U2: Wreszcie znaleźli to, czego szukali
…i jest to najnowszy „inteligentny” zegarek firmy Apple. Pamiętacie pewnie te fragmenty tekstów: Trzymałem diabła za rękę, mówiłem językiem aniołów itd. Żarliwość z pogranicza hymnu religijnego była cechą, dla której można było w latach 80. kochać grupę U2. Dzisiaj Irlandczycy zrobili coś, co jest antytezą zagrania Radiohead sprzed paru lat: z dnia na dzień, nagle, udostępnili za darmo swoją nową płytę „Songs of Innocence” milionom użytkowników serwisu iTunes, ale tylko im. Wzięli udział w korporacyjnej wojnie, opowiadając się twardo – i zapewne niebezinteresownie – po jednej ze stron. Dokładniej rzecz biorąc – po stronie firmy, która właśnie zakończyła produkcję iPoda w klasycznej wersji, w którego kampanii reklamowej brali udział kiedyś. Oczywiście, płyta będzie dostępna dla wszystkich w wersji fizycznej (13 października, jak zwykle w dystrybucji Island/Universal). I oczywiście, można jej już posłuchać w serwisie YouTube (co zważywszy na tło – pojedynek Apple i Google’a – można uznać za formę kradzieży przemysłowej). Niemniej jednak liczy się gest, który posyła jeden z najlepiej zarabiających zespołów świata: warto wykorzystać siłę muzyki, by podwyższyć wartość akcji firmy Apple o 3,5 proc. i pomóc jej w walce z panoszącym się Androidem. Jeśli więc ktoś ciągle i uparcie się zastanawiał, czego szukali tak długo, dziś wie.
Można się oczywiście w tym momencie żachnąć: że muzyka od dawna służy do sprzedawania produktów, że Apple sprzedaje też muzykę i sporo zrobił dla wypromowania sprzedaży wersji cyfrowych nagrań, a wreszcie – że grupa U2 od dawna spienięża ten dawny żar. Jak dla mnie dzieje się tak od czasu sukcesu w Ameryce płyty „The Joshua Tree” i fascynacji Stanami Zjednoczonymi. Chłopaki z dość jednak prowincjonalnej Irlandii stopniowo tracili od tego momentu niewinność, o czym – jak sądzę niechcący – mówi tytuł „Songs of Innocence” w połączeniu z bardzo jasną informacją, że w tekstach chodzi o historie z dawnych czasów. Nie liczyłbym jednak na to, że jest to mrugnięcie okiem ze strony Bono i kolegów. Prędzej już – że ten powrót w czasie to nawiązanie do zegarka, bo w końcu wszyscy zapamiętają, jaki produkt podparła grupa swoją muzyką. Zresztą – ten album-niespodzianka został na tyle dobrze przygotowany, że towarzyszy mu zsynchronizowana czasowo publikacja rozmowy z magazynem „Rolling Stone”. Wszystko jak w zegarku.
Sam album, promowany podczas wczorajszej gali bardzo marnej klasy piosenką „The Miracle (of Joey Ramone)”, przynosi w dalszej części parę momentów, które miłośnikom tego młodzieńczego żaru się spodobają (Bono nie szczędzi falsetu). Ja w pierwszej kolejności wróciłbym do „Volcano”, które brzmi wprawdzie jak U2 czytający młode pokolenie w rodzaju Franza Ferdinanda, ale za to ma w sobie trochę surowości, którą raczej bez większego skutku – mimo dość mocnych, rockowych aranżacji i stosunkowo (ale tylko stosunkowo – w porównaniu z ostatnimi dokonaniami) wysokiego tempa – próbowałem tu znaleźć. Przykro to mówić, ale zginęła w (super)produkcji, co jest stałym problemem zespołu od lat. Motywy rodem z FF pojawiają się również później, w „This Is Where You Can Reach Me Now”, ale już jako farsa. Starych fanów powinno też wzruszyć „Iris (Hold Me Close)”, które bez zgrzytu mogłoby się zawieruszyć nawet gdzieś w okolicach „Achtung Baby”. Brzmieniowo wyróżnia się „Sleep Like a Baby Tonight” oparty na syntezatorowym motywie a la Eurythmics, ale prowadzony ze sporą niekonsekwencją (dziwaczne chórki, solo gitary, fortepian w tle, za dużo tego i bez głowy upchnięte), co świadczy albo o wielokrotnych przeróbkach, albo o wzajemnym potykaniu się o własne nogi przez producentów. Tyle że – mimo zaangażowania w całą płytę m.in. Danger Mouse’a, Paula Epwortha i Flooda – akurat ten utwór produkował tylko ten pierwszy. Nie jest to więc laurka dla głównego producenta, ani też pozytywny rodzaj brzmieniowego wyróżnienia. Wyróżnia się za to jeszcze finałowe „The Troubles”, duet Bono z Lykke Li na smyczkowym podkładzie z głęboko schowaną gitarą The Edge’a, ale znów – czy tak naprawdę na plus, czy to dobry kierunek? Może na ewentualną solową płytę lidera U2? Tutaj nie pozostawia dobrego końcowego wrażenia.
Po pierwszych odsłuchach dochodzę do wniosku, że „Songs of Innocence” nie będzie miała w dyskografii dużej konkurencji – przynajmniej jeśli chodzi o czołówkę najgorszych płyt U2. Może więc oddanie jej za darmo nie było strategicznie złym posunięciem. Miliony ludzi posłuchają, ten i ów znajdzie coś dla siebie, niektórym się pewnie to spodoba, choć wątpię, by na kimś zrobiło dziś takie wrażenie jak kiedyś pierwsze odsłuchy „War” czy „The Unforgettable Fire” – także dlatego, tu będę się upierał, że tamte płyty przychodziły w hossie ceremonialnego odsłuchu całych płyt, a ta sygnalizuje samym sposobem dystrybucji, że te czasy odeszły w niepamięć. Więc może pojedyncze nagrania?
Niestety, smutnym podsumowaniem pozostanie pierwsza i w pewnym sensie o razu zamykająca sprawę, najwyraźniej licencjonowana (bo ukazała się jeszcze w czasie gali firmy Apple) recenzja brytyjskiego „The Telegraph” ze zdaniem o tym, że „fani poczują ulgę, ponieważ płyta brzmi z grubsza jak U2”. To smutniejsze niż teksty z kabaretów. Chyba że następnym produktem, w którego produkcję grupa miałaby się zaangażować, byłby Ulgix.
U2 „Songs of Innocence”
iTunes/Island (i YouTube) 2014
Trzeba posłuchać: „Volcano”, „Iris (Hold Me Close)”.
Komentarze
Ej, Ty tak na serio? Z takimi wywodami zrobiłbyś karierę w prawicowych mediach! Naprawdę, słabo znasz muzykę, skoro przyszły Ci do głowy jedynie porównania do Franz Ferdinand, których w tych kawałkach wiele nie słychać…
Skąd się biorą tacy ludzie…
Idź słuchać TKoL :*.
@lolz –> Chować mądrość przed światem to nieładnie, oświecaj.
Panie Bartku, płyta od kilkunastu godzin dosłownie jest dostępna do odsłuchania a Pan już wysmarował recenzję? Niebywałe i strasznie nieprofesjonalne. Przecież z każdą płytą trzeba się trochę „osłuchać”, zanim wyda się werdykt skazujący.
Wg. mnie to bardzo dobry album, zdecydowanie lepszy od poprzedniego NLOTH. Ale oceniać będą za tydzień lub dwa.
Trzymałem diabła za rękę, mówiłem językiem aniołów…
Tak bardzo prawdziwe…
Świetny tekst, autor prawdopodobnie jest głuchy. Ta recenzja powinna śnić się każdemu „dziennikarzynie” po nocach – tak, kiedyś możesz upaść tak nisko i napisać coś tak kiepskiego. Ta płyta może nie jest genialna i przełomowa, ale jest bardzo dobra. Nie wiem jaką dawkę LSD musiałbym wziąć żeby usłyszeć na tej płycie Franz Ferdinand, ale prawdopodobnie nie mniej niż wiadro. Wstyd drogi „recenzencie”, szkoda czasu na rozpisywanie się, zdecydowanie poświęce go na odsłuchanie po raz kolejny tej płyty. Pozdrawiam!
I w zasadzie autor jeden tylko wie, czy bardziej starał się zrecenzować album czy też przemycić niechęć do Apple.
Bo tekst jest tak jednoznacznie negatywnie ukierunkowany, że trudno stwierdzić, czy album nie był oceniony przez pryzmat „współpracy” U2 z Apple.
A na marginesie – wszyscy wiemy, że U2 skończyło się na „Kill’em All …”, więc czy ma sens ocenianie ich jedynie przez pryzmat tego, co nagrali kiedyś ?
Najzabawniejsze fragmenty recenzji:
[dwa pierwsze akapity] – „o kurczę, U2 się sprzedali i skończyli na Kill’em All, idę słuchać moich kaset”
„prowadzony ze sporą niekonsekwencją (dziwaczne chórki” – „nie dość, że się sprzedali, to jeszcze jakieś dziwactwa grajo i bałagan robio, jakby nie wiedzieli, jak się konstruuje normalne piosenki”
„czy tak naprawdę na plus, czy to dobry kierunek? Może na ewentualną solową płytę lidera U2. Tutaj nie pozostawia dobrego końcowego wrażenia.” – „znowu zamęt wprowadzajo jakiś, a przecież płyty mają być konsekwentne, zwłaszcza zespołów, które się i tak sprzedały”
Płyty raczej nie muszą być konsekwentne, ale recenzje powinny.
Każdy może tą płytę mieć, wystarczy DARMOWE konto w iTunes…jaki problem z tym jest?
