Historia Tatara

Ręka do góry, kto zajrzał tu, myśląc, że to blog kulinarny? Rozważałem nawet tytułową frazę „Najlepszy Tatar w kraju”, bo ta zapewniałaby pewnie jeszcze lepsze wyniki w wyszukiwarkach, w których – nie czarujmy się – fraza muzyka, czy nawet mp3 (kto pamięta jak mp3 kiedyś wyprzedziło sex w liczbie wyszukiwań?) przegrywają z jedzeniem. Tymczasem muzyczna tradycja zamieszkujących w Rzeczypospolitej Tatarów wydaje się nie mniej atrakcyjna niż przywiezione przez nich tradycje gastronomiczne. A oni sami – tym ciekawsi jako prawdziwi, z wielowiekową ciągłością polscy muzułmanie – wydają się tematem zasługującym na coś więcej niż ostatnie publicystyczne brednie o „innej cywilizacji” (podsumowane skądinąd świetnym rysunkiem). Muzyki żydowskiej mieliśmy ostatnio mnóstwo, powoli staje się tematem mocno wyeksploatowanym. Muzyka tatarska pojawiała się, owszem, choćby w finansowanej kilka lat temu przez polski rząd (!) płycie Ansambl Peregrinus. Niepozorny album zatytułowany Mirza Tarak bardziej nawiązuje do samej obecności Tatarów obok nas niż bierze na warsztat ich muzykę, ale to on ma szansę w tatarskiej kwestii namieszać.

Trębacz Olgierd Dokalski – znany z wielu formacji, m.in. kIRk i Daktari – wybrał tu sobie przede wszystkim dobrą historię. Aktualną w środku sporów o to, kto zdradza Polskę i co jej grozi. To opowieść o Jakubie Murzie Buczackim, tatarskim chorążym hetmana Szczęsnego Potockiego, który po przystąpieniu tego ostatniego do Targowicy opuszcza wojsko targowiczanina i wyrusza na pielgrzymkę do Mekki, by później wrócić na Podlasie i pracować jako sędzia. Płyta przyciąga więc uwagę już samą historią, odtworzoną faktograficznie dzięki pomocy Sławomira Hordejuka. Muzycznie stanowi ilustrację podróży głównego bohatera. Podróży wielowymiarowej, bo to, co dla Buczackiego jest drogą poszukiwania własnej tożsamości, może być dla nas dziś drogą do potwierdzenia naszej multikulturowej tożsamości zbiorowej.

Płyta Dokalskiego, nagrana z towarzyszeniem kwartetu kolejnych muzyków (Antonina Nowacka, Daria Wolicka, Maciej Rodakowski, Gamid Ibadullayev), koncentruje się – co sugerują najpierw tytuły utworów, a potem potwierdza ich atmosfera – na sferze mistycznej, duchowej. Ale zarazem, dzięki swej różnorodności, kreśli obraz tygla tradycji, którym była Rzeczpospolita przełomu XVIII i XIX wieku, ale i cała ta część Europy. Owszem, mamy motywy ze Wschodu, tureckie (Adana powstała na bazie ludowej pieśni z Kaukazu i Anatolii), ale najbardziej urokliwy fragment albumu, Mizogin, z tematem granym przez całą sekcję dętą nawiązuje raczej do muzyki Bałkanów. W finałowym hipnotycznym zanurzeniu w muzyce, a dla Buczackiego pewnie w doświadczeniu religijnym pochłaniającym bez reszty (Nie zapomnisz mnie), słychać doświadczenia Dokalskiego z kIRk. Towarzyszy mu zresztą cały czas współpracująca ostatnio wokalnie z tym składem Antonina Nowacka. Występują ze sobą już dawna, Krzysztof Wójcik wróżył dwa lata temu duży potencjał temu duetowi.

Nowacka zaśpiewała zresztą chyba na połowie istotnych płyt z wokalami w ostatnim roku i urasta na czołową postać sceny, taką Barbarę Kingę Makjewską (przy wszystkich różnicach) środowiska alternatywnego. Stopień skupienia, aktorskiego – w dobrym sensie – zaangażowania, z jakim Nowacka odmalowuje głosem scenę (bo też utwory te kojarzą mi się bardziej ze scenami niż z klasycznymi formami muzycznymi) W drodze, zasługuje na duże brawa. Jest to też nieco inny styl śpiewu niż ten, który Nowacka zaprezentowała niedawno w nagraniach duetu ANRS, również ekspresyjny, ale mniej kojarzący się z wokalistyką Diamandy Galás. Poza tym partie Nowackiej na tym albumie to nie rozpacz, jak u amerykańskiej wokalistki, tylko raczej delikatny lament, refleksja, tęsknota, może po prostu wewnętrzny głos bohatera? W każdym razie Nowacka, która odtworzyła również herb Tarak (rodziny Buczackiego) na okładce, to niewątpliwie najważniejsza współautorka tego albumu.

Lubię muzycznych samouków, których mamy w Polsce niemało – należą do nich przecież i Trzaska, i Szamburski, i jeszcze wielu innych muzyków o niespokojnym życiorysie artystycznym i otwartych na ciągłe zderzenia z nowym. Dokalskiego z przyjemnością zapisuję do tej grupy. Mirza Tarak nie zatrzaskuje żadnego tematu mocą arcydzieła. Ale robi coś być może znacznie ważniejszego: otwiera nowe możliwości i poszerza pole.

OLGIERD DOKALSKI Mirza Tarak, Fundacja Kaisera Söze 2016, 7/10