Kto tu odleciał, czyli disco polo kontratakuje
Zespół telewizyjnego programu „Hala odlotów” przysłał list w odpowiedzi na mój wpis sprzed dwóch tygodni. Przysłał go jednak do „Dużego Formatu”, adresując zarzuty również, a właściwie przede wszystkim do Grzegorza Sroczyńskiego. Przedrukowany przez „Wyborczą” list odnosi się jednak także do Polifonii, więc na przyszłość proponuję dodać Słupecką 6 do listy odbiorców, będzie prościej. A tak najpierw muszę zacząć od obrony kolegi Sroczyńskiego (nie jesteśmy w zmowie, nawet nie zamieniliśmy słowa w sprawie jego tekstu), którego „Hala odlotów” była łaskawa poniekąd obciążyć winą za disco polo. Poważnie. Cytuję: „Inteligenckie wywyższanie się doprowadziło, po latach odbierania głosu społeczeństwu, do jego radykalizacji, szukania własnych form wypowiedzi i w końcu także do popularności disco polo”. Stwierdzenie to uważam za kuriozalne nie tylko w sferze teorii (w jednym zdaniu DP staje się ogniskiem buntu i poszukiwań artystycznych), ale również pod względem praktycznym. Bo znacznie bardziej uprawnione – w kontekście emitowanej w TVP słynnej gali DP z 1994 roku i innych prezentacji – jest stwierdzenie, że do popularności disco polo doprowadziła telewizja, zarówno ta prywatna, jak i TVP. Pod tym względem „Hala…” proponuje nam więc rodzaj kontynuacji. Ale przejdźmy do odpowiedzi twórców programu na moje zarzuty.
To, że przez 20 lat oceny gustów estetycznych przestały być wyraziste, potwierdza fakt powstania filmu Maćka Bochniaka „Disco polo”, jego popularność oraz towarzyszące premierze reportaże, jak ten w „Dużym Formacie” „Disco polo w wielkim mieście. Będzie ostro” – piszą autorzy listu. Otóż moim zdaniem popularność filmu, dość szybko spadająca, bo po rekordowym weekendzie otwarcia widownia mocno stopniała (na tym etapie porównywalny film „Jesteś bogiem” przekroczył milion widzów – przy 202 kopiach, tu mamy 800 tysięcy przy 242 kopiach), jest prędzej już efektem kampanii promocyjnej o bardzo dużym natężeniu. Zresztą nawet gdyby był to w finale sukces na poziomie „Bogów”, to czy świadczy to o tym, że oceny przestały być wyraziste? Chodzenie na film o disco polo nie jest potwierdzeniem zmiany stosunku do disco polo tak samo jak fakt retweetowania, dajmy na to, żartu Janusza Korwina-Mikke nie jest od razu oddaniem głosu na JKM w wyborach prezydenckich.
Lider Bayer Full był jedynym twórcą muzyki disco polo w programie, a i tak udało mu się zdominować osobowością rozmowę. Nie zamierzamy cenzurować naszych programów i wycinać „niesłusznych” opinii – czytamy nieco dalej w liście. Otóż lider Bayer Full nie był jedynym artystą muzycznym zaproszonym na miejsce. Drugą była (dość małomówna, przyznajmy) Izabela Skrybant-Dziewiątkowska, wokalistka Tercetu Egzotycznego. Reprezentantką dziennikarstwa muzycznego była Maria Szabłowska, którą wywołano do głosu, by się tłumaczyła, dlaczego Jedynka nie gra disco polo. Jeśli założymy, że była to próba zrównoważenia stanowisk, to z góry skazana na niepowodzenie. Oponentem dla muzyka wypowiadającego bzdurne teorie na temat dziejowego znaczenia disco polo powinien być ktoś, kto istotnie może mieć coś odmiennego do powiedzenia. Przykład? Proszę bardzo: Janusz Prusinowski, reprezentant sceny ludowej, tej, która na inwazji pseudowiejskiego kiczu ucierpiała chyba najbardziej. Tysiące osób zamiast uczyć się od rodziców gry na tradycyjnych instrumentach (najprostszy wybór) chwyciły na keyboardy marki casio (nowy najprostszy wybór). „Hala odlotów” właśnie utwierdziła ich w przeświadczeniu o tym, że to był wybór słuszny.
Dalej list odnosi się do listy wydarzeń, jakie proponowałem jako alternatywę wobec podejmowania przez TVP Kultura tematu, który tłuką telewizje śniadaniowe, własne kanały tematyczne i ekspresy reporterów (więc w eterze ma naprawdę silną reprezentację): Sukcesy polskich twórców operowych w MET, o których pisał zaś Chaciński, były „świętowane” w wielokrotnie powtarzanym na naszej antenie reportażu z Nowego Jorku, a Mariusz Treliński był gościem „Hali” tydzień przed odcinkiem o disco polo. Inne wydarzenia były z kolei promowane w „Informacjach kulturalnych” oraz w pozostałych licznych programach naszej ramówki, której „Hala” pozostaje tylko jednym z elementów.
Tutaj muszę zwrócić uwagę na wybiórczość autorów listu, którzy byli łaskawi machnąć jednym przykładem. OK, zwracam honor co do Trelińskiego, ale skoro już rozmawiamy… Bez konkretnej odpowiedzi pozostały moje pytania o (krótko przypomnę):
1. Premierę płyty Wovoka;
2. Konkurs na Łódzką Płytę Roku;
3. Premiery elektronicznych płyt Wilhelma Brasa i duetu Kapital;
4. Bydgoską scenę muzyczną (milieu Kuby Ziołka i innych, praktycznie nieobecne w tv);
5. Toruński festiwal CoCart;
6. Podwójny album supergrupy Ircha;
7. Płytę Lao Che „Dzieciom”;
8. Monumentalne wydawnictwo „Jazz in Polish Cinema”;
9. Nominacje do nagrody Fryderyki;
10. Sprzedaż Polskich Nagrań;
11. Premierę „Antologii polskiego rapu”;
12. Premierę fundamentalnego „Podrzyj to…” Simona Reynoldsa.
Oczywiście mnie się tam nikt nie ma obowiązku tłumaczyć. Ale z radością przeczytam (Słupecka 6, proszę pamiętać!) o tym, kiedy i gdzie o tym było w TVP Kultura. Problem w tym, że każdy lub prawie każdy z tych tematów moim zdaniem jest nie tylko punktem wyjścia dla newsa, ale i przyczynkiem do dyskusji – także w „Hali odlotów”. I każdy byłby – w mojej opinii rzecz jasna – stosowniejszy niż DP w tym ujęciu. Owszem, byłyby trudniejsze do sprzedania niż disco polo i – podkreślę – przede wszystkim trudniejsze do opowiedzenia. Ale nikt nie mówił, że dziennikarstwo kulturalne to lekki kawałek chleba. Ja w każdym razie tego nie potwierdzę. Bronienie się groźbą „elitarności” (w końcówce listu) nie ma sensu. Po to jest jedna taka telewizja, żeby elitarna była – w dobrym tego słowa znaczeniu. I żeby tę elitarność przedstawiała w sposób, który zachęca innych do uczestnictwa, zaprasza, pokazuje, że niszowe/wysokie wzorce mogą być jednocześnie ciekawe i mogą wzmagać aspiracje. Potrzeby uciśnionych fanów disco polo zaspokoi Polo TV, która utrzyma się i bez dotacji z kieszeni podatnika.
Pozostaję z nadzieją. Temperatura dyskusji znów opóźnia kolejny wpis o płycie na Polifonii – proszę wybaczyć. Ale dziś w nocy w Nokturnie już mniej gadania, za to dużo muzyki z polskiej sceny muzyki elektronicznej, ambientu i nagrań terenowych (Micromelancolie, Fischerle, K. itd.), w której prezentację w „Hali odlotów” nawet nie wierzę. Żebyście nie pomyśleli, że jestem jakimś bezgranicznym idealistą. Że się po inteligencku wywyższam. Albo że odleciałem.