@Johnny99 –> jest tradycją polskiego dziennikarstwa muzycznego, że wszystkie recenzje U2 (podobnie jak Stinga) są wtórnie recenzowane i podchodzę z pokorą do tej zabawy. To naprawdę każdorazowo wygląda podobnie, a to dlatego, że U2 (podobnie jak Sting) należy do artystów, na których wszyscy się znają (stąd też, może niesłusznie, pozwoliłem sobie na pewien luz w podejściu – to @dominic). Więc może uznajmy z góry, że najlepszą recenzję mojej recenzji uhonoruję egzemplarzem płyty U2 – do odbioru na iTunesie (to z kolei @Rafał D.) 🙂
Co nie znaczy, że odmówię sobie złośliwości w komentowaniu docinków wychodzących poza jakże szablonowe uwagi na temat przyjęcia gigantycznej dawki LSD (które, zwracam uwagę @nope – znane jest w literaturze z tego, że akurat bez względu na wielkość dawki działa podobnie).
@arrow –> Żaden problem dla firmy Apple – wręcz przeciwnie, zależy im na tym, żeby kont zakładano coraz więcej, bo to dobrze wpływa np. na cenę akcji.
Płytę ściągnąłem dosyć późno i zasnąłem w trakcie słuchania, co w cale nie musi oznaczać ,że jest kiepska .Jednak z ręką na sercu muszę przyznać ,że do póki nie padłem wysłuchałem z 5 pierwszych piosenek – bez emocji ( niestety).
@Bartek Chaciński. I naraziłeś się chłopie fanom U2. Jak mogłeś być taki niemiły dla tego zespołu? Zawalił się tym samym świat niektórym fanom. Ten zespół dla mnie nie istnieje i nie muszę czytać recenzji lub słuchać ich płyt, by wiedzieć, że to jest wielka kupa.
Naprawdę ciężko mi uwierzyć, że dziś ktoś nadal poważnie podchodzi do U2. A tu taki hejt 🙂 Ludzie, przecież od dawna wiadomo, że Bono to Mesjasz muzyki i musi być krytykowany, żeby mógł dźwigać krzyż „muzyki alternatywnej”.
Tak, U2 to jest wielka kupa.
Muszę się zgodzić z większością przedmówców. Recenzja jest słaba, bo, przede wszystkim nie jest recenzją. Ponad 1/3 tekstu mówi o Apple, nie o płycie. Można nie lubić tego zachłannego molocha z logiem jabłka (sam nie przepadam), można nie lubić U2 (raczej lubię), ale antypatia przesiąkająca z tego tekstu jest zbyt rażąca, aby w ogóle móc mówić o profesjonalizmie. Tak, jak już ktoś wcześniej powiedział, uważam, że kilkanaście godzin od premiery płyty to zdecydowanie zbyt krótko, aby wysmarować porządną recenzję, niemniej pozwolę sobie ocenić płytę na 7/10, a samą ‚recenzję’ na 3/10. Miłego dnia wszystkim.
”Rafał Kochan
10 września o godz. 12:00
@Bartek Chaciński. I naraziłeś się chłopie fanom U2. Jak mogłeś być taki niemiły dla tego zespołu? Zawalił się tym samym świat niektórym fanom. Ten zespół dla mnie nie istnieje i nie muszę czytać recenzji lub słuchać ich płyt, by wiedzieć, że to jest wielka kupa.”
Jakie madre, glebokie, poruszajace i piekne slowa. Ujely mnie zwlaszcza ”Ten zespół dla mnie nie istnieje i nie muszę czytać recenzji lub słuchać ich płyt, by wiedzieć, że to jest wielka kupa.” W sumie swietne podsumowanie poziomu samej recenzji….
U2 pokazało tym posunieciem, ze nie jest dinozaurem zapatrzonym w przeszłość, dla którego liczy sie tylko wierny od 20 lat fan dzis będący po 40-stce, przywiązany do tego co było kiedyś, ale bierze pod uwagę także głos młodego pokolenia, ktore od winyli woli iPody, a od tradycyjnych sklepów – internetowe. I chwała im za to, że potrafią się odnaleźć w rewolucjach technologicznych i mają odwagę wspierać to co stanowi o postępie i wyznacza kierunki rozwoju, kosztem tak nieprzychylnych recenzji jak ta. Ludzie kurczowo trzymający sie przeszłości nigdy tego nie zrozumieją i nie warto tracić sił na przekonywanie ich.
@gość234 –> Moja antypatia wyraża się jednak inaczej. A trzecie zdanie mojej – niech będzie – nierecenzji mówi dokładnie o moim podejściu do tej zacnej kapeli. Są jednak płyty, przy okazji których forma sprzedaży jest istotna. I ta forma dość jasno to pokazuje, co uznałem z kolei za na tyle istotne, by się do tego odnieść (przypadek wydaje mi się bezprecedensowy). Z pokorą dzięki za 3/10, wg mojej skali to prawie jak nowe U2, a napracowałem się jednak trochę mniej niż chłopaki.
Jeszcze informacja techniczna w sprawie komentarzy: określenia „wielka kupa” w tym kontekście nie zamierzam moderować. Obrażonym o taką ocenę fanom U2 pragnę zwrócić uwagę na to, że ramy językowe dyskusji tym razem określili pan(ow)ie lolz i nope. Ale proszę o wstrzemięźliwość w dalszej wymianie zdań.
aż tak źle? kiedyś to był zespół ważny, potem wytyczał trendy… ale od Pop nie zrobił niczego dla muzyki.
ha
aż posłucham, żeby się upodlić 😉
PS do wszystkich hejterów – aż tak boli?
@Rafał Kochan
– tak samo w punkt, jak Autor z recenzją
a co do większości komentarzy, to widać falę, która wpadła tu z fejsbuka czy innych witryn, swoją drogą – Bartku – to może być jeden z kamieni milowych tego bloga – myślę o liczbie odsłon tego wpisu.
…bo to przecież wpisoblog o tematyce różnej (choć przeważająco muzycznej) maści, a nie jakieś forum fanów hitu Kobranocki.
A kilka uwag odnośnie U2 czy Stinga?
zawsze się z nimi chętnie zapoznamy 🙂
BTW. szkoda, że Bono nie dołączy do Paula Simona i Stinga podczas zbliżającego się koncertu 🙂
wtedy więcej osób dowiedziałoby się kim jest Paul Simon
fani U2, to jednak fanatycy, bo gdyby autor potraktował album bardziej przychylnie (a na to w ogóle nie zasługuje, bo czekano na niego ponad 5 lat) to pewnie wielu fanów nie zwróciłoby na nią uwagi i tak bardzo by się nie czepiało autora, a tak zaczyna się jakaś obrona Częstochowy
Nie rozumiem zarzutu, o to, że autor wziął się za recenzję za wcześnie, bo album musi się dobrze osłuchać. To tak jakby napisać: to wcale nie śmierdzi, z czasem się przyzwyczaisz. A ja bym powiedział, że śmierdzi i to mocno, bo to niezłe g… I mówi to ktoś, kto lubi ten zespół. Tyle lat czekania, a wydali coś, co może spodobać się hardfanom i słuchaczom Radia Eski. Wystarczy porównać jak np grali Every Braking Wave na koncertach, a jak ten utwór brzmi teraz na płycie.
Bardzo pretensjonalna, słaba recenzja. Jakieś żałosne, prześmiewcze fragmenty odnośnie współpracy z Apple już pominę. Czytając człowiek może się zastanowić – czy słuchaliśmy tej samej płyty? Dla mnie płyta to złoty środek – jest rockowo, z klasą, ale także nowocześnie. Myślę, że zadowoli zarówno osoby, które z U2 będą miały teraz szerszy kontakt pierwszy raz, ale także fanów – co zresztą wynika z wpisów na fanowskich forach. Płyta się, krótko mówiąc, podoba.
Też jestem fanem, ale trzeba jakoś odwdzięczyć się chłopakom za początki poznawania muzyki 😉
Rozumiem, że to zgrabnie pasuje do tezy, ale nie pisałbym tak bardzo, że „U2 się sprzedało”. Przyczyn konszachtów z Applem trzeba raczej szukać w nieuleczalnej megalomanii Bona, założę się, że jak powiedzieli mu o „BILIONIE użytkowników” zgodził się na absolutnie wszytko. Na ostatniej trasie chciał zrobić największą scenę w historii, więc podpisał umowę z konkurencyjnym Blackberry, a tym razem pozycja Appla w przemyśle muzycznym jest niepodważalna. Największy zespół i największa firma świata – dobrali się całkiem dobrze.
Nie mogli zrobić tru niespodzianki w stylu My Bloody Valentine, bo to zwyczajnie inna liga. Poza tym nie przeskoczy się kwestii technicznych – po premierze streamu „Reflektora” zawiesiła się strona nawet Arcade Fire.
Trzeba jednak przyznać U2, że chociaż się starają. Dłubią nad płytą pół dekady, zatrudniają pięciu producentów, opowiadają te irytujące głupoty o tym jak bardzo trzeba na nich czekać, ale koniec końców chcą zrobić coś innego niż wcześniej. Trzeba sprawdzić, czy „płyta brzmi z grubsza jak U2”, a recenzje innych Wielkich są takie same – „kolejny Sting”.
nowego U2 nie słuchałem, ale: 4/10?… jakoś trudno mi uwierzyć, że zespół tak dobry „technicznie”, składający się z czterech nieszablonowych osobowości o dużym potencjale kompozytorskim i wspomagany w studiu przez doskonałych producentów, nagrał album relatywnie gorszy niż recenzowane na łamach Polifonii: Jungle, J Mascis, FKA twigs czy nie daj boże – Maria Peszek 😉 Mr. Bartek ma wszechstronne zainteresowania muzyczne (to przyciąga mnie do tego bloga i osoby redaktora), co widać po różnorodności opisywanych artystów, ale właśnie dlatego warto znaleźć jakiś wspólny mianownik dla recenzji ich twórczości (właśnie: walory techniczne, kompozytorskie, produkcyjne, itp.), by zachować rzetelność i wiarygodność. bardzo często w przypadku punktacji Mr. Bartka, zgadzam się z nim w ocenie płyt, które mnie interesują, ale jeśli chodzi o U2 (nie słuchając nowego albumu lecz mając ogólne wyobrażenie – bo takie zespoły „znają wszyscy'”), byłbym skłonny zwrócić uwagę raczej na recenzję z punktacją 6/10 czy 7/10. pozdro 🙂
W kontekście zespołów U2 i Depeche Mode funkcjonuje sformuowanie: „Betonowy elektorat”.
