Niemęskie granie

Zapewne każdy już słyszał, że browar z południa Polski wymyślił coś takiego jak „męskie granie”. I nawet znalazł sporo wiarygodnych postaci z muzycznego rynku, które swoim udziałem w projekcie potwierdziły, że tak, prawdziwy rock’n’roll to muzyka męska. Sporo świetnych artystów, włącznie z moimi ulubieńcami z MItch & Mitch, Smolika albo Kim Nowak, podróżuje sobie po Polsce pod tym szyldem, dając ludziom to, co najbardziej lubią przy piwie – autentyczne, dojrzałe i mocne emocje bez odrobiny babskich słabości albo innego muzycznego pedalstwa. Towarzyszy im Nergal, pewnie na wszelki wypadek, jakby trzeba było jakiegoś wyjątkowo nieustępliwego i twardego zniewieścialca oblać smołą.

I niech sobie jeżdżą, krzyż (męskich i walecznych) na drogę, ja tam proponuję nową konkurencyjną kategorię: niemęskie granie. Jest równie dobra, a może nawet lepsza od tamtej. Na pewno bardziej buntownicza, bo przeciw czemu ma się niby buntować przy piwku męskie grono dojrzałych muzyków? A ja mam dobry przykład niezależnego (tak, tak – i to z tych niezależnych z lat 80., więc jeszcze w etosie małych wytwórni) popu z lat 80. nagrywanego dla belgijskiej Les Diques du Crépuscule. Nazwy mitycznej (dosł. Płyty Zmroku), która kojarzy mi się jak żadna inna ze wspominaną tu przeze mnie dość często dziennikarską działalnością Przemka Mroczka – tego od Mrocznych Niezależnych – właśnie w latach 80.

Clou sprawy to jednak fakt, że w Crépuscule wydawano mnóstwo kobiecego syntezatorowego popu – właśnie niemęskiego grania, które ze względu na swój minimalizm (często perkusja i pojedyncze syntetyczne barwy plus wokal) i marzycielski charakter piosenek w stylu retro, w czym frankofońska scena zawsze była niezła, jest dziś niebywale aktualne. Pisałem już o Antenie. Tutaj można znaleźć zarówno utwór tej grupy („The Boy from Ipanema”, który choćby ze względu na przekręcony tekst standardu pasowałby do reklamówki „Niemęskiego grania”), jak i późniejsze projekty Isabelle Powagi (jako Isabelle Antena albo Powaga Sisters). Ale to, dla czego warto sobie kupić nową składankę „Les filles du crépuscule”, to przede wszystkim Mikado. Dla mnie, średnio obeznanego ze starym francuskim popem – prawdziwe odkrycie, którego nie trzeba by było nawet odświeżać, żeby dziś sprzedać jako najnowszy krzyk mody.

Ogólnie rzecz niesamowicie pasuje do skwaru za oknem jako zestaw nieprzeładowanych aranżacji (teraz takie myślenie to rzadkość), no, powiedzmy, że można wyhamować w okolicy fragmentu cyklu „Gymnopedies” Satiego – to byłby niezły finał płyty, biorąc pod uwagę fakt, że dalej na składance przeważa już nieco bardziej banalny i nie tak zwiewny pop. Ogólnie jednak niemęskie granie – które niniejszym dokładam do kategorii na tym blogu – górą. Ogłaszam jednak wszem i wobec, że kategoria nie jest na sprzedaż, bo gdyby była, to pewnie kupiłby ją producent podpasek i na tym urok walki z lansowanym przez piwo stereotypem by się skończył.

RÓŻNI WYKONAWCY „Les filles du crépuscule”
LTM Recordings 2010
8/10
Trzeba posłuchać:
Mikado „Romance” – i poniżej można posłuchać tego nagrania. Jeszcze niżej teledysk do innego przeboju francuskiego duetu z epoki – klipy robili im Pierre et Gilles.