Gaga jest naga
Nigdy nie przepadałem za Lady Gagą, a „Born This Way”, niestety, podsuwa mi mnóstwo argumentów. O ile całościowy pomysł na jej karierę – oparty na maksymalnym spiętrzeniu treści wizualnych o możliwie najbardziej szokującym/pociągającym ładunku, do których zostaje dograna muzyka – nawet momentami mi imponuje, to muzycznie Gaga jest dla mnie rozdmuchanym mitem popu rzekomo nowoczesnego i niby to oddającego ducha czasów. Wyniósł ją późny przypływ mody na electroclash (w sferze wyglądu głównie) do świata popu. Teraz – gdy ewidentnie skończyły się jej pomysły wizualno-image’owe (sądząc choćby po nowej okładce) – zmiata Gagę płytkość tego, co miała muzycznie do zaproponowania
Refreny na „Born This Way” wpadają często w dość chamską koleinę, która kojarzy się z piosenkami Roxette – nic dziwnego, bo u Gagi, jak w plastikowym popie końca lat 90., dźwięczy szwedzka szkoła piosenki. „Born This Way”, „Hair” i „The Edge of Glory” przekraczają w tej dziedzinie granicę kiczu. Kilka innych momentów to pozbawione wokalnej charyzmy i syntezatorowego uroku Eurythmics. Owszem, syntezatorów jest na tej płycie sporo, ale ich brzmienia zniszczone zostały produkcją płyty, zmiażdżonej kompresją. To odstrzeliwuje porównania z Daft Punk, gdyby się komuś takowe narzucały – ci panują nad każdym elektronicznym brzmieniem na płycie, każde jest al dente – u Gagi natomiast, by zostać w tym samym kręgu porównań, rozgotowane.
Kompresja powoduje, że nie ma tu też miejsca na oddech. Co gorsza także w kompozycjach go nie zaplanowano, przez co utwory z nowej płyty Gagi pozbawione są dramaturgii – w przeciwieństwie do nawet tych najstarszych, najbardziej naiwnych hitów Madonny, wiecznego obiektu porównań fanów obu wokalistek. Najgorsze jest jednak to, że piosenki LG kończą się w praktyce po pierwszej minucie. Są atrakcyjne przy skanowaniu płyty i nieznośne przy słuchaniu w całości, pozbawione pomysłu na rozwinięcie i zrealizowane na równym poziomie krzyku. Za jedyny formalnie wzbogacający element służą delikatne zwolnienia z perkusją i zapętloną partią wokalną przepuszczoną przez delay albo jakaś pseudosolówka gitarowa.
Do tego dochodzi komputer na wokalach, zresztą niepotrzebny Gadze – pod warunkiem, że śpiewałaby swoim naturalnym, dość niskim, rockowym tembrem głosu, a nie rzucała na karkołomnie wysokie refreny. „Fashion Of His Love” i tytułowy „Born This Way” to wręcz wykłady z Auto-Tune’a. Przy czym rzadko efekt ten używany jest tutaj demonstracyjnie, dla „sztuki” („Heavy Metal Lover”), zwykle jako narzędzie do przesadnego polerowania głosu (w jutrzejszej papierowej „Polityce” pozwalam sobie odnieść się do tego).
W momencie, gdy powinna się stanowczo od niej odcinać, bo bardziej jej to ciąży niż promuje, Gaga – choćby w „Black Jesus + Amen Fashion” i „Fashion Of His Love” (ale też w „Electric Chapel” i tytułowym) – bardzo wprost nawiązuje do Madonny („Fashion…” jeszcze – w dość śmieszny sposób – do Whitney Houston). W ciekawym – jednym z najlepszych na albumie – utworze „Government Hooker” poszerza granice popu o jakąś stylistykę z okolic Nine Inch Nails. Ale pisuje się w jej wypadku także o nawiązaniach do New Order, a jedyne, które znalazłem, to linia basu w „Bad Kids”. Różnorodność – oto przekleństwo tej płyty. Gaga zmienia się nie tylko z piosenki na piosenkę. Czasem w jednym utworze potrafi upakować Britney, rzeczonych Roxette, elementy Springsteena (sic!) i electro („Hair”). Ten eklektyzm utrzymany jest w wyjątkowo złym guście. Tym, co broniło na przykład nagrania Kylie, nawet te najgorsze (nie mówię tu o „I Can’t Get You Out Of My Head”, które w swym wyestetyzowanym dyskotekowym minimalizmie zmiata cały repertuar Gagi), było konsekwentne trzymanie klarownej linii stylistycznej. Gaga tak długo grzebała i mieszała w muzycznym pop-arcie, aż w końcu zrobiła z niego kompletny bigos.