Panie Bartku, cóż…naraził się pan…prawdopodobnie, nieodwracalnie…
pozdrawiam;)
@Bartek Chaciński – panie Bartku! Nie mnie to oceniać, ale czy naprawdę zamierza pan tutaj cały dzień siedzieć i odpowiadać na komentarze, te mądre i te głupie? Krytyka zawsze się pojawi – czy płyty, czy pańskiego tekstu – taki wybryk demokracji. W każdym razie: podziwiam wytrwałość.
chciałbym jeszcze odnieść się do sposobu dystrybucji, jaki wybrało U2. Sam jestem człowiekiem, który latami czeka na płytę i, gdy już dostanie ją w swoje łapska, z namaszczeniem umieszcza ją w odtwarzaczu, rozsiada się przed wieżą Hi-Fi i słucha w skupieniu. Chciałem, aby tak było też z nowa płytą U2. Żałuję, że nie jest i chciałbym, aby sam album był czymś innym. Ale nie jest to dla mnie podstawa do krytyki. Wydaje mi się, że rozumiem U2. Bono zawsze powtarzał, że chcą ze swoją muzyką docierać do jak największej liczby ludzi. Czy chodzi mu o przesłanie, czy o kasę – nie mnie oceniać, nie mam pojęcia, co w tym człowieku siedzi. W ostatnich latach sprzedaż płyt CD znacznie spadła, dzisiaj więcej zarabia się na koncertowaniu i czymś, co nazwałbym ‚obecnością’. U2 chce nadal grać i chce grać dla wielu. Uwarunkowania się zmieniają, świat idzie do przodu (co nie zawsze wychodzi dobrze) i U2 to dostrzega i obraca na swoją korzyść. Jest w tym coś, co osobiście podziwiam: są dinozaurami, ale nie pozwalają się wcisnąć w rolę podstarzałych gwiazd rocka, wciąż są obecni i robią to umiejętnie.
Nie wiem czy Bono i spółka wie, ale od 10 lat jakaś czwórka facetów troszkę podobnych do nich podszywa się pod nazwę U2, nagrywa koszmarne płyty, daje koncerty którym bliżej do pokazów cyrkowych, no i reklamuje znanego producenta elektroniki.
Drogi Bono, znam kilku dobrych prawników od prawa autorskiego, daj znać, szkoda niszczyć legendę…
pobrałem, przesłuchałem, skasowałem…
Swoja droga, przeczytal Pan ze zrozumieniem recenzcje ”The Telegraph”?
Czy tylko wyjal Pan pasujace do pogladow zdania?
Sorry, ale ja nie widzę powodów do „odwdzięczania się” temu zespołowi, bo przez te 5 lat, od powstania poprzedniego albumu U2, powstało bardzo dużo, dużo ciekawszej muzyki niż to, co jest na Songs of Innocence. Ktoś bardzo ładnie podsumował ten album pisząc o nim: easily the best Coldplay album in more than a decade.
A U2 rzeczywiście się sprzedało, bo to jest biznes, shołbiznes. Oni zawsze powtarzali, że chcą być the biggest, the best selling i dlatego przepraszali (bardzo niesłusznie) za album POP i narzekali na słabą sprzedaż NLOTH. Mam wrażenie, że im chodzi przede wszystkim o spełnienie oczekiwań takich wielkich firm jak Apple, LiveNation albo wydawcy, bo ten album brzmi jak na zamówienie Radio Eska.
http://www.stereogum.com/1704196/bono-teases-further-partnership-with-apple-and-another-new-u2-album-songs-of-experienc/news/
@Magda –> Czytałem nie tylko ze zrozumieniem, ale też z dystansem (autor jest związany na tyle blisko z U2, że publikacja tej recenzji jako tej pierwszej wydaje się jednak pewnym kiksem), cytat wyjąłem złośliwie jako mimowolny być może ze strony autora, ale trafny opis sytuacji.
gość234 –> „Czy naprawdę zamierza pan tutaj cały dzień siedzieć i odpowiadać na komentarze, te mądre i te głupie?” – może nie cały dzień, ale moim zdaniem warto podyskutować, bo wbrew pozorom ruch U2 będzie punktem wyjścia dla młodzieży. Ten zespół zaczynał, choć właściwie trudno w to dziś uwierzyć, jako część sceny postpunkowej, w kontekście tej generacji jeszcze się rozmawia o takich rzeczach jak postawa artystyczna.
Panie Bartku gdzie można dostać taką robotę by za te pieniądze co Pan wypisywać na internecie takie bzdety? Pozwolę sobie użyć tego słowa bo taką mam właśnie opinię o porcji jadu, która zrodziła się w Pana umyśle, a którą siłą rzeczy nazwać trzeba recenzją.
@Redgar. A jeśli uznamy, że to nie jest recenzja, tylko zwyczajny, blogowy wpis, czy ukoi to twój dyskomfort istnienia? Jeśli nie, złap mnie wirtualnie za dłoń i połączę się z twoim bólem.
Ok. To jak brzmi U2 ?
Milo, ze wspomnial Pan min o Virgin Prunes. Cieplo, cieplo…
@Bartek Chaciński – to bardzo wygodne mówić, że narzuciłem niski poziom dyskusji, niestety pod takim tekstem co Pan żeś tu wysmażył nie spodziewałbym się filozoficznych dyskusji o sensie istnienia. Nie dziwi mnie że zaczyna się obrona w stylu – „O borze zlecieli się fani U2 i bronią tej płyty z zasady, tacy ślepi i zapatrzeni przecież są w swój ukochany zespół” – ale czy naprawdę o to tutaj chodzi? Tak trudno zaakceptować fakt, że te staruchy nagrały naprawdę DOBRĄ płytę? Wiem że trzeba podążać za trendami i narzekać z zasady, ale w Pana tekście nie ma nic konkretnego, żadnej konstruktywnej krytyki, przecież to jest niewiarygodne jak bardzo można poniżyć swój intelekt dla kilku odsłon na blogasku. To nie jest recenzja płyty, to jest recenzja współpracy z Apple, okraszona standardowym urazem o to że nie nagrali nic dobrego od czasów „Killem All” – warto na chwilę oderwać się od teh całej otoczki i skupić na samej muzyce.
@Redgar –> Panie Redgarze, chętnie wyjaśnię na privie, co oznacza blog w realiach finansów dziennikarskich i co trzeba robić POZA pisaniem recenzji, żeby móc sobie pozwolić na komfort poświęcania późnych godzin wieczornych i wczesnych porannych na kontakt z głęboko rozczarowującą muzyką.
Na forum fanowskim przynajmniej starał się Pan wypunktować zastrzeżenia do mojego tekstu:
http://u2forums.com/topic/15-songs-of-innocence-nowy-album/page-283
– podaję link, bo tu niestety ograniczył się Pan do najazdu osobistego.
… aż się boję dotknąć słowem, nowego Roberta Planta.
@nope –> Jeśli to, czy topowy wykonawca z sukcesami artystycznymi na koncie sprzedaje płytę, czy dołącza ją w gratisie do usług koncernu elektronicznego nie jest poważnym pytaniem, to co nim ma być?
A zarzucanie mi braku konkretu? Przypomnę Pana komentarz (taki replay):
„Świetny tekst, autor prawdopodobnie jest głuchy. Ta recenzja powinna śnić się każdemu “dziennikarzynie” po nocach – tak, kiedyś możesz upaść tak nisko i napisać coś tak kiepskiego. Ta płyta może nie jest genialna i przełomowa, ale jest bardzo dobra. Nie wiem jaką dawkę LSD musiałbym wziąć żeby usłyszeć na tej płycie Franz Ferdinand, ale prawdopodobnie nie mniej niż wiadro. Wstyd drogi “recenzencie”, szkoda czasu na rozpisywanie się, zdecydowanie poświęce go na odsłuchanie po raz kolejny tej płyty. Pozdrawiam!”
@Marek –> Wolałbym od rana słuchać Planta, wczoraj sporo czasu mu poświęciłem.
bardzo się cieszę, że w końcu w polskiej krytyce muzycznej przerwany został kult u2. oczywiście oddaję im, że byli zespołem ważnym i wytyczającym pewne trendy, ale od dawien dawna są po prostu nie do słuchania. dziwi mnie zacietrzewienie fanów tego zespołu, u których brakuje choć minimalnie krytycznego spojrzenia na tę grupę, która od kilkunastu lat nie powinna nic nagrywać, nie ośmieszać się i cieszyć się szacunkiem. niestety przez ich dążenie do ciągłego bycia numerem 1 wszystko to skończyło się ośmieszeniem i popową żenadą w najgorszym stylu.
ja się boję o nowego Tricky’ego. 😉 bo koleżka naprawdę się tym razem spiął i jest zupełnie dobrze. ale słuchałem tylko trzy razy. pewnie i tak nic o nim na Polifonii nie będzie… bo Pitchfork 4.8/10…
Panie Bartku,
Przyznaję szczerze, że byłem głuchy na wszelkie głosy krytyczne wobec Irlandzkiego zespołu, który coś tam kiedyś śpiewał o Wałęsie i dopiero koncert w Chorzowie im o tym przypomniał. Lecz dziś ośmielam się uciec z bastionu fanów U2 do (w ich mniemaniu) wrogiego obozu (skądś taki podział jest znany?).
Do rzeczy. Znam bardziej przyjemne rzeczy niż nowa płyta U2. Na przykład postrzał w brzuch! Myślę, że kaleczenie sobie uszu głosem wokalisty albo programu Auto Tune powinno leżeć w interesie laryngologów. Niemniej super extra rockandrollowy zespół U2 nie pierwszy raz obejmuje się z biznesem w sposób dyskusyjny. Na koniec koncertu w 2009 r. w Chorzowie Bono dziękował firmie BlackBerry za sponsorowanie trasy. W obliczu wykorzystania na tej trasie przemowy Desmonda Tutu wyglądało to dość koszmarnie.
Nowa płyta U2 potwierdza to o czym wielokrotnie mówił Bono. Mianowicie, że Jezus był Polakiem, a on sam jest nowym wcieleniem Lennona.
Mnie udało się tę płytę przesłuchać dwa razy: pierwszy i ostatni.
