Kto tu odleciał, czyli disco polo kontratakuje

Zespół telewizyjnego programu „Hala odlotów” przysłał list w odpowiedzi na mój wpis sprzed dwóch tygodni. Przysłał go jednak do „Dużego Formatu”, adresując zarzuty również, a właściwie przede wszystkim do Grzegorza Sroczyńskiego. Przedrukowany przez „Wyborczą” list odnosi się jednak także do Polifonii, więc na przyszłość proponuję dodać Słupecką 6 do listy odbiorców, będzie prościej. A tak najpierw muszę zacząć od obrony kolegi Sroczyńskiego (nie jesteśmy w zmowie, nawet nie zamieniliśmy słowa w sprawie jego tekstu), którego „Hala odlotów” była łaskawa poniekąd obciążyć winą za disco polo. Poważnie. Cytuję: „Inteligenckie wywyższanie się doprowadziło, po latach odbierania głosu społeczeństwu, do jego radykalizacji, szukania własnych form wypowiedzi i w końcu także do popularności disco polo”. Stwierdzenie to uważam za kuriozalne nie tylko w sferze teorii (w jednym zdaniu DP staje się ogniskiem buntu i poszukiwań artystycznych), ale również pod względem praktycznym. Bo znacznie bardziej uprawnione – w kontekście emitowanej w TVP słynnej gali DP z 1994 roku i innych prezentacji – jest stwierdzenie, że do popularności disco polo doprowadziła telewizja, zarówno ta prywatna, jak i TVP. Pod tym względem „Hala…” proponuje nam więc rodzaj kontynuacji. Ale przejdźmy do odpowiedzi twórców programu na moje zarzuty.

To, że przez 20 lat oceny gustów estetycznych przestały być wyraziste, potwierdza fakt powstania filmu Maćka Bochniaka „Disco polo”, jego popularność oraz towarzyszące premierze reportaże, jak ten w „Dużym Formacie” „Disco polo w wielkim mieście. Będzie ostro” – piszą autorzy listu. Otóż moim zdaniem popularność filmu, dość szybko spadająca, bo po rekordowym weekendzie otwarcia widownia mocno stopniała (na tym etapie porównywalny film „Jesteś bogiem” przekroczył milion widzów – przy 202 kopiach, tu mamy 800 tysięcy przy 242 kopiach), jest prędzej już efektem kampanii promocyjnej o bardzo dużym natężeniu. Zresztą nawet gdyby był to w finale sukces na poziomie „Bogów”, to czy świadczy to o tym, że oceny przestały być wyraziste? Chodzenie na film o disco polo nie jest potwierdzeniem zmiany stosunku do disco polo tak samo jak fakt retweetowania, dajmy na to, żartu Janusza Korwina-Mikke nie jest od razu oddaniem głosu na JKM w wyborach prezydenckich.

Lider Bayer Full był jedynym twórcą muzyki disco polo w programie, a i tak udało mu się zdominować osobowością rozmowę. Nie zamierzamy cenzurować naszych programów i wycinać „niesłusznych” opinii – czytamy nieco dalej w liście. Otóż lider Bayer Full nie był jedynym artystą muzycznym zaproszonym na miejsce. Drugą była (dość małomówna, przyznajmy) Izabela Skrybant-Dziewiątkowska, wokalistka Tercetu Egzotycznego. Reprezentantką dziennikarstwa muzycznego była Maria Szabłowska, którą wywołano do głosu, by się tłumaczyła, dlaczego Jedynka nie gra disco polo. Jeśli założymy, że była to próba zrównoważenia stanowisk, to z góry skazana na niepowodzenie. Oponentem dla muzyka wypowiadającego bzdurne teorie na temat dziejowego znaczenia disco polo powinien być ktoś, kto istotnie może mieć coś odmiennego do powiedzenia. Przykład? Proszę bardzo: Janusz Prusinowski, reprezentant sceny ludowej, tej, która na inwazji pseudowiejskiego kiczu ucierpiała chyba najbardziej. Tysiące osób zamiast uczyć się od rodziców gry na tradycyjnych instrumentach (najprostszy wybór) chwyciły na keyboardy marki casio (nowy najprostszy wybór). „Hala odlotów” właśnie utwierdziła ich w przeświadczeniu o tym, że to był wybór słuszny.

