Ratunku, płyta mnie słucha!

Kiedy zbyt długo patrzysz w otchłań, otchłań zaczyna patrzeć w ciebie. Dzisiejszy wpis nie będzie jednak kącikiem aforyzmów, tylko ilustracją problemu opisanego w poprzednim zdaniu przez Friedricha Nietzschego. Otóż niektóre fragmenty mrocznej i kontemplacyjnej płyty X-Navi:et brzmią trochę tak, jak gdyby to wpatrywanie się w pustkę autor chciał przełożyć na muzykę. Choć nie jest to bynajmniej wszystko, czym album Technosis będzie was w stanie zainteresować i zaskoczyć. Jest to przede wszystkim kolejna płyta (po tych choćby), która bardzo skutecznie myli słuch.

Już potężne basowe brzmienie w pierwszym utworze, Matnia, to nie syntezatory, tylko jakieś egzotyczne instrumenty perkusyjne. Bo warto tu przypomnieć, że toruński muzyk i etnolog Rafał Iwański (to on występuje pod enigmatycznym szyldem X-Navi:et) swój zestaw perkusyjny buduje konsekwentnie w oparciu o przeróżne instrumenty pochodzące z daleka – afrykańskie czy azjatyckie. Wykorzystuje je do tworzenia muzyki, którą najogólniej można by opisać jako postindustrialną, czyli dźwięków towarzyszących światu po upadku współczesnej cywilizacji. Ten motyw towarzyszy stale Iwańskiemu, który czy to w działaniach solowych, czy na przykład w duecie Kapital (z Kubą Ziołkiem) odnosi się regularnie do Williama S. Burroughsa, miłego memu sercu głosiciela różnych dekadenckich prawd. Ta, która została mottem niniejszej płyty, też mówi o końcu i też pochodzi od Burroughsa: Nie, nie widzę nadziei na zbawienie w maszynie, w maszynach, technologii czy maszynach liczących, które są w rękach rządzących obecnie na planecie jednostek i grup. (Cytat ten pochodzi z rozmowy z WSB drukowanej w „Literaturze na Świecie”).

Dla uzupełnienia dodajmy, że William S. Burroughs (o którym sporo swego czasu pisałem) był wnukiem wielkiego pioniera produkcji maszyn liczących w Ameryce. Wiedział coś na ten temat. A zarazem miał dzięki temu rodzinnemu biznesowi pieniądze na artystyczne życie.

Muzyka Iwańskiego jest w pewnym stopniu podporządkowana tym obawom przed technologią. Owszem, powstawała w studiu z całą pewnością cyfrowym, bo trudno dziś znaleźć inne, ale bez wykorzystania automatów perkusyjnych ani jakichkolwiek syntezatorów, czy nawet nagrań terenowych. Utwór Pseudo-Ambient wydają się wypełniać dźwięki natury. Ale na okładce czytam, że no field recordings. A zatem świerszczy tu z pewnością nie ma. Podobnie jak innych sampli. Niecodzienność brzmień wynika więc w pierwszej kolejności z charakteru samych instrumentów, rodzaju mikrofonów i wykorzystanych efektów. Bo w kilku innych fragmentach znajdziemy z kolei gęste faktury przetwarzane przez analogowy filtr (słyszę je – albo przynajmniej mi się wydaje – w Ex Homo Sap i w Oto Technosis), kiedy indziej transowa mantra (In Extremis) wydaje się wybrzmiewać w jakiejś opustoszałej fabryce. Jak na muzykę monotonną z założenia przechodzimy przez całkiem wiele różnych światów dźwiękowych. Wrażenie obcowania z iluzją nas nie opuszcza – także dlatego, że sztuka perkusyjna – a perkusistą Iwański pozostaje w pierwszej kolejności z pewnością nie kojarzy się z czymś, co słyszymy, zagłębiając się w katatonię ostatniego na płycie Alchemy of Sounds, długiego (23 minuty), minimalistycznego, ale zarazem potężnego, opartego na niepokojących dronach nagrania, które autor płyty zadedykował Tomaszowi Sikorskiemu.

Jeśli patrzysz w pustkę, pustka patrzy w ciebie, a jeśli słuchasz muzyki, to czasami pewnie i muzyka słucha ciebie. Nie należy oceniać tej płyty po okładce – moim zdaniem słabszej niż dotychczasowe w wypielęgnowanym graficznie okładki z katalogu Instant Classic. Dźwiękowo to rzecz bardzo silnie działająca na słuchacza, chyba najlepsza, a na pewno najmocniejsza z dotychczasowych prac dźwiękowych Iwańskiego, który z kosmosu zewnętrznego (opisywałem jego wcześniejsze nagrania przyglądające się gwiazdom) przeniósł ostatecznie uwagę na kosmos wewnętrzny. I miałem przemożne wrażenie, że Technosis mnie słucha.

X-NAVI:ET Technosis, Instant Classic 2016, 8/10