Jeszcze 3 płytowe odkrycia

Skończyły mi się wcześniej przygotowane – wzorem Adama Słodowego – recenzje. Stąd dziś nieco chwilę później niż ostatnio dorzucam trzy dodatkowe płyty z października 2015 (powiedzmy, że jedna z końca września). Muzyka kaszubska na ostro, duński DJ Shadow w dwóch osobach i przedpremierowa recenzja nowej Adele. Nie, nie, żartowałem – żadnej Adele nie będzie. A trzecia pozycja w programie na dziś to postpunkowy kwartet z Kanady, który – zgodnie z nazwą – po prostu powinniście poznać.

DOMINIK STRYCHARSKI CORE 6 Czôczkò, ForTune 2015, 8/10
Tak się jakoś składa, że najciekawsze ostatnio propozycje wydawnictwa ForTune (które ciągle atakuje całymi wysypami nowości i w sferze numerów katalogowych szybko zbliża się do setki) pojawiają się w serii „zielonej”. Teoretycznie – etnicznej. Teoretycznie, bo wychodzą tu, podobnie jak w pierwotnej czerwonej serii, znakomite albumy z jazzem i muzyką improwizowaną. Takie jak ten – zespołu Core 6 kierowanego przez Dominika Strycharskiego. Ten flecista ma świetny rok (czytelnicy tego bloga mogą pamiętać opisywany tu entuzjastycznie duet z Rafałem Mazurem), pracuje w tempie dość szaleńczym – sam nie mogę nadążyć za jego muzycznym dziennikiem, który prowadzi w dość wyjątkowej formule w serwisie Soundcloud. A może to ciągle zbieranie owoców pracy z zeszłego roku, bo Czôczkò zarejestrowane zostało przecież jeszcze w październiku 2014. Pomysł, żeby wrócić do regionalnych pieśni nie jest może bardzo oryginalny, ale kaszubski repertuar w tej wersji wypada znakomicie. Strycharski za partnera w ogrywaniu tradycyjnych melodii wziął sobie klarnecistę Wacława Zimpla, a większość motywów wzmacnia wspaniale pracująca podwojona sekcja rytmiczna (Kozera, Wójciński – kontrabasy i Szmańda, Zemler – perkusje). Daje to wręcz przesadzoną intensywność, przerysowuje natychmiast całą konwencję, kreśli ludowy krajobraz grubą, Aylerowską kreską, co wydaje mi się samo w sobie bardzo atrakcyjnym zabiegiem. A ileż jest w tym jeszcze przyjemnego szczegółu, czy dobrze dozowanej krzykliwości, zadziorności rodem rzeczywiście – tak jak to sobie zamierzyli autorzy – z innych muzycznych światów (koniecznie trzeba pod tym względem dosłuchać do końcowych taktów finałowego Antracytu).
Chciałbym to jakoś móc zaprezentować we fragmencie muzyki z SC, klipie z YT lub chociaż szybkiego linku do BC, ale wydawca nie proponuje, co jest DB. Dużym błędem.

OUGHT Sun Coming Down, Constellation 2015, 7/10
No więc mówicie, że znudziła was muzyka Interpol i Editors? Ale post-punk znudzić was jakoś nie chce, mimo ogrywania na wszelkie możliwe sposoby? No to pewnie macie już tę płytę, więc po co ja to w ogóle piszę? Pewnie też widzieliście niezły koncert grupy Ought z Montrealu na katowickim Offie? Gdyby jednak czyjaś odpowiedź na te ostatnie pytania nie była twierdząca, to zachęcam do tego, żeby Sun Coming Down – drugiej płyty kwartetu – posłuchać. I to posłuchać z uwagą, według klucza 2-5-8. Bo o ile całość, mocno osadzona w twórczości Television, The Fall czy Pere Ubu, wykorzystująca co bardziej artystowskie pomysły nowofalowej sceny, ma lepsze i gorsze momenty, to w tych trzech nagraniach znajdziemy zestaw pasjonujący. Ledwie kilka dni temu zachwycałem się tym, jak o śmierci śpiewa młode pokolenie z grupy Protomartyr, a tu proszę, dość powszechnie chwalone Beautiful Blue Sky – chyba jednak numer jeden na płycie Ought – wprowadza z grubsza ten sam temat, choć w zupełnie innym tonie. Ta śmierć jest tu bardziej przenośnią potrzebną do tego, że zarysować odwagę życia pełnią życia. To spojrzenie aroganckie i optymistyczne, bez skazy prawdziwego doświadczenia, jakie mamy u Protomartyr. Czyżby dlatego, że kanadyjscy muzycy są trochę młodsi? W takim razie te same względy mogą wpływać na to, że ich muzyka jest jednak łatwiejsza dla wspomnianej publiczności Interpol i ciągle nieco zbyt zanurzona w młodzieńczych fascynacjach. Mimo sporego talentu, w całości jeszcze za mało własna.
Dostać można na Seeyousoon.pl lub tutaj.

DEN SORTE SKOLE Indians & Cowboys, Den Sorte Skole 2015, 7/10
Ci z kolei potrafią się promować sami w internecie (choć ja, żeby ich zauważyć, potrzebowałem specjalnej podpowiedzi Tomka Sosnowskiego – dziękuję). I kupić ich nowy album jakoś łatwiej, w dodatku za wyznaczoną przez siebie cenę, co upraszcza sprawę. Kolektyw pochodzi z Danii, posługuje się gramofonami i tworzy kolażową muzykę opartą na samplach. Mało jednak związaną czy to tanecznym rytmem, czy nawet jakimś rodzajem dominującej w muzyce popularnej struktury zwrotkowo-refrenowej. Myślę o tym raczej jak o porcji barszczu, w której znaleźć można mnóstwo niespodziewanych składników. Uchodźcy sąsiadują z tubylcami, a dyskoteka z salą koncertową. Albo o długiej opowieści z mnóstwem dygresji. Nawet jeśli spóźnicie się na początek, to usłyszycie w całości jakąś anegdotę. Wprowadza to niemałe zamieszanie, bo każdorazowy powrót do ulubionego fragmentu będzie trudny – utwory gdzie indziej się kończą niż zaczynają, trudno tę formę ogarnąć, ale słuchać i odbierać na bieżąco już zdecydowanie łatwiej. Czarna Szkoła, bo tak się podobno tłumaczy nazwę Den Sorte Skole (obecnie Simon Dokkedal i Martin Højland), nagrali coś, co najchętniej w ogóle nazwałbym mixtape’em – gdyby nie to, że inwencja, z jaką te sample zostały zmontowane, to jednak rzecz bardziej ze sfery reżyserii niż montażu. Widziałem jakiś występ na żywo duetu i mam wrażenie, że pracują po prostu na zasadzie klejenia pewnych większych modułów, stąd co pewien czas napięcie siada, ale w obrębie tych kolażowych utworów-modułów bywa ciekawie. Opowieść na miarę targanego konfliktami współczesnego świata, jak zapowiada sam kolektyw na swojej stronie internetowej, to to z pewnością nie jest, ale słucha się przyjemnie, co pozwala na moment odetchnąć od targanego konfliktami współczesnego świata.
Do kupienia na stronie zespołu.