Ludzie Islama

W pewnym sensie to islamiści, ale niekoniecznie w sensie religijnym. Po prostu ich lider ma na imię Islam. Na nazwisko Saeed. Dla publiczności: Islam Chipsy. Niewysoki, ale bardzo zręczny, o czym będzie się można przekonać dziś w warszawskiej Cafe Kulturalnej, gdzie wystąpi ze swoim triem Eek. O jego muzyce pisałem już parokrotnie, że może być czymś nowym dla słuchaczy zmęczonych już syryjskim Omarem Souleymanem (i jego klawiszowcem Rizanem Sa’idem). Chipsy jest nowocześniejszy, szybszy i bardziej agresywny w sposobie gry, co udowodnił na Off Festivalu. Towarzyszą mu dwaj perkusiści: Khaled Mando i Mahmoud Refat. Ten ostatni mówi trochę po angielsku, więc tłumaczył krótką rozmowę, którą przeprowadziłem w Katowicach z Eek, a właściwie z Islamem Chipsym. Przytoczę ją tu w całości:

Dlaczego zajęliście się graniem muzyki elektronicznej?
– To nie jest muzyka elektroniczna!
Ale gracie ją na urządzeniach elektronicznych…?
– Ale to są keyboardy. Islam mówi, że używa ich od dziesięciu lat. Zaczęło się na przyjęciu weselnym. Przygrywał na nim jakiś didżej. A Islam podszedł do niego i powiedział, że przyniesie swój keyboard. I że się przyłączy. Zrobił to dla zabawy – nie miał pojęcia, że coś z tego wyjdzie.
Wydaje się jednak, że pojawiło się w dzisiejszym w Egipcie jakieś szersze zjawisko, elektroniczna scena, weźmy choćby postać Maurice’a Luki…
– Tak, od jakichś 7-8 lat mamy bardzo szeroki ruch wokół tego typu muzyki, pojawia się wielu producentów, muzyka instrumentalna, a czasem wokalna, to szeroki styl.
Utwory Eek wydają się dość precyzyjnie skomponowane. Jak dużo improwizujecie na scenie?
– Na scenie 90 procent to improwizacje, w studiu prawie tak samo.
Gracie w nieprawdopodobnie wysokim tempie. Jak długo zajmują wam przygotowania? Macie jakieś metody na utrzymanie kondycji?
– Przygotowania? 5 sekund. Gramy po prostu bardzo dużo koncertów. Codziennie – i to bez przesady – gdy jesteśmy w Europie. A u siebie 7 dni w tygodniu.
Czym się różnią koncerty tu i tam?
– W tej chwili kiedy gramy w Europie, jesteśmy już rozpoznawani, coraz lepiej znamy tutejszą publiczność. Ale gdy trafiamy w nowe miejsca, to dotarcie do ludzi wymaga to więcej wysiłku. W domu presja jest dużo mniejsza, gramy na większym luzie, bo ludzie doskonale znają nasz repertuar. Staramy się jednak powiększać publiczność.
Ulubione miejsce?
– Portugalia. Byliśmy tam w poprzedni weekend, mamy sporo fanów i ludzie doskonale reagują na naszą muzykę, rysują nawet komiksy o zespole.
Do jakich tradycji muzyki egipskiej wam najbliżej?
– Wpłynęło na nas tak wiele różnych tradycji, że nie wymienimy wszystkich.
Próbowaliście jakoś nazwać to, co robicie?
– To pozostawiamy tobie.

Wyzwanie traktuję poważnie i muzykę Eek – a także innych przybyszów z dalekich krajów grających na imprezach z muzyką alternatywną – nazywam niezachem. A tę krótką rozmowę w tempie jak z koncertu Chipsy’ego publikuję tu nie tylko po to, żeby zaprosić was na koncert do Kulturalnej. Także dlatego, że za tydzień w „Polityce” obszerny materiał (tekst i zdjęcia), który przez okrągły rok robiliśmy z Kubą Dąbrowskim. Pomogli nam organizatorzy festiwali: Docs Against Gravity, Off Festivalu i Unsoundu. Odmówił tylko jeden artysta, wspomniany Omar Souleyman. A właściwie jego menedżerka. Surowe transkrypcje wywiadów z ludźmi z niezachu zamierzam publikować jako miniserię na Polifonii. To był rok takich wizyt, a biorąc pod uwagę już teraz ogłoszoną premierę nowego Tinariwen z gwiazdorską obsadą gości – kolejny sezon zapowiada się równie dobrze.