Szkoda walczyć z wiatrakami w obliczu nowej płyty Gaby Kulki.
Panie Bartku,
Korzystając z okazji zapytam o rzecz istotniejszą niż U2.
Kiedy coś Pan skrobnie o płycie Fire! Orchestra – Enter?
@Jarosław Szczęsny –> Długa historia, że ta powiem, w skrócie: spodziewałem się czegoś dobrego, więc sobie zamówiłem na czarnej płycie. I teraz co tydzień dostaję informacje tego rodzaju:
Pre-ordered
Delivery estimate: Friday, 24 October 2014 – Saturday, 25 October 2014
Napiszę coś dopiero jak położę rękę na fizycznej kopii. Ale jak przystawiłem ucho do Internetu, to brzmiało to świetnie.
Mi sie plyta bardzo podoba 🙂 I cudownie, ze mozemy wymieniac sobie odmienne opinie O to chodzi chyba w muzyce, zeby wywolywala emocje 🙂 Alez sie ciesze, ze jest!:) i bardzo mi sie przyjemnie jej slucha. Az buzia sie smieje.
„Mam wszystkie płyty U2, ale tej mieć nie będę .Naprawdę się starałem i nie jestem ortodoksem ,który twierdzi że po Achtung Baby nic ciekawego nie nagrali, lubię i ZOOROPĘ, i POP nawet na Vertigo można znaleźć kilka fajnych piosenek ale ta płyta jest po prostu słabiuteńka.U2 to były dla mnie zawsze emocje, których tu absolutnie nie ma, można by ten fakt przeboleć gdyby nie to ,że nie ma tu też porządnych piosenek, wszystko to ciągnie się jak flaki z olejem. W ramach odtrutki zagrałem sobie kilka starych numerów bo nawet jeżeli nadal będą nagrywać takie pierdoły to i tak są WIELCY”. To moja stara recka z Merlina „No Line On The Horizon ” i co , i znowu to samo więc ją po prostu skopiowałem . Jakże proroczy był to tytuł, może na emeryturze się przełamią, póki co nadal nagrywają pierdoły trudno co zrobić i tak ich lubię, numer z Apple w ogóle mnie nie mierzi bo też ich lubię. Zegarek chyba jednak mi się nie podoba : )
Recenzja pisana kilkanaście godzin po wydaniu albumu, jest bezwartościowa dla normalnie myślącego człowieka.
Jarosław Szczęsny – porównujesz mierną Kulkę do U2? Proszę cie – zacznij trzeźwo myśleć. 🙂
Mofo -> 1) a co w takim razie można powiedzieć o recenzji The Telegraph?
2) nie porównuję U2 do Kulki – absolutnie! To tak jakby zestawić Legię i Celtic. Z podobnym skutkiem.
Doskonała recenzja. Wybaczcie zagorzali fani U2 ale wasz król jest nagi.
Muzycznie i światopoglądowo. Te czasami agresywne odniesienia do tekstu świadczą o tym,iż ten zespół ma być nadal nietykalny bo 20 lat temu grali świetnie a wiadomo u nas słucha sie tego co już słyszało ze 20 tysiecy razy.
w 2014 roku ta płyta jest jak zakalec, a sposób udostępniania przyprawia o mdłosci.
Jak dobrze,że w tym roku jest tyle premier i 20 letnich rocznic płyt;-)
Jest w czym wybierać, pobierać, przebierać 🙂
U2 niestety już nie „gra” emocji. Te zostały u fanów. U antyfanów też gorąco…
Bartku, ale masz cierpliwość 🙂
zaintrygowany recenzją i kontrowersyjnymi ocenami – przesłuchałem. też kiedyś byłem wielkim fanem U2, zbierałem ich płyty, ale zakończyłem przygodę z zespołem na albumie ‚Zooroopa’, który zresztą bardzo lubię. później moją uwagę przykuła scena ‚nowej elektroniki’. nie słuchałem w całości żadnego wydanego przez U2 longa po ‚Zooroopie’. bartkowa recenzja została pretekstem do odpalenia całego LP ‚Songs of Innocence’. ciekawe jak teraz grają? czyżby rzeczywiście osiągnęli takie dno?
i: nadal jest to poziom niedostępny wielu artystom, zwłaszcza lansowanym przez najbardziej opiniotwórczy w dobie internetu ‚Pitchfork’. tak: nie ma tu dawnego żaru i za wielu emocji, tym bardziej eksperymentów z nowinkami brzmieniowymi, ale ich pop-rock jest lepszy niż ten zastępów promowanych obecnie gwiazdek. produkcja wokalu trochę szwankuje wyrazem, za to gitara w odpowiednich momentach chodzi całkiem nieźle. pod koniec album niestety nudzi (trzy ostatnie utwory) lecz ogólnie zupełnie dobrze, jeżeli ma to być z założenia megalomański pop-muzak: w tej lidze niczego sobie płyta. i nie ma co czepiać się ‚legendy’. każdy zespół, który utrzymuje się na scenie przez 35 lat ma lepsze i gorsze momenty oraz przechodzi metamorfozy. a, że Bono chce być na szczycie sprzedaży, jego sprawa i aspiracje. w przypadku pieniędzy, zdecydowanie zawsze lepiej mieć więcej (niekoniecznie na bzdety, ale np. na pomaganie innym) niż mniej. do popularności i korzyści finansowych (samo-utrzymania ze sztuki) dąży każdy artysta od najgłębszego undergroundu począwszy, nie ma co się oszukiwać 🙂 6/10
Autor pisze: „Może więc oddanie jej za darmo nie było strategicznie złym posunięciem. Miliony ludzi posłuchają, ten i ów znajdzie coś dla siebie, niektórym się pewnie to spodoba(…)”
Moim zdaniem trafnie zdanie, osobiście spodobało mi się 6 piosenek, które słucham na okrągło, do pozostałych raczej nie wrócę. Szkoda, że nie ma jakiegoś wielkiego hiciora typu „With or Without You”, „Bloody Sunday” czy (oklepane) „One”. Ogólnie rzecz biorąc uważam, że to fajna płyta, jak najbardziej na plus. Brawo u2! Dziadki dają radę! 😀
„ale ich pop-rock jest lepszy niż ten zastępów promowanych obecnie gwiazdek”
To że coś jest lepsze od byle g. to żaden argument na korzyść. U2 korzysta z tego, że wcześniej wyrobiła sobie markę i może korzystać z pomocy Apple’a we wpychaniu ludziom tego albumu na siłę. Gdyby zdjąć znaczek U2 i odjąć całą promocyjną machinę, to ten album przeszedłby bez echa.
W muzyce dzieje się dużo ciekawszych rzeczy i nie warto było czekać tyle lat na ten album.
Cytat z twórczości znanego niektórym polskiego poety Czesława Miłosza.
Nie żyje od 10 lat ,ale od czasu do czasu napisał coś sensownego, żeby nie powiedzieć ponadczasowego i jakże uniwersalnego w swojej wymowie.
Fragment pochodzi z „Pieska przydrożnego”;
„Hollywood
Wyobraźmy sobie ,że poeta dostaje do rąk twórców Hollywoodu, a więc finansistów, reżyserów, aktorów i aktorki. Że obarczony jest pełną wiedzą o rozmiarach zbrodni popełnianej co dzień na umysłach, milionów ludzi przez pieniądz, który nie działa w imię żadnej ideologii , ale w imię mnożenia siebie.
Jaka kara będzie stosowna?
Waha się pomiędzy rozcięciem im brzucha i wypuszczeniem flaków, zamknięciem tego całego towarzystwa za drutami , bez pokarmu, w nadziei, że będą zjadać się wzajemnie i że padną w pierwszym rzędzie tłuści potentaci, przypiekaniem na wolnym ogniu, wsadzaniem ich, związanych, do mrowiska. Kiedy jednak zajmuje się ich przesłuchiwaniem i widzi ich, pokornych, trzęsących się, przymilnych pochlebczych grzeczniutkich, nic a nic nie pamiętających swojej arogancji, jaką dawała im władza zniechęca się. Wina ich jest równie nieuchwytna jak urzędników partyjnych w totalitarnym ustroju. Najbliższe sprawiedliwości byłoby zabić od razu ich wszystkich.”
@Jacek Sterczewski
napisałem, że nie ma co czepiać się ‚legendy’ U2, ich pierwszych kilku płyt i dalej to uargumentowałem. jeżeli ktoś ‚czekał’ na ten album, to na co czekał: że zagrają znowu jak na ‚War’??? niedorzeczność. przecież można raz przesłuchać ‚Songs of Innocence” i wyrzucić. nic to nie kosztuje, nic na siłę. nie chodzi też o to, że LP jest lepszy od BYLE g**** i sam słucham na co dzień zupełnie innych rzeczy. ale jeżeli z radia i TV dobiegają mnie dźwięki LadyGagi czy Miley Cyrus to poproszę jednak o U2. z radia i TV, bo sam bym tego do odtwarzacza nie włożył..
Gubisz się w tłumaczeniach. Ja wcale nie oczekuję, że oni zagrają jak na War. Skoro U2 chce być wciąż uważane za the best selling i the biggest band in the world, to niech nagrają coś, co ruszy nie tylko zagorzałych fanów. A wrzucenie tego albumu każdemu użytkownikowi Itunes’a za darmo można uznać swego rodzaju desperację. Dlatego powtórzę jeszcze raz, gdyby nie dostęp U2 do takiej machiny promocyjnej i wielkiego kanału dystrybucji, to ta płyta przeszłaby kompletnie bez echa.