Komentarze
Jest moim wielkim rozczarowaniem stosunek TVP Kultura do muzyki.Ambicją Dyrekcji jest chyba zrobienie z niej kanału filmowego (puszczanie po 10 razy tych samych filmów).Jeżeli już jakiś koncert to o 3 w nocy więc słuchanie na full odpada.Czasem jakaś opera o w miarę cywilizowanej porze,bo z kolei klasyka to idzie w porze lunchu.Tygodnik Kulturalny raz na miesiąc zajmuje się przeważnie jakimiś popowymi bzdetami,to już propozycje programu Świat się kręci są bardziej ambitne.Założenia na początku istnienia programu były inne,a teraz to jest odrabianie pańszczyzny.Wygląda że pracownicy nie wiedzą że Kultura to raczej Anne Sophie Mutter i Zimpel niż Bayer Full.
Tak jak najbardziej wysilone kłamstwa nie zrobią z Kopaczki premiera, tak żadne utyskiwania „elit” nie wpłyną na powszechne w Polsce olewanie reklamy szajsowatego popu, sztucznego jazzu czy – praktycznie nieobecnej w mediach – muzyki klasycznej.
Był czas, kiedy zamknięte w komuszej klatce społeczeństwo chciwie chłonęło każdy dźwięk, byle różny od socrealistycznej mieszanki pseudofolkloru i melodeklamacji.
Se ne vrati.
Próby ciągnięcia w nieskończoność recepty Radiostacji Harcerskiej kończą się żałosnym pobekiwaniem Wojciecha M. pomiędzy utworkami-potworkami. Żenada i obciach – niczym psia kupa wojewódzki albo doda w budyniu.
Fenomen disco polo – niewytłumaczalny dla „ekspertów” – pojawił się, bo musiał.
Skłonność społeczeństwa do zabawy, do wspólnego przeżywania emocji i rytmicznego tupania w podłogę nie daje się stłamsić ani nakazem i zakazem – ani pokazem aroganckiego wydziwiania.
Zapatrzone w kłaczki brudu we własnym pępku rzesze wyrobników medialnych na służbie obcego geszeftu ani umieją ani potrafią zrozumieć społeczeństwa, które śmie się z nich śmiać. Disco polo, ze swym prostym, czasem prostackim rymem i rytmem, jest też prostym przesłaniem pod adresem krytyków, polityków i całej masy „wiedzących lepiej”. Przesłanie brzmi – walcie się!
W mojej kablówce mam 5 stacji nadających disco polo (serio!), pewnie ponad 10 z muzyką pop, 1 z muzyką poważną i 0 z szeroko rozumianą muzyką alternatywną. Więc jeśli ktoś lubi dp lub mainstreamowy pop, to naprawdę ma z czego wybierać, nie wspominając już o nadających to samo rozgłośniach radiowych. Muzykę w TVP Kultura traktuje się po macoszemu, muzyki alternatywnej nie ma prawie wcale. Papierkiem lakmusowym może być Tygodnik Kulturalny, który muzyką zajmuje się coraz bardziej okazyjnie, już nawet komiks (przy całym szacunku dla tej formy wyrazu) jest prezentowany w tym programie częściej niż muzyka. Jedynymi ekspertami od muzyki w Polsce zdają się być Agnieszka Szydłowska i Robert Sankowski, a i oni pojawiają się w studiu sporadycznie.
Niech każdy sobie słucha czego tam lubi, ale nie oszukujmy się, że dp ma jakąś wartość artystyczną, a porównywanie tego fenomenu do muzyki ludowej czy amerykańskiego country to w ogóle jakieś kuriozum. Póki co DP nie doczekało się swojego Casha, Nelsona czy Van Zandta, Sławek Świerzyński to chyba jednak nie ten poziom.
Mnie też się wydawało, że istotą TVP Kultura jest promowanie kultury nieco wyższych lotów, a prezentowanie disco polo to schlebianie najniższym gustom i promowanie bylejakości. No chyba że w ogóle rezygnujemy z podejścia krytycznego, a wyznacznikiem jakości ma być popularność. Tylko że wtedy istnienie TVP Kultura, stacji z założenia nieco elitarnej, przestaje mieć sens.
@janG
Nie dramatyzuj. Nikt w TVP KULTURA nie promuje DP. Powstał film o tym zjawisku, który okazał się jakimś tam przebojem kinowym. Poświęcono zatem program, w którym usiłowano w pewien sposob zrozumieć ten fenomen. Czy to już jest promocja?
Zgodzę się natomiast, że TVP KULTURA nie spełnia oczekiwań. Ale taki zarzut każde środowisko artystyczno-muzyczne może wysunąć. Nawet naszemu Gospodarzowi blogowemu oraz współtwórcy telewizyjnego WOKU – Bartkowi Chacińskiemu, który pomija w swych felietonach, recenzjach, programach pewne kręgi muzyczne.
Nic przecież nie pisze o prężnym na swój sposób środowisku noise’owemu, skupionemu wokół takich projektów, jak PURGIST czy MAAA; omija szerokim łukiem kolejne edycje Wrocławskiego Festiwalu Industrialnego; pomija milczeniem legnicki festiwal INTERMEDIALE, na którym pojawia się zawsze przynajmniej jeden legendarny wykonawca zagraniczny z kręgu tzw. muzyki eksperymentalnej; nie dostrzega wielu innych, doraźnych imprez, o których przecież wspominać nawet z przyczyn dziennikarskiego obowiązku.
Dla Bartka pewnie tego typu imprezy są na poziomie zespołów garażowych oraz nieznaczących wieczorków poetyckich licealnych poetów, ale prawda jest taka, że prawdopodobnie ekipa TVP KULTURA dokładnie to samo myśli o tych wykonawcach, którzy dla Bartka są niezbędną wykładnią polskiej, niby niezależnej kultury/muzyki.
I nie pisze o tym wszystkim, by wytykać cokolwiek Bartkowi, ale by zwrócić uwagę, że perspektywa oszacowania, co powinno ukazywać się w telewizji z kręgu mainstreamowej kultury, uzależniona jest od własnych, indywidualnych preferencji oraz przekonań, co jest a co nie jest ważne dla tejże kultury.
Reasumując, zanim będziecie rzucać kamieniami w czyjeś ograniczenia, popatrzcie, jakimi wy możecie się pochwalić klapkami na oczach.
Mimo intensywnego wysiłku intelektualnego nie potrafię dostrzec żadnych głębszych wartości w disco polo. Być może zbyt głębokie to dla mnie.
@lukasso..
A czy ktoś wspominał o takich głębszych wartościach? A czy takowe dostrzegasz w całym tabunie badziewiastych wykonawców popowych?
@ Rafał
Jeśli się robi 40 minutowy program o disco polo i wmawia nam, że tak naprawdę to jest to coś wartościowego, to to nie jest jakaś forma promocji? I to w telewizji o takiej a nie innej nazwie?
No i nikt nie wymaga od TVP Kultura, żeby zajmowała się każdym, nawet najbardziej niszowym wydawnictwem, chodzi o to, żeby chociaż zauważali trendy i wydarzenia w muzyce alternatywnej czy muzyce w ogóle, a jeśli mają 40 minut na muzykę, to warto by ten czas poświęcić na coś wartościowego, a nie tracić go na przewałkowane milion razy disco polo. Naprawdę trudno mi zrozumieć, że telewizja dysponująca kilkunastoma godzinami antenowymi dziennie nie jest w stanie wygospodarować kilkudziesięciu minut tygodniowo na program poświęcony bieżącym wydarzeniom w muzyce.