Przede wszystkim jednak album ten (odnoszę się do wersji rozszerzonej – są tu 3 dodatkowe nagrania) to 74 minuty potwornej nudy. Śmiem twierdzić, że ci, którzy chwalą tę płytę, oceniają ją pewnie z perspektywy kilku pierwszych nagrań, które jeszcze trzymają jako-taką dyscyplinę jakościową, a do kiczowatego „Yoü and I” i eskowego finału w autotune’owanym „The Edge of Glory” (choć Cher by to mogła zaśpiewać bez zgrzytania zębami) z partią saksfonu, która brzmi jakby całość miała być okrutną parodią, być może nigdy nie dobrnęli. Cóż, może przynajmniej doczytali ten tekst do końca i dowiedzieli się, że tytułowe hasło nie odnosi się do fizycznej golizny.
LADY GAGA „Born This Way”
Interscope
3/10
Trzeba posłuchać: „Government Hooker”. I auto-recycling w „Judas”, na otarcie łez dla fanów poprzednich nagrań Gagi, reszta nie ma tu czego szukać.
Komentarze
Ojej, okladka rzeczywiscie porazajaca. Nie sadzilem ze az tak.
Taaak, „Judas” się nieźle zaczyna, ale po minucie przestaję rozumieć, o co chodzi i chyba w żadnym stanie upojenia bym nie zrozumiał – dopiero w okolicach 3:00 coś wraca.
A poza tym akurat od łikendu przypominam sobie twórczość Everlasta, więc gdy widzę w tytule „Black Jesus”, to od razu myślę „to już było”.
A teraz przyznaj się, dlaczego napisałeś recenzję tej płyty i jeszcze przesyciłeś ją nazwami różnych zasłużonych, a nawet ambitnych wykonawców.
@Krasnal Adamu –> Oczywiście po to, żeby jutro dorzucić tu pęczek zupełnie niemainstreamowych wykonawców 😉
No i jeszcze z tzw. z dziennikarskiego obowiązku.
@jw –> Są różne wersje okładki i każda brzydka na swój sposób, ale ta wzbudziła największe kontrowersje.
Drogi Bartku,czym ta Pani zasłużyła sobie na tak obszerny i wnikliwy tekst??? Chyba znam odpowiedż,”dziennikarski obowiązek”? Jak w życiu,są plusy dodatnie i plusy ujemne. Idę posłuchać Anny Calvi.
Dziennikarski obowiązek ciężka sprawa – przesłuchać tę płytę w całości to niełatwe zadanie. Mam nadzieję, że można chociaż (będąc dziennikarzem muzycznym) później wstawać.
Czekam na jutrzejszą „Politykę” – zainteresowałeś mnie (no dobra, kupuję co tydzień, ale zainteresowałeś mnie ;)).
„„I Can’t Get You Out Of My Head”, które w swym wyestetyzowanym dyskotekowym minimalizmie zmiata cały repertuar Gagi), było konsekwentne trzymanie klarownej linii stylistycznej.”
Hahahahahhaa ..tak, „umpa, umpa,umpa ” . Facet, napisz, że jesteś antyfanem Gagi zamiast pisać recenzje. Po tym tekście straciłem nawet ochote, żeby udowodnić ci jaki jesteś głupi. Po prostu nic nie da się już z tobą zrobić. Może choć nogi masz zdrowe… 🙂
Z radością przyklasnę twierdzeniom z początku tekstu (a ta okładka to faktycznie jakaś ostra groteska, i to taka niefajna). Co do samego albumu zdania nie mam, gdyż staram się pozostać w stanie błogiej nieznajomości najnowszych dokonań pani Germanotty, nawet za cenę bycia ułomnym towarzysko i społecznie. 😉
Bzdury. Człowieku, nie masz pojecia o muzyce to nie oceniaj płyt !!! A twoje prywatne gusta (zapewne mogolski folklor) mnie nie interesują.