Dalej list odnosi się do listy wydarzeń, jakie proponowałem jako alternatywę wobec podejmowania przez TVP Kultura tematu, który tłuką telewizje śniadaniowe, własne kanały tematyczne i ekspresy reporterów (więc w eterze ma naprawdę silną reprezentację): Sukcesy polskich twórców operowych w MET, o których pisał zaś Chaciński, były „świętowane” w wielokrotnie powtarzanym na naszej antenie reportażu z Nowego Jorku, a Mariusz Treliński był gościem „Hali” tydzień przed odcinkiem o disco polo. Inne wydarzenia były z kolei promowane w „Informacjach kulturalnych” oraz w pozostałych licznych programach naszej ramówki, której „Hala” pozostaje tylko jednym z elementów.

Tutaj muszę zwrócić uwagę na wybiórczość autorów listu, którzy byli łaskawi machnąć jednym przykładem. OK, zwracam honor co do Trelińskiego, ale skoro już rozmawiamy… Bez konkretnej odpowiedzi pozostały moje pytania o (krótko przypomnę):
1. Premierę płyty Wovoka;
2. Konkurs na Łódzką Płytę Roku;
3. Premiery elektronicznych płyt Wilhelma Brasa i duetu Kapital;
4. Bydgoską scenę muzyczną (milieu Kuby Ziołka i innych, praktycznie nieobecne w tv);
5. Toruński festiwal CoCart;
6. Podwójny album supergrupy Ircha;
7. Płytę Lao Che „Dzieciom”;
8. Monumentalne wydawnictwo „Jazz in Polish Cinema”;
9. Nominacje do nagrody Fryderyki;
10. Sprzedaż Polskich Nagrań;
11. Premierę „Antologii polskiego rapu”;
12. Premierę fundamentalnego „Podrzyj to…” Simona Reynoldsa.

Oczywiście mnie się tam nikt nie ma obowiązku tłumaczyć. Ale z radością przeczytam (Słupecka 6, proszę pamiętać!) o tym, kiedy i gdzie o tym było w TVP Kultura. Problem w tym, że każdy lub prawie każdy z tych tematów moim zdaniem jest nie tylko punktem wyjścia dla newsa, ale i przyczynkiem do dyskusji – także w „Hali odlotów”. I każdy byłby – w mojej opinii rzecz jasna – stosowniejszy niż DP w tym ujęciu. Owszem, byłyby trudniejsze do sprzedania niż disco polo i – podkreślę – przede wszystkim trudniejsze do opowiedzenia. Ale nikt nie mówił, że dziennikarstwo kulturalne to lekki kawałek chleba. Ja w każdym razie tego nie potwierdzę. Bronienie się groźbą „elitarności” (w końcówce listu) nie ma sensu. Po to jest jedna taka telewizja, żeby elitarna była – w dobrym tego słowa znaczeniu. I żeby tę elitarność przedstawiała w sposób, który zachęca innych do uczestnictwa, zaprasza, pokazuje, że niszowe/wysokie wzorce mogą być jednocześnie ciekawe i mogą wzmagać aspiracje. Potrzeby uciśnionych fanów disco polo zaspokoi Polo TV, która utrzyma się i bez dotacji z kieszeni podatnika.

Pozostaję z nadzieją. Temperatura dyskusji znów opóźnia kolejny wpis o płycie na Polifonii – proszę wybaczyć. Ale dziś w nocy w Nokturnie już mniej gadania, za to dużo muzyki z polskiej sceny muzyki elektronicznej, ambientu i nagrań terenowych (Micromelancolie, Fischerle, K. itd.), w której prezentację w „Hali odlotów” nawet nie wierzę. Żebyście nie pomyśleli, że jestem jakimś bezgranicznym idealistą. Że się po inteligencku wywyższam. Albo że odleciałem.