Bartek Chacinski nie broni w swoich wpisach ( obu ) konkretnych stylistyk.,Podaje tylko przyklady pominiecia tych wydarzeń ktore miały miejsce w czasie kiedy byla nadana audycja Hala Odlotow.,Taki zabieg felietonisty gdzie ma przyklad ekspozycji DP -chocby jednostkowy i „przy okazji” byc refleksja do tego jak mało jest o muzyce w Telewizji Kultura. Rownie dobrze o „fenomenie” disco polo moglo by byc u Tomasza Lisa czy innego autora ktory niekoniecznie zajmuje sie kulturą a właśnie ” zjawiskami” ,Myślę, że gdyby w tym czasie byl WIF autor tego bloga dopisałby to wydarzenie do swojej listy. Odbieram programy Chacinski Hawryluk i Nokturn wlasnie jako rozmowy dwoch panów rozmawiajacych troche jak bibliotekarze, kulturalnie i rzeczowo o muzyce.
…i w tym sensie to jest dobry przykład roboty dziennikarskiej a nie ” inteligenckiego wywyższania się” jak chcą autorzy listu.
@JanG..
Oglądałem ten odcinek Hali Odlotów i nie dostrzegłem „wmawiania”, że DP jest czymś wartościowym. Dostrzegłem za to pobrzmiewającą refleksję (słuszną skądinąd, co nie oznacza, że jest mi ona szczególnie bliska), że disco polo zostało oswojone przez mainstream kulturowy w Polsce; że obecnie inny jest status kulturowy tego gatunku muzycznego (i zjawiska społecznego jako takiego) niż to było w latach 90.
Było to wiec opisanie stanu faktycznego, poparte jakąś tam analizą, a nie żadne tam WMAWIANIE i PROMOWANIE.
Ja również nie wymagam, aby TVP Kultura zajmowała się KAŻDYM WYDAWNICTWEM niszowym. Właśnie chodzi o zwracanie uwagi na trendy w sztuce/muzyce/subkulturach. Wystarczająco dużo dzieję się w tak niszowych gatunkach muzycznych w Polsce, jak np. noise/industrial, by zwrócić na nie uwagę. I nie chodzi tu o moje ubolewanie z tego tytułu, że Bartek czy inna redakcja TVP Kultura pomijaja milczeniem te zjawiska w muzyce, bo akurat ja jestem radykalnym oponentem wobec wszelkich mainstreamowych środków masowego przekazu i dynda mi to, czy w jakiejś telewizji czy radiu ktoś będzie popularyzował noise czy industrial. Wszak przedstawiciele tych gatunków zawsze gardzili i gardzić pewnie będą takimi miejscami. Ja w każdym razie, będąc artystą w tym nurcie odczuwałbym obciach, gdyby moja muzyka, która jest wymierzona wobec powszechnie obowiązującą kulturę, nagle stałą się jej istotną częścią.
Chodzi natomiast o samą zasadę realizowania tzw. dziennikarskiego obowiązku. Albo dziennikarz bawi się w odszukiwanie i przedstawianie wszelkich przejawów tzw. muzyki alternatywnej bez względu na jej gatunkowy rodowód, albo uznaje, że jego gust muzyczny, wiedza oraz inne preferencje są tutaj najważniejsze, więc będzie dokonywał swojej selekcji, której jedynym kryterium jest to, że „to coś musi mi się podobać oraz WYDAWAĆ, że jest istotne dla jakiegoś anonimowego odbiorcy”, który i tak ma w tyłku całą tę „alternatywę”, nawet jej najbardziej ludzkie i przyswajalne oblicze.
Artysta może nie chcieć być w mainstreamowej tv (kilkaset tysięcy odbiorców to mainstream?), może gardzić i odczuwać obciach, ale jeśli jego twórczość jest istotna, to powinna zostać zauważona przez medium, które ma się zajmować kulturą. Nawet artyście wbrew. Tak ja pojmuję dziennikarski obowiązek. I oczywiście każdy dziennikarz muzyczny kieruje się własnym gustem, nie mam z tym problemu jeśli interesujących się muzyką dziennikarzy byłoby kilku i panowałby jakiś tam pluralizm gustów. A w przypadku TVP Kultura mam wrażenie, że jeśli są tam w ogóle jacyś dziennikarze muzyczni (ktoś wie?), to ich gust zawęża się do poważki, ewentualnie jazzu.
@Rafał KOCHAN –> Znam Twoje poglądy i nie chcę tu polemizować, bo już rozmawialiśmy pod poprzednim wpisem, ale zaręczam Ci, nie masz nawet pojęcia o tym, jakiego obowiązku wymagasz od pojedynczego dziennikarza. Kiedy będziesz w Warszawie, chętnie Ci pokażę, ile demówek i poważnych wydawnictw ukazuje się co tydzień w tym kraju. Nie do przesłuchania dla 50 dziennikarzy, niestety. Fizycznie.
Po mnie akurat (pracuję dla prywatnego medium (Polityka), a z publicznym (Polskie Radio) jestem związany jako współpracownik i mam tyle blogów i innych pól działalności, ile zdołam udźwignąć) taka argumentacja spływa. Ale naprawdę chcesz poprzez tego typu argumentację bronić telewizji, która 40 minut poświęca na, eufemistycznie mówiąc, banały? Środowisko noise’owe jest jedną tysięczną problemu. Wystarczy wziąć kilka rzeczy – jeśli nie chcesz subiektywizmu dziennikarza, to na chybił-trafił – i po ludzku o nich opowiedzieć. Poprzez muzykę, a nie zjawisko społeczne. To jest proste i naturalne, ale nikt nie chce się za to wziąć naturalnie, a za chwilę nikt nie będzie pamiętał, że tak w ogóle można…
@JanG..
Nie mam nic przeciwko, by nawet najbardziej antykulturowe zjawiska artystyczne powinny być zauważane przez ludzi zajmujących się ogólnie pojętą kulturę. Tak było w przypadku sytuacjonistów, akcjonistów wiedeńskich czy neoistów. Gorzej, gdy komuś z tych artystów zależy na łechtaniu jego ego w mediach mainstreamowych.
Dziennikarz nie powinien kierowac się własnym gustem w przedstawianiu tego, co się dzieje w muzyce. Oczywiście nie oczekuję od dziennikarza muzycznego, który specjalizuje się w muzyce klasycznej lub dżezowej, starał się także pisać o obcych mu zjawiskach w muzyce. Dziwnym jest jednak sytuacja, w której dziennikarz muzyczny interesuje się i rozpisuje o awangardzie rocka oraz akademickich odmianach muzyki eksperymentalnej, pomija jednocześnie wykonawców z kręgu free jazz, noise oraz rap awangardowy.
Bartek, nie bronię telewizji. Krytykuję i uważam ją za kupę szamba, ale chodzi mi o uczciwość w wydawaniu sądów i nie stosowanie podwójnych standardów w ocenie jednych przez drugich. To, że pozwoliłem sobie na rzucenie kamykiem do twego ogródka mialo jedynie wskazać, że każdy z nas moze być podobnie oceniony przez otoczenie. To i tak niczego nie zmieni. Pan Max Cegielski i ta jego szefowa będą się tłumaczyć tak jak ty, że są zajebani (sorry za wulgaryzm) robotą i nie mają kiedy taczki załadować, a my tu im każemy robic programy o jakimś festwalu CoCart czy innych „garażowcach”, o których wie w porywach sto osób. Oni też muszą przeprowadzać selekcję tego natłoku wydarzeń w kulturze, co i Ty. Myślisz, że oni mają łatwo?