@Aaron Spręzyner
a jak się ma ten cytat do U2? zaczynali pod sam koniec 70s w zapyziałej Irlandii, jak każdy ‚szkolny’ band. byli lepsi od innych, na początku nie grali pod publiczkę i jestem skłonny uwierzyć, że bezpośrednio wyrażali drzemiące w nich emocje. cztery niepospolite osobowości, zdobyli po kolei popularność, sławę i kasę. sami. żeby w ogóle odcinać nadal od tego kupony, trzeba mieć jakieś wybitne dokonania, nie świecić gołą d*** jak Gaga czy Cyrus czy kto tam inny. nie pochodzą też z zamożnych czy ‚arystokratycznych’ rodzin o majątku przekazywanym z pokolenia na pokolenie…
ripostuję cytatem z ‚Nowojorskiej bohemy’ Sukenicka o Bobie Dylanie:
„(…) w 1965 roku Bob Dylan (…) na Festiwalu Folkowym w Newport przedstawił swoją muzykę w brzmieniu elektrycznym. Posunięcie to uznano później za symbol wyjścia kultury „podziemnej” na powierzchnię. (…)
– Dylan to straszny przebojowiec [idzie przebojem] – mówi Nat Hentoff. – Był zresztą taki od czasu, gdy po raz pierwszy pojawił się w Nowym Jorku, ja zaś znałem go już od dość dawna. Przypomina on pewnych znanych mi ludzi z „podziemia”, tak długo bowiem łgał, pchał się w górę i przybierał różne wcielenia, że bardzo możliwe, iż nie wie już, kim, u diabła, jest naprawdę; myślę nawet, choć nie mogę przedstawić dowodów, że nie wie o tym na pewno: ciągle wkłada przecież nowe maski, co zaś kryje się ostatecznie za pierwszą z nich, patrząć od końca… sądzę, że zupełnie to zatracił. Nie wierzę już ani jednemu jego słowu. Powiedział mi kiedyś, jeszcze w latach sześćdziesiątych, że jego wczesne rzeczy, to znaczy, wiesz, pierwsze piosenki, pieśni walki o prawa obywatelskie, naprawdę wywindowały go w hierarchii sławy, bo dobrze trafiły w ducha czasu. Oto dokładnie, co powiedział: „Wykombinowałem te rzeczy w taki sposób, bo wiedziałem, że ludzie chcą słuchać czegoś w podobnym stylu, i stwierdziłem, że tą drogą najszybciej dojdę do jakiejś forsy.” W chwili obecnej nie sądzę, by to była prawda; nie wydaje mi się też, by to była prawda wtedy, choć całkiem możliwe, iż on uważa teraz, że był wówczas absolutnie szczery.
– Czy nie myślisz, że zwyczajnie robił cię w konia? – pytam.
– To całkiem prawdopodobne: chciałem powiedzieć, że jest mistrzem, jeśli chodzi o te rzeczy. Podejrzewam, że przestawił się na brzmienie elektryczne na tej samej zasadzie, co Miles Davis. Kiedy Miles, chyba na początku lat siedemdziesiątych, zauważył, że nie tylko u nas, lecz prawie na całym świecie istnieje ogromna publiczność rockowa, nie widział powodów, dla których nie miałby jej, częściowo choćby, zdobyć, wiedział też, iż nie mógłby tego dokonać tylko przy użyciu swego tradycyjnego instrumentarium. Mówiono, że także i MIles wtedy się zaprzedał. Myślę, że Dylan dążył do tego, by mieć największe grono słuchaczy (…)”
@Sosnowski
Prawdopodobnie z tym cytatem nieco pojechałem po bandzie w kontekście U2 , ale zrzucam to nieco na karb mojego sporego dyletanctwa w tej dziedzinie sztuki jaką jest muzyka grywana przez U2, Dylan, Davis.
Jarzę ,ale światłem o niezbyt dużej ilości luksów. Chodziło mi przy okazji dyskusji U2 o wyznaczenie , zdefiniowanie granicy gdzie kończy się wolność, niezależność artysty, twórcy a zaczyna się działanie argumentu trzymanego w dłoni… którym może być –
sierp i mlot
knut jakiegoś totalitarnego tyrana
religijny totem
czy plik studolarowych banknotów ( w tym momencie świadomie unikam jednostki monetarnej naszych potężnych wschodnich sąsiadów).
Zdaję sobie sprawę,że jest to temat rzeka i to taka w rodzaju potężnego Nilu, ale jak pobieżnie rzuciłem okiem na glosy dyskutantów ten wymiar incydentu był raczej słabo przywoływany.
http://www.theguardian.com/music/musicblog/2014/sep/10/u2-apple-launch-means-band-and-company-songs-of-innocence ciekawy tekst o biznesowej stronie przedsięwzięcia
A Paweł Gzyl na onecie daje 8/10 … http://muzyka.onet.pl/rock/recenzja-u2-songs-of-innocence/q6ntt
I o co tyle hałasu? Słucham U2 od, z grubsza, 20 lat i nie dziwi mnie wcale to, że zespół zestarzał się i nigdy nie nagra już płyty pokroju The Joshua Tree, War, czy mojego ulubionego Achtung Baby. Jeśli ktoś nie chce usłyszeć różnicy w poziomie tego, co zespół robił w latach 80-tych i na początku 90-tych; trudno. Atakowanie Pana Chacińskiego uważam za małostkowe, skoro jesteście przekonani, że ta płyta zasługuje na lepszą recenzję, dajcie temu wyraz kupując ją ,i/lub idąc na koncert. Ja tak zrobię i wcale nie dlatego, że to wielka płyta, tylko dlatego, że po prostu mam do nich sentyment i tak już zostanie po wsze czasy, choć muzycznie jestem już w innym miejscu. PS. Krytyk wyraża swoje subiektywne zdanie, takie jego prawo i choć nie zawsze zgadzam się z Panem Bartkiem, to wiele jego recenzji pozwoliło mi poznać ciekawych artystów, natomiast nigdy nie zniechęcił mnie do jakiejś płyty tylko tym, że napisał złą recenzję.
Chcialam podziekowac komentujacym czytelnikom ”polityki” tu na blogu i na stronie Fb, fanom i niefanom, za odwalenie swietnej roboty za Bartka, autora wpisu.
@Magda. Nie za ma co. Bartek już swoje zrobił – wypowiedział się w swoim wpisie na temat tej płyty. Co miał jeszcze tu robić Bić się w piersi, że nie napisał po twojej myśli lub brnąć w kolejne meandry sprostytuowania się kolektywu o nazwie U2?
Forma publikacji tej płyty to dla mnie tylko znak obawy ze strony zespołu.
Wobec megalomanii taki pomysł był bardzo zachowawczy, bezpieczna pozycja wyjściowa pokazująca też trochę brak wiary w ten materiał.
Spadek sprzedaży płyt dotyka wszystkich nie tylko legendy. U2 od lat jest zespołem biznesowym, co nie przeszkadza jednak w publikowaniu muzyki trzymającej pewien poziom jakościowy. Jednym się podoba, drugim nie. To już kwestia gustu. Ja postawy U2 nie akceptuję i dla mnie takie właśnie gesty, oprócz samej muzyki również mają znacznie. U2 nie jest już od dawna zespołem wiarygodnym. A płyta słaba i to na pewno nie jest żaden grower, więc można swobodnie po kilku godzinach wydać opinię.
Jedna jedyna „Cedarwood Road” płyty nie obroni (rozmach i instrumentarium utworu pozwala na umieszczenie go w końcówce „Joshua Tree” – takie „Bullet the Blue Sky” dla ubogich połączone z „The House of the Rising Sun”)… Czy coś jeszcze??? Może rzeczywiście, na upartego – „Volcano” i „Raised By Wolves” (w porywach – klimaty z „War”), a potem… Bieda, bieda, bieduleńka jak w Tobolsku… Szkoda! Kruca bomba… Szkoda! [4/10]
Widzisz Bartuś ja twierdzę, że jesteś inteligentny inaczej i inni to potwierdzają.Recenzować coś nawet jeśli jest to U2, który zresztą jak cały rock, (no poza kilkoma rzeczami King Crimson, wczesnym YES i Genesis z P.Gabrielem) jest do dupy to szczyt …. wiesz Bartuś czego.Ale w sumie to wyjaśnia dlaczego piszesz w tym żydokomunistycznym szmatławcu obok Passenta, Szwarcman i Hartmana.Lubisz czosnek?
@szymon. Wiec po jakiego czytasz ten „żydokomunistyczny szmatławiec” i w dodatku zabierasz głos tutaj? Poza tym, dlaczego piszesz te farmazony tutaj, skoro jest to wybitnie sprawa osobista. Czy inni czytelnicy muszą „raczyć się” twoimi antysyjonistycznymi traumami? ja na przykład lubie czosnek, a ty pewnie cebulę?
tu jest ciekawa recenzja U2 opublikowana wczoraj przed godziną 11 (dopiero znalazłem):
http://m.interia.pl/muzyka/news,2046301,5620
[przesłuchałem ‚Songs of Innocence’ cztery razy i nadal twierdzę, że to niezły pop-rock, ale wystarczy. non stop raczę się za to nowymi albumami: Death from Above 1979 – The Physical World oraz Wolfmother – New Crown, a także na przemian pozostałymi pozycjami w dyskografii tych zespołów. oto czego obecnie słucham…]
[i jeszcze jedno: produktom Apple’a nie można zarzucić nic oprócz niebotycznej ceny. są dobre i bardzo funkcjonalne. tymczasem główny konkurent: Samsung z Androidem w kwestii polityki finansowej zaczął doganiać (naśladować) koncern z Cupertino, chociaż używa gorszej jakości materiałów do produkcji swoich urządzeń (nie mówię o elektronicznych bebechach)]
Jeeeeeezu, jaki żal i smutek. Chyba całe forum JUTU tu ruszyło z odsieczą. Ubaw po pachy. Bartku życzę wytrwałości
Ja jeszcze do Pana Redaktora:
„także dlatego, tu będę się upierał, że tamte płyty przychodziły w hossie ceremonialnego odsłuchu całych płyt, a ta sygnalizuje samym sposobem dystrybucji, że te czasy odeszły w niepamięć. Więc może pojedyncze nagrania?”
Ja powiedziałbym coś zupełnie innego – zespół nie wydał do tej pory żadnego oficjalnego singla (Miracle jest tylko w reklamówce), więc siłą rzeczy trzeba przesłuchać cały album, bo nic nie jest na nim wyróżnione 🙂 Wiem, że nie ma „płyty” ale można powiedzieć, że udostępnienie całej płyty za darmo lepiej robi jej integralności niż tylko jeden promocyjny singiel.
Ps. Prosiłbym pana o nicku „@Jacek Sterczewski” o nieużywanie mojego nazwiska. Żadna to marka, ale tak jakoś dziwnie.
