MAJ 2013: Jaga Jazzist, Metheny, Stetson i inni
Tym razem telegraficzne podsumowanie pominiętych wcześniej premier miesiąca (z pewnymi poprawkami – Hange Em High wyszło pod koniec kwietnia) chciałbym przeprowadzić w dwóch częściach. Tym bardziej, że mamy szczyt sezonu i wartych uwagi płyt było dużo, a dyskusja wokół Oswalda przeciągnęła się też dość znacznie. Na początek okolice szeroko rozumianego jazzu i improwizacji, a do tego jeden orkiestrowy projekt, jeden człowiek-orkiestra i jeden człowiek, który jednym instrumentem mógłby zatrzymać orkiestrę.
GORZYCKI / PATER „Therapy”
MW 2013
Zaskakująca, na dużym luzie chyba zrealizowana sesja z bydgoskiego MCK Rafała Gorzyckiego i Kamila Patera. Jedna, długa, 34-minutowa improwizacja. Bardzo różnorodna artykulacyjnie, niespokojna, jeśli chodzi o perkusję. W partiach gitary jest łagodniej – kształtują się z czasem jako całkiem atrakcyjne swobodne błądzenie wokół motywów: tu jakaś ludowa fraza, tu nienachalnie wpleciony cytat filmowy czy serialowy, a słuchacz ma z tego zabawę w wyłapywanie, odgadywanie tych fragmentów. Brzmieniowo dostajemy jazz z rockowymi wątkami. Po stronie obu instrumentów jest ciekawie, jeśli chodzi o płynne zmiany tempa. Otwarta i komunikatywna płyta jak na limitowaną edycję 200 egzemplarzy.
HANG EM HIGH „Hang Em High”
Gig-Ant 2013
Basista Radek „Bond” Bednarz z Miloopy, posługujący się instrumentem trochę przypominającym pomysły Marka Sandmana z Morphine (dwustrunowy slide), a do tego perkusista Alfred Vogek i saksofonista Lucien Dubois. Czyli międzynarodowy skład, który gra tu muzykę opartą na mocarnych groove’ach, punkowo-bluesowy jazz. Mamy dookoła trochę przykładów podobnych zespołów i muszę od razu zastrzec, że Skandynawowie pozostają w tej dziedzinie cały czas niedoścignieni. Choć taki „Nascar” pokazuje, że kiedy Hang Em High mocniej kombinują z brzmieniem, daje to niezłe efekty. Do tego mamy jeszcze jeden świetny moment na płycie: „Feefeecult”. NW pozostałej części jednak – jak dla mnie – panowie trochę zbyt mocno koncentrują się na epatowaniu potężnym basowym rejestrem.
JAGA JAZZIST „Jaga Jazzist Live With Britten Sinfonia”
Ninja Tune 2013
Ninja Tune już dawno weszła w wiek średni (w sumie także jeśli chodzi o jakość oferty), a teraz wkracza do filharmonii, i to głównym wejściem, a nie przez didżejskie remiksy dzieł orkiestrowych. Ale za to z tym składem, który niezmiennie zawyża średnią w wytwórni i jednak – głównie dzięki aranżerskiej pracy Larsa Horntvetha – potrafi wyciskać cuda z czegoś, co na początku w ogóle domeną tej wytwórni nie było, czyli relacji między muzykami w dużym składzie. Hornthveth, przyzwyczajony do multiinstrumentalistów i wymienności rol w małym norweskim światku, potrafiłby z tria zrobić big band. W sytuacji, gdy swój duży skład ma zsynchronizować z 26-osobową orkiestrą (Britten Sinfonia z Cambridge), wchodzi na zupełnie inny poziom i pokazuje naprawdę rzadkie umiejętności. Jazzrockowe przeboje zespołu grają razem z taką lekkością i dynamiką, że staroświeckość formuły „symfo-coś”, ani patos orkiestrowych ambicji nie uwiera nawet przez moment.
PAT METHENY „Tap. The Book of Angels vol. 20”
Tzadik/Nonesuch 2013
Druga księga Masady idzie powoli na rekord w długości, nawet przy wyśrubowanych wynikach podzielonego na serie katalogu Johna Zorna. Ale ta dwudziestka to ciekawy przystanek. Po pierwsze, gwiazdor w mieście – Metheny przyciągnie do „Księgi Aniołów” trochę nowej publiczności. Po drugie, wydawnictwo firmują zarazem (w dwóch różnych edycjach) Nonesuch i Tzadik, co musiało kosztować sporo wyrzeczeń Zorna, nie bardzo chyba gotowego na kompromisy. Po trzecie wreszcie, kiedy Metheny gdzieś w połowie tej płyty odpala syntezator gitarowy, zaliczam pierwszy moment w całej chyba serii, gdy przestaję słyszeć w tych utworach Zorna, tracę z pola widzenia styl jego kompozycji, a nawet żydowski charakter zestawu. Na szczęście w świetnym (i zwięzłym) „Tharsis” oraz w otwierającym zestaw nieco frippowskim „Mastema” Metheny kipi energią i nakładając na siebie partie poszczególnych instrumentów (gra prawie solo, pomaga mu tylko perkusista Antonio Sanchez) buduje jakieś napięcie. I nie przestaje kombinować, czego przykładem utwór „Sariel”. Może jest to więc symbioza: Metheny przyciągnie ludzi do Zorna, a ten drugi sprowadzi część znużonej publiczności do nierównego ostatnio Metheny’ego.