@Iggy, eh –> Dzięki, liczyłem na to, że jakichś fanów Lady Gaga jednak ma. To uwiarygodniło omawiany wyżej „dziennikarski obowiązek”.
@PanPonurasky –> Nieznajomość rzadko bywa tak błoga jak w tym wypadku 😉
A ja odniosę się do wpisów indywiduów typu Iggy i eh.
W czym rzecz Panowie? Jaki jest powód waszego chamstwa?
Iggy, nie wierzę, że będziesz w stanie udowodnić cokolwiek, jako że swoje chamstwo i głupotę przedstawiłeś nam w całej swej krasie. Nazywać kogoś innego głupim w Twym wypadku zakrawa na kpinę. Mam nadzieję, że Ci ulżyło przynajmniej.
I oto mamy cały problem z chamstwem w internecie na talerzu. Nawet w prestiżowych tygodnikach nie obejdzie się bez inwektyw i to w tak błahych kwestiach jak recenzja jakiejś pseudogwiazdy.
Ludzie opamiętajcie się!!!
O, coś się tutaj dzieje. Przypomniałeś mi, że dawno nikogo na blogu nie zjechałem. Ale są jeszcze inne sztuczki. Np. u mnie dziś na topie są zdjęcia prezydenta miasta. Przeciętne i grzeczne, ale są. Jeszcze specjalnie dorzucę krajobraz po imprezie rotmistrza Pileckiego (na którą spóźnię się ze cztery-pięć godzin) i mogę wracać do mało znanej sztuki. Mała manipulacja, ale cel uświęca środki.
eh i Iggy – „Bzdury.” 😛
Czy tylko mi na okładce gaga przypomina gumową lalkę (do wiadomo czego) z jakiegoś chorego snu harleyowca? Chyba, że razem z tytułem to jakaś pokręcona metafora, że tak naprawdę ona nie jest w cale człowiekiem, tylko od początku do końca zaprojektowanym tworem. Tak czy tak, komentarz „Po prostu nic nie da się już z zrobić. ” pasuje jak ulał. W ogóle ta czcionka wygląda jakby ukradziona z kiepskiego serwisu satanistycznego, gdzie na forach dzieciaki bawią się w wspólne przyzywanie „księcia ciemności”
________
Co do samej płyt, to współczuje Panu. Jak na „antyfana”:D Gagi i tak był Pan dla niej wyjątkowo łaskawy. Ja nawet ocenę 2 mógłbym wystawić, tylko w porywach szaleństwa, lub torturowany tą płytą, puszczaną na nieustannym repet.
Polecam uzupełnienie rubryki trzeba posłuchać o:
„Jakiejkolwiek ulubionej płyty, najlepiej kilka razy, by wyrzucić z uszu toksynę, jaką rozsiewają te dźwięki”
W ogóle świetne recenzje zagraniczne strasznie mnie dziwią. Nie jestem jakimś wielkim anty-fanem czy coś (czasem przeciwnie, teledyski uważam za dość ciekawe), ale oceny tej płyty (jak i w ogóle rzekoma świetność całego wizerunku gagi) to jakaś zbiorowa halucynacja.
Dobra, dajmy spokój idźmy dalej:
Jak nowy Gang Gang Dance?:P z tego co pamiętam, nie był pan entuzjastą Saint Dymphna…
„twoje prywatne gusta (zapewne mogolski folklor)”
Ufff, ale Cię zgnoił. „Wielbiciel mongolskiego folku” to w wielu regionach świata najgorsza obelga. Oprócz Mongolii, oczywiście! 🙂
@A –> Nie byłem. I – wstyd się przyznać – nowej jeszcze nie mam. Ale zamówiona już do mnie jedzie. Słyszałem dobre opinie, więc postanowiłem zainwestować 🙂
@Pablo Renato –> Ciekawe, czy chodziło o to:
http://youtu.be/DfXKgmhv9CM
Swoją drogą Gaga mogłaby pozazdrościć stylizacji. No i Auto-Tune’a Mongołowie nie nadużywają. Sądząc po tym klipie, są na razie na etapie walki z asynchronem, jak polska TV w latach 80.