@Sosnowski, dzieki za link. Tak, to jest recenzja, jakkolwiek ”nie po mysli”.
Lekcewazace zwroty typu ”bardzo marnej klasy ” ”ubaw po pachy” JUTU – nic do dodania. Uczone porady Pana Bartka co do dalszej kariery zespolu – pocieszne.
Idoli nie mam, fanom i niefanom dziekowalam jednakowo, kolejnosc dowolna.
A uparlam sie, zeby tu pisac, bo nie akceptuje, kiedy moj od lat ulubiony tygodnik wciska mi z samego rana taka szmire.
U@ to legenda muzyki.
z tym FF i U@ to tak jak kiedyś śmiertelnie obraziłem młodego adepta rokędrola i podrzuciłem mu jako wzorzec do jakiegoś kawałka The Black Keys (Everlasting light?) Mumbo Sun T.rexów. Jak się wychowało przy betoniarce to się nie słyszy muzyki tylko słucha zespołów. 😉
Drogi Gospodarzu, po co w ogóle pisać o nowej płycie U2? 😉 Zgoda, jedynie w kontekście tej fuzji z Apple.
Nie wiem po co taki szum. Ja przesluchuje plyte juz drugi raz i nawet mi pasuje. Ktorys z dojrzalszych przedmowcow fajnie napisal ze muzycznie jest juz gdzie indziej. Ja rowniez ale wciaz do nich wracam. Chocby z ciekawosci co nowego nagrali. Od poczatku millenium mnie rozczarowuja ale teraz jest jednak lepiej. Nowy krazek z pewnoscia bede czesciej sluchaj niz trzy poprzednie. Klocicie sie jak dzieci. Zluzujcie troche. Jedna i druga strona.
loci23 ma trochę racji – w zasadzie płyta jest tak słaba, że faktycznie nie wiadomo po co o niej w ogóle pisać. Z drugiej strony – każda płyta U2 jest raczej w świecie rockowym dużym wydarzeniem (niezależnie od poziomu owego wydawnictwa), podobnie chyba rzecz ma się jedynie z Metallicą, może jeszcze RHCP…
Zaryzykuję twierdzenie, że “Songs of Innocence” to najgorsza płyta w karierze Irlandczyków – i tak jak broniłem „All You Can’t…”, „How To…” czy „No Line…”, tak tego wydawnictwa obronić się nie da. Pięć lat pracy? Wolne żarty…
Interesting, despite all the minor-griping on social media, only 200k (5%) of iTunes users have downloaded their free U2 album.(DiS)
http://www.deathandtaxesmag.com/227923/u2s-free-album-downloaded-by-less-than-5-of-users/
🙂
Album jak dla mnie jeden z lepszych, duet z Lykke Li super, a volcano a iris 😀 ciekawe dźwięki, chórki też mi się podobają. „Nie ma bunkrów ale też jest zaje……..” Nie będę typowym hejterem jak Autor dlatego powiem, że to jedna z lepszych recenzji.
Pozdrawiam Pana Bartka 😀
Prawnicy Island i U2 juz w przeszlosci zamykali usta nieprawomyslnym, widze ze fani tez staraja sie na swoj nieudolny sposob cos tam „powiedziec”. Dobry tekst i zadna to recenzja zeby porownywac to z onetowymi (!) czy innymi holdami . Zreszta w podobnie krytycznym tonie wypowiadaja sie tez inni np. Quietus. Sluchajac ich nagran zastanawiam sie tylko kiedy i w jakim sposob Apple odbije sobie na uzytkownikach ten marketingowy strzal w kolano.
“Part of the DNA of this band has always been the desire to get our music to as many people as possible,” Bono wrote, and after the commercial squib of 2009’s gloomy No Line on the Horizon, everything about Songs of Innocence seems desperate to be the global, cultural “experience” fix U2 needs to survive, even if it means giving away the album for “free.”
http://pitchfork.com/reviews/albums/19816-u2-songs-of-innocence/
BTW fanatycy takich kapel niestety robią swoim zespołom niedźwiedzią przysługę, widać to w takim miejscu jak to, ruszyli z kopyta na Chacińskiego, bo podważył status ich idoli (który swoją drogą już po 97 r. jest maksymalnie podważony) i w gruncie rzeczy nie można na nich patrzeć inaczej niż na mało powaznych słuchaczy, tkwiących w swoich sentymentach z lat młodzieńczych i kompletnie niezdolnych do jakiegokolwiek obiektywnego oglądu sytuacji.
W każdym razie życzę dobrego samopoczucia członkom fanklubu
Po nocnym przesluchiwaniu jednak oddaje recenzentowi racje. Smiac mi sie chcialo kiedy nad ranem odpalilem motyw przewodni z Appleseed (Basement Jaxx – Good Luck) i znalazlem w nim wiecej energii niz w calym nowym albumie U2 :))) A to tylko rnb polaczone z elektronika. Niech juz skoncza z odcinaniem kuponow i ida na emeryture.
Fanklub chciałby jedynie tego, żeby SKORO JUŻ ktoś recenzuje nowy album jego ulubieńców (bo przecież nie ma takiego obowiązku! naprawdę!), podszedł do sprawy uczciwie. Ta recenzja nie jest uczciwa. Oczywiście, nikomu nie można rozkazać, by uważniej wsłuchał się w jakąś płytę, a zwłaszcza nie można oczekiwać, by Gwiazdy Alternatywnego Dziennikarstwa zrobiły z nowym albumem U2 coś więcej, niż puszczenie raz do obiadu, skonstatowanie, że „z grubsza brzmi to jak U2”, więc wiadomo, nie ma o czym mówić, można spokojnie hejtować sprzedanie się Apple. Tylko w takim razie.. patrz wyżej. To samo się tyczy recenzji na Pitchforku. Są wykonawcy i wykonawcy. Ten sam autor, który zrecenzował nowe U2, dał ostatniemu LP Neila Younga 7.0/10. Sam jestem fanem Younga, ale, doprawdy – też można by to było skwitować zdaniem „brzmi z grubsza jak Young” i, na przykład, skupić się na hejtowaniu Pono. No ale to Young i z recenzji wynika, że sam ten fakt jest jakimś wyjątkowym atutem tej płyty, a już to, że jeden z numerów trwa AŻ DWADZIEŚCIA SIEDEM MINUT wywołuje wręcz niezdrowe podniecenie. Pan Chaciński dał „Psychedelic Pill” nawet 8/10, jednocześnie zachwycając się, że ten album mógłby wyjść 15 lat temu i nikt by tego nie zauważył.. ok, spoko, zresztą sam mam autentycznie podobne odczucia. Potem jednak czytam recenzje nowej płyty U2, w których, powiedzmy, za WADĘ uznaje się to, że są tam jakieś dziwne, pokombinowane rzeczy („bałagan”, jak to ujął pan Chaciński) – przy czym jednocześnie wadą jest też, oczywiście, to, że w innych momentach brzmi „z grubsza jak U2”. Słowem – w dokładnym przeciwieństwie do Younga, największą wadą SOI jest po prostu to, że to U2. I tyle. Zapewne wynika to z tego, że Neila się zwyczajnie uczciwie słucha, nie oczekuje od niego, że nagle nagra coś mniej „z grubsza” albo „zbuduje pomost między tradycją Ameryki (blues, folk) a wpływami muzyki afrykańskiej” czy rzeczy w tym rodzaju, ale próbuje się zrozumieć, o co mu chodziło itp. U2 natomiast służy wyłącznie do hejtowania, brzmią jak oni – źle, brzmią jak nie oni – źle, próbują się zmieniać – źle, nie próbują – źle, za coś, za co każdego „modniejszego” artystę spotkałaby pochwała, oni mają gwarantowaną zj….ę. Ja się już tym nie przejmuję, to się nie zaczęło wczoraj – ale skoro już tracicie czas na poszerzanie sfery internetowego hejtu, nie dziwcie się, że dostajecie reakcję.
PS oczywiście, jestem z Pszemciem, Bartek, trzymaj się, jesteśmy z Tobą w tych trudnych chwilach!
@ pszemcio -> Płyta taka słaba, a tyle emocji 🙂 To dobrze, muzyka powinna budzić emocje, zdecydowanie lepiej jednak jeśli są to emocje pozytywne.
„No other rock band does rebirth like U2. No other band – certainly of U2’s duration, commercial success and creative achievement – believes it needs rebirth more and so often. But even by the standards of transformation on 1987’s The Joshua Tree and 1991’s Achtung! Baby, Songs of Innocence – U2’s first studio album in five years – is a triumph of dynamic, focused renaissance: 11 tracks of straightforward rapture about the life-saving joys of music, drawing on U2’s long palette of influences and investigations of post-punk rock, industrial electronics and contemporary dance music. „You and I are rock & roll,” Bono shouts in „Volcano,” a song about imminent eruption, through a propulsive delirium of throaty, striding bass, alien-choral effects and the Edge’s rusted-treble jolts of Gang of Four-vintage guitar. Bono also sings this, earlier in a darker, more challenging tone: „Do you live here or is this a vacation?” For U2, rock & roll was always a life’s work – and the work is never done.”
http://www.rollingstone.com/music/albumreviews/u2-songs-of-innocence-20140911
@ Suseł -> skąd ta radość? Dla ścisłości 200.000 osób ściągnęło album pierwszego dnia po premierze. Nie wiem ile ściągnęło go do tej pory, ale czy ma to jakiekolwiek znaczenie skoro wcale nie trzeba go ściągać na dysk? Można go przecież słuchać bezpośrednio z chmury.
Backward Runners
11 września o godz. 21:28
„w zasadzie płyta jest tak słaba, że faktycznie nie wiadomo po co o niej w ogóle pisać.”
Jak to, po co? Właśnie dlatego, że jest słaba. A co to, recenzje czy inne teksty mają być pisane tylko w odniesieniu do dobrych wydawnictw?
