widział na żywo, jak wygląda miksowanie płyt i chce sobie stanąć z boku i podejrzeć technikę. Live-acty to w 9 przypadkach na 10 oszustwo. Dlatego wolę już neurotyczny zespół folkowy albo jakichś wsobnych, ale nieprzewidywalnych shoegazowców czy innych postrockowców. I dlatego podoba mi się idea Offa, gdzie główne gwiazdy gwarantują po prostu dobre, żywe koncerty – tu wymieńmy szablonowo Tindersticks, Dinosaur Jr., no i The Flaming Lips.

Po trzecie, żeby nie poszło w laurkę, nie ma jeszcze w Polsce festiwalu, który wystarczająco dobrze łączy wszystkie możliwe funkcje takiej imprezy (bo nie łudźmy się – każdy jest trochę inny i inaczej patrzy na te sprawy, o których wspomniałem powyżej), czyli jest mocny i w gwiazdach z telewizora, których występy już widzieliśmy, i w nowych twarzach, i w koncertach muzyki elektronicznej i w mieszanych lub gitarowych składach. W tym roku w moim zestawieniu letnim Off wygrywa, nie przez nokaut, tylko na punkty. Dlaczego? Oto dziesięć punktów:

1. The Flaming Lips, już pisałem dlaczego.
2. Damon and Naomi, bo nie zanosi się na to, żebym zobaczył jeszcze kiedykolwiek Galaxie 500. Dokładnie wiem, czego się spodziewać po tym koncercie, ale zawsze to spełnienie jakiegoś marzenia.
3. Dinosaur Jr., bo to fajny zespół na scenie, tylko dlaczego w tym samym czasie, co Radio Dept.???
4. Radio Dept., bo jestem ich bardzo ciekaw po niezłej tegorocznej płycie, tylko dlaczego w tym samym czasie, co Dinosaur Jr.????
5. Zu i Shining za jednym zamachem, bo dziesięć punktów to jednak mało miejsca, żeby wymienić wszystkich, na których koncerty się czeka. A te zapowiadają się dość pewnie.
6. Art Brut, bo będą idealnym supportem dla The Fall, a przy tym ostatnim boję się rozczarowania.
7. Mitch & Mitch czy Tides From Nebula – bo będę miał niezły zgryz, zresztą w wypadku polskich wykonawców takich sytuacji trudnego wyboru dyktowanego rozkładem godzinowym będzie więcej. Lenny Valentino ma z kolei konkurencję w postaci Efterklang.
8. The Psychic Paramount, bo poznałem ich dzięki line-upowi festiwalu, ale czuję, że to może być niezły koncert.
9. Mouse On Mars – wielka niewiadoma, kiedyś byli jedną z tych elektronicznych grup, która grywała świetne koncerty, ale to było dawno i… warto sprawdzić.
10. Zs, bo z takimi zespołami nigdy nie wiadomo, co pokażą na żywo.

To, do czego podchodziłbym z rezerwą: A Place To Bury Strangers, zespół mocno – moim zdaniem – przereklamowany, oraz Tunng, którzy na tle innych folkowców robią umiarkowane wrażenie (ale może widziałem ich w nieodpowiednim momencie).
Jeśli kogoś dziwi nieobecność Williama Basinskiego czy Fennesza w zestawieniu – oczekuję ich występów z nadzieją, ale i z obawą. Toro Y Moi również oczekuję na podobnej zasadzie – ciekaw jestem, czy to brzmienie w ogóle da się odtworzyć w warunkach koncertowych.
Całą resztę inni już opowiedzieli, zresztą bardzo zajmująco.

W załączniku płytowym proponuję Zs, być może najdziwniejszy koncert rozpoczynającego się właśnie Off Festivalu. Album „New Slaves” nie powalił mnie na deski, te ciągle powtarzane hałaśliwe motywy to nie jest zresztą rzecz do słuchania po dziesięć razy w kółko. Ale tym muzykom z Brooklynu udało się pozacierać kilka granic w muzyce w sposób fundamentalny – tę między kompozycją a improwizacją, tę między hałasem rockowym a hałasem jazzowym, wreszcie tę między wpływami etnicznymi i minimalistycznymi. Mieści się to z łatwością w kategorii „Czegoś takiego jeszcze nie słyszałem”. Z reguły podobne rzeczy na koncercie, jeśli komukolwiek uda się skoncentrować po dziewięciu godzinach innych koncertów, powinny wypaść dużo korzystniej niż na płycie, może więc jeszcze zmienię spojrzenie na ten album. Czekam więc i życzę Off Festivalowi dobrej pogody, a jego gościom miłych wrażeń.

Aha, proszę się nie dziwić, gdyby jutro żaden wpis się tu nie pojawił – to będzie potwierdzenie, że jest dobrze.

ZS „New Slaves”
The Social Registry 2010
7/10
Trzeba posłuchać:
„Acres Of Skin”