I dlatego, że jest taki impas w tym temacie, nie warto dociekać oraz wypominać komuś tegoo, że ktoś coś miał zrobić, a nie zrobił, choć my uważamy, że istnieja setki ważniejszych spraw do opisania. Myślisz, że gdybym ja prowadził jakiś program w TVP Kultura lub w radio, to uszczęśliwiłbym wszystkich odbiorców? Mogę się założyć, że nawet gdybym nadmiernie koncentrowałbym się na moich ulubionych gatunkach muzycznych, to znalazłoby się mnóstwo odbiorców, którzy zarzuciliby mi, że kogoś pomijam z ich ulubieńców i że jest to niesprawiedliwe z punktu widzenia kulturowego geszeftu.
Taki lajf… Po co kruszyć kopie o jakąś szmatławą telewizję, która ma jakies tam swoje cele do zrealizowania i jakoś je tam realizuje, choć wiemy, ze my to moglibysmy zrobić lepiej?
@Rafał KOCHAN –> OK. To do mnie przemawia, jak najbardziej. Choć co do ostatniego Twojego zdania – nie Ty, nie ja, ale w sumie może ktoś inny przeczyta i będzie miał dość energii, żeby próbować?
no niestety ale ten dziennikarz telewizyjny nie może się tłumaczyć „zarobieniem” tak samo jak Bartek Chaciński z jednego prostego powodu – telewizja ma tzw. researcherów tzn ludzi którzy wynajdują tematy lub je badają, przygotowując w znacznym stopniu programy . Z tego co rozumiem Bartek Chaciński jest sam sobie researcherem ( co widać choćby na targach muzycznych czy na Record Store Day gdzie ma czas podejśc do każdego i porozmawiać ) o innych aktywnościach autor bloga napisał powyżej. Przy okazji czy TVP Kultutra poświęci 40 minut na tegoroczny Records Store Day. Czy nazwie ktoś tą dużą imprezę w centrum stolicy „niszową i garażową z publicznoscią 100 osób” ? Przecież to samograj żeby pokazać jak dzialają wytwórnie płytowe ( nie te małe ) ale te całkiem spore lub jeszcze większe, jak aktywizują sie wokół ostatnich sklepów płytowych , wydają płyty w oparciu o crowfounding, etc . Mam wrażenie że researcherzy i dziennikarze TVP Kultura najdalej gdzie sie zapuszczaja to do Bobbi Burgera na druga stronę ulicy . Przepraszam za dosadność.
chciałbym podzielić się wynikiem małego eksperymentu: po rozwinięciu listy dostępnych odcinków na stronie http://vod.tvp.pl/audycje/kultura/hala-odlotow i wyszukaniu (ctrl+f) po wartości „muzy” otrzymuję jeden wynik, po wyszukaniu wartości „papież” – już trzy, „film” – 18.
btw oglądałbym popupmusictv.
Co ty człowieku porównujesz telewizję komercyjną do kanału niszowego, jakim jest TVP KULTURA? W Telewizji TRWAM też są researcherzy?
Popupmusictv też bym oglądał, trzeba by uzbierać najpierw na koncesję… 🙂
Bartek, skoro są zrzutki na wydanie głupiej płyty lub gazety, to dlaczego nie urządzić zrzutki na koncesję? Przynajmniej wiadomo byłoby, ilu osobom zależy na oglądaniu np. Record Store Day.
tak jestem przekonany że w telewizji publiczej są osoby produkujące programy w tym zajmujące się ich przygotowaniem, researchem czego chyba nie mozna powiedzieć o Polifonii . Natomiast mnie telewizja Trwam nie zajmuje. Myslę że RBMA które jest sponsorem tegorocznego Records Store Day zrobi pewnie film z tej imprezy umieści w sieci i może bardzo szybko się okazać, że ma on wiekszą oglądalnośc niż Hala Odlotów.
Możliwe, że będzie miało większą oglądalność, ale co z tego? Od kiedy to „niezalowi” zależy na oglądalności?
I jeszcze jedno, ja nie napisałem, ze w telewizji publicznej nie ma reasercherów, tylko że ich praca kompletnie się różni od tych z telewizji komercyjnych. Poza tym, jesli to researcherzy mają być odpowiedzialni za jakość programów w TVP Kultura, to moze to do nich kierowac gorzkie żale a nie do autorów programów?
A czego ma słuchać masowy odbiorca, co to nawet nie potrafi klaskać „na dwa”?
Disko polo – to śpiewający pomnik III RP , to głos kultury osobistej Aleksandra Kwaśniewskiego i milionów polskich emigrantów wysłanych przez III RP na saksy.
Taka jest kultura wykonawców i fanów tej „sali koncertowej” .
Kultura disko polo jest też drugą stroną pieniądza zarabianego na „kulturze” przez cwaniaków i media , które zostały wykupione przez kapitał obcy , żerujacy na skolonizownej Rzeczpospolitej.
Popupmusictv nie ma i nie będzie, dzięki, ale proszę nie zbierać na żadne koncesje ;-). Nagrania w sieci czy kanał na yt to najsensowniejsze rozwiązanie. Podrzucam jedno, powiedzmy ludowe, z drugiego końca świata niż nasz: https://www.facebook.com/video.php?v=10152310379144113&set=vb.124383959112&type=2&theater
Życzę Wszystkim, Zdrowych i Pogodnych Świąt 😉
I wzajemnie! Wszystkiego dobrego.
Bez stworzenia silnej sceny, na ktorej beda sie pojawialy osobowosci nic sie w tym kraju nie zmieni. Bo nikt zmian nie chce. A najlepsi resaearch mgt, to posiadajacy dobry gust i sprawdzone poczucie dobrego smaku znajomi. Wiecie ze ja nie moge znalezc zalogi do niezaleznego radia?
Moze po prostu juz nie znam odbiorcow potencjalnych?
Kiedyś przeczytałem artykuł w POLITYCE właśnie o tym fenomenie DP. Było tam coś o tym, że w dawnych czasach (o których ktoś tu wspomniał powyżej) to licealiści, a potem studenci ciągnęli do tej nowej, innej muzy, którą tam gdzieś pewnie wszyscy w pewnym stopniu nazwiemy „dobrą” (no bo kto miał dostęp do The Beatles, Led Zeppelin, itd. itp.). Oni chcieli tego słuchać, chcieli to grać, chcieli być blisko tej muzyki.
W obecnych czasach, od dobrych kilku lat wszystkich pcha się do liceum, wszyscy mają zdać maturę (na 30%) i na bank dostaną się na jakieś studia (bo uczelnie biorą wręcz z łapanki w naborach październikowych, aby nie stracić etatów dla prowadzących zajęcia). No i dziś, wraz z wiejską młodzieżą (nie ma co ukrywać, tak właśnie jest), która od dziecka (często już nawet od przedszkola), atakowana jest muzyką DP, właśnie owa muzyka staje się „muzyką pokolenia”.
Widzę to na przykładzie jednego z lepszych liceów w moim mieście. Organizowany tam sporym kosztem „rockowy” festiwal, gdzie pokazują się ciekawe młode zespoły złożone z młodych ludzi, którzy chcą eksperymentować, przyciąga garstkę ludzi, i nie ma mowy o tym by zwrócił się koszt organizacji. Za to impreza, gdzie można posłuchać i potańczyć i pośpiewać do taktów muzyki DP przyciąga tłumy.
Potem to przenosi się na imprezy studenckie, szczególnie w mniejszych miastach, gdzie wszyscy najlepiej bawią się właśnie kiedy gra muzyka DP.
Tak to się właśnie zmieniło i zmienia nadal. Jest to smutne, a jedyne (albo jedyne co mi przychodzi do głowi) co możemy robić, to podpowiadać naszym własnym dzieciom, albo dzieciakom znajomych, czy w rodzinie, aby sięgały po coś ambitniejszego. Może to jakoś pomoże. A tak mamy festiwale DP, które przyciągają pewnie tyle samo tysięcy ludzi co największe letnie festiwale pokroju OFFa, czy może nawet Openera.