@Prawo –> Cóż, nie ma idealnie tego samego zestawu oczekiwań dla wszystkich i oczywiście liczy się osobisty stosunek do artystów w danym momencie – i ten (w moim mniemaniu uczciwie) wyłuszczyłem jako postawę rozczarowanego dawnego fana. Więc nie dość, że subiektywnie (bo recenzja), to jeszcze osobiście (bo blog). Na końcu, jak w opisie not w dawnej „Machinie”, liczy się satysfakcja ze słuchania, chęć powrotu do płyty itd. Gdyby płyta U2 była w całości jak te utwory bliższe TUF/TJT, byłbym zresztą bardziej wyrozumiały – więc wcale nie taki zupełnie inny zestaw argumentów niż w wypadu (celnie tu skądinąd wypomnianego!) Younga. Z pewnością nieuczciwe są za to argumenty tych osób, które wyrzucają mi, że niesłusznie zrecenzowałem w ogóle płytę po kilkunastu godzinach, a potem uznają, że inna recenzja (opublikowana w tym samym czasie) spełnia te ich ogólne kryteria uczciwego podejścia.
@Rorschach –> David Fricke to nestor rockowej krytyki, bezdyskusyjnie. Nie zgadzam się z nim w tym wypadku. Ale jeśli po tej recenzji, wiedząc jeszcze, że „RS” miał Bono na wyłączność, zobaczę w bieżącym wydaniu papierowego „Rolling Stone’a” reklamę firmy Apple, to nie omieszkam tu podlinkować.
@ Bartek Chaciński -> Hmm, skoro nestor to po co od razu sugerować nieczyste intencje i niejasne powiązania? W tych samych realiach rynku i na tym samym zepsutym świecie działa firma Apple, grupa U2 i czasopisma Rolling Stone i Polityka. Nie bądźmy dziećmi.
Jednocześnie wolę wierzyć, że dobra (czy zła) recenzja nie wynika z polityki reklamowej tej czy innej gazety, tylko z odczuć i przemyśleń samego recenzenta. Inaczej musiałbym w ogóle zaprzestać czytania wszelkich recenzji, bo nawet forma bloga czy fanzinu nie przesądza o uczciwości i niezależności, prawda? W tym wypadku wolę więc zachować dziecięcą naiwność i kierować się zasadą domniemania niewinności, dopóki ktoś mnie nie przekona, że w danym wypadku jest inaczej.
Zatem, zamiast wchodzić w takie dywagacje, czy nie lepiej zwyczajnie przyznać, że ta płyta ma prawo się podobać i otrzymać dobrą recenzję? A czy się faktycznie podoba to już tylko kwestia gustu, a nie albo podejrzanych interesów albo niewielkiego osłuchania i bezrefleksyjnego tkwienia w muzyce młodzieńczych lat.
1.
”Joey Ramone was reportedly listening to the song „In a Little While” by U2 when he died”.
O Ramones vs u2 prosze poszperac w internecie, ksiazki tez sa.
Wnikliwa analiza utworu wg Bartosza Chacinskiego:
”Sam album, promowany podczas wczorajszej gali bardzo marnej klasy piosenką “The Miracle (of Joey Ramone)”, przynosi w dalszej części parę momentów, które miłośnikom tego młodzieńczego żaru się spodobają (Bono nie szczędzi falsetu)”.
No, nie szczedzi.
Do Panskich nieopierzonych czytelnikow dotrze tylko informacja o marnej klasy piosence – brzmi, jak wyrok…
2.
Porownania do FF podsumowal betoniarka i T. Rexem jeden z komentujacych.
Mysle tez, ze recenzja na interii przeszla gladko, bo w przeciwienstwie do Panskiej bufonady byla napisana lekko, bezpretensjonalnie i z jajem. Dlatego nawet ocena 2/10 tej wlasnie recenzji by nie zaszkodzila.
3.
”Chłopaki z dość jednak prowincjonalnej Irlandii stopniowo tracili od tego momentu niewinność, o czym – jak sądzę niechcący – mówi tytuł “Songs of Innocence” w połączeniu z bardzo jasną informacją, że w tekstach chodzi o historie z dawnych czasów.”
Z perspektywy Panskiego warszawskiego biurka ta Irlandia to bardziej prowincjonalna od wschodu czy zachodu? Bardziej ”dosc” czy moze ”jednak”?
”historie z dawnych czasow” – dlugo Pan dochodzil do tych glebokich i jakze logicznych wnioskow? Czy cos tam Panu wreszcie zaswitalo, wspomnial o ”punkowej scenie” w komentarzu pod tekstem a wieczorem zalozyl koszulke?
4.
”Starych fanów powinno też wzruszyć “Iris (Hold Me Close)”, które bez zgrzytu mogłoby się zawieruszyć nawet gdzieś w okolicach “Achtung Baby”.
Nie, Panie Bartku. To zupelnie inne okolice.
Nie powinnam oddawac Panu tej przyslugi i pisac o tym, co powyzej. To Pan, zabierajac sie do pisania tak krytycznej recenzji, wrzuconej potem na forum ”Polityki”, musi tych kilka informacji sprawdzic i sprobowac sie do nich odniesc. Zreszta nie jestem tu, zeby pisac o u2 tylko o tym, jak bardzo Pan przegial jako dziennikarz. Poza tym bycie fanem grupy utrzymujacej sie na rynku przez ostatnie 38 lat w takim stylu jest sporym wyzwaniem. Fanow u2 i grupe irlandczykow wyroznia wzajemny szacunek, Pan tego szacunku nie okazal ani jako byly fan, ani dziennikarz. Jak widac bycie krytykiem muzycznym, piszacym o plycie noszacej tytul ”songs of innocence” nagranej przez grupe, ktora zadebiutowala plyta ”boy”, nie jest w dzisiejszych czasach zadnym wyzwaniem. Do sluchania nie zmuszam, rozumiem – nowoczesne dziennikarstwo…
„Poza tym bycie fanem grupy utrzymujacej sie na rynku przez ostatnie 38 lat w takim stylu jest sporym wyzwaniem.” Perełka. Wytatuuję sobie to zdanie na nocniku.
Zanim wytatuujesz przeczytaj jeszcze raz ze zrozumieniem.
@Magda –> Pani Magdo. Biorę sobie do serca te uwagi, ale w kategorii „błędu”, którą pani proponuje, zwrócenie się do mnie per „Bartosz”, zamiast per „Bartek” lub „Bartłomiej”, byłoby zbrodnią. Ale bez urazy oczywiście, przynajmniej po mojej stronie. 🙂
@Rorschach
12 września o godz. 12:12
„nie lepiej zwyczajnie przyznać, że ta płyta ma prawo się podobać i otrzymać dobrą recenzję?”
======================
A znasz takie płyty (muzykę), które nie mają prawa się podobać?
@ Rafał -> Czytając recenzję Bartka i niektóre komentarze odnoszę wrażenie, że właśnie najnowsze U2 nie ma prawa się podobać, skoro jedyną motywacją pochlebnej recenzji mogą być w tym wypadku jedynie względy finansowe lub muzyczny infantylizm.
@Rafał Kochan –> „A znasz takie płyty (muzykę), które nie mają prawa się podobać?”.
Uwaga w punkt!
@Roschach –> „Nie bądźmy dziećmi”
– To właśnie chciałem dać do zrozumienia, odpisując na tamten komentarz uwagą na temat Fricke. Bo odpowiedzią na jedną recenzję nie powinna być druga recenzja. Bo z „Rolling Stone’a”? Dlatego, że ważniejsze pismo? Bo ich prawda „obiektywniejsza”? Odczucia ważniejsze? Różne rzeczy tu już napisałem o nowej płycie U2, ale nikomu ze słuchaczy nie odebrałem prawa do tego, żeby ją lubił. Choć mnie próbowano odebrać prawo do nielubienia.
@Ty, Grzegorz
No jednak artykuł Dorana w Quietusie wyraźnie zaznacza, że autor nie przesłuchał płyty i raczej tego nie zrobi. Doran w ogóle pojechał po całości, mocno subiektywnie czasami i idealistycznie, jednak nie sposób się niezgodzić w paru miejscach z J.D.
Przy nim recenzja naszego Gospodarza jest wręcz stonowana :).
Nie lubię hejterskich wpisów, ale w przypadku tego zespołu przyjemnie mi się czyta te wszystkie negatywne komentarze.
Rok 2014 jest niezły. Dał światu okropne nowe dzieło Coldplay, a teraz U2 intensywnie stara się o to samo.
@ Bartek -> Cytat z Rolling Stone’a, jeśli zerkniesz wyżej, zamieściłem w odpowiedzi na cytat z recenzji na Pitchforku. Czy można tu cytować tylko recenzje niepochlebne, jak właśnie tamta? Oczywiście, każdy z nas ma prawo do lubienia czy nielubienia i ja Ci go nigdy nie odbierałem, nie wrzucaj wszystkich osób, z którymi dyskutujesz do jednego worka. Chodzi mi wyłącznie o sposób argumentacji.
@Rorschach –> Zdecydowanie nie wrzucam wszystkich do jednego worka. jeśli odniosłeś takie wrażenie, to przepraszam. Po prostu staram się teraz ogarnąć najważniejsze wątki tej dyskusji, która się mocno rozczłonkowała i być może nakładają mi się już na siebie niektóre głosy. Pitchfork – ok. I bardzo dobrze, że w tym kontekście przywołałeś „RS”.
„Fanow u2 i grupe irlandczykow wyroznia wzajemny szacunek, Pan tego szacunku nie okazal ani jako byly fan, ani dziennikarz.”
No właśnie nie, bo jak się przejrzy tutejsze komentarze albo na u2forums.com to widać wpisy takiego typu:
-nie znasz się, jesteś idiotą
-jeśli wciąż ci się nie podoba to kolejne xx razy
-jesteś hejterem
-dziennikarzyną po LSD
-frustratem
-łatwiej zostać krytyczkiem muzycznym niż Bono. J*bać ich wszystkich!
“Fanow u2 i grupe irlandczykow wyroznia wzajemny szacunek, Pan tego szacunku nie okazal ani jako byly fan, ani dziennikarz.”
