Broń Behemotha swego…?

Rektor Uniwerystetu Medycznego w Poznaniu odmówił zgody na wczorajszy koncert Behemotha w klubie Eskulap, czym nie przysłużył się i tak już niezbyt korzystnemu w tym roku wizerunkowi miasta po cenzurze prewencyjnej spektaklu „Golgota Picnic”. Tym samym dał też argument Nergalowi – ten może teraz mówić, że Polska jest drugim obok Rosji (a próbka z całego świata jest jak zwykle w wypadku tej grupy niemała) krajem, gdzie zabroniono zespołowi wystąpić. Nie chciałbym nadużywać machania autorytetem przywoływanej tu już ostatnio minister kultury, ale skoro prof. Małgorzata Omilanowska z dużym wyczuciem wypowiadała się w sprawie „Golgota Picnic”, to powstaje pytanie: czy minister rządu RP może, albo nawet – czy powinien skomentować głośno sprawę o dość podobnym charakterze, która dotyczy autorów płyty zatytułowanej „The Satanist”?

Moim zdaniem odpowiedź brzmi twierdząco. Z kilku powodów. Pierwszy jest artystyczny – nie byłem na żadnym z koncertów na tej trasie, ale słyszałem (od osób bardzo dobrze poinformowanych), że zespół jest w szczycie formy. Sam z kolei – choć jak wiadomo metalem zajmuję się okazjonalnie – miałem bardzo pozytywne wrażenia po przesłuchaniu nowej płyty. Drugi powód jest reprezentacyjny – ludzie za granicą kojarzą Nergala z Polską tak jak Wałęsę czy piłkarzy, że o Papieżu nie wspomnę przez szacunek dla uczuć religijnych co wrażliwszych osób. Zespół jeździ po świecie od lat i umieszczają przy jego nazwie kraj pochodzenia. Ba, zaliczył z albumem „The Satanist” najlepszy debiut na liście bestsellerów Billboardu od lat spośród polskich artystów, a wśród na stałe mieszkających w Polsce muzyków – bodaj najlepszy w historii. Jest nawet ryzyko, że gdyby zbadać światową rozpoznawalność marki Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu i grupy Behemoth, poznańska uczelnia mogłaby test przegrać. Trzeci powód jest zdroworozsądkowy – Nergal od lat toczy prowokacyjną wojenkę z siłami polskiego katolickiego konserwatyzmu, na nowej płycie choćby wykorzystując cytat z Gombrowicza lub wiersz młodopolskiego poety Tadeusza Micińskiego (nie jest zresztą pierwszym polskim muzykiem, któremu to przyszło do głowy – byli Grechuta i Turnau – choć jego wybór może zostać uznany za, hm, bardziej kontrowersyjny). Jest w tym jak dla mnie co nieco z pozamuzycznego, performerskiego zacięcia. Dajmy mu robić to, co robi, bez ułatwiania na siłę. A rektor postanowił ułatwić.

Swoją drogą, jakież ciekawe zrządzenie losu: przecież o ile Eskulapa nie przenieśli w żadne inne miejsce, to mieści się w Poznaniu przy ul. Przybyszewskiego. Stanisława Przybyszewskiego, kolegi Micińskiego. Z tym ostatnim wymieniali się lekturami, które mogłyby nie tylko w Poznaniu wywołać popłoch.

Najważniejszy jest jednak powód czwarty: decyzja pana rektora godzi w polskich katolików. Myślicie, że to żart? Nic z tych rzeczy. Otóż zajrzyjmy do pisma, w którym rektor (dokładniej: prof. Jacek Wysocki) uzasadniał swoją decyzję. Chodziło mu przede wszystkim o „troskę o bezpieczeństwo” wynikającą z protestów „grup wyznaniowych”. Czyli innymi słowy na poznańskiej uczelni uważają chrześcijan („grupa wyznaniowa”) za bandę, która dąży do tego, żeby co? Zaatakować? Pobić? Zdemolować? Dość paskudny brak wiary w człowieka, zakładający, że skoro protestują (to jestem w stanie zrozumieć – reakcja negatywna na hasło „szatan”), to z pewnością zagrożą bezpieczeństwu urbi et orbi – pracowników i braci studenckiej.

mini_satanistCiekawie w tym wszystkim wypadła reakcja. Otóż zespoły, które miały z Behemothem grać (czyli supporty) urządziły sobie wobec braku tamtego mniejszy koncert klubowy pod hasłem „Mini Satanist Tour”, wpisując na informacji o imprezie dość błyskotliwe, nie powiem, hasło: „Całkowity dochód z koncertu przeznaczony na walkę z zacofaniem”. Więc może jeśli nie minister kultury, to chociaż minister nauki i szkolnictwa wyższego?

Oczywiście nie mam złudzeń, że się jakiejś dużej publicznej dyskusji doczekamy, bo choć w moim mniemaniu sprawa Behemotha jest w dziedzinie prewencyjnych akcji przypadkiem ważniejszym niż „Golgota Picnic”, to przecież zespół zalicza się do kultury „niskiej” (cudzysłów mój, nie znoszę tego podziału), popularnej, nie doczekał się obszernego dyskursu w mediach mainstreamowych, a Instytut Muzyki i Tańca nie ma jeszcze departamentu metalu zajmującego się przyznawaniem stypendiów młodym metalowcom. Odbywa się w nie tyle czarnej, co z punktu widzenia państwa – kulturalnie szarej strefie. Niewidzialnej.

Żeby nie było, że żywię niechęć do grup religijnych, chciałbym, korzystając z tej okazji, krótko przypomnieć o albumie (też dość krótkim, wydanym ledwie tydzień temu) czerpiącym z kultury różnych wyznań basenu Morza Śródziemnego, w tym również tych występujących na terenie Polski. Z instrumentalnej, solowej płyty klarnetowej Pawła Szamburskiego „Ceratitis Capitata” trudno wysnuć spostrzeżenie o zagrożeniu, jakie może się wiązać z wyznawcami religii szturmującymi koncerty Behemotha. To pełne zadumy kompozycje powstałe z motywów sakralnych, liturgicznych (w wypadku „Catholic” mamy szeroko u nas rozpoznawane motywy z katolickiej mszy świętej, z kolei najbardziej egzotycznym tematem, choć też obecnym u nas wydaje się bahaizm), bardzo łatwo identyfikowalne, grane subtelnie, moim zdaniem z cieniem inspiracji klarnetowym projektem Ircha w tle, a nagrane z wielkim pietyzmem w kościele w Błoniu pod Tarnowem. Alfabet artykulacji pokazywany w tych utworach pozwala jednocześnie odgadnąć, która z pięciu kompozycji odpowiada której religii, ale brzmienie klarnetu solo każe też na nie spojrzeć jednak jak na jedną wielką rodzinę. Intencje autora wydają się tu przejrzyste i tylko jedno brzmi trochę ryzykownie – tytuł, który odnosi się do znanego w krajach śródziemnomorskich szkodnika – owocanki południówki. Ale nawet gdyby w tej ślicznie sportretowanej na szarej okładce złotej muszce miało być i ćwierć grama podejrzanego dystansu, to trudniej upolować takiego owada niż wielkiego Behemotha. Pochodzą artystycznie z dwóch przeciwległych krańców pasma. Ale ani jednemu, ani drugiemu nie można odmawiać prawa do bytowania.

pawel_szamburski_ceratititisPAWEŁ SZAMBURSKI „Ceratitis capitata”
Supported by Lado ABC 2014 (edycja limitowana: 500)
Trzeba posłuchać: „Orthodox”, najładniejszej w zestawie impresji prawosławnej.