@Grzegorz Bojanek
Nie mitologizowałbym „dawnych czasów”. Moja edukacja w liceum przypadła na przełom lat 80. i 90. i doskonale pamiętam, jak rozkładały się wówczas zainteresowania muzyczne wśród moich rówieśników. Był to czas, gdy moje zainteresowania oscylowały wokół tzw. klasyki oraz awangardy rocka. Z kilkuset chłopa (wszystkie 4 roczniki), które ze mną chodziło do tego liceum, trzech góra pięciu dzieliło moje zainteresowania muzyką PINK FLOYD czy KING CRIMSON, natomiast NIKT nie słuchał i nie chciał słuchać RESIDENTS, HENRY COW czy ZAPPY. Zdecydowana większość słuchała MODERN TALKING, CC CATCH, EUROPE, PAPA DANCE i całą resztę tej popowej kloaki. Może z 10 było „depechowcami” i z 7 „metalowców, bo taka była wówczas moda… Tak to było w jednym z wrocławskich liceów…
Możliwe, że obecnie jest jeszcze gorzej, i nie będę tu się licytował, który okres był bardziej dekadencki, ale śmiem przypuszczać, że chujnia była zawsze ta sama, lub podobna. W każdym razie tendencja zawsze jest taka sama i nie należy temu się dziwić ani oczekiwać, by ludzie nagle zaczęli obcować z ambitniejszymi przejawami sztuki muzycznej, czy jakiejkolwiek innej.
„Jest to smutne, a jedyne (albo jedyne co mi przychodzi do głowi) co możemy robić, to podpowiadać naszym własnym dzieciom, albo dzieciakom znajomych, czy w rodzinie, aby sięgały po coś ambitniejszego. Może to jakoś pomoże.”
Nie pomoże. Problem (?) jest złożony i dotyczy fundamentów całej kultury, nie tylko w kontekście samej sztuki.
@Rafał
U mnie liceum to początek lat 90tych (czyli mniej więcej ten sam czas). Nie wiem, może lepiej trafiłem, ale zdecydowana większość klasy i znajomych ogarniało temat. Słuchaliśmy podobnych rzeczy (z tego co tu widzę), a zupełnie nie pamiętam aby ktokolwiek słuchał syfu typu Modern Talking (no dobra, czasem zdarzał się Raight Said Fred, ale kto nie chciałby być „too sexy”).
Za to dobrze pamiętam weekendowe wypady na jam session z Ziutem Gralakiem, Pospieszalskimi i całą tą ekipą, czasem jakieś bluesy były. No i sami coś próbowaliśmy sobie rzeźbić.
Dziś tacy szaleńcy są na prawdę w mniejszości.
Myślisz, że zupełnie nie pomoże? Podziel się swoimi spostrzeżeniami, co mogłoby pomóc – wiem, że trudno nam pewnie wpłynąć na media – ale co zwykli mali ludzie mogą zrobić? Mi nie przychodzi nic innego do głowy, jak pokazywać dzieciakom coś innego. (Widzę młodych ludzi w koszulkach AC/DC, czy Iron Maiden – co też jest dla mnie już dość słabe – i oni mówią, że to ostra muzyka jest. Ja im puszczam coś mocniejszego np. Fennesza i oni otwierają oczy, że coś takiego można grać. Nie wspominając już o noisach typu np. Torturing Nurse 🙂 Jednak takie szokujące terapie czasem się sprawdzają – przynajmniej z moich doświadczeń.
@Grzegorz Bojanek
Moze lepiej trafiłes, kto wie? Ja w każdym razie byłem w takim razie w jakimś innym mikroklimacie…
Moje spostrzeżenia już wyraziłem. Problem dotyczy kultury jako takiej, jej hedonistyczno-konsumpcyjnego formatu, który wykuwany jest od przeszło 2000 lat.
Nie widzę powodu, by starać się zmienić ten kształt rzeczy. Całkowicie mi zwisa i powiewa jakość wrażliwości społecznej na coś takiego, jak sztuka w dobrym guście, jej elitarność i wkomponowany w nią hermetyzm. Gdybym był rodzicem całkowicie olewałbym, jakiej muzyki słucha moja latorośl. Niby z jakiej paki miałbym swojemu dziecku mniej lub bardziej nachalnie narzucać, co powinno a czego nie powinno słuchać?
Mnie nikt tego nie narzucał… Mi nikt tego nie tłumaczył… Poza tym, nawet jeśli osiemnastolatek (-stka) zasłuchuje się w disco polo lub w innej popowej kaszanie, to wcale nie oznacza, że ten nastolatek już zawsze będzie dysponował kiepskim gustem.
Reasumując, jestem przeciwny jakiemukolwiek ingerowaniu w czyjąś wrażliwość, szczególnie, jeśli dotyczy to dziecka. Tak, jak rodzice nie powinni ingerować w sferę przynależności religijnej tegoż dziecka , tak samo dotyczy to spraw estetycznego moralizowania w kwestii muzyki, filmu, ogólnie sztuki… Co nie oznacza oczywiście, by nie podejmować tego tematu w rozmowach… Wrecz przeciwnie, mozna, a nawet trzeba, ale nie na zasadzie: „To, czego słuchasz jest bezwartościowe, lepiej posłuchaj tego!”. Jeśli ktoś w ten sposób chce uprawiać pracę organiczną, polegającą na „polepszaniu poziomu świadomości estetycznej”, to lepiej byłoby, gdyby strzelił sobie najpierw w łeb z korkowca.
Rafał, Rafał, daj spokój kto dzisiaj wie, co to jest korkowiec.
To fakt, że 30 czy 25 lat temu prawie nikt nie sluchal takiej muzyki jak Henry Cow czy Residents choc wielu mysli że czasy były takie świetne . Dla mnie gorzej ze wiele osob zatracilo swoje idealy po 40 a nawet wczesniej. Czesto z rozbawieniem pokazuje swoje plyty ktore mialem przyjemność wydać nazlotach fanow czy chocby kolegow ze studiow roznym grubasom fanom Gustafssona czy tego typu rzeczy, ludziom raczej majętnym ktorzy mowia mi w takiej sytuacji o wyzszosci jakicjs plikow nad plyta gramofonowa mimo że przed chwilą wspominali ” dawne dobre czasy” Ale to taka dygresja do tego co ludzie chcą i lubią bo niestety moi drodzy ludność nic nie chce . Nie liczylbym też, że ktoś zbuduje jakąś „scenę” choć z pewnością wielu chciało by sie po plecach innych na nią wspiąć. Problem w tym , że nie ma żadnej „sceny” , nigdy nie było i najprawdopodobniej nie będzie. Byly małe rozproszone grupki ludzi, kiedys rozproszone bo nie bylo szczegolnego integratora, teraz rozproszone bo każdemu coś nie pasuje np. uważa że ludzie po 40 to stare dziady albo przeciwnie że ludzie przed 40 to gówniarze. Może nie jest to bardzo dobry przyklad ale dla mnie fenomenem przynajmniej na poziomie takich prób jest pozornie taneczna impreza jaką jest Brutaż. Przynajmniej nie ma tu rozstawiania po kątach że ktoś jest mniej ważny a ktoś bardziej bo jest młodszy lub ma większe zasługi. Ale to jest chlubny wyjątek.