COLIN STETSON „New History Warfare vol. 3: To See More Light”
Constellation 2013
Mówiąc językiem Zbigniewa Wodeckiego z wywiadu, który niebawem ukaże się na łamach „Polityki”, Stetson (pisałem o nim wcześniej tutaj) do końca „przypakował” na tej płycie, nie pozostawiając sobie już chyba zapasu. Bo bez tchu pracuje jak wiadomo non-stop, zważywszy na techniki oddechowe, które stosuje regularnie w swoich nagraniach zamieniając swój organizm w nienagannie, jak w syntezatorze pracujący arpeggiator. A „przypakował” na obu frontach, bo w duetach z Justinem Vernonem dał coś bardzo przyswajalnego i najbliższego piosenkowej formie, a zarazem w paru momentach tak zebrał na mikrofon te swoje szerokie umiejętności saksofonowe, że mam wrażenie brutalnego (jak świetnym w utworze – nomen omen – „Brute”) zderzenia z jakąś gigantyczną machiną. Zresztą ten kupiony gdzieś na aukcji saksofon Stetsona mały nie jest.
Komentarze
Metheny u Zorna… Koniec świata…? 😉
Fajnie, że pojawiła się recenzja COLINA STETSONA. Już wcześniej pisałem na „Polifonii” – gdzieś w komentarzach o tej płycie, że bardzo mi się podoba, zdanie wciąż podtrzymuję. Dwa fragmenty z udziałem Justina Vernona są lepsze, od tego, co Bon Iver np. pokazał na swoim ostatnim albumie.
Co do Jaga Jazzist i jej nowej koncertowej płyty, to już kilka tygodni temu Lars Horntveth opowiadał mi m.in. o tym wydawnictwie. Poniżej link. Lars słucha sporo różnej muzyki. Zerknijcie.
http://www.nowamuzyka.pl/2013/04/30/3-pytania-lars-horntveth/
Co do PATA METHENY’EGO, to jeszcze nie znam płyty, ale też przecierałem oczy ze zdumienia, Metheny – Zorn, Tzadik itd :-).
Bez przesady z tym zdziwieniem ze Matheny w Tzadik. „Co to jest Tzadik, ja sie pytam” 🙂 Plyta Zero Tolerance for Silence albo z Derek Baileyem to bylo zaskoczenie wiele lat temu
Metheny….
@Grzesiek. Ja tam nie znam dobrze TZADIKA, ale jest to oficyna wydawnicza, która ponoć specjalizuje się w muzyce klezmersko-żydowskiej oraz raczej awangardyzujacych odmianach dżezu, ze szczyptą pewnych elektronicznych eksperymentów. Muzyka Pata Metheny’ego odbiega chyba od tych konwencji. Stąd to zdziwienie, które mi również się udzieliło.
@Ty, Grzegorz > Jeśli miałbym obstawiać u bukmacherów, to raczej postawiłbym na to, że Metheny prędzej pojawi się na jakiejś składance firmowanej nazwiskiem Marka Niedźwieckiego niż u Zorna… 😉
Witam uprzejmie,
Chcę – jeśli wolno – zachęcić do płyty nie z maja, a chyba z kwietnia, a mianowicie „Chants” Craig’a Taborn’a. On i jego koledzy – Cleaver i Morgan (szczególnie Thomas Morgan) – robią rzeczy przechodzące ludzkie pojęcie. Z jednej strony jest to nowoczesny wirtuozerski jazz, ale w sensie konstrukcyjnym Panowie kombinują w całkiem innych rejonach. Wychodzą tu oczywiście superbogate doświadczenia autora jako side’a u Tima Berne, ale też Laswella, a nawet Carla Craig’a. Czasem więc wchodzi to w jakiś kosmiczny funk, a czasami w mroczny triphop, a wszystko całkiem akustycznie. Żywa bogata wyobraźnia, kolosalna erudycja (także, a może nawet przede wszystkim pozajazzowa), inteligencja, małpia wręcz zręczność manualna i zegarmistrzowska znajomość instrumentu, a przy tym często – autentyczny czad (i to w produkcji ECM-u).
Wiem , że nie „odkrywam ciepłej wody”, bo fachowa prasa raczej sprzyja Taborn’owi od długiego czasu (nawet Pitchfork dał mu za płytę „Junk Magic” ponad 8,5), ale teraz widać, że ten facet może unieść wyzwania absolutnie najpoważniejszego kalibru.
Przepraszam, że nie a propos, ale słuchałem tej pyty wczoraj w skupieniu i byłem w ekstazie po prostu.
Pozdrawiam serdecznie
@bionulor—-> No i oczywiście, nie zapominajmy o Marcinie Kydryńskim :-). A co byście powiedzieli na wspólny album projektu Włosy Marcina Kydryńskiego & Pat Metheny??? Taki mały żarcik. Pozdrawiam!
A propos Kydryńskiego – w ostatnią niedzielę w jego trójkowej Sjeście poleciał Zorn. Z wrażenia mało nie wypadłem autem z trasy 🙂
@Tomasz –> Jestem zwolennikiem poszerzania horyzontów, ale takie wstrząsy poznawcze powinny być zakazane 🙂
@Tomasz i też trochę @BaCh > No właśnie! Apokalipsa wisi w powietrzu!!! 😉
„Dziś na stronach NINATEKI bezpośrednia transmisja z Sali Kongresowej największego wydarzenia Warsaw Jazz Summer Days – ZORN AT 60, koncertu jubileuszowego słynnego nowojorskiego muzyka”:
http://www.nina.gov.pl/nina/artykuł/2013/07/15/dzis-w-ninatece-transmisja-koncertu-johna-zorna