Mnie sie spodobalo w 4na5 starowej recenzji Jonze „the most hyped album of 2011” i „the most eciting artist in pop while still sounding like Tampax advert soundtrack.” Wyglada na to ze LG nie mozna oceniac wylacznie od strony muzycznej. Brytole traktuja LG jako artystke konceptualna. Fakt, ze tandetne, odkrywa jedynie gorzka prawde o cywilizacji. Ilez to razy serwery Amazonu ulegly zablokowaniu? LG gra globalnie. Czy recenzja na Polifonii nie jest podobna prowokacja? Z jednej strony CH jedzie po Gadze, a potem pisze, ze zamowil bo czytal, ze ciekawa. Albo przepuszcza przez antyspam krytykow, a potem pastwi sie nad tymi nieszczesnikami 😀
Ile ona miala tych wejsc na tube? Milliard? Billion?
Nie, Bartku, nie orientujesz się, co mongolskiego jest teraz na topie. Kolega wziął Cię na pewno za takiego hardkora: http://www.youtube.com/watch?v=SC3raoiMaX0
@vlad.palovy –> Zamówiłem Gang Gang Dance. LG posłuchałem dzięki uprzejmości wydawcy.
@Krasnal Adamu –> Oho, przedmiot wymaga studiów, jak widać. 🙂
Upsy Daisy 🙂
@Krasnal Adamu – niestety muszę podważyć twoją znajomość mongolskiego folkloru, na jednym z forów ktoś udowadniał, że nie jest to mongolski, ale jeden z dialektów mandaryńskich… o ile ma to jakieś znaczenie;P
Warto zauważyć jeden komentarz po filmikiem, pasujący do kontekstu artykułu:
„Tak szczerze, to oni są dla mnie bardziej autentyczni niż lady gaga. Zero marketingowej obłudy” 😛
GAGA——tak sie nazywa sklep z ubrankami dzieciecymi (Göteborg, Vasagatan) 🙂 Nazwa stara, nim jeszcze Lady Gaga potrafila cokolwiek wyspiewac.
Ponadto: nie rozuniem, skad te peany na czesc tej wokalistki i te niesamowite wysokie punktyw kazdej niemalze recenzji muzycznej???!!!!
Autouzupełnienie: wiem już, dlaczego kilka momentów na płycie Gagi skojarzyło mi się ze Springsteenem: http://www.rollingstone.com/music/news/exclusive-how-e-street-band-saxophonist-clarence-clemons-ended-up-on-lady-gagas-new-album-20110218
(zamiast LADY GAGA) …..
LISSIE
http://www.youtube.com/user/LissieVEVO
🙂
Posłuchałem Judasa (autoodzysk na całego polany sosem umpa-umpa) i jak to jest lepsza część płyty Pani (Z)Gagi, to jestem szczęśliwy, że nie muszę słuchać więcej. A okładka tragiczna.
dla mnie ta okładka to kolejne słabe nawiązanie do bowiego. a zaczęło się od niewinnego piorunka…
ogólnie to ciekawi mnie jak pierwsza wyznawczyni gagaizmu w polskim niezal dziennikarskim światku będzie bronić born this way. serio.
Mnie strasznie śmieszą, a tak naprawdę wk***wiają całostronicowe artykuły Sankowskiego w GW przy każdym teledysku, czy płycie LadyG. Chłop o kilku lat pisze to samo- czyli rozbuchane, nowoczesne teledyski, ależeniegłupia, bo od tylu lat w branży, ażenieMadonnachoćprawie etc.
No żesz niech ktoś doniesie Michnikowi i niech mu każe napisać coś innego.
Przepraszam, że tu, bo to Polityka, ale nie mogłem zdzierżyć 🙂
Nie lubie GaGi. Jej stylu ubierania sie .A najbarziej tego ze ona tylko jako jedyna katrupi zwierzeta żeby zabłysnąć w tłumie .