Zatem, skoro nie ma żadnych scen, tym bardziej powinniśmy zrozumieć fenomen popularności disco polo w Polsce. Ludzie po prostu potrzebują stadnej tożsamości. Popularność disco polo ujawnia także kryzys wszelkich, zdradzających ambicję „sztuki wysokiej” gatunków muzycznych. Jeśli cała ta neoawangarda w muzyce będzie bazować jedynie na bezdusznym brandzlowaniu się nad dźwiękiem, za którym nic się nie kryje; żadna idea pozamuzyczna; żaden powiew świeżości; jeśli muzyka rockowa nadal będzie na usługach wymagań kultury masowej; jeśli młodość w sztuce nadal będzie tak zachowawcza, bezideowa i roszczeniowa; to disco polo oraz cała ta degrengolada estetyczna będą z biegiem czasu coraz bardziej dominować i utwierdzać się w powszechnej świadomości społecznej.
Zresztą, jak tu zaufać pewnym wartościom w muzyce, skoro herosi niezależności muzycznej w latach 80. – SWANS, prostytuują swój dorobek i przyjmują postawę PINK FLOYD po ich reaktywacji? A takich grup / wykonawców jest mnóstwo, którzy dla kasy czy też powstrzymania upływającego czasu oraz odzyskania młodzieńczej adrenaliny, potrafią postawić jeden wielki znak zapytania nad ich przeszłością oraz dorobkiem artystycznym.
Jak ci młodzi ludzie obecnie, którzy potencjalnie mogliby wybrać właściwy kierunek swego rozwoju w zainteresowaniach muzycznych, mają w tym się odnaleźć, skoro widzą, że i tak wszystko kończy się na hedonizmie i zarabianiu pieniędzy? Dla tych ludzi nie warto angażować się w te wszystkie trudne, i niechciane prędzej czy później, kanały wrażliwości. Skoro tzw. sztuka wysoka utraciła swoje oręże do zmiany rzeczywistości, nie dziwmy się wówczas, że ludzie tracą nią zainteresowanie kosztem taniej rozrywki… bo przynajmniej w tym jej kręgu wszystko jest czytelne i na swój sposób przewidywalne…
A moim zdaniem cała ta dyskusja sprowadza się tak naprawdę do fundamentalnego pytania o sens istnienia mediów publicznych w ogóle. Pytanie zatem brzmi: czy ciągle aktualna jest stara oświeceniowa idea Naczelnego Edukatora (w tym wypadku: Edukatora Kulturalnego), który w ramach Misji Edukacyjnej (tu: Kulturalnej) niesie przed całym społeczeństwem kaganek oświaty (kulturalnej) pokazując i tłumacząc przy pomocy dostępnych kanałów publicznych (tu: publicznej TV) co dobre, mądre, ważne i ciekawe ( w odróżnieniu od tego, co dla tegoż Naczelnego Edukatora gorsze, głupsze, mniej ważne i ciekawe)? Czy idea ta wciąż jest do obrony – dziś, w świecie nadmiaru informacji i produkcji, w tym także „produkcji kulturalnej” (nadmiaru w sensie ilości wydawanych i łatwo dostępnych filmów, książek, płyt, etc., których żaden pojedynczy odbiorca nie jest w stanie wchłonąć i przetworzyć)? Czy idea ta ma w ogóle jakikolwiek sens – w dobie mediów elektronicznych, social media, setek tysięcy dostępnych radiostacji, kanalow na YT etc)? Czy można dziś mówić o niepodważalnym (a zatem opartym na szerokiej publicznej akceptacji) kanonie kulturalnym przeciętnego czytelnika, słuchacza, telewidza- w dobie zróżnicowania paradygmatów estetycznych, totalnego wymieszania tzw. kultury wysokiej i tzw. kultury niskiej? Rozumiem szczytne ambicje Bartka Chacińskiego, wg którego publiczny kanał kulturalny powinien po prostu zajmować się wyłącznie najważniejszymi i najbardziej wartościowymi zjawiskami w kulturze, myślę jednak że racje ma raczej Rafał Kochan- każdy wybór tego, co ważne i godne uwagi będzie z natury swej arbitralny, a zatem – spotka się z niezadowoleniem mniejszej lub większej grupy odbiorców. Dla jednych dyskusja o DP będzie idealnie odzwierciedlać ich zainteresowań, dla innych- nawet ostatnie dokonania SWANS będą jedynie przejawem artystycznego prostytuowania się … Dlatego, moim zdaniem, zasadniczo ani kanał taki jak TVP Kultura, ani w ogóle publiczna TV nie są dziś potrzebne. Czy ambitna kultura zniknie wtedy z mediów ogóle? Czy ambitny słuchasz będzie skazany wtedy wyłącznie na DP? Moim zdaniem- absolutnie nie. Aby poczytać o ciekawych zjawiskach muzycznych z interesujących mnie obszarów nie potrzebuję publicznych gazet, mogę na przykład sięgnąć po niepubliczną Politykę (i np. blog BC); chcę sięgnąć głębiej, szerzej, poszperać w zupełnie innych terytoriach – proszę bardzo, wystarczy trochę poszukać. Analogicznie, do wydania płyty z muzyką spoza mainstreamu nie trzeba publicznej wytwórni płytowej (polecam przedstawiony tu przez kogoś przypadek super prężnej sceny death metalowej w Polsce), do posłuchania interesujących wykonawców (wszystko jedno, czy DP, czy awangardowego muzyka z Gwadelupy) nie są niezbędne publiczne radiostacje, etc etc etc …. Nie widzę powodów, dlaczego inaczej miałoby być w przypadku kultury na wizji. Pewnie 30 lat temu byłoby trudniej, ale dziś? Niech więc fani DP ślęczą sobie przed Polo TV, ja za radą PopUp siegam po https://www.facebook.com/video.php?v=10152310379144113&set=vb.124383959112&type=2&theater
@ Rafał Kochan -> nie chciałbym rozpoczynać tu nowego wątku totalnie nie związanego z dyskusją o DP, ale nie mogę oprzeć się, by nie dopytać Cię o to, co napisałeś o Swans … Dla mnie Holy Money i Children of God to kamienie milowe mojej edukacji muzycznej, a koncerty w 1987 to nadal jedne z najważniejszych muzycznych doświadczeń … Dlatego- naprawdę uważasz, że The Seer i To Be Kind dowodzą prostytuowania ich dorobku i przyjmowania postawy PF? Podziwiam płyty z lat 80-tych, a równocześnie uważam, że dwa ostatnie wydawnictwa są znakomite … Gdzie tu stawianie znaku zapytania nad całą wcześniejszą twórczością? Dla mnie ich dzisiejsza muzyka doskonale wpisuje się w całokształt dokonań, a i cała postawa artystyczna Giry jest nad wyraz konsekwentna … Gdzie tu przejawy prostytuowania? Ani muzyka nie stała się bardziej przystępna (to już raczej można powiedzieć o The Burning World lat 80-tych), ani koncerty nie zaczęły schlebiać gustom publiczności … Chodzi Ci o to, że obie płyty wygrały kilka podsumowań na najlepsze albumy roku? A może uważasz, że Gira powinien być bardziej radykalny w swych muzycznych poszukiwaniach? Rozumiem, że można mieć różne zdanie na te i inne kwestie, ale porównywać postawę Swans do postawy PF, z całym szacunkiem, to lekka przesada … Trochę to wygląda na dyskusję typu kto z nas w undergroundzie jest bardziej radykalny w swojej undergroundowości …
@tech-no-logic
Zgadzam się, choć, jak to zwykle bywa przy tego typu problemach, można dostrzegać i mnożyć kolejne pytania.
