Odrzućmy popis, kochajmy Karki
Dziś będzie znów o karkach. Ale nie o tych, których lepiej omijać na ulicy szerokim łukiem (a czasem żeby to ułatwić blokuje się miasto, aż powstają korki). Ominął mnie bydgoski koncert australijskich Karków, czyli The Necks podczas 11. edycji festiwalu w Mózgu. Choć sam festiwal można jeszcze próbować nadrobić, tyle że już w Warszawie, w Mózgu Powszechnym, gdzie dziś, jutro i pojutrze ostatnia festiwalowa seria koncertów, m.in. z Alamedą 5, Janem Jelinkiem i Stianem Westerhusem (dziś też początek wrocławskiego festiwalu Biedopad z mocnym programem). Kogo ominęła sposobność, albo kto ma za mało The Necks, będzie miał okazję posłuchać już dziś całej nowej płyty Vertigo. Dlaczego?
Przecież płyt w całości w radiu już nie nadają – powiecie. Racja, ale – przynajmniej w publicznym radiu – mamy zwyczaj nadawania utworów w całości, a Vertigo składa się (jak to zwykle bywa w wypadku płyt The Necks) z jednego utworu, tytułowego. Utwór ten trwa niemal 45 minut. To z grubsza tak samo jak poszczególne części programu koncertu grupy, zwykle dwie. I tak samo jak koncerty jest improwizacją tego wyjątkowego tria, które cały czas nie doczekało się konkurencji, następców, a i naśladowcy formuły niejazzowej improwizacji (granej w arcyjazzowym składzie – wszak to klasyczne trio fortepianowe!) starają się raczej zachować bezpieczny dystans, bo ścigać się z Karkami jest trudno, a w pewnym sensie nawet niebezpiecznie.
Zdarzały się ostatnio w repertuarze The Necks dłuższe utwory, nawet ponadgodzinne (Silverwater, Open), ale koncerty pokazują, że jeśli chodzi o konieczne skupienie i podążanie za zespołową improwizacją, trzy kwadranse są idealną formułą. Podobnie jest tutaj. Vertigo to zarazem forma zwięzła i niezwykle obszerna. Czas mija szybko, ale możliwości takich długich form są niebywałe – można w nie przy odpowiedniej umiejętności przeistaczania w siebie poszczególnych motywów zamknąć więcej pomysłów niż w zestawie 10 kompozycji wypełniających ten sam czas. Bez konieczności szukania początku i zakończenia, z dłuższą przestrzenią na efektowne błądzenie. Tym bardziej, że tym razem pianista Chris Abrahams wydaje się ponadprzeciętnie aktywny, korzysta z szerszej niż zwykle brzmień. Mamy więc, poza fortepianem, od którego Abrahams jak zwykle wychodzi, także organy, co więcej – przysiągłbym, że od dwunastej minuty słyszę tu dźwięki syntezatora pomiędzy mozaikowymi, repetytywnymi partiami fortepianu. Miałem wrażenie, że to basista Lloyd Swanton, bo w końcu i Abrahams, i perkusista Tony Buck są zbyt zajęci w tej części utworu, choć opis płyty wszystkie partie klawiszy przypisuje jednak Abrahamsowi. Jest to również nagranie – jak na The Necks – dość ciężkie, z długą partią w drugiej części, gdy Swanton nie tyle szarpie, co wprawia w niepokojące drżenie struny kontrabasu, a Buck nie tyle bębni, co miarowo okłada swoją perkusję, zwalniając tempo i topiąc w mroku nastrój.
Utwór The Necks jak zwykle kończy się w zupełnie innym punkcie, niż się zaczyna. I jak to często bywa – zaczyna i kończy w dronach, każdorazowo o nieco innym charakterze. Z lekkim obniżeniem dynamiki idealnie po 20 minutach, bo trzeba dać szansę wyciszenia materiału po pierwszej stronie płyty winylowej (album ukazał się również na winylu). Za każdym razem, gdy słyszę, jak precyzyjnie opanowana pod względem operowania czasem jest ta bazująca na długich dźwiękach muzyka, fascynuję się wyczuciem, jakie sobie wyrobili wszyscy trzej panowie. Ich biegłość we wspólnej improwizacji nie polega na jednym czy drugim popisie. Popis jako kategoria w ogóle tu nie występuje. Tu chodzi o pełną koncentrację w towarzyszeniu sobie, już po raz osiemnasty, z efektem na pewno nie mniej ciekawym niż ostatnio i z perspektywą kolejnych zaskoczeń następnym razem. Bo w obrębie idealnie odtwarzanej formuły nic tu nigdy nie jest takie samo. Fenomen.
Z przyjemnością słuchałem też ostatnio duetu Chrisa Abrahamsa i Alessandro Bosettiego na albumie A Heart That Responds From Schooling (Unsounds 2015). Również fragmenty tej płyty zagramy dziś w radiowym Nokturnie o 23.35.
THE NECKS Vertigo, ReR Megacorp 2015, 8/10