No właśnie nie, bo jak się przejrzy tutejsze komentarze albo na u2forums.com, to generalnie kłują w oczy widać wpisy takiego typu:
-nie znasz się, jesteś idiotą
-jeśli wciąż ci się nie podoba to przesłuchaj kolejne xx razy
-jesteś hejterem/dziennikarzyną po LSD/frustratem
-łatwiej zostać krytyczkiem muzycznym niż Bono. J*bać ich wszystkich!
Jeśli tak się okazuje szacunek, to nie chcę wiedzieć w jaki sposób fani U2 okazują innym brak szacunku 😀
i z góry przepraszam a ew. literówki – pisane z komórki
a co ten ostatni wpis ma wspólnego ze mną? [widzę, że robimy stówę]
Dożyliśmy takich czasów, gdy każde wyrażenie negatywnej opinii (szczególnie w internecie) spotyka się z ostracyzmem i przypinaniem łatki „hejterstwa” lub „trollingu”. Jest to o tyle dziwne, że przecież słuchanie muzyki jest intymną czynnością, nie wspominając o wywołanych emocjach oraz odczuciach estetycznych jej towarzyszących… Czy negatywna recenzja, nawet jeśli została złośliwie, niesprawiedliwie lub zwyczajnie – nieprofesjonalnie napisana, jest w stanie cokolwiek zmienić w doświadczeniu odbiorcy (a nawet zagorzałego fana danego wykonawcy)? Ten ferment, oburzenie, zgrzytanie zębami i tupanie nogami mogą sugerować, że ci wszyscy oburzeni nie są pewni własnych wrażeń oraz wątpią we własny system wartościowania muzyki. Oni wszyscy oczekują potwierdzenia we wszelkich mediach tego, co sami ubzdurali sobie na temat danej płyty / wykonawcy. Każdą negatywną krytykę skierowaną pod adresem ich ulubieńców traktują jako zamach na nich samych oraz ich rozchwiane emocjonalnie życie, a także obnażenie ich zagubienia w określaniu co jest dobre a co nie w tym otaczającym świecie.
Rozumiem, że stówa nie jest tu normą 🙂 Teraz Bartek będzie pisał wyłącznie źle o wszystkich wielkich gwiazdach muzycznej sceny 😉
@Rorschach –> Przekładalność negatywnych recenzji na zainteresowanie czytelników to nawet zjawisko ogólnoprasowe. Jeśli chodzi o liczbę komentarzy, nie zawsze wprost przekłada się na liczbę czytelników – wpis o Eurowizji przebił co najmniej dwukrotnie ten powyższy w zainteresowaniu, a nie dobił nawet do owej „setki”.
No i obiecuję, że nie będę się teraz koncentrował tylko na kopaniu wielkich, po rzeczonej Eurowizji w ciągu tygodnia pisałem m.in. o duecie Pospieszalski/Sroczyński, teraz też mam parę pomysłów na zwrócenie uwagi na coś muzycznie dla mnie istotnego. Bo to najważniejszy efekt wpisów o dużym zainteresowaniu – nie dostaję finansowej dywidendy od klików w każdym razie, no, może ktoś się uśmiechnie w redakcyjnym korytarzu 🙂
@@Sosnowski –> Trochę niefortunny ten nick o tyle, że chyba uwaga była @Magda, prawda?
@ Bartek -> Szczerze życzę wytrwałości i powodzenia w wykorzystaniu zwiększonego zainteresowania dla zwrócenia uwagi na rzeczy godne zwrócenia uwagi. W końcu świat nie kończy się na U2 😉
@Rafał Kochan, ostatni wpis: prawie dobrze, zrzuciłeś w moich oczach etykietkę: ‚nie mogę zrozumieć, dlaczego nie zarobiłem na industrialu miliona dolarów?’ i biję się w piersi, nie podważam Twojej rozległej wiedzy, doświadczenia i mądrości, ale to ja jestem sfrustrowany i mam depresję [puszczam trochę oko]. [naprawdę nie chcę dalej z tym polemizować].
wyłączyłem się z dyskusji, bo nie mam już nic do powiedzenia o nowym U2, poza przyznaniem racji, że warto by przesłuchać jednak nośnik fizyczny, bo ten format applowy jest bardzo kiepski i album brzmi jakoś podejrzanie dziwnie, płasko i mało dynamicznie. co do koncernu z Cupertino – sam używam iphone’a 5s 64GB silver i obalam mity o boskości: iOS też się czasami zawiesza (mnie 3 razy), nie jest to na pewno urządzenie krańcowo doskonałe. niemniej dobre. ale tak już wyszło, że go używam. kupiłem z własnej, nieprzymuszonej woli, bo widocznie jestem głupi. coraz częściej sądzę o sobie jak o idiocie. dziękuję i pozdrawiam.
[ps. nic mnie nie powstrzyma od lubienia bartkowego dziennikarstwa, dlaczego: pisałem już na Polifonii chyba kilka razy oraz na privie redaktora. czytam jego rzeczy od bardzo dawna i jest w nich zawsze flow, który mnie ujmuje. z tego co pamiętam, oddawał też swoje felietony do Laifa (za Kamili Kicińskiej), gdzie pracowałem i kiedyś nasze teksty zetknęły się w jednym numerze. taka drobna wspominka.]
@sosnowski
„ostatni wpis: prawie dobrze, zrzuciłeś w moich oczach etykietkę: ‘nie mogę zrozumieć, dlaczego nie zarobiłem na industrialu miliona dolarów?’ i biję się w piersi, nie podważam Twojej rozległej wiedzy, doświadczenia i mądrości, ale to ja jestem sfrustrowany i mam depresję [puszczam trochę oko]. [naprawdę nie chcę dalej z tym polemizować].”
Twój wpis na tyle tajemniczy, że nic z niego nie rozumiem. Kto tu kiedykolwiek dawał do zrozumienia, że na czymś nie może zarobić? No i kto tu pisał cokolwiek o frustracji lub o depresji? I niby z czym nie chcesz polemizować?
Kiedyś na jednym z portali przeczytałem recenzje płyty Pawła Kukiza, w której autor 70% tekstu poświęcił na dywagacje na temat czołgu, który podobno pan Paweł postawił sobie w ogródku. Zastanawiałem się wówczas, czy dziennikarstwo muzyczne może upaść jeszcze niżej. Dziś już znam odpowiedź na to pytanie. Pozdrawiam.
@ RobertK, rozmawialem w czerwcu tego roku z Doranem . W miedzyczasie co chcwila nowe osoby przynosily mu plyty ( bylo to na festiwalu ) . Facet po jakims czasie wygladal jak choinka bozonarodzeniowa. Nie dziwie sie ze mogl nie posluchac.
http://drownedinsound.com/releases/18417/reviews/4148225
Tutaj przykład porządnej, uczciwej, niepochlebnej recenzji, która mimo oceny 4/10 jest dobrze uzasadniona i przede wszystkim w żadnym momencie nie jest złośliwa. Polecam panu Bartkowi 🙂
@Rorschach –> Dzięki za ten przykład. Prawdę mówiąc widzę tu zgodność głównych tez dotyczących płyty. Ja poironizowałem na temat dystrybucji, a autor z Drowned In Sound z powodu wtórnego wykorzystania wcześniej odrzuconych pomysłów. Widzę za to jedną poważną różnicę: że po zdaniu
And it’s hard to listen to this over-thought, underwhelming record and not conclude that after years toiling on a bunch of so-so songs, U2 realised they were on a hiding to nothing and decided to use the fig leaf of the Apple launch to offer a zeitgeisty facade to just get them out there.
tamten autor nie zaliczył podobnej jak ja porcji hejterskich uwag ze strony społeczności fanów U2. Dlaczego? Może dlatego, że mają w serwisie wyłączone komentarze.
@ Bartek -> Jest w tym pewna logika 😉 Myślę, że zadziałały tu po prostu emocje związane z ukazaniem się tak długo oczekiwanej płyty i jej nietypową premierą. Sądzę też, że nie pomogły dwa pierwsze akapity pisane z pozycji użytkownika telefonu z Androidem, które podziałały jak płachta na byka. I poszło 🙂 Teraz emocje już chyba powoli opadają, więc pozostaje życzyć wszystkiego dobrego i pogratulować fajnego blogu. Ja będę czytał.
@Roschach –> Dzięki za zaufanie, mam nadzieję, że ogólnie uda mi się przekonać część czytelników tego wpisu muzyką/wyborami z kolejnych. 🙂
Albumu jeszcze nie słuchałem, ale konszachty U2 z Apple mnie nie bulwersują i zgryzu z tego powodu nie mam. Apple w końcu mniej lub bardziej zasłużenie serca świata artystów podbiło już dawno choćby oprogramowaniem do edycji audio oraz edycji wideo. Do tego dochodzi poczucie estetyki (może za wyjątkiem ostatnich szaleństw pana Ive, czyli tęczowy interfejs iOS oraz obrzydliwy zegarek, który wygląda jak maszkaron przy zegarku od LG lub Motoroli). Powracając do muzyki: za albumem „Pop” też nie przepadano i to szczególnie fani U2, a to wg mnie album w ich dyskografii bardziej wybitny, niż wychwalany przez wszystkich „Achtung Baby”, który określiłbym jako letnią wodę w kranie 🙂
APPLE pomoze Ci pozbyc sie U2
Ta płyta jest po prostu do dupy. Tyle w temacie. No Line przy ty,to arcydzieło.
Kolejna recenzja krótsza niż wywody na temat U2. Panu Bartkowi Chacińskiemu gratuluję miałkiego poziomu i uroczego lamentowania.
tymczasem Thom Yorke znowu dolał oliwy do ognia 🙂
@Łukasz. A kto to jest Thom Yorke?
@Rafał Kochan
Nie żebym chciała wywoływać trzecią wojnę światową… ale… 😉
Mając dostęp do googla wystarczy wpisać to nazwisko i się dowiedzieć kto to jest. Chyba, że wiedzieć się nie chce (ergo – po co pytać? By pokazać, że jesteś ponad to? Nie jest się bardziej offowym czy „prawdziwym”, gdy się zapyta: a co to jest Ju Tu – huehuehue) 😉
@baszeczka. Owszem, mozna wszystko sprawdzic w guglach i ja tez sprawdziłem. Moje pytanie jednak miało co innego znaczyć… Myślę, że domyślasz się co.