Chciałbym jednak zaznaczyć, że w moim odwoływaniu się do SWANS nie miałem na celu wartościować muzyki, tylko ich postawę… Nie chcę pisać o postawie moralnej, bo to nie jest ta kategoria, ale o pewnej świadomości, wrażliwości, w której dochodzi do marnotrawienia pewnych wartości, które były niezwykle istotne dla pewnych pokoleń odbiorców; nie wspominając o procesie przewartościowywania muzyki. Jest to dla mnie o tyle ważne, że dla mnie sama muzyka jest nie tylko jedną z dziedzin sztuki, ale także pewnego rodzaju tubą oraz narzędziem do kształtowania pewnych postaw życiowych, statusu artysty w społeczeństwie oraz popularyzowania całego konglomeratu wartości, które powinny być jednak stałe, niepodważalne, a także pełnić rolę stabilizatorów czy też istotnych punktów odniesienia dla przyszłych pokoleń, zarówno odbiorców, jak i twórców.
Dla mnie SWANS, pomijając ich jakość tworzonej muzyki, jest właśnie takim zespołem, który nie dość że sam siebie wprowadza w stan destabilizacji artystycznej, to dodatkowo kontestuje to, czego był piewcą 30 lat temu.
Wyrażasz w swej wypowiedzi, że obecnie, w dobie powszechnego dostępu do internetu, nie ma potrzeby, by media publiczne pełniły nakładały na siebie obowiązek misyjności. Że w ogóle takie kanały, jak TVP Kultura są niepotrzebne.
Moim zdaniem są potrzebne i powinny być misyjne. Pytanie jednak powinno dotyczyć nie tego, czy takie media są w ogóle potrzebne, tylko jak powinny być dostosowane wobec nowych wyzwań na rynku medialnym. Dla mnie obecny kształt misyjności w mediach polskich (radio i telewizja) jest nie do przyjęcia, i nie dlatego, że w tych mediach nie mogę obejrzeć programu lub posłuchać muzyki, która mnie interesuje, ale dlatego że w tych mediach zapomniano lub nie chce się pamiętać, na czym ma polegać owa misyjność. W moim przekonaniu ta misyjność ma polegać na zadawaniu pytań dotyczących zastanej rzeczywistości, jej zwiazku z przeszłoscią oraz futurystycznej perspektywy tejże rzeczywistosci, ze wszelkimi jej zagrożeniami oraz nadziejami. Pytania ta powinny skłaniać do prowadzenia dogłębnej analizy tego, co jest i co było, bez koncentrowania się na tym, co niby było, a co nie jest ważne. Tego nie ma w publicznych mediach. Są pewne przebłyski, jak omawiana tu Hala Odlotów, która jest moim ulubionym programem w TVP Kultura, co nie oznacza, że spełnia on moje oczekiwania.
W mediach komercyjnych czy w internecie nie będziesz miał takiej oferty. Telewizja komercyjna oraz internet zaoferują ci jedynie tanią sensację oraz bogate, aczkolwiek rozproszone informacje, które nie zostały poddane analizie. I cóż ci z tego zalewu informacji, skoro nie będziesz wiedział (lub nie będziesz świadomy) ich konsekwencji na twoje życie, społeczeństwo i świat?
@ Rafał Kochan -> rozumiem Twój punkt widzenia, ale myślę, że przeceniasz rolę TV w kształtowaniu wizji istniejącego i przyszłego świata. Sam piszesz, że w publicznych mediach nie ma w ogóle tego, czego oczekujesz, a jednak posiadasz wyrobiony, zdecydowany punkt widzenia na rzeczywistość, w wielu obszarach (np. muzyka) całkowicie odmienny od tego prezentowanego w takich, czy innych mediach. Potrzebowałeś do tego mediów publicznych? Czy może zbudowałeś swoje przekonania w opozycji do publicznych środków przekazu? Idąc za Twoim tokiem myślenia – człowiek, który nie ogląda TV w ogóle (ani komercyjnych, ani publicznych stacji) nie będzie w ogóle rozumiał świata i nie zdoła odpowiedzieć sobie na pytania, które uważasz za kluczowe z punktu widzenia misyjności mediów? Przecież to bzdura …. Jeszcze raz odwołam się to przykładu innych niż TV mediów. Skoro możesz w niepublicznych czasopismach odnaleźć zróżnicowane i pogłębione analizy w dowolnym temacie, skoro istnieją tysiące prywatnych radiostacji prezentujących wszystkie możliwe rodzaje muzyki (oraz dyskusje na ich temat!), to dlaczego inaczej miałoby być w przypadku TV? Dlaczego akurat TV musi podążać za utopią misyjności? Gdzie tkwi różnica?
tech-no-logic
8 kwietnia o godz. 16:52
Nie powinieneś mojej osoby wyznaczać do potwierdzenia, że media nie spełniają swojej roli we właściwym kształtowaniu postaw obywatelskich, estetycznych etc. To prawda, bardzo rzadko ogladam teraz media publiczne, ale to nie znaczy, że zawsze tak było. Wtedy, gdy właśnie dojrzewałem, sporo ogladałem telewizji i miała ona pewien wpływ na moje poglądy.
Wbrew pozorom kiedyś (lata 80. i 90.) telewizja publiczna była jednak ciekawsza pod względem tejże misyjności. Było dużo więcej programów analitycznych, szersza oferta filmowa (o tzw. kino ambitne oraz, co wazniejsze, dyskusje na jego temat), nie wspominajac o programach muzycznych. I to wszystko było w czasie antenowym, który sprzyjał plebsowi w oswajaniu się z tego typu alternatywnymi modelami życia. Oczywiscie daleki jestem od pisania panegiryków na temat ówczesnej teelwizji. Była ona wciąż kiepska. Mnie, pod względem światopogladowym oraz rozeznania artystycznego tamta telewizja niewiele ukształtowała, ale mogłem przynajmniej otrzeć się o jakąś przesłankę tego, jaka ta telewizja powinna być… Obecna telewizja publiczna jest jakimś ponurem żartem historii… W czasach kwitnacego liberalizmu, pluralizmu i ogólnie pojętej wolności, media publiczne są mniej „misyjne”, mniej pluralistyczne (przynajmniej w aspekcie kulturowym), od tych z drugiej połowy lat 80. i lat 90…
Poza tym, chciałbym, skoro stwarzamy iluzję kulturalnej rozmowy, abyś nie przypisywał mi słów, których nie napisałem. Nigdzie nie napisałem, że „kto nie ogląda TV w ogóle (ani komercyjnych, ani publicznych stacji) nie będzie w ogóle rozumiał świata i nie zdoła odpowiedzieć sobie na pytania”. Pisałem natomiast o KONSEKWENCJACH (wnioskach) tego, co się dzieje na świecie. Wiedza o świecie to jedno, a zdolność do refleksji i wyciągania wnioskow, to drugie. Skoro media nie realizują tej formuły WYCIĄGANIA WNIOSKÓW; skoro edukacja w szkole także jest sformatowana (choć tu powoli bardzo się to zmienia) jedynie na przyswajanie wiedzy o świecie; skoro w domu rodzice nie prowadzą w ogóle jakichś rozmów, nie wspominajac już o takich, które miałyby inspirowac pociechy do myślenia abstrakcyjnego, to jaki nam ukształtuje się przyszły, ponoć wolny obywatel? Skad u niego ma wyłonić się idea sceptycyzmu, relatywizmu oraz buntu? Skad ma wiedzieć, jaki jest alternatywny świat, który go omija i nie jest mu dostępny? Internet oraz darmowe pliki muzyczne, filmowe i PDF załatwią tę sprawę?
@ Rafał Kochan
1.Idee sceptycyzmu, czy relatywizmu są mi również bardzo bliskie, zapewniam Cię jednak, że nie są to wartości uniwersalne; zapewne znajdzie się równie dużo ich zwolenników, co przeciwników. Pytanie zatem- co w sytuacji, gdy na czele mediów publicznych będą stać ludzie, którzy wyznają inny system wartości? Którzy misję publiczną definiować będą jako popularyzowanie zupełnie innych idei od tych, które są Tobie bliskie? Nadal będziesz zwolennikiem misyjnej TV? Podstawowym założeniem liberalizmu i pluralizmu, do których się odwołujesz jest przede wszystkim wolność wyboru. Media publiczne realizujące taką czy inna misję skazują nas na wybór, którego dokonał już w naszym imieniu ktoś inny.
