Krawaty wiążę, przerywam ciąże…
20 lat – tyle podobno wynosi pełny cykl w kulturze. I wszystko wskazuje na to, że po raz kolejny teoria 20 lat się sprawdza. Oto brakujące ogniwo pomiędzy Kraftwerk i B-52’s. Tym muzycy Devo byli pod koniec lat 70., za swoich najlepszych czasów. Tym próbowali być jeszcze na przełomie lat 80. i 90. I tym są teraz, bo właśnie wrócili po równych 20 latach bez płyty z nowym materiałem. Choć po prawdzie „Something for Everybody” brzmi jak album z bardzo starym materiałem.
Poza radosną wtórnością płyta starszych już panów od kapeluszy w piramidkę i pierwszych teledysków z MTV ma jeszcze drugie dno – satyryczne. Czytelne już od momentu, gdy zobaczymy okładkę – idealnie wygładzoną kobiecą twarz i rękę zbliżającą do ust piramidkę, dawny symbol Devo, tutaj służącą jako symboliczny dowolny rodzaj produktu. Taki Ubik, jeśli ktoś pamięta prozę Philip K. Dicka. Pewnie dobrze wpływa na nastrój, reguluje krążenie i przemianę materii jednocześnie, a przy okazji jeszcze pewnie odchudza i zapewnia kosmiczny orgazm. Krawaty wiążę, przerywam ciąże itd. Na pudełku mamy ironiczną naklejkę: „88% Focus Group Approved”, sugerujące, że ktoś już zorganizował badania i sprawdził, że ta płyta trafi w swój target. I jeszcze tytuł pierwszego singla: „Fresh”. Idealna kampania. W środku – poza płytą z dość banalnymi elektro-rockowymi nagraniami o nieco staroświeckiej formule (choć i wśród nich znajdą się lepsze momenty – choćby „Mind Games”) – kolejna seria zdjęć pseudoreklamowych z wizjami produktu „x” (czyi owego – bądźmy konsekwentni – ubika) w rękach innych grup odbiorców.
Devo już na początku drogi byli grupą stosunkowo kiepską muzycznie, ale od razu wizjonerską, jeśli chodzi o satyrę na rzeczywistość i całą otoczkę plastikowego marketingu, jaka ich sprzedawała. Do dziś nie nauczyli się pisania oryginalnych piosenek, ale robią to, co The Fugs (moim zdaniem ich najmocniejsza inspiracja od początku), Residents i jeszcze paru innych artystów z pogranicza performance’u i muzyki. W „Later Is Now” słychać syntezator rodem ze „Speak and Spell” Depeche Mode, w „No Place Like Home” – Ultravox, muzycy Devo zatrzymali się na etapie wczesnych lat 80., ale zadziwiające jest to, że nie ma kogoś, kto przejąłby od nich pałeczkę w patrzeniu na rzeczywistość z perspektywy reklamowego terroryzmu i że w czasach Facebooka nabijać się z tego muszą 60-latki. Prawdziwie krytyczny stosunek do Lady Gagi mają też już chyba tylko oni.
DEVO „Something for Everybody”
Warner 2010
6/10
Trzeba posłuchać: „What We Do”, „Mind Games”
Komentarze
@Na pudełku mamy ironiczną naklejkę: “88% Focus Group Approved”, sugerujące, że ktoś już zorganizował badania i sprawdził, że ta płyta trafi w swój target.
„były konsultacje”. link:
http://www.guardian.co.uk/music/2010/feb/23/devo-comeback-album-focus-group
dzieki za przypomnienie. biore sie za odsluch.
zgrabne, dobre na upal.
Takie piękne, na niby, i znowu ktoś napisze, że „myszka myszką” naturalna,że ktoś nie rozumie słów zawartych, ale, czasem,choćby po latach wielu…żal trochę słuchać, bo…li, tylko, okładka piękna. Uwielbiam Pana pisanie/wpisywanie, ale czuję naddatek słowa niewspółmierny wobec muzyki, to tak, jakby Pan chciał przydać pięknu, co nie warte jego wyobrażeniu.
Uległam brzmieniu…ale, na niby.
Zapewne ma Pan dość, moim „psychologiczno-niemerytorycznym” wywodom, ale, no cóż, takie są reguły bloga. Otwartość, za którą dziękuję.
@Bala – nie wiem czy Bartek ma dość, wszyscy inni na pewno. Rzygam jak czytam twoje grafomanskie wypociny
Mogę tylko powtórzyć, że „takie są reguły bloga”. 😉
Będę usuwał tylko skrajnie wulgarne komentarze i przypadki natrętnej agitacji politycznej. Z drugiej strony, dyskusji na temat tego, co jest grafomanią, a co nią nie jest, nie zamierzam blokować. Tylko prosiłbym o odrobinę wzajemnej wyrozumiałości obie strony.