2.Uważam, że rola mediów publicznych (a w szczególności telewizji publicznej) w kształtowaniu wrażliwości estetycznej społeczeństwa oraz we wspieraniu ambitnej twórczości artystycznej jest dziś zdecydowanie przeceniana. Czy wiesz, że w XVII w. w samej tylko Wenecji istniały 24 teatry operowe (bynajmniej nie schlebiające masowym gustom)? Proszę podpowiedz mi, jakie media publiczne zbudowały zapotrzebowanie na taką ambitną twórczość? Jaki kanał telewizyjny ukształtował gusta Wenecjan, nauczył ich rozumieć język opery barokowej? A może to właśnie publiczne mass media odpowiedzialne są za popularyzację na niespotykana wcześniej skalę najbardziej pospolitych przejawów kultury masowej?
3.Media niepubliczne to nie tylko darmowe pliki muzyczne, filmowe i PDF … To niepubliczne wydawnictwa, rozgłośnie radiowe i telewizyjne, social media, kanały TV w Internecie i wiele wiele innych. One też realizują poszczególne elementy misji, które bardzo słusznie wskazujesz …. A reszta to już edukacja szkolna, wychowanie rodzinne, kumple z osiedla, podróże, etc.
A swoją drogą to bardzo ciekawa dyskusja ….
tech-no-logic
8 kwietnia o godz. 22:22
Nie wymieniłem sceptycyzmu, relatywizmu i pluralizmu jako nadrzędnych wartości, tylko jako pożądany skutek uboczny właściwego rozwoju człowieka od jego najmłodszych lat, na który składa się przede wszystkim wychowanie przez rodzinę oraz edukacja szkolna.
Gdyby rodzice od najmłodszych lat dziecka rozmawialiby z nim o świecie, o obejrzanych kreskówkach / filmach; gdyby w domu rodzinnym zamiast radia RMF i ZET, a także głupich programów/filmów telewizyjnych rozbrzmiewała z płyt czy innych nośników muzyka tzw. bardziej wartościowa (nie ma znaczenia, czy miałaby to być muzyka poważna, jazz, klasyka rocka lub jego awangarda); gdyby w szkole, zamiast obecnej formuły, że uczeń ma przyswoić jedynie WIEDZĘ, bez praktycznego jej użycia, powszechnie stosowano problemowe metody szkolenia; gdyby w tejże szkole bazowano na pobudzaniu kreatywności wśród uczniów, uczono dyskutowania i przedstawiano świat taki, jaki on jest, kosztem tego jałowego i skrajnie nadmiernego brandzlowania się nad tym, co było w przeszłości; to miałbyś wówczas rację – misyjność mediów byłaby zbędna.
Ale tak nie jest – jest zupełnie odwrotnie – zarówno w modelu rodziny, jak i w misyjności szkoły.
Przy szwankującej rodzinie oraz szkole, rola mediów w promowaniu właściwych zachowań człowieka jako jednostki z indywidualnymi potrzebami oraz jako części społeczeństwa powinna być niezwykle istotna. Radio i telewizja powinny wspierać rodzinę oraz szkołę. Obecnie nie wspierają, tylko potwierdzają i ugruntowują te patologie oraz dysfunkcjonalność, które występują we tychże rodzinie i szkole.
Powtórzę to po raz kolejny. Dla mnie misyjność mediów nie polega na tym, że będzie w telewizji lub w radio wydzielony jakiś czas antenowy, w którym ktoś będzie jedynie puszczał np. mniej lub bardziej wartościową muzykę. Misyjność będzie wówczas, gdy gdy dane dzieło artystyczne/zdarzenie będzie miało stosowny komentarz na temat kontekstu, w którym ono powstało.
Bezrefleksyjne puszczanie muzyki awangardowej czy jakiejkolwiek innej, alternatywnej w stosunku do tej powszechnie i natrętnie promowanej w mediach, niczego nie zmieni.
Ani dla kogoś takiego jak, czyli odbiorcy który posiada już wyrobiony gust oraz jest świadomy, gdzie i jak szukać interesujących wykonawców, płyt etc. Takie media będą też bezużyteczne dla całkowicie niezaznajomionych z muzyką alternatywną, bo w sytuacji, gdy usłyszą w telewizji lub radio taki rodzaj muzyki, to raczej nie wysłuchają jej do końca, tylko zmienią program.
Natomiast dla tych, którzy dopiero jakoś zainteresowali się alternatywnością w muzyce, ale nie mają jeszcze odpowiedniej wiedzy oraz nie znają sposobu poruszania się po tych gatunkach muzycznych, samo puszczanie muzyki również niewiele im pomoże w zrozumieniu i oswojeniu się z fenomenem muzyki niezależnej.
Dlatego podkreślam jeszcze raz, misyjność mediów nie powinna polegać jedynie prezentowaniu „inności”. Oprócz tego jest niezbędny komentarz. I nie taki komentarz, który zwykle polega jedynie na podaniu nazwy wykonawcy, tytułu utwory czy płyty.
Ja, jako odbiorca z wyrobionym gustem, bardzo chętnie obejrzałbym lub posłuchał audycje, w których, oprócz muzyki, mógłbym skonfrontować i zweryfikować własne poglądy na temat danej płyty / wykonawcy. I na tym polega właśnie misyjność mediów.
Internet, z jego niepublicznymi wydawnictwami, rozgłośniami radiowymi, kanałami TV nie spełnia, póki co, zadań misyjności. Przynajmniej ja nie znam takich miejsc, w których mógłbym, oprócz zaznajomienia się z jakimś materiałem muzycznym lub filmowym, poznać konfrontację różnych poglądów na ich temat. Oczywiście zakładam z pewną dużą dozą pewności, że miejsce do udzielania komentarzy przez internatów pod danym materiałem, nie spełnia wymogów prowadzenia merytorycznej dyskusji, która mogłaby stanowić istotne uzupełnienie wiedzy na temat, o którym tu debatujemy.
od początku tej dyskusji podjąłem decyzję co do dwóch nowych wydawnictw płytowych tzn. praca posunęła się istotnie na tyle naprzód,że są zrobione masteringi i okładki i co najważniejsze jest zgoda banku na kolejny kredyt ( nie ufam ani crowfoundingowi ani nie pokładam nadziei ze coś wyniknie z zapewnień no name’ów w internecie , dyskusji lub przekonania kogoś tam na dowolny temat w komentarzach do bardzo potrzebnych i skutecznych promocyjnie wpisów Bartka . Polecam jesli nie działanie bezpośrednie to chociaż popieranie kultury w taki sposób jak na przykład uczestnictwo w ten weekend na festiwalu Transwizje w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie – podobno sa jeszcze billety. Ewentualnie wybranie sie na Records Store Day które już 18 kwietnia w kilku miastach Polski .
No, a ja żadnych kredytów nie brałem. Kilka dni temu wydałem dwa wydawnictwa: płytę CD – uznanego francuskiego projektu ENTRE VIFS. Płyta wydana w metalowym opakowaniu z 16-stronicową bookletem; oraz kasetę – KNURL, czyli znanego, kanadyjskiego tworcy noise’owego.
Kaseta jest owinięta w kobiecą podpaskę (nową, nie zużytą – nie obawiać się), która została nasączona octem…
A piszę to tylko dlatego, by oznajmić, że nie trzeba brać kredytów w banku, aby opublikować wartościową muzykę.